Reklama

Michał, mój mąż, mieszka teraz z kochanką. Mają córeczkę. Bliscy radzą mi, abym wyrzuciła go z głowy, dała sobie z tym spokój, puściła w niepamięć... Nawet moja przyjaciółka Kasia namawia mnie, żebym wzięła rozwód i poszukała nowego partnera. W końcu nadal jestem młoda i atrakcyjna. Mimo to nie umiem pokochać nikogo innego. Gdybym posłuchała tych rad, to byłoby równoznaczne z tym, że w życiu wszystko da się skreślić grubą kreską, podeptać.

Reklama

Gdy stanęliśmy z Michałem przed ołtarzem, ślubowaliśmy sobie dozgonną miłość i lojalność. Nic mnie nie może zwolnić z tego zobowiązania. Nawet fakt, że mnie oszukał i był z inną.

Z Michałem poznaliśmy się w ostatniej klasie szkoły średniej. Zobaczyłam go na jakiejś imprezie i momentalnie straciłam dla niego głowę. Z wzajemnością. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy tylko we dwoje. Do dzisiaj mam w pamięci nasze pełne romantyzmu spacery, całowanie się na ostatnim piętrze bloku, w którym mieszkałam... Niedługo po zdaniu matury okazało się, że jestem w ciąży. Moi rodzice wpadli w szał.

– Panna w ciąży? Coś takiego jeszcze nigdy się u nas nie zdarzyło i na pewno nie wydarzy. Liczę na to, chłopcze, że masz świadomość, co trzeba uczynić – huczał ojciec, zwracając się do Michała.

Mój facet był tego świadomy. Już kolejnego dnia poprosił mnie o rękę.

– Robię to, bo cię kocham, naprawdę – oznajmił.

Czułam się najszczęśliwsza

W ciągu zaledwie dwóch miesięcy stanęliśmy na ślubnym kobiercu. Wprawdzie ceremonia nie wyglądała dokładnie tak, jak to sobie wcześniej wyobrażałam, bo musieliśmy działać w ekspresowym tempie, ale mimo wszystko było cudownie. Kiedy na świat przyszedł nasz mały skarb, zdecydowaliśmy się zamieszkać w mieszkaniu, które otrzymałam w spadku po swojej babci.

Po 3 latach na świat przyszedł nasz kolejny synek. Czułam ogromne szczęście, będąc mamą i mając wspaniałego męża u boku. Mój mąż był zatrudniony w przedsiębiorstwie swojego taty, a ja opiekowałam się domem.

Wychowywałam nasze pociechy, robiłam pranie, sprzątałam mieszkanie i przygotowywałam posiłki. Zawsze pamiętałam o tym, aby Michał miał uprasowaną czystą koszulę na każdy dzień. Wydawało mi się, że jest z nami szczęśliwy i nic nas nie rozdzieli. Jednak bardzo się pomyliłam...

Po pięciu latach od ślubu jasno zdałam sobie sprawę, że w naszym małżeństwie coś zaczęło się psuć. Pewnego wieczoru mąż wrócił do domu strasznie późno i był jakiś taki podenerwowany. Zrezygnował z jedzenia obiadu i nawet nie raczył zapytać, co u nas słychać.

– Padam z nóg, muszę się przespać – powiedział zdawkowo i poszedł prosto do sypialni. Jego zachowanie nie zaskoczyło mnie aż tak bardzo. Już wcześniej bywał w kiepskich nastrojach, zwłaszcza jak coś mu nie grało w pracy. Położyłam synków do łóżek i poszłam za Michałem.

Wtuliłam się w niego, mając nadzieję, że dzięki temu trochę się zrelaksuje. Nie przytulił się. Zamiast tego odepchnął mnie.

Mam cię po dziurki w nosie. Daj mi święty spokój! – wydarł się na mnie.

Na początku nie wiedziałam, jak zareagować. Trudno było mi pojąć, co wydarzyło się przed momentem. Kiedy otrzeźwiałam, zauważyłam, że Michał odwrócony jest do mnie plecami, cały zakryty kołdrą. Spał lub tylko to udawał... Schowałam się w kuchni. Przeczekałam w niej do rana, cicho szlochając, aby nie zbudzić naszych pociech. Miałam poczucie odrzucenia, bycia niepotrzebną... Nad ranem, z oczami napuchniętymi od łez, prosiłam go o wyjaśnienia.

– Czemu się tak do mnie odzywasz? Czym zawiniłam? – dopytywałam z rozpaczą w głosie.

– Daj już spokój, jakoś mi się wyrwało... Nie przejmuj się tym aż tak – mruknął, wbijając spojrzenie gdzieś w dal.

Zdawałam sobie sprawę, że kłamie

Pomiędzy mną a mężem zaczęła wyrastać ściana. Zrobił się oziębły, czasami sprawiał wrażenie, jakby go przy mnie nie było. Z dnia na dzień coraz później pojawiał się w domu po robocie, zdarzało się, że w ogóle nie przychodził na noc do mieszkania.

Pewnego dnia, kiedy znowu wykręcił się pilną naradą służbową, zapakowałam nasze pociechy do babci i zaczęłam go śledzić pod firmą. O piątej po południu wyszedł z budynku, tak jak reszta pracowników. Wstąpił do pobliskiego sklepu z kwiatami, gdzie kupił bukiet czerwonych róż, po czym wskoczył za kółko. Podążyłam jego śladem. Zaparkował przed starą kamieniczką w śródmieściu. Chwycił bukiet i pognał po schodach. Zupełnie nie dostrzegł, że depczę mu po piętach.

Kiedy zamknął za sobą drzwi lokalu na ostatniej kondygnacji, przeczekałam moment i zapukałam. W progu stanęła młodziutka szatynka. Wpadłam w furię.

– Ty lafiryndo! Trzymaj się z daleka od mojego faceta, daj mu święty spokój. Mamy dwójkę dzieci, kocham go nad życie – wrzeszczałam, usiłując wedrzeć się do środka. Okazała się silniejsza. Wyrzuciła mnie za drzwi i je zatrzasnęła. Dobijałam się chyba jeszcze przez kwadrans. Odpuściłam i wróciłam do siebie, gdy zagroziła wezwaniem glin. Michał pojawił się w domu godzinę po mnie. Kipiał ze złości.

– Oszalałaś? Przecież to nie było nic wielkiego – darł się wniebogłosy.

Ani trochę mu nie ufałam i za nic w świecie nie chciałam odpuścić. Mąż był dla mnie wszystkim, nie mogłam pozwolić, żeby odszedł. Zdecydowałam, że zrobię co w mojej mocy, by ocalić to, co razem zbudowaliśmy. Z perspektywy czasu zdaję sobie sprawę, że działałam w najgorszy możliwy sposób. Czatowałam pod domem jego kochanki, zabierając ze sobą nasze dzieci, nachodzilam ją w pracy.

Rozpaczliwie prosiłam, żeby nie pozbawiała naszych synów taty, a jednocześnie ostrzegałam, że jeżeli ponownie spróbuje zbliżyć się do Michała, to ją wykończę. Szukałam wsparcia u jej mamy. Błagałam o ratunek nawet swoją teściową. Bez rezultatu, wszędzie napotykałam mur. Sytuacja w naszych czterech ścianach także ulegała pogorszeniu. Obojętność męża przerodziła się w jawną niechęć. Niejednokrotnie wdawaliśmy się w głośne kłótnie.

Michał coraz mniej przebywał z nami. Wpadał na moment zobaczyć dzieci, brał parę swoich drobiazgów i przepadał. Pewnego dnia spakował całą walizkę. Dotarło do mnie, że tym razem odchodzi na stałe. Czułam, że zrobię absolutnie wszystko, byle tylko go nie stracić.

Nie odchodź, proszę. Nie wyobrażam sobie życia, gdy ciebie zabraknie – powiedziałam, wtulając się w jego ramiona.

– Skończ z tym żenującym zachowaniem – stwierdził pogardliwie, po czym odepchnął mnie i opuścił pomieszczenie.

Szalałam z bólu i tęsknoty

Zabarykadowałam się w mieszkaniu. Podobnie jak wcześniej opiekowałam się pociechami, robiłam porządki, przygotowywałam posiłki... Jednak po wszystkim rzucałam się na posłanie i ryczałam. Knułam plan odwetu. Nie wyobrażałam sobie, żeby Michał cieszył się życiem, podczas gdy ja tak strasznie cierpiałam. Złożyłam sobie obietnicę, że w żadnym wypadku nie zgodzę się na rozwód, nie dam mu widywać się z maluchami, doprowadzę go do bankructwa i sprawię, że jego życie stanie się koszmarem.

Koleżankom wmówiłam, że z nową rzeczywistością daję sobie radę bez problemu, ale prawda była taka, że w głowie kłębiły mi się tylko myśli o zemście. Kto wie, czy nie zrobiłabym czegoś naprawdę głupiego, gdyby nie moja przyjaciółka Kaśka, która jest dla mnie jak siostra. Wyznałam jej, co planowałam zrobić. Liczyłam na to, że mnie wesprze, ale gdzie tam...

– Ewa, rozumiem twój ból i to, jak bardzo zależało ci na Michale. Jednak zaufaj mi, zemsta w niczym nie pomoże, nie ukoi cierpienia. Wprost przeciwnie. Tylko doprowadzi do jeszcze większych ran... Twoich i waszych dzieci. Nie wolno ci odbierać im taty. Choć teraz ciężko ci w to uwierzyć, ból w końcu ustąpi. Może za rok, a może za 5 lat, ale prędzej czy później na pewno tak się stanie. I nie zapominaj, że masz wokół siebie bliskich. Synków, przyjaciół, mnie – przekonywała mnie łagodnym tonem.

Pięć lat temu usłyszałam od Kaśki słowa, które okazały się prorocze. Nie myliła się, twierdząc, że z czasem mój ból straci na sile. Dziś nie czuję już potrzeby odegrania się na byłym mężu. Odwrotnie, cieszę się, kiedy spędza czas z naszymi synami i gdy organizuje im jakieś atrakcje. Wspólnie podejmujemy decyzje związane z ich dalszymi losami i edukacją.

Zgodzę się na wszystko, oprócz jednego – rozwodu. Mimo że mąż znów ostatnimi czasy mnie o to błagał, a i Kasia mówi, bym wreszcie dała za wygraną. Przenigdy. Moje uczucia do Michała są wciąż tak silne, jak tego dnia, gdy składaliśmy sobie przysięgę małżeńską. Jestem przekonana, że jego miejsce jest u mego boku i przy naszych pociechach. Mam nadzieję, że pewnego dnia to do niego dotrze i znów będziemy razem. Czekanie na ten moment nie stanowi dla mnie problemu...

Reklama

Ewa, 32 lata

Reklama
Reklama
Reklama