„Mąż udawał sportsmena i codziennie rano znikał na 2 godziny. Gdy przejrzałam, dokąd chodzi, kajał się jak dziecko”
„Któregoś poranka, kiedy mój mąż poszedł pobiegać, stałam przy zlewie, myjąc filiżankę po kawie, i patrzyłam przez okno. Przypadkiem zauważyłam, że zamiast skręcić w stronę parku, Błażej skręcił do klatki naprzeciwko”.

- listy do redakcji
Wstaję codziennie o szóstej trzydzieści, zanim jeszcze słońce na dobre wpełznie przez okno kuchni. Zaparzam kawę i szykuję lekkie śniadanie: owsiankę i tost z masłem orzechowym dla mojego męża Błażeja. Bo on codziennie o siódmej wychodzi pobiegać.
– Przecież nikt ci nie każe – rzuca czasem. – Mogę sobie zrobić śniadanie sam.
Ale przecież nie o śniadanie chodzi, tylko o poczucie bycia potrzebnym i żeby wiedział, że go kocham.
Błażej zawsze znika na półtorej, czasem na dwie godziny, a potem jedzie do pracy. Ja pracuję zdalnie – copywriting, marketing, takie sprawy. Kiedyś myślałam, że to luksus, ale teraz coraz częściej czuję, że jestem sama. Bo kiedy Błażej wraca, znika od razu pod prysznicem, a potem praca, telefon, siłownia i jakieś spotkania „biznesowe”.
Ostatnio stał się jakiś inny. Często chodzi zamyślony, rzadziej się przytula, a kiedy ja go przytulam, stoi sztywny, jakby tylko czekał, aż wreszcie skończę.
Któregoś poranka, kiedy mój mąż poszedł pobiegać, stałam przy zlewie, myjąc filiżankę po kawie, i patrzyłam przez okno. Przypadkiem zauważyłam, że zamiast skręcić w stronę parku, Błażej skręcił do klatki naprzeciwko. Zdziwiło mnie to. Poczułam, jak zaczynają we mnie narastać wątpliwości.
Kiedy wrócił po niespełna dwóch godzinach, zapytałam o to delikatnie:
– Biegałeś dziś tą samą trasą?
– Tak, jak zwykle. Park, potem trochę po osiedlu – odparł i upił łyk kawy. Nawet na mnie nie spojrzał. Miałam ochotę wstać i wylać mu tę kawę na kolana, bo już wiedziałam, że kłamie. Park jest zupełnie w drugą stronę.
Podejrzewałam coś
Wieczorem próbowałam go przytulić, dokładnie tak, jak robiłam to przez ostatnie dziesięć lat. Przysunęłam się do niego na kanapie, wsunęłam dłoń pod jego koszulkę. Nie odsunął się, ale też nie odpowiedział ciepłem. Był niedostępny jak mur.
– Zmęczony jestem – powiedział, kiedy przesunęłam dłonią po jego karku. – Dzisiaj był ciężki dzień.
Pokiwałam głową i odsunęłam się. Siedzieliśmy jeszcze chwilę obok siebie, każde pogrążone w myślach, z twarzami skierowanymi w stronę telewizora. On udawał, że ogląda film, ja udawałam, że nie widzę, jak bardzo się od siebie oddaliliśmy.
Nie chciałam być paranoiczką. Przecież tylko raz widziałam, że pobiegł w inną stronę. Ale czułam to w sobie bardzo dobrze. Coś było nie tak.
Kolejnego dnia wstałam wcześniej niż zwykle. Błażej jeszcze spał. Zeszłam do kuchni, zrobiłam mu kawę i śniadanie, jak każdego dnia.
Kiedy wyszedł, odczekałam chwilę. Ubrałam się szybko, wcisnęłam trampki na nogi, narzuciłam kurtkę i zeszłam po schodach. Czułam się absurdalnie – jak bohaterka taniego romansu, która nie może się zdecydować, czy już wie o zdradzie, czy jeszcze chce wierzyć, że jej to nie dotyczy. Ale poszłam za nim.
Chciałam poznać prawdę
Szłam w odstępie dwóch klatek, skulona, z kapturem na głowie. Na osiedlu nie było prawie nikogo. Kiedy zobaczyłam, że nie skręca w stronę parku, tylko idzie prosto, poczułam, że nogi mam jak z waty. Zatrzymał się przed klatką i wszedł do niej bez wahania.
