„Mąż uważa, że wydaję za dużo na dzieci, a sobie non stop kupuje nowe gadżety. Zachowuje się jak rozkapryszony panicz”
„Najgorsze jest to, że już nawet nie chce mi się z nim kłócić. Po prostu patrzę, jak przynosi kolejne pudełka, otwiera je z dziecięcym zachwytem, a potem idzie spać z nowym telefonem w ręku. Nie pyta, jak minął mi dzień. Nie pyta, co u dzieci”.

- Redakcja
Codzienność mnie przygniata. Mam wrażenie, że moje życie to ciągła gonitwa – dom, szkoła, zakupy, dzieci, lekcje, pranie, sprzątanie. Gdyby ktoś mnie zapytał, kim jestem, odpowiedziałabym: matką, nauczycielką, żoną. Już nie pamiętam, kiedy byłam po prostu Anną. Kobietą, która miała marzenia i uśmiech na twarzy, nie tylko zakupy w głowie i listy rzeczy do zrobienia.
Pracuję jako nauczycielka. To ironiczne – uczę cudze dzieci, kiedy moje czasem widuję tylko wieczorami. Marek, mój mąż, pracuje w IT. Mówią, że to dobra branża, dobrze płatna. Teoretycznie nie powinniśmy mieć problemów finansowych. A jednak każdego miesiąca staję z kalkulatorem i kombinuję, jak opłacić wszystko: przedszkole, obiady w szkole, nowy plecak, książki, kurtki na zimę.
– Ile można wydawać na dzieci? – powiedział ostatnio Marek z irytacją, widząc moją listę zakupów.
Spojrzałam na niego i miałam ochotę krzyknąć. Codziennie przychodzą paczki – smartwatch, dron, nowy głośnik, kolejna para słuchawek. Jakbyśmy mieli dwa różne życia. On – z zabawkami i elektroniką. Ja – z ręcznikami, jogurtami i zeszytami. Najgorsze jest to, że już nawet nie chce mi się z nim kłócić. Po prostu patrzę, jak przynosi kolejne pudełka, otwiera je z dziecięcym zachwytem, a potem idzie spać z nowym telefonem w ręku. Nie pyta, jak minął mi dzień. Nie pyta, co u dzieci. A ja? Ja tylko zacieram ślady. Staram się, żeby dzieci miały co jeść, w co się ubrać i żeby nie widziały mojej frustracji. Jednak czasem zastanawiam się, czy naprawdę mam tak żyć już zawsze?
Chciało mi się płakać
– Ile ty znowu wydałaś w tym miesiącu? – Marek podniósł wzrok znad ekranu komputera, marszcząc czoło. – Zobacz tylko, zakupy w dyskoncie – cztery stówki. Ubrania – pięćset. A jeszcze te opłaty za obiady w szkole... Nie przesadzasz?
– Przesadzam?! – poczułam, jak krew zaczyna mi szybciej krążyć. – Dzieci rosną. Ola nie mieści się w kurtkę, a Kuba chodzi w butach, które skrzypią przy każdym kroku. Myślisz, że to dla rozrywki?
– Kiedyś się nie miało i się żyło – burknął, odkładając laptopa. – Nie trzeba im wszystkiego.
– Nie, to prawdziwe potrzeby. Nie tak jak twoje gadżety – wskazałam na kolejną paczkę leżącą w przedpokoju. – Co to tym razem? Nowy smartwatch?
– To inwestycja – prychnął. – Do biegania, żeby zdrowo żyć. A poza tym... to są moje pieniądze, mogę...
– A dzieci to co?! Moje? Twoje? Czy nasze? – wstałam, zaciskając pięści. – Ja też pracuję. I zamiast kupić sobie nowe spodnie, kupuję kolejny komplet flamastrów dla Oli, bo jej się skończyły!
– Nie dramatyzuj – rzucił chłodno. – Trochę umiaru by ci się przydało.
– Umiaru?! – krzyknęłam. – Codziennie przynosisz do domu coś nowego. Ale kiedy ja kupię kurtkę dzieciom, jestem rozrzutna?!
Marek zamilkł, patrząc gdzieś poza mnie. Chwilę później wstał i bez słowa chwycił kluczyki do samochodu.
– Wychodzę.
Zostałam sama w kuchni, ręce mi drżały. Chciało mi się płakać, ale nie mogłam. Nie przy dzieciach. Westchnęłam i zaczęłam chować rachunki do szuflady. Zaczęłam się zastanawiać, czy on w ogóle wie, co to znaczy być ojcem.
Patrzyłam na nią w milczeniu
– I co on ci na to powiedział? – Kasia uniosła brwi, mieszając łyżeczką w kawie.
Siedziałyśmy w kawiarni, a ja ledwo powstrzymywałam łzy. Przez pierwsze dziesięć minut tylko kiwałam głową i piłam łyk po łyku, zanim cokolwiek z siebie wydusiłam.
– Wyszedł. Trzasnął drzwiami i tyle. Jakbym to ja była histeryczką, która mu zawraca głowę pierdołami – wycedziłam przez zęby.
– Nie wkurzaj się. Tylko jak tak cię słucham, to mam wrażenie, że ty już nie jesteś w tym małżeństwie partnerką. Tylko księgową i służącą w jednym.
– Dzięki. To teraz jeszcze ty mnie dobij.
Skrzywiłam się, czując, jak napływa mi fala goryczy do gardła.
– Mówię ci to, nie po to, żeby cię dobijać. Tylko... czy ty się czasem nie zastanawiałaś, dlaczego pozwalasz Markowi na takie traktowanie?
Zamilkłam. Bo co miałam powiedzieć? Że boję się, że bez niego nie dam rady? Że nie chcę, żeby dzieci miały rozwalone dzieciństwo? Że może jak się postaram, to się zmieni?
– Próbowałam. Tylko zawsze kończy się tym samym – wzruszyłam ramionami. – On kupuje gadżety, ja kupuję mleko. On odpoczywa, ja sprzątam. On zasypia z telefonem, ja z bólem głowy. I wiecznie słyszę, że przesadzam.
Kasia westchnęła i spojrzała na mnie z troską.
– Słuchaj, a ty jesteś pewna, że on jeszcze wie, co to znaczy być ojcem? Partnerem? Bo może mu się wydaje, że wszystko zrobiłaś już za niego.
Patrzyłam na nią w milczeniu. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Bo może… miała rację?
Nie potrafiłam się powstrzymać
Wróciłam do domu po pracy, zmęczona i głodna. Na środku salonu stało ogromne pudełko – nowy telewizor, 60 cali. Prawdziwy potwór w opakowaniu. Moje serce zamarło.
– Marek? – zawołałam, ale usłyszałam tylko cichy stukot klawiatury dobiegający z gabinetu.
Dzieci nie miały jeszcze zimowych butów, a on kupił kolejny sprzęt.
– Naprawdę? – wycedziłam, podchodząc do pudła.
Zbliżyłam się do drzwi gabinetu, które były lekko uchylone. Usłyszałam rozmowę Marka przez telefon z kolegą.
– Wiesz, ja mam to szczęście, że mogę sobie pozwolić na wszystko. Żona i dzieci? Oni się nie liczą. Ważne, żeby mieć coś z życia. Gadżety są najważniejsze – mówił z dumą.
Zamroziło mnie.
– Czy ty w ogóle nas kochasz? – weszłam do pokoju. – Czy my jesteśmy tylko twoim tłem do tego wszystkiego?
Marek spojrzał na mnie z ironią.
– Kocham. Na swój sposób. Ty tego nie rozumiesz.
– Nie rozumiem? – krzyknęłam. – My nie mamy butów na zimę, a ty kupujesz telewizor!
– Lepiej kupić telewizor niż denerwować się o rachunki – rzucił i odwrócił się do monitora.
