Reklama

Wieczory zawsze były najgorsze. Siedziałam w sypialni, patrzyłam w ciemne okno i czułam, jak cisza w naszym domu zaczyna mnie dusić. Słyszałam, jak Paweł wraca – jak zgrzyta klucz w drzwiach, jak odkłada torbę, jak przechodzi przez korytarz bez słowa. Nie przychodził do mnie, nie pytał, jak się czuję, co u mnie. Byłam w tym domu, ale jakby mnie nie było. Czasem miałam wrażenie, że mogłabym zniknąć, a Paweł nawet by tego nie zauważył.

Reklama

Zastanawiałam się, kiedy to się zaczęło. Może wtedy, kiedy on zaczął zostawać dłużej w pracy, a ja przestałam pytać, kiedy wróci? Albo wtedy, gdy przestał mówić mi „dobranoc” i „dzień dobry”? Nie wiem. Ale pamiętałam, jak siedziałam jako dziecko pod stołem, patrząc, jak moja mama płacze, bo tata znów jej nie zauważał, i przysięgałam sobie, że moje życie nigdy tak nie będzie wyglądać. A teraz – historia zatoczyła koło. Byłam dokładnie w tym samym miejscu co ona. Samotna, z pustką w sercu, z tysiącem pytań bez odpowiedzi. Czułam, jak we mnie narasta coś gorzkiego. Nie chciałam być tą kobietą, która czeka. Ale Paweł już nie patrzył na mnie jak na kobietę. Byłam tylko dodatkiem do jego życia – tłem, które po prostu miało być.

Dłużej tak już nie miałam siły

To był zwykły wieczór. Paweł siedział w kuchni, przewijał coś w telefonie, a ja, stojąc przy blacie, patrzyłam na niego i czułam, jak wszystko we mnie kipi. Przez chwilę walczyłam sama ze sobą – mówić czy nie mówić? W końcu pękłam.

– Paweł, musimy porozmawiać. – Głos mi zadrżał, ale powiedziałam to na głos.

Paweł nawet nie podniósł wzroku, tylko mruknął pod nosem:

– O czym?

Zacisnęłam pięści, aż poczułam ból w palcach.

– O nas. O tym, że nie ma między nami nic. Ty mnie nie widzisz, nie rozmawiasz ze mną, nie dotykasz. Wracasz z pracy i siedzisz z nosem w telefonie, jakbyśmy byli współlokatorami, a nie małżeństwem!

Spojrzał na mnie jak na kogoś, kto przeszkadza mu w czymś ważnym.

– Przesadzasz, Anka. Ciągle coś wymyślasz, zawsze masz jakiś problem. Jestem zmęczony, nie mam siły na twoje wywody.

– Wywody?! – Głos mi się załamał. – Ty w ogóle mnie nie słuchasz! Kiedy ostatnio mnie zapytałeś, jak się czuję? Co się u mnie dzieje? Paweł, czy ty mnie w ogóle jeszcze kochasz?

Paweł wzruszył ramionami, jakby to, co mówię, było dla niego zupełnie obojętne.

– Nie wiem, o co ci chodzi. Pracuję, zarabiam, dom stoi, wszystko działa. Czego jeszcze chcesz?

Patrzyłam na niego, a w środku czułam, jak coś się we mnie bezpowrotnie łamie. Odwróciłam się na pięcie, trzaskając drzwiami, i wpadłam do sypialni. Usiadłam na łóżku, drżącymi rękami zasłaniając twarz. Łzy cisnęły mi się do oczu. Czy to naprawdę wszystko, co mi zostało? Być jakimś cholernym tłem w jego życiu, cichą, niezauważalną żoną, która po prostu jest? Wiedziałam jedno – dłużej już tak nie dam rady.

Nasze spojrzenia się spotkały

Siedziałam na tarasie, owinięta w koc, z kubkiem herbaty, której nawet nie chciało mi się pić. Paweł jak zwykle zamknął się w swoim świecie. Próbowałam wyjść z tego domu, chociażby myślami – patrzyłam na ogród, na kwiaty, które przekwitały, na liście, które wiatr zdmuchiwał z drzew… i wtedy zobaczyłam go – Jerzego. Stał przy furtce, z papierosem w dłoni, jakby też czegoś szukał. Chciałam odwrócić wzrok, ale nasze spojrzenia się spotkały. I nagle poczułam w sercu coś dziwnego – jakby ktoś otworzył przede mną drzwi, o których zapomniałam, że w ogóle istnieją.

– Coś cię dręczy? – zapytał cicho, podchodząc bliżej.

Nie odpowiedziałam od razu. Wpatrywałam się w jego twarz – zmęczoną, trochę zniszczoną czasem, ale ciepłą. Może to ten spokój w jego oczach sprawił, że zaczęłam mówić.

– Jest mi źle. Paweł... on... jakby mnie nie widział. Jakbym była dla niego nikim. – Głos mi się załamał, czułam, jak łzy wzbierają mi w oczach, a zaraz potem już płynęły po policzkach.

