„Mąż sprzedał nasze małżeństwo za wygarną w totolotka. Po 20 latach byłam mniej warta niż kilka skreślonych cyferek”
„Noc była nieznośnie długa. Słowa Tomka odbijały się echem w mojej głowie, a rozterki Michała sprawiały, że czułam się coraz bardziej obca we własnym domu. Postanowiłam, że nie mogę dłużej czekać. Musiałam skonfrontować Michała z tym, co usłyszałam”.
- Redakcja
Codzienność z Michałem dawno przestała przypominać ten gorący romans, którym były nasze początki. Stała się raczej dojmującą rutyną, a nasze rozmowy coraz rzadziej dotyczyły wspólnych marzeń, a coraz częściej zwykłych, przyziemnych spraw. Michał po pracy zamykał się w swoim świecie, ja zaś z utęsknieniem wyglądałam chwil ucieczki od domowej monotonii. Nasze małżeństwo, to już nie była harmonia – to była cisza przed burzą, która niespodziewanie przyszła w postaci kuponu totolotka.
– Spróbujmy, może szczęście nam się uśmiechnie – powiedział Michał pewnego wieczoru, przynosząc drżący w dłoniach, już wypełniony kupon.
Zaciekawiona, zastanawiałam się, czy to impuls, czy może głębsze przemyślenia kierowały moim mężem. Mieliśmy przecież marzenia – ja marzyłam o ucieczce od zimna, o życiu na tropikalnej wyspie, o dniach wypełnionych słońcem i bezstresowym lenistwem. Michał natomiast, choć rzadko o tym mówił, zawsze miał głowę pełną pomysłów na to, jak pomnożyć pieniądze, które tak ciężko zarabiał.
– Co byś zrobiła, gdybyśmy wygrali? – zapytał, gdy po raz kolejny sprawdzał numery na kuponie.
– Wyjechalibyśmy stąd – odpowiadałam bez wahania. – Gdzieś, gdzie jest ciepło, gdzie życie płynie inaczej...
Michał kiwnął głową, ale widziałam w jego oczach niepokój
Już wtedy, choć nie chciałam przyznać tego sobie, czułam, że nasze marzenia zaczynają się gwałtownie różnić. Wcześniej, kilka miesięcy temu, gdy Michał pierwszy raz zaproponował kupno kuponu, pomyślałam, że to tylko chwilowy kaprys. Lecz wieczór za wieczorem wypełniał kolejne blankiety, a nasze rozmowy zaczęły krążyć wokół "co by było, gdyby". Pewnego dnia, kiedy udało nam się trafić kilka małych wygranych, jego zapał wzrósł. Był to dzień, w którym nasze marzenia miały zostać wystawione na próbę.
– Wyobraź sobie życie bez zmartwień, bez kredytów – marzył Michał. – Inwestycje mogą przynieść nam jeszcze więcej.
– A może po prostu wyjechać i zacząć wszystko od nowa? – zaproponowałam, mając nadzieję na wspólny entuzjazm.
Michał wyglądał na zamyślonego. Jego oczekiwania były inne. Chciał inwestować, rozmnażać wygraną, nie porzucać wszystkiego.
– To ryzykowne – stwierdził. – Możemy wykorzystać te pieniądze, aby budować coś większego.
– Ale co z naszymi marzeniami o spokojnym życiu? – spytałam.
– Spokój? Inwestycja to też rodzaj spokoju – odparł, niepewnie.
To był początek rozwarstwienia się naszych ścieżek. Każde z nas wyobrażało sobie przyszłość na swój sposób i choć patrzyliśmy w tym samym kierunku, wydawało się, że widzimy zupełnie inne obrazy. Potrzebując wsparcia, umówiłam się na kawę z Katarzyną, moją najlepszą przyjaciółką. W jej towarzystwie zawsze czułam się pewniej i gotowa do rozwiązywania problemów. Opowiedziałam jej o wszystkim, o wygranej, o marzeniach, o Michałowym planie inwestycyjnym.
– Nie wiem, co robić, Kasia. Czuję, że to może nas rozdzielić – wyznałam z żalem w głosie.
– Ale przecież wygraliście razem. Powinniście razem zdecydować, co z tym zrobić – odpowiedziała Katarzyna. – Może po prostu potrzebujecie czasu, aby znaleźć kompromis?
– A jeśli żaden z nas nie chce ustąpić? – spytałam.
– To pokaże, jak bardzo jesteście gotowi pracować na rzecz waszego związku – powiedziała. – A może chodzi o coś więcej niż tylko pieniądze?
Jej słowa utkwiły we mnie głęboko
Być może wygrana była tylko pretekstem, by ujawnić głębsze różnice między nami, które zatajałyśmy pod płaszczykiem codziennej rutyny. Dzień, w którym Michał postanowił przedstawić swoją propozycję zainwestowania wygranej, był dla mnie dniem pełnym zwątpienia. Próbowałam zrozumieć jego punkt widzenia, ale byłam również przerażona, że nasze drogi mogą się rozdzielić. Uważałam, że wygrana w loterii powinna być szansą na wspólne spełnienie marzeń, a nie powodem do kolejnych nieporozumień.
– Anna, zastanówmy się – powiedział pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy przy kolacji. – Możemy zainwestować te pieniądze i zabezpieczyć naszą przyszłość.
Jego słowa były przemyślane, ale nie odpowiadały moim pragnieniom.
– Michał, ja po prostu chcę z tobą spokojnego życia. Na tropikalnej wyspie, o której marzyłam – odpowiedziałam, próbując utrzymać spokój.
– Rozumiem, ale musimy być praktyczni – przekonywał.
Kiedy następnego dnia podsłuchałam jego rozmowę z Tomkiem, stało się dla mnie jasne, że nasze wizje przyszłości są diametralnie różne.
– Z tymi inwestycjami możemy naprawdę coś osiągnąć – przekonywał Michał. – Oczywiście, ona też będzie miała z tego korzyści.
Tomek, z typową dla siebie pewnością siebie, doradzał mu jakieś skomplikowane manewry finansowe. Byłam zszokowana. Jak mogło dojść do tego, że nie znałam już własnego męża? Ich rozmowe toczyła się coraz głośniej. Byłam schowana za drzwiami, słuchając każdego słowa.W ten dziękowałam Bogu, że mąż był wielozadaniowy i uwielbiał gawędzić z przyjacielem przez tryb głośnomowiący Chociaż serce biło mi jak szalone, była to dla mnie jedyna szansa, by usłyszeć, co naprawdę Michał myśli o naszej sytuacji.
– Rozumiesz, Michał, że te pieniądze to przepustka do wielkich rzeczy – mówił Tomek, przeglądając wykresy na laptopie Michała.
– Musisz to zainwestować mądrze, nie marnować na jakieś kaprysy.
– Wiem, wiem. Ale Anka ma zupełnie inne zdanie na ten temat – powiedział Michał, niepewnym głosem.
Tomek prychnął z dezaprobatą
– Anka? Proszę cię, nie daj się zwariować. Wszyscy wiedzą, że kobiety nie rozumieją finansów. Chcą tylko wygodnego życia bez zrozumienia, co to naprawdę kosztuje.
– Ale przecież obiecaliśmy sobie, że jak wygramy, to zmienimy coś w naszym życiu. Wyjedziemy gdzieś, odpoczniemy... – wahał się Michał.
– Michał, Michał... – Tomek potrząsał głową. – To są tylko puste sny. Musisz myśleć strategicznie. Gdy te inwestycje się powiodą, będziesz mógł kupić nie jedną, ale dziesięć wysp. Anna po prostu musi to zrozumieć.
Słuchając tych słów, poczułam się jakby ktoś wyrwał mi serce. Mój własny mąż wahał się, czy stanąć po mojej stronie, a nasz przyjaciel... Nie, Tomek nie był przyjacielem naszego małżeństwa. Był człowiekiem, który nie widział nic poza liczbami i zyskami. Noc była nieznośnie długa. Słowa Tomka odbijały się echem w mojej głowie, a rozterki Michała sprawiały, że czułam się coraz bardziej obca w własnym domu. Postanowiłam, że nie mogę dłużej czekać. Musiałam skonfrontować Michała z tym, co usłyszałam.
– Michał, musimy porozmawiać – zaczęłam, patrząc mu prosto w oczy. – Słyszałam, o czym mówiłeś wczoraj z Tomkiem.
Zaskoczenie na jego twarzy szybko ustąpiło miejsca obronnej postawie.
– Ania, nie rozumiesz. To wszystko jest dla nas, dla naszej przyszłości – starał się mnie przekonać.
– Dla naszej przyszłości, czy dla przyszłości, którą ty widzisz tylko przez pryzmat pieniędzy? – moje słowa były ostre, ale ból, który czułam, sprawiał, że nie mogłam mówić inaczej.
– Co masz na myśli? – Michał wyglądał na zmieszanego.
– Tomek powiedział, że kobiety nie rozumieją finansów, że chcą wygodnego życia bez zrozumienia, co to kosztuje. Czy ty też tak uważasz? – zapytałam bezpośrednio.
Michał zawahał się, a ja zobaczyłam w jego oczach to, czego najbardziej się obawiałam – wątpliwość.
– Anna, nie... Ja tylko... – zaczął, ale nie skończył.
– Nie musisz nic mówić, Michał. Wszystko jest już jasne – powiedziałam z rezygnacją.
Atmosfera między nami stawała się coraz bardziej napięta
Z każdym zdaniem czułam, że rozmowa przekształcała się w kłótnię, pełną wzajemnych oskarżeń i zarzutów.
– Zawsze mówiłeś, że wspierasz moje marzenia. A teraz? Teraz wygląda na to, że słowa Tomka są dla ciebie ważniejsze niż to, co czuję ja – krzyknęłam, tracąc nad sobą kontrolę.
– Ależ ja cię wspieram! – podniósł głos Michał. – Chcę tylko, żebyśmy byli rozsądni, nie chcę, żebyśmy marnowali tę szansę na byle co!
– Byle co?! – Moje serce biło jak szalone. – Nasze marzenie o wyjeździe, o nowym życiu to byle co dla ciebie?
Michał przechadzał się niespokojnie po pokoju. Widziałam, jak zmaga się ze sobą, jak próbuje znaleźć argumenty, które by mnie przekonały.
– To nie o to chodzi, Anna. Ale to nie jest odpowiedni czas na wyjeżdżanie i porzucanie wszystkiego. Musimy pomyśleć o przyszłości, o inwestycjach, które...
– Zawsze inwestycje! – przerwałam mu. – Czy kiedykolwiek myślałeś o tym, co naprawdę jest dla mnie ważne? Czy myślałeś o nas, o tym, jak bardzo potrzebujemy tej zmiany?
Michał stanął jak wryty, patrząc na mnie z mieszanką frustracji i rozpaczy.
– Wydawało mi się, że rozumiesz, że to dla naszego dobra...
– Nie dla mojego – odparłam zdecydowanie. – Nie jeśli to oznacza, że mam żyć w cieniu twoich finansowych planów, zamiast realizować nasze wspólne marzenia i walczyć o nasze małżeństwo.
Kłótnia ciągnęła się długo w noc. Każde z nas próbowało obronić swoje racje, ale w głębi duszy zdawaliśmy sobie sprawę, że przepaść, która nas dzieliła, stawała się coraz większa.
Rozmowy, które miały nas zbliżyć, tylko pogłębiły przepaść. Michał, w obliczu mojej determinacji do wykorzystania wygranej na wspólne marzenia, poczuł się uwięziony w narożniku, a ja, widząc jego nieugięte przekonanie o konieczności inwestowania, czułam się zignorowana i opuszczona.
– Myślałem, że możemy znaleźć jakiś kompromis – powiedział Michał, gdy kłótnia powoli zaczęła wygasać.
– Nie ma kompromisu, gdy jeden nie chce słuchać drugiego – rzuciłam, zbierając resztki godności.
W końcu Michał zamilkł, a ja wiedziałam, że ta cisza jest znakiem naszego końca. Nie było już odwrotu. Coś, co zaczęło się jako wspólna nadzieja na lepsze jutro, zamieniło się w niemożliwe do pogodzenia różnice.
– Myślę, że powinniśmy pomyśleć o tym, co dalej – powiedziałam, unikając jego spojrzenia.
Michał spojrzał na mnie ze smutkiem, który wyraźnie odczytywałam na jego twarzy.
– Czyli co? To koniec?
Nie odpowiedziałam od razu. Przełknęłam głośno ścisk w gardle.
– Tak, chyba tak.
Słowa wypowiedziane na głos przyniosły z sobą ostateczność, której oboje się obawialiśmy, ale której nie mogliśmy już uniknąć. Z wizytą u prawnika nie mieliśmy już złudzeń, że nasze małżeństwo może przetrwać. Mimo burzliwych emocji, które wywołały nasze rozmowy, teraz przyszło nam stanąć przed rzeczywistością podziału wygranej.
– Proponuję podzielić wszystko na pół. To będzie najprostsze rozwiązanie – powiedział prawnik, rozkładając przed nami umowy i dokumenty.
– Niech będzie – zgodził się Michał, choć jego głos był pełen rezygnacji.
Siedzieliśmy w milczeniu, podpisując dokumenty, które zatwierdziły koniec naszego wspólnego życia. Każde z nas zabierało swoją część wygranej i marzenia, które teraz musieliśmy zrealizować osobno. Puste mieszkanie, które kiedyś tętniło naszymi wspólnymi śmiechami, teraz odbijało echo mojej samotności. Wygrana, która miała być początkiem naszej wspólnej przyszłości, stała się symbolem końca.
Wyprowadziłam się. Sama, zostawiając za sobą życie, które znałam. Michał został, zatopiony w swoich inwestycjach. Nasze ścieżki, tak gwałtownie się rozchodzące, wiodły teraz w zupełnie różnych kierunkach. Marzenie o szczęściu zmieniło się w gorzką lekcję. Lekcję o tym, że czasem dążenie do szczęścia może nas doprowadzić do samotności, którą próbujemy za wszelką cenę uniknąć.
Anna, 48 lat