Reklama

Mój mąż zawsze podchodził do relacji dość praktycznie. Utrzymywał kontakty wyłącznie z osobami, które mogłyby się kiedyś przydać albo zaoferować jakąś pomoc. Uważał, że zwykłe towarzyskie spotkania to strata czasu. Ja z kolei jestem całkowitym przeciwieństwem – uwielbiam spędzać czas z ludźmi. Kiedy z kimś się zaprzyjaźniam, to na stałe. Do dziś utrzymuję kontakt ze znajomymi z czasów szkolnych, studiów i pierwszej pracy. Nigdy nie zwracałam uwagi na ich status materialny, zawód czy majątek.

Reklama

Był interesowny

Najważniejsze dla mnie było to, że mogłam z nimi pogadać szczerze, pośmiać się i dobrze bawić. Zawsze mogłam na nich liczyć, gdy coś szło nie tak. Za to mój partner kompletnie się różnił w tej kwestii.

Po rozpoczęciu pracy w korpo i otrzymaniu awansu, bardzo starannie dobierał towarzystwo. Spotykał się wyłącznie z osobami, które miały mocną pozycję i mogły być przydatne. Kiedy wpadali w tarapaty i ich znaczenie malało, on po prostu urywał z nimi wszelkie kontakty

Z początku nie docierało do mnie, że Sławek wszystko tak dokładnie kalkuluje. Patrzyłam na niego bezkrytycznie i nie dostrzegałam jego wad. Co prawda przeszkadzało mi to, jak dobierał sobie towarzystwo według własnych, dziwnych zasad, ale nie próbowałam tego kwestionować. Uznałam że ma prawo sam decydować o tym, z kim się spotyka i jak traktuje swoich przyjaciół.

Tak naprawdę ledwo ich kojarzyłam – sporadycznie gdzieś tam się przewijali, więc gdy przestali się pojawiać w naszym otoczeniu, nie zastanawiałam się nad ich losem. W końcu miałam własne, zaufane towarzystwo przyjaciół, przy których czułam się fantastycznie i na których zawsze mogłam liczyć. Wydawało mi się, że ta sytuacja będzie trwać wiecznie. Niestety, życie pokazało co innego…

Nie lubił moich przyjaciół

Początkowo nie spostrzegłam, że mój małżonek próbuje rozdzielić mnie z moimi znajomymi. Prosił czasem o przełożenie spotkań na inny termin, bo koniecznie musiałam mu towarzyszyć podczas kolacji z jakimś „niezwykle istotnym kontrahentem”. Jako jego żona chciałam być wsparciem, więc się zgadzałam.

Dopiero gdy minęło kilka miesięcy, uświadomiłam sobie, że przez te wszystkie wizyty u rzekomo ważnych osób praktycznie straciłam kontakt ze swoimi przyjaciółmi. Zaczęło mi naprawdę doskwierać, że nie mogę już tak jak kiedyś spędzać z nimi czasu.

Po każdym spotkaniu ze swoimi znajomymi czułam się wypoczęta i naładowana dobrą energią. Za to gdy spotykaliśmy się ze znajomymi męża, kompletnie opadałam z sił. Ciągle rozmawiali o pieniądzach i interesach, popisywali się swoimi luksusowymi autami czy egzotycznymi wyjazdami. Niektórym może się to podobać, ale nie mnie. Dlatego kiedy Sławek powiedział, że wybieramy się na przyjęcie do jakiegoś dyrektora, miałam już tego serdecznie dość.

– Idź tam sam, ja tym razem nigdzie nie idę – odparłam. – Mam plany na wieczór, umówiłam się na spotkanie z dziewczynami.

– A można wiedzieć z którymi?

– Z Ewą, Kasią i Patrycją.

– Mówisz o tej fryzjerce, sprzedawczyni ze sklepu i pani z poczty?

– Dokładnie tak.

– Odwołaj to spotkanie!

– Nie mówisz tego na serio?

Myślałam, że żartuje

– Jestem całkowicie poważny. Odpuść to.

– Z jakiego powodu?

– Na kontakty z takimi ludźmi szkoda marnować czas.

– Co ty mówisz?

– Ech, zawsze byłaś taka łatwowierna… Co właściwie możesz zyskać od tych swoich koleżanek? Kompletnie nic. Fryzjera znajdziesz na każdej ulicy, sklepy mają wszystko, czego potrzebujesz, a jeśli chodzi o wysyłanie listów, w dzisiejszych czasach mało kto z tego korzysta – tłumaczył mi cierpliwie.

– To są moje najbliższe przyjaciółki! Szczere i oddane! Kiedy było mi ciężko, mogłam na nie liczyć, w przeciwieństwie do twoich nadętych znajomych. Cenię je i zamierzam utrzymywać z nimi kontakt!

– Dobra, możesz się z nimi widywać, jeśli musisz. Ale wyłącznie wtedy, kiedy nie masz innych zajęć. A jak dobrze wiesz, ciągle jesteśmy zabiegani. Weź telefon i odwołaj to spotkanie.

– W żadnym wypadku!

– Co znaczy „w żadnym wypadku”? Szef prosił każdego pracownika, żeby przyszedł z małżonką. Koniecznie musisz mi towarzyszyć! Zdajesz sobie sprawę, ile znaczy ta osoba?!

– Nic mnie to nie interesuje i nawet nie chcę wiedzieć! Mam już plany na sobotę, umówiłam się z koleżankami. Możesz się nie zgadzać, ale to nic nie zmieni!

Postawiłam na swoim

Sławek nie odpuszczał. Ze wszystkich sił próbował mnie namówić na uczestnictwo w tym nieszczęsnym zebraniu. Tłumaczył, że zamiast rozpamiętywać przeszłość, lepiej skupić się na planowaniu i wybieraniu rzeczy, które mogą przynieść jakieś profity. Przekonywał też, że moje koleżanki i koledzy to bezużyteczne towarzystwo. Z każdym jego kolejnym argumentem czułam coraz większą złość.

– Możesz sobie planować, ile chcesz! Pewnego dnia zorientujesz się, że nikogo przy tobie nie ma.

– O czym ty mówisz?

– W tej chwili wiedzie ci się świetnie, więc wszyscy zamożni znajomi zapraszają cię do swoich domów. Zastanawiam się tylko, jak zareagują, gdy przestaniesz odnosić sukcesy i wszystko stracisz? Myślisz, że nadal będą chcieli się z tobą przyjaźnić?

– Coś takiego nigdy nie nastąpi. Zawsze będę na fali. To właśnie dlatego tak uważnie wybieram z kim się zadaję.

Odpuściłam sobie dalsze tłumaczenie, bo nie widziałam w tym sensu. Po prostu jasno dałam do zrozumienia, że nie mam zamiaru nigdzie z nim wychodzić. Twardo stałam przy swoim zdaniu. W tym czasie, kiedy on siedział na nudnym spotkaniu u szefa, ja spędzałam fantastyczny czas na pogaduszkach z dziewczynami.

Było naprawdę cudownie!

Sytuacja w domu z każdym miesiącem stawała się coraz bardziej napięta. Najwięcej problemów pojawiało się, kiedy trzeba było ustalić, gdzie spędzimy wieczór. Mój mąż wciąż namawiał mnie na spotkania z różnymi wpływowymi ludźmi, ale za każdym razem odmawiałam.

Gdy musiałam wybierać między służbową kolacją z jakimś prezesem albo menedżerem a wyjściem do kina lub na melanż ze znajomymi, zawsze decydowałam się na tę drugą opcję. Sławek nie potrafił tego zaakceptować. Non stop powtarzał mi, że tracę czas na bezsensowne przyjaźnie i że jestem zbyt łatwowierna, by odnaleźć się we współczesnym świecie.

Próbowałam zachować spokój i unikać konfliktów, choć bywało to trudne. W momentach, gdy już nie wytrzymywałam, mówiłam mu wprost – jego znajomi to kiepscy kumple, a on jest naiwny, że tego nie widzi. Prędzej czy później życie mu to udowodni. Chociaż zależało mi na jego dobru, czasami po cichu liczyłam, że coś wreszcie otworzy mu oczy. No i w końcu tak się stało.

Kiedy wróciłam z wieczoru z koleżankami, zastała mnie niecodzienna sytuacja. Sławek przyszedł tego dnia do mieszkania totalnie pijany. To było dziwne zachowanie, bo zwykle w dni robocze prawie w ogóle nie pił – no może czasem jedno piwo. A tego dnia ledwo trzymał się na nogach.

– Co się dzieje? – spytałam zaskoczona.

– Szef mnie zwolnił! – wyjąkał.

– Jak to możliwe!?

– Właśnie… Zamiast obiecanej podwyżki wyleciałem z roboty. Możesz w to uwierzyć? – głos mu się łamał.

– Rozumiem… Porozmawiamy o wszystkim rano. Teraz musisz odpocząć – powiedziałam, układając go wygodnie na kanapie.

Oczywiście byłam bardzo przejęta i chciałam poznać szczegóły, bo to, co usłyszałam, wzbudziło mój niepokój. Wiedziałam jednak, że w tym momencie nie ma sensu go wypytywać.

Nie łudziłam się

Następnego dnia, choć cierpiał na potwornego kaca, był już na tyle przytomny, że mógł mi wszystko wyjaśnić. Dowiedziałam się wtedy, że firma przeprowadziła reorganizację. W jej wyniku zniknęło kilka stanowisk dla kadry zarządzającej, a wśród nich posada zajmowana przez mojego męża.

– Jak my sobie poradzimy? – spytałam z niepokojem.

Wprawdzie zarabiałam całkiem nieźle, ale wątpiłam, czy moje zarobki wystarczą na raty i normalne funkcjonowanie.

– Dam sobie radę ze znalezieniem nowej pracy. Mam sporo znajomości w branży, w przeciwieństwie do ciebie. Parę telefonów i będzie załatwione – stwierdził pewnym tonem.

– W takim razie do dzieła – mruknęłam i poszłam do kuchni przygotować obiad.

Miałam dziwne przeczucie, że sprawa może być bardziej skomplikowana. Mój małżonek przez pół dnia nie wypuszczał komórki z ręki. Gdy w końcu przestał dzwonić, promieniał ze szczęścia.

– I jak, pomogą? – spytałam.

– Jasne! Każdy zapewnił, że rozejrzy się za czymś dla mnie – odparł.

– Miejmy nadzieję, że nie rzucają słów na wiatr – mruknęłam.

– Co ty sugerujesz? – zdenerwował się. – To są przecież moi przyjaciele.

Chciałam mu powiedzieć wprost, że ktoś, kto tak traktuje innych jak on, nie może liczyć na przyjaźń, jednak zachowałam to dla siebie.

Wyszło na moje

Miałam rację – z upływem czasu znajomi Sławka przestali reagować na jego próby kontaktu, nie odbierali, gdy dzwonił, ignorowali wiadomości. Traktowali go jak powietrze. Widać było, że bardzo to przeżywa – był przygnębiony i wściekły.

– Cholera jasna! Za moich najlepszych czasów każdy się do mnie łasił. A dzisiaj? Zero wiadomości od kogokolwiek. Jak ludzie mogą być tacy fałszywi? – denerwował się.

– Ostrzegałam cię przed tym wcześniej! – odparłam.

– No tak, ostrzegałaś. No i co z tego? Wydawało mi się…

– Że to ty masz rację, a ja się nie znam – weszłam mu w słowo. – Tyle że jest zupełnie na odwrót, skarbie. Prawdziwa przyjaźń opiera się na lojalności, nie na interesach i forsie. Sam odwróciłeś się od kumpli, gdy przestało im się powodzić. Teraz karma wraca do ciebie rykoszetem.

Spodziewałam się ostrej wymiany zdań z mężem, ale on tylko zacisnął wargi i zamknął się w pokoju. Minęły trzy miesiące od czasu, gdy stracił pracę. Na szczęście już nie siedzi bez zajęcia – odpowiedział na jedno z ogłoszeń i dostał pracę.

Wprawdzie pensja jest niższa niż poprzednio, ale wystarcza nam na podstawowe potrzeby. Widzę u niego spore zmiany. Przestał narzekać na moje wyjścia z koleżankami i nie powtarza już, że tracę z nimi czas. Co ciekawe, któregoś dnia sam zaproponował, że chętnie by do nas dołączył.

Reklama

Joanna, 39 lat

Reklama
Reklama
Reklama