Jerzy usiadł obok mnie, nie dotykał, ale czułam jego obecność jak ciepło ognia.

– Wiem, co czujesz – powiedział po chwili. – Wiesz, że ja z twoją teściową… my też przez lata tylko obok siebie... Każdy gdzieś w swoim świecie, swoje sprawy, swoje rozczarowania... A potem nagle zostajesz sam.

Spojrzałam na niego, zaskoczona. Nikt nigdy nie mówił do mnie w taki sposób. Nikt mnie nie rozumiał.

Czasem chciałbym cofnąć czas – dodał cicho. – Ale nie da się.

Patrzyliśmy na siebie długo. Milczenie między nami było inne – ciężkie, ale prawdziwe. I wtedy, po raz pierwszy od dawna, poczułam, że ktoś mnie widzi.

Między nami zaczęło się coś rodzić

Zaczęłam szukać jego obecności. Nieświadomie, choć może jednak trochę świadomie. Kiedy słyszałam, że Jerzy wychodzi na ogród, wymykałam się na taras niby po to, żeby podlać kwiaty albo zebrać pranie. Kiedy siadał z książką na ławce, robiłam sobie herbatę i z kubkiem w dłoniach siadałam obok, na bezpieczny dystans, jakby przypadkiem.

Nie pytał, co u mnie – mówiłam sama. Mówiłam o wszystkim – o Pawle, o tym, jak czuję się sama w tym domu, o pracy, o dzieciństwie. O tym, jak bardzo mnie boli, że tak bardzo tęsknię, choć nie wiem, za czym. A Jerzy słuchał. Patrzył na mnie uważnie, czasem kiwał głową, czasem tylko cicho mruczał: „Rozumiem”. Czułam, jak każde jego słowo, każdy gest, koi mój ból, jak plaster na ranę, o której nawet nie wiedziałam, że jest tak głęboka.

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem na schodach. Noc była ciepła, cisza aż dzwoniła w uszach. Jerzy zapytał mnie wtedy, cicho, jakby bał się, że usłyszą nas ściany:

– Anna… czego ci brakuje?

Otworzyłam usta, ale nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam odpowiedzieć „wszystkiego”. Brakuje mi bliskości, dotyku, spojrzenia, które mówi: „jesteś ważna”. Brakuje mi słów, które ktoś mówi do mnie z czułością, a nie obojętnie, jak do przedmiotu. Ale nie potrafiłam tego wykrzyczeć. Wtedy Jerzy zrobił coś, co sprawiło, że serce mi zamarło. Położył swoją dłoń na mojej.

Dłonie złączyły się przypadkiem, a może wcale nie przypadkiem. Zostaliśmy tak, bez słów, patrząc w ciemność przed nami. Czułam jego ciepło, czułam drżenie w sobie. To było coś, czego nie powinnam czuć. Ale czułam. I wtedy zrozumiałam, że to nie jest już tylko rozmowa. Że między nami zaczęło się coś rodzić. Coś, czego nie umiałam ani nazwać, ani zatrzymać.

Zalała mnie fala wstydu i pragnienia

Od tamtego wieczoru nie mogłam myśleć o niczym innym. Każdego dnia czułam, jak rośnie we mnie coś, co nie dawało mi spokoju. Czułam się winna, a jednocześnie... chciałam więcej. Więcej tych rozmów z Jerzym, jego spojrzenia, ciepła jego dłoni. A z Pawłem? Z Pawłem już prawie w ogóle nie rozmawiałam. Zaczęłam unikać jego wzroku. Przy kolacji wymienialiśmy tylko zdawkowe zdania – „Zrobisz zakupy?”, „Masz spotkanie?” – ale już bez sensu, bez emocji. Paweł coś chyba zaczął podejrzewać, bo któregoś wieczoru, kiedy odłożyłam kubek po herbacie i szłam do sypialni, zatrzymał mnie w drzwiach.

– Ania... – powiedział cicho, a ja odwróciłam się powoli, z bijącym sercem. – Dlaczego tak często siedzisz z moim ojcem?

Zamarłam. Przez sekundę w pokoju zrobiło się cicho jak w próżni, a potem serce zaczęło mi bić jak szalone.

– Tak... po prostu rozmawiamy. To chyba nie jest zabronione, prawda? – wymamrotałam, czując, jak czerwienią mi się policzki.

Paweł zmrużył oczy.

– Wiesz, że to dziwne. Siedzisz z nim, gadasz, a ja nawet nie wiem o czym.

Chciałam mu odpowiedzieć, że o mnie. O tym, czego nigdy nie chciałeś słuchać. Ale zamilkłam. Wcisnęłam się w ścianę, jakby chciała w nią wniknąć, zniknąć. Kiedy w końcu usiadłam na łóżku, poczułam, że jestem w rozsypce. Co ja robię? Czy ja naprawdę... szukam zrozumienia u teścia? Czy to normalne? Czy ja jestem jakaś zła? Zakryłam twarz dłońmi. Zalała mnie fala wstydu, lęku, ale i... czegoś, co było jednak pragieniem i nie dało się zignorować. Nie wiedziałam już, kim jestem. Byłam kobietą, która tęskni za bliskością. Za czyją bliskością? Czy to naprawdę Jerzy był tym, czego brakowało mi przez całe lata? A Paweł... Paweł chyba widział, że coś jest nie tak. Tylko co z tym zrobi?

To było złe i nie powinno się dziać

Nie wytrzymałam. To wszystko narastało we mnie jak ciśnienie w garnku pod pokrywką. Wyszłam do ogrodu, szukając Jerzego. Był tam, siedział na ławce, patrzył przed siebie, a ja... ja zadrżałam. Chciałam zawrócić, ale coś mnie przyciągnęło. Podeszłam wolno, serce znowu tłukło mi się w piersi.

– Jerzy... muszę z tobą porozmawiać.

Odwrócił się do mnie, spojrzał tak, jakby wiedział. Jakby czekał.

– Wiem, Aniu. Wiem.

Usiadłam obok niego, zostawiając między nami kilka centymetrów przestrzeni, które były jak przepaść. Zacisnęłam dłonie w pięści, żeby się nie trząść.

– To, co się między nami dzieje... – zaczęłam, ale głos mi się złamał. – Nie powinniśmy. To... to nie ma prawa się zdarzyć.

Jerzy wziął głęboki oddech, patrząc w dal, a potem cicho powiedział:

– Ale się zdarza. Ja to czuję. Każdego dnia coraz mocniej.

Zerknęłam na niego, a w jego oczach było wszystko – smutek, tęsknota, pragnienie. I wtedy poczułam, jak po policzku spływa mi łza.

– Ja też to czuję – wyszeptałam. – I to mnie przeraża.

Jerzy położył dłoń na mojej, ostrożnie, jakby bał się, że coś pęknie.

– Aniu... jesteś piękną kobietą. Mądrą. Czułą. I samotną. To nie twoja wina, że Paweł cię nie widzi. To nie twoja wina, że tęsknisz za czymś więcej.

Spojrzałam na niego, a nasze dłonie splotły się bezwiednie. Serce mi dudniło. Czułam ciepło jego skóry, jego oddech.

Ale to złe, prawda? – zapytałam cicho, a w moich słowach była cała moja rozpacz. – To... to nie powinno się dziać.

Jerzy odsunął się wtedy, powoli, jakby z ciężkim sercem.

– Wiem, Aniu. Wiem, że nie możemy. Ale... nie potrafię przestać o tobie myśleć.

Siedzieliśmy tak w ciszy, a ja czułam, że świat, w którym żyłam, właśnie się rozsypał.

Nie wiedziałam, co mam robić

Od tamtej rozmowy z Jerzym coś we mnie się zmieniło. Unikałam go, tak jak unikałam Pawła. Chodziłam po domu jak duch, przemykałam z kąta w kąt, byle się z nikim nie zderzyć, byle nikt nie patrzył mi w oczy. W nocy nie spałam, a w dzień czułam, jakbym była zamknięta w klatce, z której nie ma wyjścia. Paweł chyba coś wyczuwał, bo patrzył na mnie dziwnie – dłużej, jakby z podejrzliwością. Ale nie pytał. Może bał się, że usłyszy coś, czego wcale nie chce wiedzieć. A może po prostu było mu wszystko jedno.

Kiedyś, gdy stałam przy zlewie i myłam kubek po herbacie, poczułam, jak Jerzy patrzy na mnie przez okno. Przeszywał mnie wzrokiem, ale nie odwróciłam się. Nie mogłam. Wiedziałam, że jeśli nasze spojrzenia się spotkają, znów poczuję to, czego nie powinnam. W nocy leżałam obok Pawła, słysząc jego spokojny, równy oddech. Zastanawiałam się, jakim cudem możemy być tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Patrzyłam w sufit i w myślach krzyczałam: „Co ja robię? Co ja czuję? Co mi się dzieje?” Ale odpowiedzi nie było.

Czułam się rozdarta. Między tym, co powinnam, a tym, co naprawdę czułam. Między obowiązkiem a pragnieniem. Między lojalnością a potrzebą bycia zauważoną. Nie potrafiłam już patrzeć na Pawła tak jak kiedyś. Jego dotyk mnie drażnił, jego głos irytował. A Jerzego... Jerzego unikałam, choć serce rwało mi się do niego. Zostałam sama z tym wszystkim. Sama z emocjami, których nie umiałam nazwać, które mnie przerastały. Czy powinnam powiedzieć Pawłowi prawdę? Zerwać tę nić, która łączyła mnie z Jerzym, zanim będzie za późno? Czy może uciec, zniknąć, zacząć od nowa gdzieś indziej? Nie wiedziałam. Wiedziałam tylko jedno: że to nie jest życie, o jakim marzyłam. I że już nigdy nie będę tą samą kobietą, którą byłam wcześniej.

Anna, 36 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama