„Mąż traktował mnie jak stary mebel, więc szybko wpadłam w miłosne sidła kochanka. Pech chciał, że to teść się nawinął”
„Na początku to były zwykłe rozmowy. O pracy, o życiu, o tym, jak Dorota zawsze każe mu skosić trawę, kiedy tylko pojawi się słońce. Żartował, był swobodny, ciepły. Inny niż Kamil, który coraz częściej mówił do mnie przez zęby. A Andrzej? On słuchał. Patrzył w oczy. Śmiał się z moich dowcipów”.

- Redakcja
Piszę to, choć sama nie wiem, po co. Może dla siebie. Może, żeby coś sobie wyjaśnić. Bo od miesięcy nie mogę spać. W nocy przewracam się z boku na bok, a kiedy zamykam oczy, widzę twarz Kamila. I jego oczy. Rozczarowane. Zranione. Puste. A przecież to nie tak miało być. Kiedy wychodziłam za Kamila, byłam pewna, że to ten jedyny. Był wtedy czuły, opiekuńczy, potrafił mnie rozśmieszyć, potrafił słuchać. Ale z czasem coś w nim pękło. Zasypiał przy komputerze, wracał z pracy po dwudziestej, nie przytulał, nie pytał, co u mnie. A ja siedziałam sama na kanapie i patrzyłam w ekran, jakby coś się miało zmienić. Jakby coś miało wrócić.
– Nie możemy dziś porozmawiać? – pytałam wieczorami.
– Jestem zmęczony, Patrycja. Pogadamy jutro.
Ale jutro nigdy nie przychodziło. Czułam się przezroczysta. Jak duch. Jak mebel, którego nikt nie zauważa. A potem… potem pojawił się Andrzej. Jego ojciec. I pierwszy raz od miesięcy ktoś patrzył na mnie tak, jakby widział kobietę, a nie tylko żonę swojego syna. I to był początek końca.
Był swobodny i ciepły
Zaczęło się niewinnie. Była niedziela, po obiedzie u teściów. Dorota jak zwykle w kuchni, Kamil zamknął się z laptopem, a ja usiadłam w ogrodzie z kieliszkiem wina. Chciałam po prostu pobyć chwilę sama. Wtedy przysiadł się Andrzej.
– Uciekasz przed Dorotą? – zapytał z uśmiechem.
– Przed wszystkimi – odpowiedziałam i nawet się nie siliłam na grzeczność.
Podał mi drugi kieliszek.
– To co? Wypijemy za niedzielne przetrwanie?
Pokiwałam głową i wypiliśmy. Na początku to były zwykłe rozmowy. O pracy, o życiu, o tym, jak Dorota zawsze każe mu skosić trawę, kiedy tylko pojawi się słońce. Żartował, był swobodny, ciepły. Inny niż Kamil, który coraz częściej mówił do mnie przez zęby. A Andrzej? On słuchał. Patrzył w oczy. Śmiał się z moich dowcipów. Któregoś razu powiedział:
– Wiesz, nie powinienem tego mówić, ale... mój syn ma szczęście, że ma taką kobietę jak ty.
Poczułam, że coś mi się zaciska w gardle.
– Dzięki – powiedziałam cicho. – Szkoda, że on sam o tym zapomniał.
Andrzej spojrzał na mnie długo, a potem tylko dodał:
– Nie jesteś niewidzialna, Patrycja. Ja cię widzę doskonale.
I wtedy coś pękło. Jeszcze nie wiedziałam co. Jeszcze to sobie tłumaczyłam, że przecież to tylko rozmowy, kilka kieliszków, kilka zdań za dużo. Wróciłam do domu, a w głowie dudniło mi tylko jedno, że to przecież nic złego, prawda? On tylko mówi to, czego Kamil nie mówi od lat…
Zbliżenie przyszło naturalnie
To było po urodzinach Doroty. Wszyscy już się rozeszli, Kamil wrócił wcześniej do domu, bo „jutro ma spotkanie o ósmej”. Zostałam jeszcze, bo Dorota nalegała, żebym pomogła z naczyniami, ale to nie Dorota mnie zatrzymała. To Andrzej.
– Mam jeszcze jedną butelkę dobrego wina – powiedział i spojrzał na mnie z tym błyskiem w oku. – Zasłużyliśmy, nie?
Siedzieliśmy w salonie. Światła przygaszone, muzyka cicho sączyła się z radia. Andrzej nalał mi wina, usiadł obok. Nie za blisko. Jeszcze nie.
– Pamiętasz, jak mówiłem, że cię widzę?
Skinęłam głową. Milczałam. Czekałam, co powie dalej.
– Chciałem, żebyś wiedziała, że... nie tylko cię widzę. Ja cię czuję. I cholernie mi się podobasz.
Oddech mi przyspieszył. Odwróciłam wzrok, ale nie wstałam. Nie protestowałam. Andrzej przesunął dłoń na moją rękę. Czułam, jak serce wali mi jak młotem.
– Patrycja – powiedział miękko – jeśli chcesz, to mnie zatrzymaj. Ale jeśli nie... to nie udawaj, że niczego między nami nie ma.
Nie zatrzymałam go. Całował mnie powoli. Uważnie. Jakby badał, czy naprawdę mu na to pozwolę. A ja pozwoliłam. Zgubiłam się w tym pocałunku. W tych ramionach. W tej chwili, w której pierwszy raz od miesięcy poczułam się pożądana. Potem już nie było odwrotu. Zbliżenie przyszło naturalnie, jakby to nie był grzech, tylko... coś, co musiało się wydarzyć. I nawet jeśli zaraz po tym uciekłam do łazienki, patrząc na siebie z odrazą – to i tak wiedziałam, że to się powtórzy. Bo byłam głodna tej uwagi. Tej czułości. A Andrzej wiedział dokładnie, jak mi ją dać.
Granica mi się zacierała
To miało zostać między nami. Tylko my dwoje, kilka wiadomości dziennie, kilka ukradkowych spotkań. Czasem pisał do mnie w nocy:
– Śniłaś mi się. Miałaś tę samą sukienkę, co wtedy...
Z czasem te wiadomości były coraz śmielsze. Przychodziły, gdy Kamil siedział obok na kanapie. Śmiał się z jakiegoś filmu, a ja czytałam SMS-a od jego ojca: „Chciałbym teraz ciebie dotknąć. Pamiętasz, jak pachniałaś?” Zacierała mi się granica. Bałam się, że Kamil coś zauważy. Ale on nic nie widział. Niczego się nie domyślał. Albo nie chciał się domyślić. Bo dla niego istniał tylko laptop, raporty i służbowe telefony. Wtedy nie wiedziałam, że zaczął coś podejrzewać. Wiedziałam dopiero wtedy, gdy zebraliśmy się wszyscy u Doroty i Andrzeja. Doroczny obiad. Dorota nakładała rosół, Andrzej jak zwykle sypał suchymi żartami. Kamil był dziwnie spokojny. Milczący. Obserwował mnie. I jego. W trakcie drugiego dania odłożył widelec. Wstał.
– Możemy przestać udawać? – zapytał nagle.
Wszyscy zamarli.
– Może ktoś mi wyjaśni, dlaczego moja żona pisze takie rzeczy do mojego ojca?
Wyciągnął telefon. Rzucił go na stół. Ekran się zaświecił – wiadomość ode mnie. „Chcę cię znowu poczuć. Dziś. Tęsknię”. Zapadła cisza. Dorota spojrzała na mnie jak na potwora. Andrzej zbladł. Próbowałam coś powiedzieć, ale nie zdążyłam.
– Z nim, Patrycja?! Z moim ojcem?! – wrzasnął Kamil.
Zapanował chaos. Dorota zerwała się, zaczęła płakać. Andrzej nie odezwał się ani słowem. Wyszedł z pokoju. Kamil spojrzał na mnie ostatni raz i wyszedł za nim. Zostałam sama przy stole, wśród resztek obiadu i rosołu, który już dawno wystygł. I wtedy dotarło do mnie, że to koniec.
Nie chodziło tylko o zdradę
Nie pozwolił mi wrócić do domu. Wysłał wiadomość: „Twoje rzeczy są spakowane. Zostawię je u mamy”. U Doroty. Tej samej, która jeszcze tydzień temu częstowała mnie sernikiem i mówiła, że mam świetne wyczucie stylu. Kiedy weszłam po torby, nawet na mnie nie spojrzała. Otworzyła drzwi, rzuciła:
– Są w korytarzu. I żeby cię tu więcej nie było.
Zamknęła je, zanim zdążyłam odpowiedzieć. Zamieszkałam u mojej mamy. Siedziała w kuchni, kiedy wróciłam z torbami. Zobaczyła moją twarz i tylko westchnęła.
– Dzwonił Kamil – powiedziała, nie patrząc na mnie. – I Dorota.
– No to wiesz. – Usiadłam naprzeciwko niej. – Wszyscy wiedzą.
– Patrycja... – zaczęła cicho. – Coś ty najlepszego zrobiła? Z własnym teściem?
Poczułam, że zaraz się rozsypię. Ale zamiast płakać, wybuchłam:
– A co miałam robić?! Codziennie wracał do domu i traktował mnie jak powietrze! Nie byłam jego żoną, byłam meblem, który się kurzy! A Andrzej... Andrzej przynajmniej mnie widział.
– Ty nawet nie wiesz, jak to brzmi. – Pokręciła głową. – Z ojcem twojego męża?! Patrycja, to się nie mieści w głowie.
– Nie chcę go z powrotem – szepnęłam. – Kamila. Ale nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę to sobie.
Mama spojrzała na mnie z bólem w oczach.
– To, co zrobiłaś, nie było tylko o was trojgu. Zniszczyłaś całą rodzinę.
I wtedy zrozumiałam. Już nie chodziło tylko o zdradę. Zburzyłam coś, co budowało się latami. Coś, czego już nigdy nie odbuduję.
Zostałam z niczym
Zadzwoniłam do niego po kilku tygodniach. Długo nie odbierał. W końcu odebrał, milczący.
– Chciałabym się spotkać – powiedziałam.
Cisza. Już miałam się rozłączyć, gdy usłyszałam:
– Park przy Mickiewicza. Jutro. O siedemnastej.
Przyszedł punktualnie. Ubrany tak samo, jak zawsze – ciemna marynarka, wyprasowana koszula. Tylko twarz miał inną. Starszą. Zmęczoną. Jakby przez te kilka tygodni zestarzał się o dziesięć lat.
– Dziękuję, że przyszedłeś.
– Mów, Patrycja. Nie mam za dużo czasu.
Usiedliśmy na ławce. Patrzył gdzieś w dal.
– Potrzebuję wiedzieć… czy to wszystko było cokolwiek warte. Czy mnie kochałeś?
Zamilkł na długą chwilę. Potem spojrzał mi prosto w oczy.
– To, co mieliśmy, było… piękne. Ale to nie mogło trwać.
– Nie odpowiedziałeś. Kochałeś mnie?
Zawahał się. A potem powiedział najgorsze, co mogłam usłyszeć:
– Byłaś moim lekiem na samotność.
Serce mi zamarło. Patrzyłam na niego, próbując złapać oddech.
– Nic więcej?
– Nie mogłem już z Dorotą. A ty... byłaś blisko. Potrzebowałaś uwagi, ja też. Uzupełnialiśmy się. Ale to nie było życie. To była ucieczka.
Wstał. Poprawił marynarkę.
– Nie szukaj mnie więcej, Patrycja. Ja chcę już tylko spokoju.
Patrzyłam, jak odchodzi. Nie odwrócił się ani razu. Zostawił mnie tam, na tej zimnej ławce, wśród opadłych liści i ciszy. Zostałam z niczym.
Patrycja, 30 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na dyniowej farmie chciałem wyznać miłość ukochanej. Okazało się, że miała już kilku amatorów jesiennych amorów”
- „Ciotka zapisała mi swój majątek, ale był 1 haczyk. Spełniłam jej życzenie i odkryłam, jak zakłamana jest moja rodzina”
- „Moim największym zawodowym sukcesem, był romans z szefem. Szybko przekonałam się, że życiowy parkiet bywa śliski”