„Dla męża ważny był obiad i porządek, a nie szczęście żony. Miałam dość tego kieratu i zaryzykowałam”
„Upór i duma potrafią być najgorszymi wrogami. Nie potrafiłam otwarcie przyznać, że popełniłam życiowy błąd i fatalnie wybrałam. Zaciskałam tylko zęby, znosiłam upokorzenia i dawałam mężowi kolejne szanse”.
- Sabina, 29 lat
Kiedyś uchodziłam za silną kobietę i demonstrowałam to na każdym kroku. Tuż po maturze wyprowadziłam się z domu, znalazłam dorywczą pracę i bez problemu godziłam ją z nauką. Pod koniec studiów poznałam Rafała. Dotąd stroniłam od facetów, bo wolałam się skupić na pracy i nauce. W moim planie na życie nie było miejsca na romanse.
Wtedy pojawił się on. Przystojny, dobrze ubrany, wygadany, siedem lat starszy ode mnie. Zawrócił mi w głowie. Miał dobrą pracę, wysokie stanowisko. Imponował mi jak nikt wcześniej. I pochlebiało mi, że od razu wpadłam mu w oko. Teraz myślę, że gdyby mi się aż tak bardzo nie podobał, uznałabym, że jest zwyczajnie nachalny. Ale wtedy był dla mnie ideałem.
Zakochałam się w nim od razu
Nie poznawałam samej siebie, ale byłam szczęśliwa. Właśnie tak wyobrażałam sobie romantyczną miłość, taką na całe życie. Rafał ciągle mi powtarzał, że we dwoje możemy więcej. Uwierzyłam mu i dlatego nie zwlekaliśmy ze ślubem. Pobraliśmy się po pięciu miesiącach. Serce ściskało mi się ze wzruszenia, gdy mówiąc sakramentalne „tak”, patrzyłam w zaszklone oczy Rafała. Widziałam w nich miłość, a w wyobraźni sielankowe obrazy naszego wspólnego życia.
– Szanuj ją i bądź dla niej dobry – powiedziała mama, kiedy składała nam życzenia.
Obserwowała Rafała tym swoim przenikliwym wzrokiem, pełnym matczynej troski.
Zobacz także
– Mamo, z czasem pokochasz go tak samo jak ja. To cudowny facet! – zapewniałam ją.
– Cieszę się, Sabinko, ale pamiętaj, że cokolwiek by się działo, zawsze masz nas.
Nie rozumiałam, o co jej chodzi. Przecież byłam taka szczęśliwa. Co mogłoby pójść nie tak?
Wspólne życie nie było bajkowe
Tuż po ślubie kupiliśmy mieszkanie. W zasadzie to Rafał je wybrał. Powiedział, że to prezent ślubny dla mnie. Inaczej sobie wyobrażałam nasze wspólne życie – rozumiałam je też jako wspólne podejmowanie decyzji – ale uznałam, że nie będę się czepiać. Przecież miał dobre intencje.
– Podoba ci się, prawda? – pytał kilkakrotnie, gdy po raz pierwszy przechadzałam się po pokojach.
Kiwałam tylko głową, lekko oszołomiona.
– Otwarta kuchnia… – zauważyłam.
– Wiedziałem, że ci się spodoba – odparł z dufnością Rafał.
Nie podobała mi się, ale milczałam, bo nie chciałam go urazić. Wiedziałam, że robi to dla nas. W pewnym momencie zawiązał mi wstążkę na głowie, zasłaniając oczy.
– Coś ci pokażę – szepnął mi do ucha.
Poprowadził mnie za rękę w głąb mieszkania. Stanęliśmy na progu jakiegoś pomieszczenia.
– Możesz spojrzeć… – powiedział z namaszczeniem.
Zsunął mi wstążkę z oczu. Uśmiech na mojej twarzy zamarł, ustępując miejsca zdumieniu i zmieszaniu. Mały pokój wyłożony był tapetą w misie, a w kącie stała drewniana kołyska. Rafał podszedł do niej i zaczął nią bujać, patrząc na mnie z rozczuleniem.
– Należała do mnie, a teraz będzie w niej spał nasz dzidziuś – powiedział.
– Rafał… – zaczęłam.
– Wiem, wiem, nie planowaliśmy dzieci – przerwał mi. – Ale zmieniłem zdanie.
Co to znaczy, że zmienił zdanie? Sam sobie dziecka nie zrobi, więc wypadałoby chyba to ze mną skonsultować.
– Ja nie chcę, przynajmniej na razie. Przypominam, że nie tak się umawialiśmy…
Mówiłam spokojnie, nie zamierzałam się z nim kłócić tuż po ślubie, ale Rafał był wyraźnie zły.
– Pogadamy o tym jeszcze – odparł ostrym tonem.
To wtedy po raz pierwszy poczułam strach i niepewność. Wystraszyłam się, że popełniłam błąd, wychodząc tak szybko za mąż. Okropne uczucie. Ściany niby uroczego pokoiku zdawały się przybliżać do siebie, zamykając mnie jak w klatce.
To mój dom czy teściowej?
Od tamtej pory już nigdy nie czułam się tam jak w domu. Nie pomagała ciągła obecność matki Rafała, która odwiedzała nas kilka razy w tygodniu, zaprowadzając swoje porządki.
