„Mąż traktował mnie jak kuchtę i pokojówkę. Po 20 latach rzuciłam ścierą i puściłam się w harce z miłością sprzed lat”
„Żyłam z dnia na dzień, mając nadzieję, że coś się zmieni albo w końcu przywyknę. W końcu mogłoby być gorzej. On był spokojny, całkiem nieźle zarabiał. Fakt, nie odzywał się zbyt często, ale też nie kłócił się i nie robił awantur”.
Mam raczej skromne wymagania co do życia. Zdaję sobie sprawę, że urodą nie grzeszę, jestem dość przeciętna i pełna różnych zahamowań. Nigdy wcześniej nie cieszyłam się powodzeniem u płci przeciwnej, dlatego kiedy nagle zjawił się facet i bez specjalnego polotu spytał: „Co powiesz na ślub?”, odpowiedziałam: „Jak chcesz...”.
Nie kochałam go
Wyszłam za niego, mimo że nie darzyłam go uczuciem. Miałam jednak nadzieję, że on czuje coś do
mnie i wierzyłam, że to wystarczy. Sądziłam, że nic lepszego już mnie nie spotka, że to łut szczęścia, jedyna szansa, jaka mi się trafiła. No i bardzo pragnęłam zostać mamą.
Kiedy już zaczęliśmy wspólne życie, poczułam się rozczarowana, bo oczekiwałam czegoś więcej. Mąż nie okazywał mi tyle zainteresowania, na ile liczyłam. Nasze pogawędki ograniczały się do pytań i odpowiedzi na temat spraw domowych. Mimo to trwałam w tym związku, który nie dawał mi radości i próbowałam nadać mu blask.
Organizowałam imprezy dla znajomych, przygotowywałam dla męża miłe niespodzianki, żyłam z dnia na dzień, mając nadzieję, że coś się zmieni albo w końcu przywyknę i przestanie mi to przeszkadzać. W końcu nie jest aż tak źle, mogłoby być gorzej. On był spokojny, całkiem nieźle zarabiał. Mogłam robić, co tylko chciałam, na wszystko mi pozwala. Fakt, nie odzywał się zbyt często, ale też nie kłócił się i nie robił awantur.
Wystarczało mi macierzyństwo
Po roku wciąż nie potrafiłam się z tym pogodzić. Brakowało mi uczucia, przytulania i zrozumienia. Dlatego zadałam mu pytanie:
– Czemu tak postępujesz?
On próbował mnie pocieszyć, przytulił i odparł:
– No cóż, po prostu taki już jestem.
W pewnym momencie zorientowałam się, że popełniłam ogromną pomyłkę i nie daję już rady tego ciągnąć, więc zaczęłam poważnie rozważać rozstanie. Kiedy dokładnie wszystko przeanalizowałam i zdecydowałam się na ten najtrudniejszy krok w moim życiu, nagle odkryłam, że spodziewam się dziecka. Zostanę mamą! To był priorytet, znacznie istotniejszy niż udany związek. Poza tym maluch zasługuje na to, by dorastać z tatą.
W kolejnych latach oddawałam się bez reszty byciu mamą. Sprawiało mi to tyle radości, że nie myślałam już o swoich wcześniejszych porażkach życiowych. Miałam cudowną pociechę. Śliczne, utalentowane i otoczone miłością maleństwo. Od teraz to ono stało się całym moim światem.
Rana wstawałam przed wszystkimi, szykowałam syna do przedszkola, a potem gnałam do roboty. Jak tylko skończyłam, pędziłam do chaty, dźwigając siatki wyładowane sprawunkami, nie mając co liczyć na niczyją pomoc.
Stałam się zbędna
Kiedy w końcu kładłam się do łóżka, ogarniało mnie ogromne zmęczenie. Mój małżonek spoczywał tuż obok, odwrócony tyłem, pogrążony w ciszy. Zupełnie mnie ignoruje, jakbym w ogóle nie istniała. Miałam poczucie bycia niepotrzebną i doskwierała mi samotność. Tak naprawdę nie miałam już ochoty rozmawiać ani szukać z nim bliskości, jednak bolał mnie fakt, że on także tego nie pragnie. Choć wydawałoby się, że powinnam już do tego przywyknąć, jakoś nie mogłam. Próbowałam odpędzić od siebie te myśli, aby uniknąć cierpienia.
Pociecha w mgnieniu oka stała się duża i zaczęła budować swój własny, prywatny świat, do którego mama nie ma wstępu. Nie miała już ochoty dzielić się z rodzicielką każdą refleksją, co w pełni akceptowałam. Zrobiłam krok w tył, ale nadal miałam syna na oku, egzystując niejako obok niego.
Zdawałam sobie sprawę, że lada moment opuści rodzinne gniazdo i napawało mnie to smutkiem, jednak nie miałam mocy, by go przy sobie zatrzymać – tak po prostu wygląda życie.
Tymczasem, mimo że moje dziecko było prawie dorosłe, wciąż co rano szykowałam mu kanapki do szkoły. Nie mogłam jednak pozbyć się poczucia, że nikomu nie jestem już potrzebna, nikt się mną nie przejmuje i ponownie zostałam sama jak palec.
Myślałam, że nie zapomni
Zbliżała się nasza dwudziesta rocznica ślubu, o której mój mąż na bank nie zapomni, mimo że przez ostatnich dwadzieścia lat z uporem maniaka nie pamiętał o żadnych rocznicach. Miałam pewność, że to świetny moment, aby szczerze pogadać i coś zmienić na plus w naszej relacji. Specjalnie na tę okoliczność sprawiłam sobie kieckę, na obiad przyszykowałam jego ulubione potrawy. No i…? No cóż. Jak zawsze – ani kwiatuszka, ani życzeń. Głucha cisza.
Zdałam sobie sprawę, że to tylko dwadzieścia lat spania w jednym łóżku z tym samym mężczyzną. Dwadzieścia lat jedzenia przy jednym stole i słuchania, jak irytująco brzęczy widelcem o talerz. Dwadzieścia lat chodzenia na ustępstwa i udawania, że pewne rzeczy mnie nie denerwują. Ogarnęło mnie rozczarowanie i smutek, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie czułam. Miałam tylko nadzieję, że gdy ten okropny jubileusz minie, to i smutek w końcu ustąpi.
Z każdą chwilą coraz wyraźniej zdawałam sobie sprawę, że dzieje się ze mną coś złego. Łzy nie przestawały płynąć po moich policzkach. Zdałam sobie sprawę, że przyczyną tego jest smutek, który tym razem postanowił zagościć na stałe w moim sercu. Wiedziałam, że muszę podjąć jakieś kroki, zanim całkowicie zawładnie on moim życiem. W tajemnicy przed rodziną, która i tak się mną nie przejmowała, zdecydowałam się rozpocząć terapię.
Postanowiłam wyjechać
Pierwsze, co usłyszałam od terapeuty, to żeby zafundować sobie krótki urlop. Zarezerwowałam tygodniowy pobyt w sanatorium, mając nadzieję, że zmiana otoczenia i zabiegi pomogą mi odzyskać równowagę psychiczną. Podczas spaceru w parku trzeciego dnia spotykałam faceta, który przyglądał mi się ze zdziwieniem w oczach…
Miałam wrażenie, że zamierza nawiązać ze mną rozmowę. Też go kojarzyłam, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć skąd. Gdy przeszedł obok mnie usłyszałam:
– Joasia?!
Stanęłam jak wryta, odwróciłam głowę i spojrzałam mu w oczy przez chwilę, aż w końcu on się odezwał:
– Joasiu, nie pamiętasz mnie? Rafał jestem, z klasy C. Razem chodziliśmy do liceum.
Tak, to Rafał! Ale się zmienił, ledwo go rozpoznałam. Jednak to nadal on, ten Rafał. W szkole to był najpopularniejszy koleś. Każda laska na niego leciała, a on na żadną nawet nie spojrzał. Też się w nim bujałam, ale nie miałam na tyle odwagi, żeby choćby zerknąć w jego kierunku. On – najprzystojniejszy facet w całej szkole, a ja taka przeciętna, pełna kompleksów.
Nie miałam szans
– Asia, ale niespodzianka! Kto by pomyślał, że się tu spotkamy? – Rafał był wyraźnie zdziwiony, a ja tak zaskoczona jego słowami, że język mi stanął kołkiem i nie mogłam nic powiedzieć.
Nigdy nie przypuszczałabym, że ten chłopak, który w szkole kompletnie mnie ignorował, nawet na moment nie zaszczycił mnie spojrzeniem, nagle zaczyna być dla mnie taki uprzejmy. Przeprosił, że teraz nie ma czasu, ale po obiedzie koniecznie musimy się spotkać. Wręcz błagał, żebym się zgodziła. Byłam totalnie zaskoczona, bo nie miałam pojęcia, że stać go na taką sympatię.
Kiedy przyszłam na umówione miejsce, on już czekał. Siedział w przytulnej restauracyjce, popijając wino. Oddaliśmy się wspomnieniom z lat szkolnych. Niespodziewanie Rafał zwierzył mi się:
– Byłem wtedy w tobie taki zakochany! Ale brakowało mi śmiałości, żeby ci to powiedzieć wprost, bo zdawałem sobie sprawę, że nie mam żadnych szans. Wydawałaś się być poza moim zasięgiem, jakbyś była z lodu.
Ta wiadomość dosłownie mnie poraziła; trudno mi było dać wiarę własnym uszom. Najsłodszy koleś z liceum, ten przystojniak, o którym śniłam po nocach, zalewając się łzami, był we mnie zakochany?!
Czeka mnie nowy start
Do momentu wyjazdu widywaliśmy się non stop. Pomimo że od matury minęło dwadzieścia pięć lat, w jego towarzystwie znów czułam się jak nastolatka – pełna życia, beztroski i totalnie nieodpowiedzialna. Kiedy na mnie patrzył, zapominałam o swoich kompleksach. Sama nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, ale po raz pierwszy w życiu naprawdę tryskałam szczęściem.
Sumienie gryzie mnie nieustannie, ponieważ jako mężatka nie powinnam czerpać takiej radości z relacji z innym facetem. Ze smutkiem rozmyślałam o nadchodzącym pożegnaniu z Rafałem. Nie wiedziałam jednak jednej rzeczy – on odczuwa i rozumuje tak samo jak ja. Tym razem nie powielimy wcześniejszego błędu – nie odpuścimy, nie damy sobie przepaść ze swojego życia. Teraz stoję przed najtrudniejszą życiową decyzją.
Milena, 46 lat