Podeszłam bliżej. Stanęłam pod drzwiami klatki i patrzyłam na nie przez dłuższą chwilę. Nie wiedziałam, czy powinnam uciec, czy drążyć dalej. Przecież nie byłam pewna, mogłam się mylić. Wahałam się. I wtedy usłyszałam śmiech dobiegający z otwartego na parterze okna. Najpierw kobiecy, cichy, a potem męski głos. I już byłam pewna, że to nie są moje przywidzenia.
Drzwi do klatki były otwarte, najwyraźniej domofon nie działał. Weszłam na parter i zapukałam. Drzwi otworzyły się po kilku sekundach.
I wtedy zobaczyłam Błażeja. Stał przede mną w samym ręczniku. Włosy miał wilgotne, policzki zaróżowione. Za jego plecami pojawiła się kobieca sylwetka. Miała na sobie jasny szlafroczek, ledwo zakrywający uda. Patrzyła na mnie jak dziecko złapane na kradzieży cukierków.
Nakryłam ich
– Serio? – powiedziałam cicho. Więcej nie byłam w stanie z siebie wydobyć.
– Asiu… ja… – odezwał się mój mąż, ale jego głos brzmiał tak, jakby miał zaraz się rozpłakać.
Odwróciłam się i zeszłam po schodach, nie patrząc za siebie. Nie wiem, jak doszłam do domu. Przekręciłam klucz w drzwiach i zamknęłam się od środka. Zdjęłam kurtkę, ale nie odwiesiłam jej, tylko rzuciłam na podłogę. Stałam w przedpokoju, nie ruszając się przez długą chwilę. Potem poszłam do pokoju. Usiadłam na kanapie, w miejscu, które zwykle zajmował mój mąż, i zaczęłam się gapić w ścianę.
Nie potrafiłam nawet się rozpłakać. Siedziałam z telefonem w dłoni i nie mogłam zrozumieć, kiedy przestaliśmy być zespołem, kiedy przestał mnie kochać albo może kiedy ja przestałam to zauważać.
Wieczorem usłyszałam, jak przekręca klucz w drzwiach. Siedziałam bezczynnie w kuchni, nie miałam nawet siły nawet udawać, że coś robię. Błażej wszedł ostrożnie, jakby nie wiedział, czy ma prawo.
– Wiem, jak to wyglądało – powiedział cicho.
Parsknęłam. Prawie rozbawiło mnie, że użył tej frazy. Klasyka. Nawet nie był w stanie wymyślić czegoś oryginalnego.
– Nie jestem nawet zaskoczona – powiedziałam. – Od jak dawna to trwa?
Próbował się tłumaczyć
– To był jeden raz, przysięgam. Ona przeżywa trudny okres… Chciałem jej tylko pomóc, jakoś się to wymknęło spod kontroli.
– Ty naprawdę zamierzasz mi to opowiadać? – przerwałam mu. – Naprawdę wierzysz, że wchodzenie do czyjegoś mieszkania i paradowanie po nim w ręczniku to forma pomocy?
– Nie chciałem, żebyś się dowiedziała. To był błąd.
– Nie jesteś nawet dobrym kłamcą – powiedziałam spokojnie. – Zamiast biegać, wskakiwałeś do łóżka jakiejś babki z naprzeciwka?
Stał na środku kuchni, skulony, bezbronny. Nagle nie przypominał tego pewnego siebie mężczyzny, który wybiegał co rano z domu z butelką wody i uśmiechem.
– Nie wiem, co mam powiedzieć – mruknął.
– Nic nie mów – rzuciłam. – Wiesz co jest najgorsze? To, że nawet nie jestem zła. Jest mi po prostu obojętnie, jakbyś umarł już wcześniej, tylko ja o tym nie wiedziałam.
Wyszedł z kuchni, ja zostałam. Siedziałam przy stole i pierwszy raz od miesięcy czułam spokój, że nie muszę już niczego udawać.
Joanna, 38 lat
Czytaj także:
- „Teściowa regularnie podbierała nam szynkę z lodówki. Gdy ją wreszcie przyłapałam, jej wyjaśnienia mnie zszokowały”
- „Od zawsze wmawiałam sobie, że dzieci to szczęście. Gdy się wyprowadziły zrozumiałam, w jak wielkim żyłam błędzie”
- „Mąż namówił mnie na letnią wycieczkę na Rysy. W niemiłosiernym skwarze i tłumie ludzi dojrzałam do decyzji o rozwodzie”