– Naprawdę nie trzeba – powtarzałam teściowej, gdy po raz kolejny zastawałam ją pochyloną nad naszym praniem albo naczyniami w zlewie.
– Gdyby nie ja, mielibyście tu pluskwy – burczała.
Zaciskałam zęby, chcąc uniknąć awantury.
– A tamten pokój? – teściowa skinęła w stronę zamkniętego dziecięcego pokoju.
– Na razie służy jako skrytka. – odpowiedziałam.
– Rafał odnowił go specjalnie dla dziecka – kontynuowała z wyrzutem.
– Pospieszył się. – odparłam stanowczo.
– A może ty jesteś bezpłodna, co? – spytała obcesowo.
Chwyciłam płaszcz i wybiegłam z mieszkania. Dopiero na dworze wybuchnęłam płaczem. Musiałam ochłonąć. Długo myślałam i podjęłam decyzję, że chcę ratować moje małżeństwo. Po powrocie do domu zamierzałam rozmówić się z Rafałem i wyznać mu szczerze, co leży mi na sercu.
Myślałam, że mnie...
Gdy weszłam do mieszkania, było ciemno. Po omacku odwiesiłam płaszcz i torebkę na wieszak. Odruchowo wyjęłam komórkę i wsunęłam do kieszeni spodni. Czułam na karku oddech.
– Gdzie byłaś? – spytał gniewny głos.
Brzmiał obco, ale to był on. Rafał. Wymacałam w kieszeni komórkę i na oślep wcisnęłam przycisk. Miałam nadzieję, że kogoś zaalarmuje mój głuchy telefon. Dygotałam ze strachu. Rafał zwolnił uścisk. Wciągnęłam w płuca powietrze.
– Zdradzasz mnie – syknął.
– Nie! – próbowałam wrzasnąć, ale z mojego gardła wydobył się tylko zachrypły jęk.
Wokół nadal panowała ciemność. Rafał pchnął mnie na podłogę.
– Dlaczego mi to robisz? – wyszeptałam drżącym głosem.
Nie miałam pojęcia, czy wyjdę z tego mieszkania cało. Rafał był jak w amoku.
– Byliśmy tacy szczęśliwi… – usłyszałam jego głos tuż obok mojej twarzy, poczułam oddech przesiąknięty alkoholem. Znowu pił. – A ty wszystko zepsułaś!
– Ja? – zaprotestowałam.
Może powinnam milczeć, ale to było takie cholernie niesprawiedliwe. Czułam się potwornie zawiedziona, więc mimo strachu krzyknęłam:
– To ty! Ty chcesz o wszystkim decydować, zrobić ze mnie swoją własność! Nie tak miało być. Nie to mi obiecy…!
Nie dokończyłam... Szok i stres powodowały, że kręciło mi się w głowie. Rafał zaciągnął mnie do pokoju dziecięcego, zazgrzytał klucz w zamku.
– Jak będziesz coś kombinować... – zagroził zza drzwi.
Musiałam stamtąd uciekać
Zachłysnęłam się własnym płaczem, ale oprzytomniałam, gdy wyczułam w kieszeni spodni komórkę. Wyciągnęłam ją. Wcześniej na oślep udało mi się dodzwonić do siostry. Na wyświetlaczu pokazały się nieodebrane połączenia.
Wstałam i chwiejnie, kulejąc, podeszłam do okna. Otworzyłam je i spojrzałam. Pierwsze piętro, może być różnie. Zawiało. Przeciąg musiał zaalarmować Rafała, bo zamek w drzwiach odezwał się metalicznym jękiem. Teraz albo nigdy, pomyślałam. Usiadłam na parapecie, z nogami na zewnątrz, odepchnęłam się od framugi i skoczyłam.
Całą resztę pamiętam jak przez mgłę. Widziałam światło reflektorów. Pierwsza nadjechała moja siostra. Okazało się, że odebrała tamto połączenie i sporo usłyszała. Dość, by zadzwonić na policję. Potem wsiadła w auto i przyjechała.
Rafała zabrano na komisariat, a mnie do szpitala. Byłam poobijana i złamałam nogę.
– Boże, wciąż nie mogę uwierzyć, że wyskoczyłaś z okna.
– Zbyt się bałam, by zostać. Jakby się za mną paliło.
– Czemu nic nam nie powiedziałaś? – spytała z wyrzutem.
– Nie chciałam was martwić. Poza tym nigdy nie było aż tak źle – tłumaczyłam bez przekonania.
Bo może… było. Może od początku było źle, tylko wmawiałam sobie, że jest dobrze, i widziałam to, co chciałam widzieć. Upór i duma potrafią być najgorszymi wrogami. Nie potrafiłam otwarcie przyznać, że popełniłam życiowy błąd i fatalnie wybrałam. Zaciskałam tylko zęby, znosiłam upokorzenia i dawałam mężowi kolejne szanse.
– To już nieważne – pocieszała mnie siostra. – Teraz musisz wyzdrowieć.
Mówią, że czas leczy rany. Te fizyczne na pewno. Złamana noga się zrosła, siniaki i obrzęki zniknęły, odbite żebra też przestały boleć. Moje małżeństwo zakończyło się rozwodem, a Rafał dostał zakaz zbliżania się do mnie i został oskarżony o pobicie. Nie ukoiło to jednak mojej duszy. Kiedyś byłam silną, bezkompromisową kobietą, teraz sklejam swoje serce i życie na nowo.