Reklama

Mam dwóch synów w podstawówce i... męża, który od piętnastu lat jest w pewnym sensie nieobecny. Nazywa się Paweł i, gdyby go opisać jednym zdaniem, powiedziałabym: „Dobry człowiek, tylko jakoś go nie ma.”

Reklama

Każdy dzień wygląda podobnie. Rano szybkie śniadanie, dzieci do szkoły, ja do biura rachunkowego, on do pracy w dużej firmie IT. Wraca późno. Kiedyś jeszcze zapytał, co na obiad, co u dzieci, czy coś trzeba załatwić. Teraz nawet to odpuszcza. Wchodzi, zjada, zmywa po sobie i znika z laptopem w sypialni. Zawsze powtarzał, że nie chce przynosić pracy do domu. No cóż – teraz, jakby chciał, i tak nie miałby co przynieść, bo nie mówi absolutnie nic.

Przez lata sądziłam, że to po prostu męska natura. Że każdy mąż po dekadzie przestaje opowiadać, co się dzieje w pracy. Że to normalne, że zamyka się w swoim świecie i potrzebuje „przestrzeni”. Tak przynajmniej mówiły dziewczyny. Ale mnie... zaczęło to męczyć.

Zauważyłam, że gdy pytam Pawła o jego dzień, momentalnie zaczyna się kręcić po kuchni, włącza zmywarkę, sprawdza telefon, udaje, że czegoś zapomniał. Unika. Gdy pytałam go wprost – „Jak tam w biurze?” – odpowiadał zawsze tak samo:

– Spokojnie. Nic ciekawego.

A przecież miał tam awans, nowe projekty, spotkania, konferencje. Wiem, bo raz widziałam przypadkiem jego kalendarz na laptopie. Ale nigdy, dosłownie nigdy, nie wspomniał o tym w domu.

Kiedyś, jadąc samochodem, usłyszałam w radiu rozmowę z psychologiem, który mówił, że milczenie w małżeństwie to forma oddzielenia się. „Ucieczka emocjonalna” – tak to nazwał. Przestraszyło mnie to. Bo może Paweł już dawno ode mnie uciekł. Tylko nie fizycznie – ale tam, do swojej drugiej przestrzeni, do świata, w którym mnie nie ma.

Była roztrzęsiona

– Joasiu, muszę ci coś powiedzieć… – zaczęła Basia, ledwo usiadłyśmy z kawą w jej kuchni. Znałam ten ton. Znaczyło: „szykuj się na coś, co wywróci ci dzień do góry nogami”.

Spojrzałam na nią uważnie. Była roztrzęsiona, choć próbowała udawać, że wszystko gra. W końcu wyjęła telefon, coś mi pokazała, ale nie zdążyłam nawet się przyjrzeć.

– Spotkałam twojego Pawła – wypaliła. – Wczoraj, na tej konferencji HR-owej. Mieliśmy panel w jego firmie.

– No i? – uśmiechnęłam się odruchowo. – Zrobił z siebie nudziarza roku?

Basia nie zaśmiała się. Po prostu patrzyła mi prosto w oczy.

– Joasia... On tam mówi, że jest singlem.

Zamarłam.

– Że... co?

– Że jest singlem. Mówi kolegom, że nie ma rodziny, że mieszka sam. Że nie ma dzieci, tylko psa. Wiesz, jak się przedstawił? „Paweł – singiel, pasjonat technologii i wolności”. Ja prawie wyplułam kawę.

– To jakieś nieporozumienie. Może żartował? – próbowałam się bronić, ale już czułam, jak coś dziwnego skręca mi żołądek.

– Nie żartował. Siedziałam z nim przy stoliku. Jego współpracownicy naprawdę myślą, że on jest sam. Dwie dziewczyny z HR-u nawet flirtowały z nim. Nie zrobił nic, żeby je wyprowadzić z błędu. Mało tego – jedna zapytała, czy ma kogoś, a on się tylko uśmiechnął i powiedział: „Nie komplikuję sobie życia”.

Zakręciło mi się w głowie.

– Jesteś pewna, że to nie jakiś inny Paweł? – spytałam cicho, choć wiedziałam, jak to brzmi. Jak żałosna obrona kobiety, której wszystko się sypie.

Basia złapała mnie za rękę.

– Joasiu, widziałam, jak spojrzał na mnie, jak mnie rozpoznał... ale udawał, że nie wie, kim jestem. Spuścił wzrok i odszedł. A ja stałam jak idiotka. I wtedy zrozumiałam, że ty nie masz pojęcia.

