Reklama

Gdy ktoś mnie pytał, jak się miewam, odpowiadałam: „w porządku”, nawet jeśli nie było. Bo co innego miałabym powiedzieć? Że czuję się jak porzucony przez właściciela dom, w którym światło jeszcze działa, ale ogrzewanie już dawno odłączone?

Był obojętny

Z Maćkiem jesteśmy razem dziesięć lat, małżeństwem – siedem. Kiedyś umiał mnie rozśmieszyć nawet wtedy, gdy miałam najgorszy dzień w pracy, potrafiliśmy rozmawiać godzinami bez tematów tabu. Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że nasz dom zamienił się w poczekalnię. Ja czekam, aż coś się zmieni, on chyba czeka, aż zniknę.

Wraca późno, milczy. Pyta, czy coś jadłam, ale nie słucha odpowiedzi. Zamiast rozmawiać – patrzy w telefon. Czasem mam ochotę zapytać go wprost, czy mnie jeszcze kocha, czy tylko mieszka ze mną z przyzwyczajenia, ale nie pytam, bo chyba boję się odpowiedzi. Pieczenie ciasta w Sylwestra miało być rytuałem, tradycją. W zeszłym roku Maciek śmiał się, że znowu przypaliłam spód. W tym roku nie zauważył, że w ogóle coś piekłam. Siedział na kanapie, telefon w dłoni. Uśmiechał się do ekranu, do kogoś tam, nie do mnie.

– Może zrobimy coś razem wieczorem? – spytałam.

– Coś?

– No, wiesz… może jakiś film? Albo spacer?

– Zobaczymy – odparł i wrócił do telefonu.

Nie wiem, czego się trzymam. Może już tylko formy?

Ignorował mnie

Wieczorem próbowałam udawać, że to zwykły Sylwester. Włożyłam ulubiony sweter, upięłam włosy, chociaż przecież nigdzie nie wychodziliśmy. Na stole postawiłam ciasto, którego on i tak nie ruszył. W radiu leciały hity. Maciek włożył kurtkę, nawet nie spojrzał w moją stronę. Otworzył szafkę przy drzwiach, sięgnął po czapkę i rękawiczki. Przez chwilę myślałam, że może coś zaplanował, że może to jakaś niespodzianka, ale nie zadał sobie trudu, by coś powiedzieć wcześniej.

– Wyskoczę po coś do sklepu, zaraz wracam – rzucił, zapinając kurtkę.

– Jasne.

Zamknął za sobą drzwi. W głowie widziałam, jak idę za nim, mijam ludzi, pytam, dokąd poszedł, kogo szuka. Usiadłam na kanapie, chociaż ciałam iść za nim. Minęło pół godziny. Potem godzina, półtorej, w końcu dwie. Każdy dźwięk zegara wbijał się we mnie, jakby mnie wzywał do zrobienia czegokolwiek, ale ja nie robiłam nic.

Wróciły obrazy. Inne jego wyjścia, do siłowni, do znajomego, coś załatwić. Siedziałam wtedy w domu, słuchałam ciszy i czekałam, aż znów będzie z powrotem. Wracał inny, milczący. Czasem pachniał obcymi perfumami, czasem był wyjątkowo pogodny. Za bardzo, jak na człowieka, który spędził wieczór sam ze sobą.

Prawda się wydała

Było już po jedenastej. Włożyłam płaszcz, spakowałam kilka rzeczy do walizki i usiadłam przy stole. Odsunęłam krzesło, oparłam dłonie o blat tak, jakbym miała z niego zaraz wstać i odejść, ale czekałam. Na co? Może na znak, na ostatnie potwierdzenie, że nie zwariowałam, że to się naprawdę dzieje. Wzięłam telefon. Szukałam numeru matki Maćka. Dłonie mi się trzęsły, ale to nie był strach. Raczej napięcie, jakby coś wreszcie miało się odsłonić.

– Dobry wieczór – powiedziałam, gdy odebrała.

– Emilka? – zdziwiła się. – Wszystko w porządku?

– Czy Maciek jest u was?