Wiedziałam, że ta rozmowa nie skończy się dobrze. A jednak nie potrafiłam się powstrzymać.
– Jesteśmy rodziną, a ty to ignorujesz. Nie wiem, jak długo jeszcze to zniosę.
Marek milczał, a ja poczułam, że coś we mnie pękło.
Zaskoczył mnie swoim wyznaniem
Tego wieczoru dzieci spały już od dawna. Ola wtuliła się swojego misia, a Kuba zasnął ze swoim ukochanym samochodzikiem w dłoni. Siedziałam w kuchni z kubkiem zimnej herbaty i przeglądałam rachunki, kiedy usłyszałam cichy dźwięk kluczy w drzwiach. Marek wszedł, wyglądał na zmęczonego, ale na jego twarzy malował się uśmiech.
– M porozmawiać? – zapytał niepewnie.
– No jasne – odpowiedziałam, choć serce zabiło mi szybciej.
Usiadł obok mnie i przez chwilę milczeliśmy, patrząc na siebie bez słów.
– Wiem, że ostatnio się kłóciliśmy... – zaczął. – Może przesadziłem z tym gadżetami. Może za mało się angażuję.
– Marek... – zaczęłam, ale przerwał mi.
– Chcę spróbować inaczej. Wiem, że to nie wystarczy, ale chcę być przy was, naprawdę.
Zaskoczyła mnie ta szczerość. Przez chwilę poczułam nadzieję, że może jednak coś się zmieni.
– Nie chcę już więcej kłótni – dodał. – Może mógłbym zająć się jakimiś zakupami dla dzieci? Może razem to zorganizujemy?
Spojrzałam na niego, czując radość, ale i niepewność.
– Spróbujmy – odpowiedziałam cicho.
Wiedziałam, że to tylko początek drogi. Bo jeszcze wiele spraw mieliśmy do omówienia.
Łzy napłynęły mi do oczu
– To tak nie może być. Obiecałeś, że się zmienisz i skończyło się tylko na słowach – zaczęłam, stojąc w drzwiach kuchni.
– Co masz na myśli? – spojrzał na mnie, zmęczony, ale z jakimś cieniem obojętności.
– Nie czuję się szanowana. Ani jako żona, ani jako matka. Poza tym dzieci potrzebują naszej obecności, a nie kolejnej konsoli do gier czy telewizora, którego nie oglądamy razem.
– Przesadzasz – powiedział cicho. – Pracuję, ty też. Może trochę luzu?
– Luz? – podniosłam głos. – Gdy ty wracasz do domu z nowymi gadżetami, ja dopinam budżet do końca miesiąca i słucham, że jestem rozrzutna.
– Nie potrafię być ojcem, jakim chcesz, żebym był – wyrwało mu się nagle. – Może sam siebie nie rozumiem.
Stałam jak uderzona. Nigdy nie słyszałam go tak otwarcie mówić o swoich problemach.
– I co z tym zrobisz? – spytałam cicho.
– Nie wiem... Może powinniśmy się rozstać. To dla nas wszystkich lepsze.
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Jeśli odejdę, to dla dobra dzieci. Bo nie chcę, żeby dorastały w atmosferze ciągłych kłótni i wzajemnego niezrozumienia.
Marek spojrzał na mnie z żalem.
– Nie wiem, czy kiedyś znajdę w sobie siłę, żeby być ojcem. Ale zawsze będę wam życzył dobrze.
Słowa jego brzmiały jak wyrok, a ja poczułam, że to koniec.
Anna, 37 lat
Czytaj także:
- „Teściowie kupili nam działkę, żebyśmy nie wpakowali się w długi. Przez to straciliśmy coś ważniejszego niż pieniądze”
- „Ojciec nie dał mi ani grosza, bo wszystko wydał na wczasy z kochanką. Teraz muszę harować, by mieć na studia”
- „Mój syn nie może się doczekać, aż zgarnie po mnie spadek. Trzyma rękę na pulsie i czeka, aż mój zaniknie”