Milczałam.

Bo faktycznie – nie miałam. Ale w tej jednej chwili wszystko zaczęło układać się w jakąś pokręconą całość. Jego milczenie. Jego zamknięcie. To, jak bardzo nie istnieliśmy w jego „innym” świecie.

Zrobiło mi się zimno. Poczucie bycia oszukaną zaczęło wżerać się we mnie jak rdza. A potem pojawiła się złość. Musiałam usłyszeć, co ma do powiedzenia. Bo jeśli to wszystko było prawdą... to kim właściwie był człowiek, z którym spałam w jednym łóżku przez piętnaście lat?

Tych słów nie zapomnę nigdy

Wrócił jak zwykle – po dwudziestej pierwszej, z komputerem pod pachą, lekko przygarbiony. Nawet nie spojrzał na mnie, tylko rzucił „cześć” i zniknął w łazience. Siedziałam już na kanapie, czekając, aż wyjdzie. Kiedy otworzyły się drzwi, spojrzałam na niego i powiedziałam tylko jedno:

– Musimy porozmawiać.

Zamarł w miejscu. Znieruchomiał tak, jakby już wiedział. Ale nadal udawał, że nie rozumie.

– Coś się stało? – spytał, stając w progu.

– Tak. Powiesz mi może, czemu w pracy mówisz, że jesteś singlem?

Cisza. Trwała sekundę, może dwie. Ale wystarczyła. Paweł spuścił wzrok. I wtedy coś we mnie pękło.

– Dlaczego udajesz, że mnie nie ma?! – podniosłam głos. – Że nie masz dzieci, że nie masz żony?! Co ty sobie wyobrażasz?

To nie jest takie proste… – powiedział w końcu, cicho.

– A właśnie, że jest! Albo jesteśmy razem, albo mnie nie ma. A ty wybrałeś opcję „niewidzialna żona” i „pies zamiast dzieci”? Co to w ogóle ma być?!

Nie odpowiedział od razu. Usiadł na krześle i przez chwilę tylko patrzył w podłogę. A potem powiedział coś, czego nie zapomnę do końca życia:

– W pracy... to moja przestrzeń. Tam mogę być sobą.

Zatkało mnie.

– Czyli tu nie możesz?

– Tu muszę być mężem. Ojcem. W pracy jestem po prostu Pawłem. Bez oczekiwań. Bez historii. Bez żadnych ról. Po prostu... sobą.

– Ale ja też jestem sobą, Paweł! I jestem z tobą! – wybuchłam. – I co? Ja nie mam prawa do „przestrzeni”?

Wzruszył ramionami. Jakby naprawdę nie wiedział, co powiedzieć. Jakby to wszystko, co robimy od lat, było tylko... układem.

– To moja jedyna przestrzeń wolności – powtórzył cicho, prawie bezgłośnie.

Poczułam, jak łzy zbierają mi się pod powiekami, ale nie pozwoliłam im płynąć. Nie przy nim. Nie po tym, co usłyszałam.

Spojrzałam na niego długo. Jak na człowieka, którego znałam – i nie znałam jednocześnie.

– Wiesz co, Paweł? Może ja też znajdę sobie swoją przestrzeń. Taką, gdzie nie będę twoją żoną. Tylko kimś, kogo w ogóle nie znasz.

Odwróciłam się i wyszłam. A on… nawet nie próbował mnie zatrzymać.

Zaczęłam grzebać

Nie spałam tej nocy. Leżałam w łóżku, wpatrzona w sufit, podczas gdy Paweł – jak gdyby nigdy nic – poszedł spać do salonu. Nie było żadnej kłótni, żadnego „wróćmy do rozmowy”, żadnego tłumaczenia. Tylko cisza.

Rano, gdy chłopcy wyszli do szkoły, a Paweł wyszedł wcześniej niż zwykle, zaczęłam grzebać. Nie w jego rzeczach – jeszcze nie. Zaczęłam od internetu.

Wyszukałam nazwę jego firmy, weszłam na stronę, potem na LinkedIna, potem na profil ich działu. Przejrzałam kilkanaście osób, aż trafiłam na Marka – współpracownika Pawła, o którym kiedyś wspominał mimochodem. Kliknęłam „Wyślij wiadomość” i zaczęłam pisać, zanim zdążyłam pomyśleć:

Cześć, jestem żoną Pawła. Wiem, że to dziwne pytanie, ale... czy w waszej pracy on mówi, że ma rodzinę?

Odpowiedź przyszła po godzinie. Jedno zdanie. I ten jeden przecinek w nim rozdarł mi serce.

Paweł? Mówi, że mieszka sam, ma psa. Nie wierzy w związki. Tak zawsze mówi.

Zamknęłam laptopa. I siedziałam tak przez kilka minut, nie czując nóg. Nie wierząc, że to się dzieje. Przecież jeszcze wczoraj robiliśmy razem zakupy. Jeszcze tydzień temu byliśmy na wywiadówce razem. Jeszcze miesiąc temu śmiał się do mnie przez ramię, gdy dzieci robiły żarty przy kolacji.

A teraz okazało się, że całe to życie – nasza codzienność, wspólne śniadania, wakacje, te drobne gesty – to dla niego teatr. A ja byłam tylko statystką, której nie wpisał do scenariusza swojej „wolności”.

Wieczorem, gdy wrócił, już na niego czekałam. Siedziałam przy stole. Z lampką wina. I spojrzeniem, które nie drżało.

– Marek mówi, że masz psa. Że mieszkasz sam. Że nie wierzysz w związki – zaczęłam spokojnie, ale głos mi zadrżał przy ostatnim słowie.

Paweł znieruchomiał.

– I co chcesz teraz wiedzieć? – zapytał.

– Chcę wiedzieć, kiedy postanowiłeś, że mnie nie ma. Że nie jesteśmy prawdziwi. Że twoje życie to teatr, w którym ja gram rolę, o której nikt nie może się dowiedzieć?

– Ja nie umiem być dwoma osobami naraz – odpowiedział, jakby to była rzecz oczywista. – Tam jestem sobą. Tutaj… jestem tym, kim muszę być.

– A ja? – zapytałam. – Kim ja jestem?

Nie odpowiedział.

Wstałam. Przeszłam obok niego do sypialni. Nie spojrzałam za siebie.

Bo pierwszy raz w życiu poczułam, że właśnie żyję z człowiekiem, który całkowicie oddzielił się ode mnie. Jakby żył w równoległym świecie. Świecie, w którym Joanna, żona i matka jego dzieci... nie istnieje.

Był samotnikiem

Siedziałam z Basią na ławce pod blokiem.

– Joasia, ja cię muszę o coś zapytać – zaczęła ostrożnie. – Ale nie złość się. Ty go jeszcze kochasz?

Zamrugałam. Długo nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

– Nie wiem. Może... nie wiem nawet, czy kiedykolwiek naprawdę go kochałam. Może kochałam to, że był. Że był dom, dzieci, wakacje, kredyt... Cała ta stabilizacja. Ale miłość? Basia, ja nie pamiętam, kiedy ostatnio on spojrzał na mnie tak, jak patrzy się na kogoś, kogo się pragnie.

– Może on się po prostu odciął? Może nie dałaś mu miejsca, żeby być sobą?

– O nie, Basia. Ja mu dałam wszystkie miejsca. Miał swoje hobby, miał wieczory ciszy, miał weekendy, w które jeździł sam „na relaks”, miał pracę, w której mógł być „wolny”. A w zamian dostałam ciszę. I tę jego „przestrzeń wolności”, która okazała się światem beze mnie.

Basia tylko przytaknęła. Nie miała odpowiedzi.

Wieczorem, gdy dzieci poszły spać, usiadłam przy biurku z kartką papieru i zaczęłam pisać. Nie list. Nie dla niego. Dla siebie.

Czy to moja wina? Czy byłam za bardzo? Czy zadawałam za dużo pytań? Czy oczekiwałam za wiele?
Czy on naprawdę czuł się tak przytłoczony, że musiał stworzyć drugie życie, w którym mnie nie było?

Ale potem pomyślałam: Czy ja kiedykolwiek dostałam to, co dałam? Czy on mnie naprawdę widział, kiedy mówiłam, że jestem zmęczona, że mi źle, że tęsknię za nim? Czy kiedykolwiek przyszedł i zapytał: „Co u ciebie?” – tak naprawdę?

Nie. Paweł był dobrym człowiekiem. Ale nie był moim partnerem. Był samotnikiem, który wszedł w rolę męża i ojca, ale nie w relację. Nie w bliskość.

I teraz, gdy to wszystko wyszło na jaw, poczułam... nie tyle złość, co zawód. Głęboki, świdrujący zawód. Bo nie zdradził mnie z inną kobietą. Zdradził mnie z życiem, którego nie byłam częścią.

Chcę zrozumieć

Dwa dni milczeliśmy. On – jak zwykle zamknięty w swoim świecie. Ja – zbyt rozbita, żeby znów próbować. Ale wiedziałam, że nie mogę tak tego zostawić. Nie po piętnastu latach. Nie po tym, jak on po prostu wyciął mnie z jednej połowy swojego życia.

W niedzielę wieczorem usiadłam obok niego w salonie. Siedział z laptopem, ale tym razem zamknął go, kiedy mnie zobaczył. Spojrzał uważnie. I cicho zapytał:

– Chcesz rozmawiać?

– Chcę zrozumieć – powiedziałam. – Czy ty... kiedykolwiek chciałeś być mężem?

Długo nic nie mówił. Wpatrywał się w ścianę, jakby tam było coś, co pomoże mu znaleźć właściwe słowa.

– Chciałem – odparł w końcu. – Bardzo. Ale chyba nie wiedziałem, co to znaczy.

– A ojcem? – zapytałam dalej. – Bo nasze dzieci... one cię kochają. One wciąż czekają, aż się obudzisz.

– Wiem – skinął głową. – I to najgorsze. Że nie jestem w stanie dać im tyle, ile bym chciał. I nie chodzi o czas. Chodzi o... obecność.

– A mnie? – spytałam. – Czy ty mnie kiedyś kochałeś?

Zamilkł. Potem spuścił głowę.

– Kochałem. Ale im bardziej próbowałem być wszystkim dla was, tym bardziej czułem, że siebie tracę. I zacząłem się chować. Najpierw przed wami, potem przed sobą.

Więc stworzyłeś sobie drugie życie. Gdzie nikt niczego od ciebie nie chciał.

– Dokładnie tak – przyznał.

– Ale ja też niczego nie chcę, Paweł – powiedziałam, już bez łez. – Nie proszę cię o wielkie gesty. Tylko o to, żebyś był. Naprawdę. Tu. Ze mną. Z nimi. A nie z tym psem, którego sobie wymyśliłeś.

Uśmiechnął się lekko, gorzko.

– Może nie jestem zbudowany do bliskości. Może mam w sobie jakiś defekt. Ta przestrzeń... ona mi dawała tlen. A tu, z wami... zawsze czułem się, jakbym nie oddychał.

Poczułam, jak powietrze ścina mi się w gardle.

– To my cię dusiliśmy?

– Nie ty. Nie dzieci. Obowiązek. Rytm. Życie, które nigdy nie było moje, tylko... konieczne.

Zamilkliśmy.

To nie jest takie proste

Dzieci śpią. W pokoju słychać tylko szum pralki i tykanie zegara. Siedzę na kanapie, w dresie, i patrzę na mężczyznę, którego kiedyś pokochałam.

Paweł czyta. Spokojny. Jakby nigdy nic. Jakby nie padło żadne słowo przez ostatni tydzień, jakby nie przyznał, że jego życie dzieli się na dwie części – tę dla nas i tę prawdziwą, bez nas. Nadal mieszka z nami. Nadal robi śniadania dzieciom w soboty, podaje mi kawę w niedzielne poranki, odkurza salon, jak gdyby nic się nie zmieniło.

Tylko że ja wiem. I on też wie. Nie powiedziałam jeszcze, że chcę rozwodu. Bo... nie wiem. To nie jest takie proste. Można być zdradzonym przez innego człowieka, ale jak się nazywa zdrada, w której nie ma zbliżenia, nie ma innej kobiety, tylko chłodna obojętność? Taka, która mówi ci w oczy: „Nie jesteś częścią mojego świata.”

Czasem patrzę na niego i próbuję sobie przypomnieć, jak wyglądał, gdy się poznaliśmy. Co mnie w nim zachwyciło. Głos? Zapach? Głupie żarty, które mówił na pierwszej randce? Dziś nie jestem już pewna, czy to był on, czy tylko mój obraz, który sobie wymyśliłam.

Wiem tylko jedno: coś się skończyło. I nie wiem jeszcze, co będzie dalej. Może zostaniemy razem, jak ci wszyscy małżonkowie, którzy nie kochają się od lat, ale dzielą rachunki i ogród. Może pewnego dnia spakuję walizkę i odejdę, zostawiając mu jego przestrzeń wolności, w której mnie nie było i tak.

Joanna, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama