Reklama

Niby to proste – mówić o tym, jak to się zmieni swoje życie i wmawiać sobie, że wybór, którego się dokonało, jest właściwy. Schody zaczynają się wtedy, gdy przychodzi chwila na podjęcie decyzji – złapać za walizkę, spakować manatki i pójść w swoją stronę. Na dobre.

Reklama

Postanowiłam napisać pożegnalny list:

„Norbert, nie dam rady dłużej tego ciągnąć. Odnoszę wrażenie, jakbym była twoją własnością. Mam poczucie, że bez twojego przyzwolenia nie mogę zrobić nawet oddechu. Wielokrotnie starałam się przekazać, co sprawia mi ból, ale brakowało ci czasu, by mnie wysłuchać. Odchodzę. Uszanuj moją decyzję i daj mi spokój. Jedynego czego żałuję to tego, że tak bardzo się od siebie oddaliliśmy. Dobrych wspomnień prawie już nie pamiętam, bo przyćmiły je te złe, o których chcę jak najszybciej zapomnieć. Nie napiszę, że cię kocham, bo sama nie wiem.

Żegnaj! Joanna”.

Opuszczając swoje mieszkanie, zachowywałam się niczym złodziej. Starałam się wyjść tak dyskretnie, żeby nawet osoby z sąsiedztwa mnie nie dostrzegły. Żeby nikt nie widział, że uciekam.

Spakowałam tylko dwie torby podróżne.

Wrzuciłam mój dobytek do bagażnika taksówki

– Gdzie pani jedzie? Na spóźnione wakacje? – kierowca taksówki zerknął w lusterko wsteczne. – Ja też najbardziej lubię wyjeżdżać za jesienią. Wszystko robi się jakby cichsze, mniej chaotyczne, mniej przyjezdnych. Uwielbiam wtedy chodzić po górach. Ale patrząc na pani bagaże, to raczej nie w góry się pani wybiera, zgadza się?

Nie chciało mi się gadać, a już zwłaszcza z kierowcą taksówki. Stwierdziłam, że jak będę siedzieć cicho, to da mi spokój i przestanie zadawać pytania. Wlepiłam wzrok w sufit, starając się ze wszystkich sił nie rozpłakać.

Właśnie kończyłam istotny etap w swoim życiu i wcale nie skakałam z tego powodu z radości. To znaczy: cieszyłam się, że w końcu zebrałam się na odwagę i od teraz sama będę o wszystkim decydować. Ale jednocześnie czułam smutek i niepewność, co przyniesie mi jutro.

– Chyba coś panią dręczy – kierowca taksówki po raz kolejny zerknął na mnie we wstecznym lusterku. – Ale wie pani, nie zawsze najlepszym wyjściem jest ucieczka.

– Czemu pan stoi w miejscu? Przez pana nie dotrę na czas na pociąg! – rzuciłam w odpowiedzi.

– Nie zauważyła pani tego gigantycznego korka? Powinna była pani wezwać taksówkę trochę wcześniej. Poza tym czas to kwestia dyskusyjna – stwierdził sentencjonalnie. – Nie da się go przegonić ani przed nim umknąć.

– A może pojedziemy inną trasą? Muszę zdążyć na ten pociąg za wszelką cenę!

Mój ambitny plan właśnie legł w gruzach

Korek na drodze był czymś kompletnie nieprzewidzianym, do tego jeszcze wkurzający taksówkarz i moje łzy, które nagle popłynęły same. Ciekły mi nieprzerwanie po twarzy, kapiąc prosto na dekolt i robiąc mokre ślady na koszulce. Czułam, że chodzi o coś więcej niż tylko to, że mogę się spóźnić.

Kompletnie nie miałam pojęcia, co ze sobą począć. Całe moje ciało trzęsło się z zimna, choć pogoda na zewnątrz była wręcz wymarzona – ciepła i słoneczna, co rzadko zdarza się o tej porze roku. Dłonie miałam lodowate, zupełnie jak moje serce.

– Aż tak panią to przygnębiło? Nie ma innej możliwości dojazdu? Zostało nam jeszcze trochę czasu, więc jest szansa, że się uda. W ostateczności mogę panią podrzucić autem do celu. Daleko pani wyjeżdża?

– Gdybym tylko mogła, pojechałabym na drugi kraniec świata – odparłam, ocierając łzy spływające po policzkach. – Nie widzę innego rozwiązania!

– Nieee, luz, na wszystko jest rada – kierowca posłał mi uśmiech. – Szmat czasu spędziłem za kierownicą i wiele się naoglądałem… Jak pani się już wypłacze do woli, to z chęcią pogadam. Może uda mi się jakoś pomóc.

Pokiwałam głową na nie. Gula w gardle odbierała mi mowę. Przez moment jechaliśmy bez słowa.

– Chyba damy radę – taksówkarz raz po raz zerkał we wsteczne lusterko.

Starałam się nie patrzeć w jego stronę. Nos miałam czerwony od szlochania, wyglądałam jak straszydło, ale zupełnie mnie to nie obchodziło. Najwyraźniej zawsze, gdy podejmuję w życiu jakąś drastyczną decyzję, muszę ją opłakiwać i wyglądać przy tym jak siedem nieszczęść.

Kiedy Norbert poprosił mnie o rękę, płakałam ze wzruszenia

Później również szlochałam w kościele podczas całej ceremonii ślubnej. Moja radość błyskawicznie zamieniła się jednak w smutek i żal. Okazało się, że Norbertowi najbardziej zależało na sobie samym, a ja byłam mu niezbędna jedynie do przygotowywania posiłków, prasowania koszul, oddawania garniturów do pralni chemicznej oraz odgrywania roli idealnej gospodyni, kiedy zapraszał swoich znajomych do domu.

Wiercił mi dziurę w brzuchu tak długo, że w końcu z jego powodu porzuciłam swoją pracę. Owszem, moje zarobki nie były powalające, ale to nie oznacza, że nie miałam szansy dalej się kształcić i coś w życiu osiągnąć. Sytuacja wyglądała tak, że gdy Norbert zjawiał się w domu po pracy, jedliśmy razem obiad, a następnie aż do wieczora słuchałam jego opowieści o tym, co robił w biurze, co mu wyszło, a co nie, co go irytuje...

Przytakiwałam mu, od czasu do czasu wtrącając jakieś pytanie, mimo że w rzeczywistości temat mnie kompletnie nie interesował. Kiedy usiłowałam skierować rozmowę na inne tory, Norbert i tak zawsze wracał do swojego.

Z biegiem czasu zaczął mi dyktować, w co mam się ubierać

Nie akceptował kobiet w spodniach ani krótkich damskich fryzur. Buty musiały być koniecznie na szpilkach, a ciuchy markowe. I to nie tylko na ważne spotkania.

Pewnie nie powinnam marudzić, moja matka stwierdziłaby, że sama sobie problemy stwarzam i powinnam się cieszyć. Do moich obowiązków należało robienie sprawunków, dbanie o czystość mieszkania i gotowanie, z tym, że to Norbert zawsze wieczorem mówił mi, na co ma ochotę kolejnego dnia.

Po trzech latach czułam się totalnie wyczerpana i zestresowana. Nie mam pojęcia, czy to, że nie zostałam matką, jest skutkiem jakiejś wady czy może blokady w głowie. Najgorsze w tym wszystkim było to, że to mój małżonek narzucał, kiedy i jak mamy się kochać. Kiedy był zmordowany albo kolejnego dnia czekała go wczesna pobudka, nie było mowy, żeby namówić go na igraszki w łóżku.

– Ale pani się zadumała – taksówkarz uśmiechnął się przyjaźnie. – Zaraz dojedziemy na miejsce.

– To świetnie – zdołałam wykrztusić przez ściśnięte ze stresu gardło.

Wczoraj Norbert wyjechał służbowo. Jak zawsze, gdy wyjeżdżał bez zamiaru noclegu, zabrałam się za przygotowywanie obiadu, który standardowo jedliśmy około godziny szóstej po południu. Jednak około wpół do szóstej zadzwonił z informacją, że pilne sprawy zmusiły go do pozostania na miejscu i powróci dopiero kolejnego dnia po południu. Miałam zatem wieczór wolny tylko dla siebie, ale towarzyszyło mi dziwne uczucie dyskomfortu.

Nie potrafiłam przestać o nim myśleć

Leżenie samotnie w łóżku było straszne, cały czas się wybudzałam. Właśnie tej nocy zdecydowałam, że to koniec, że wreszcie od niego odejdę. Z samego rana wrzuciłam rzeczy do walizki, ogarnęłam mieszkanie i zamówiłam taksówkę. Wtedy rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości. To był Norbert.

„Cześć Asiulka, co u ciebie słychać? Okropnie mi ciebie brakuje. Jakie pyszności planujesz ugotować dziś na obiad? Mam dla ciebie super wieści – uda mi się wrócić szybciej, przesunąłem ostatnie spotkanie, żeby jak najszybciej móc cię przytulić. Liczę na to, że ty także nie możesz się doczekać naszego spotkania. Kocham cię”.

– Proszę bardzo. To będzie 27 złotych, taka jest cena – kierowca taksówki zaparkował tuż obok dworca kolejowego. – Powodzenia, trzymam kciuki!

Kompletnie znieruchomiałam.

Czemu pani nie wychodzi? Chyba było pani pilno. Czy coś się stało? Źle się pani czuje?

– Bardzo pana przepraszam, ale czy byłaby możliwość, żeby wrócił pan z powrotem tam, skąd mnie pan zabrał?

Możemy pojechać, gdziekolwiek pani zechce. Pasażer jest u nas najważniejszy – kierowca taksówki zaczął wycofywać.

Ten gość chyba wiedział, co mówił, ucieczka to nie zawsze najlepszy pomysł. Uznałam, że dam temu związkowi jeszcze jedną szansę. W końcu na ucieczkę zawsze będzie czas.

Reklama

Joanna, 28 lat

Reklama
Reklama
Reklama