Po drugiej stronie słyszałam, jak w tle gra telewizor. Cisza między nami trwała może kilka sekund, ale dla mnie były to minuty.

– Nie. Nie ma go tutaj – powiedziała w końcu. – Jest u niej. I wiesz co, Emilka… ja już od listopada wiedziałam

Nie dokończyła. Nie musiała.

– Ale to nie moja sprawa – dodała cicho, jakby to miało coś zmienić.

Miał kogoś

Nie odpowiedziałam. Nie było słów. Nie podziękowałam, nie zapytałam, dlaczego mi nie powiedziała wcześniej. Przecież wiedziałam, że nie powiedziała, bo nie chciała wchodzić między nas. Wolała milczeć, tak jak ja przez ostatnie tygodnie. Nie miałam w sobie furii. Miałam gotowość do odejścia.

Maciek wrócił dziesięć minut po północy. Usłyszałam jego kroki na klatce schodowej, zanim jeszcze włożył klucz do zamka. Otworzył drzwi pewnym ruchem, tak jak zawsze, jakby nic się nie stało. Wszedł do mieszkania i w pierwszej chwili mnie nie zauważył. Stałam przy drzwiach, ubrana, z walizką przy nodze. Spojrzał na mnie i się zatrzymał.

– Wróciłeś? – zapytałam spokojnie.

– Było długo. Korki – odpowiedział.

Nie ruszył się z miejsca. W dłoni trzymał telefon. Był zmęczony, może trochę spięty, ale nie zdziwiony. Jakby przewidział, że coś takiego może się wydarzyć, jakby czekał na to konfrontacyjne „kiedyś” i właśnie się go doczekał.

– Dzwoniłam do twojej matki – powiedziałam cicho. – Powiedziała mi, z kim jesteś. Ona wie od listopada.

Wszystkiego się wyparł

Nawet nie drgnął.

– Emilia, to nie tak… – zaczął, ale przerwałam mu gestem.

– Nie musisz. Już wiem wszystko.

Słowa wypadały ze mnie bez wysiłku, tak jakby były zapisane gdzieś dawno temu i czekały tylko na swoją kolej. Zapięłam płaszcz. Wzięłam walizkę.

– Dokąd idziesz?

Nie odpowiedziałam. Spojrzałam tylko na niego spokojnie. W jego oczach pojawiło się coś, co kiedyś nazywałam zaniepokojeniem, ale dziś przypominało mi raczej niewygodę, jakby po raz pierwszy naprawdę poczuł, że coś się kończy.

– Emilia, porozmawiajmy – powiedział. – Proszę.

– Nie mam już siły rozmawiać. I tak wszystko przemilczeliśmy.

Otworzyłam drzwi i wyszłam. Za mną został zapach jego perfum i dom, który już nie był mój.

Odeszłam od niego

Znalazłam hotel. Niewielki, przy bocznej ulicy. Weszłam do środka. W środku było jasno. W recepcji siedziała kobieta w średnim wieku, z nieco zmęczoną twarzą. Uniosła wzrok znad książki.

– Pokój na jedną noc? – zapytała, zerkając na moją walizkę.

– Nie wiem. Może. Zobaczymy rano – odpowiedziałam.

Podałam dowód, wzięłam klucz. Weszłam do pokoju i od razu usiadłam na łóżku. W pokoju było ciepło, a ja poczułam się, jakbym nadal siedziała na mrozie, obca, oderwana. Przypomniałam sobie jeden z tych zwykłych wspólnych poranków – jak Maciek robił mi herbatę, jak kładł się obok i mówił, że nigdzie się nie spieszy i jak się wtedy uśmiechałam szczerze. To był uśmiech, który zniknął, zanim zdążyłam zauważyć, że go nie ma.

Teraz ten obraz wyglądał, jakby należał do kogoś innego. Do kobiety, którą kiedyś byłam. Zawsze myślałam, że odejście boli, ale najpierw trzeba wrócić do siebie. A ja dopiero zaczynałam sobie przypominać, kim byłam bez niego.

Emilia, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama