Reklama

Odkładaliśmy tę kasę przez cały rok. Grosz do grosza, każda stówka z 800+ i moje dodatkowe zlecenia z księgowości – wszystko szło na jedno konto. Miało wystarczyć na wyprawkę szkolną dla Kai: porządny tornister z ergonomicznym stelażem, buty z wyprofilowaną wkładką, pakiet podręczników, zeszyty, farby, kredki, no i obiady w szkole, bo nie chciałam, żeby córka jadła byle co.

Reklama

Byłam przezorna

Mam etat w biurze rachunkowym, ale wieczorami jeszcze ogarniam faktury dla dwóch małych firm. Pracuję zdalnie – dzieciaki śpią, a ja cisnę. Tak wygląda moje życie, ale nie narzekam.

Jestem księgową – liczby mnie nie oszukują. Zawsze wiedziałam, ile mamy na koncie, ile możemy wydać, co możemy odłożyć. Bezpieczne buforowe sześć tysięcy – to była moja obsesja. A przed wrześniem zawsze chciałam mieć przynajmniej dziesięć. I dokładnie tyle mieliśmy na koncie, odłożone z 800+. Przez rok ani razu nie dotknęliśmy tych pieniędzy. Nawet Michał – mój wiecznie beztroski mąż – nie śmiał się do nich zbliżyć. Ufałam mu.

Tyle że pewnego dnia, kiedy usiadłam w kuchni, włączyłam laptopa i zalogowałam się do banku, coś mnie ukuło w sercu. Coś nie grało. Zamiast dziesięciu tysięcy zobaczyłam… niecałe tysiąc złotych. Przez chwilę myślałam, że się pomyliłam. Przetarłam oczy, odświeżyłam stronę. Nadal to samo. Weszłam w historię transakcji. Dziewięć tysięcy złotych zniknęło tydzień wcześniej. Przelew do jakiegoś Jarka. Miałam wrażenie, że coś we mnie osunęło się na dno.

Pieniądze zniknęły

Zamknęłam laptopa i poszłam do Michała, który siedział na balkonie z telefonem.

– Michał, gdzie są nasze pieniądze? – zapytałam, nie kryjąc drżenia głosu.

Spojrzał na mnie, ale szybko uciekł wzrokiem. Przez dłuższą chwilę milczał. W końcu westchnął i powiedział cicho:

– Pożyczyłem Jarkowi.

Zaniemówiłam.

– Twojemu bratu?! – uniosłam głos. – Temu, który już raz miał „pewny interes”, po którym sprzedawał samochód, żeby oddać długi?

– Tym razem miało być inaczej. Sprzęt budowlany, nowa fucha, wszystko dogadane…

– Dziewięć tysięcy, Michał! Dziewięć! To były pieniądze na szkołę Kai! – nie poznawałam własnego głosu. Zacisnęłam dłonie tak mocno, że paznokcie wbiły mi się w skórę.

– Ryzyko było niewielkie – próbował się tłumaczyć. – Wszystko miało się szybko zwrócić. Myślałem, że…

– Myślałeś?! – przerwałam mu. – Myślałeś, ale mnie nie zapytałeś. To nie były twoje pieniądze, tylko nasze, a przede wszystkim Kai.

Zrobił to w sekrecie

Patrzył na mnie z miną chłopca przyłapanego na czymś, co miało niby uchodzić za dobry uczynek. A ja czułam, jak coś się we mnie zacina. Nie tylko gniew – to było coś głębszego. Złamał umowę, której nigdy nie spisaliśmy, ale oboje dobrze znaliśmy jej treść. Mieliśmy się wspierać, mieliśmy być drużyną. A on podjął decyzję za mnie.

Wieczorem, kiedy Kaja poszła spać, Michał usiadł po drugiej stronie stołu i przez chwilę milczał. Nie spojrzałam na niego.

– Wiem, że zrobiłem źle – powiedział w końcu. – Ale naprawdę myślałem, że to wyjdzie na plus. Jarek miał kontrakt z firmą, która szukała podwykonawcy. Chodziło o roboty ziemne. Musiał tylko kupić sprzęt, koparkę, albo coś podobnego. Miał klienta, miał harmonogram. Wszystko wyglądało pewnie.

– I co się stało? – zapytałam zimno.

– Maszyna się zepsuła. Nowa, leasingowana. Serwis odmówił naprawy w ramach gwarancji, bo coś tam było nie tak w dokumentach. A potem ten klient się wycofał. Zresztą, nawet gdyby nie, i tak Jarek nie miałby czym pracować. Cała kasa poszła na pierwszą wpłatę. Przepadło.

– Czyli nie odzyskamy nic? – dopytałam.

Dał mu nasze pieniądze

Michał spuścił wzrok.

– Nic.

– To zrobiłeś to dla nas? Czy dla swojego braciszka? – zapytałam.

Podniósł głowę.

– Dla nas, naprawdę. Myślałem, że jak to wypali, to nie tylko oddamy z nawiązką, ale może wreszcie coś się ruszy. Mielibyśmy zastrzyk, lepszy samochód, może wakacje. Próbowałem zrobić coś więcej niż tylko płacić rachunki.

Poczułam coś, czego się nie spodziewałam – nie tylko złość, ale też pogardę. Nie miał odwagi przyjść do mnie wcześniej, zapytać, poradzić się. Wolał podjąć decyzję sam, a teraz siedział przede mną z tym swoim „zrobiłem to dla nas”, jakby to miało wszystko naprawić.

– Nie masz z czego oddać? – spytałam, choć znałam odpowiedź.

– Nie.

Wstałam od stołu.

– To wspaniale. W takim razie ja to odrobię. Tylko że tym razem sama. Nie licz na mnie, Michał. Przynajmniej nie teraz.

Nie odpowiedział. Może w końcu zrozumiał, że nie chodziło tylko o te dziewięć tysięcy.

Zacisnęłam pasa

Usiadłam przy kuchennym stole z kartką i długopisem. Zaczęłam liczyć, co mogę sprzedać, z czego zrezygnować, ile zleceń mogę przyjąć bez zawalenia wszystkiego. Plecak – używany. Buty – z wyprzedaży. Obiady w szkole – może da się je opłacić w dwóch ratach. Nie było wyjścia. Michał wszedł do kuchni, przyglądał się przez chwilę.

– Naprawdę musimy aż tak oszczędzać? – zapytał, udając lekki ton.

– Mam teraz żebrać, żeby nasze dziecko miało książki? – rzuciłam. – Myślisz, że to zabawne?

– Nie przesadzaj. Damy radę. Ty zawsze coś wymyślisz – odpowiedział, jakby to była pochwała.

– Zawsze ja muszę wszystko dźwigać. Ty się tylko przyglądasz.

– Nie musisz wszystkiego robić sama – powiedział cicho.

– A kto to zrobi, jak nie ja? – odpowiedziałam, nie podnosząc wzroku.

Nie odpowiedział. Zostawił kubek na blacie i wyszedł. Od tamtej pory nie kłóciliśmy się już, ale każde nasze spotkanie w kuchni czy przedpokoju było jak mijanie się obcych ludzi. Michał czasem próbował zagadać, przynosił coś z piekarni, zmywał naczynia, ale ja byłam chłodna. Trzymałam dystans.

Zawiódł nas

Zaczęłam poważnie myśleć o osobnym koncie. Przez moment przemknęła mi też myśl o rozstaniu. Jeszcze jej nie wypowiedziałam, ale była coraz wyraźniejsza.

Kaja poszła do szkoły z plecakiem, który kupiłam od sąsiadki. Był w dobrym stanie, nawet kolor jej się spodobał. Buty znalazłam na wyprzedaży w osiedlowym sklepie – ostatnia para w jej rozmiarze. Z podręcznikami pomogła koleżanka z pracy, której córka była rok starsza. Obiady w szkole rozłożyłam na raty.

Udało się, tylko że ta satysfakcja była gorzka. Kosztowała mnie bezsenne noce, ból głowy i tłumioną złość. Pierwszego września stałam w progu szkoły, patrzyłam, jak Kaja znika za drzwiami i miałam wrażenie, że jestem jedyną dorosłą w tej rodzinie.

Amelia, 37 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama