„Mąż wmawiał mi, że siedzenie w domu z dzieckiem to wakacje. A ja miałam serdecznie dość bycia tylko matką”
„Wieża z klocków runęła, a ja mimowolnie pomyślałam, że to metafora mojego życia. Trzy lata temu podjęłam decyzję: zostaję z dzieckiem w domu. To miało być na chwilę, na przeczekanie. Tymczasem dni zaczęły się zlewać w jedno. Pranie, obiad, zakupy, plac zabaw. A Marcin? Awansował. Wracał coraz później. Coraz rzadziej mnie zauważał”.

- Redakcja
Siedziałam na dywanie w salonie, układając klocki z Zosią, ale myślami byłam gdzieś daleko. Może w biurze, może na spotkaniu z klientem, może wśród ludzi, którzy pamiętali moje imię nie tylko dlatego, że czegoś ode mnie chcieli.
— Mamo, zbudujemy wieżę? — Zosia spojrzała na mnie z oczekiwaniem.
— Tak, skarbie — uśmiechnęłam się, choć czułam, że bardziej przypominało to grymas.
Wieża runęła, a ja mimowolnie pomyślałam, że to jakaś metafora mojego życia. Trzy lata temu podjęłam decyzję: zostaję z dzieckiem w domu. To miało być „na chwilę”, „na przeczekanie”. Tymczasem dni zaczęły się zlewać w jedno. Pranie, obiad, zakupy, plac zabaw. A Marcin? Awansował. Wracał coraz później. Coraz rzadziej mnie zauważał.
— Nad czym tak myślisz? — zapytał, gdy wieczorem w pośpiechu zjadał kolację.
— Czasem czuję, jakbym przestała istnieć — powiedziałam cicho.
— Masz komfort bycia w domu z dzieckiem — rzucił, jakby to zamykało temat.
A ja poczułam, że już dłużej tak nie mogę.
Powoli miałam tego dość
— Marcin, musimy porozmawiać — powiedziałam, gdy tylko zamknął za sobą drzwi.
Spojrzał na mnie zmęczony, rzucił klucze na komodę, rozpiął guzik koszuli.
— Teraz? Miałem ciężki dzień.
— Ja mam ciężkie trzy lata — rzuciłam, krzyżując ręce na piersi.
Uniósł brew, jakbym powiedziała coś absurdalnego.
— Natalia, o co chodzi? — westchnął.
— O mnie. O to, że nie pamiętam, kim jestem, poza tym, że jestem matką Zosi.
Przez chwilę patrzył na mnie, jakbym mówiła w obcym języku.
— Nie przesadzasz trochę? Masz komfort bycia w domu. Nie musisz martwić się pracą, terminami, szefem.
— Mam komfort? — zaśmiałam się, ale w moim śmiechu nie było wesołości. — Myślisz, że to jakieś wakacje? Że dni spędzone na gotowaniu, sprzątaniu i ogarnianiu dziecka to spełnienie marzeń?
— Przecież to był twój wybór.
Zacisnęłam dłonie w pięści. To prawda, ale nie miałam pojęcia, jak bardzo to będzie trudne.
— Nie miałam pojęcia, że przez ten wybór przestanę istnieć jako niezależna osoba. Że zniknę dla innych i dla ciebie.
— Przesadzasz — powiedział, podchodząc do lodówki i wyciągając butelkę wody.
— Naprawdę? A kiedy ostatnio zapytałeś, co u mnie? Co czuję?
Marcin spojrzał na mnie z irytacją, jakbym próbowała się pokłócić o coś błahego.
— Natalia, masz cudowne dziecko, stabilny dom, nie musisz się martwić niczym innym. Inni by ci zazdrościli.
— A ja zazdroszczę tobie.
Zamarł na moment.
— Mi?
— Tak. Masz karierę, rozwój, spotykasz ludzi, masz coś swojego. A ja? Ja żyję w trybie „mamo, gdzie są moje skarpetki?”.
Pokręcił głową.
— Myślałem, że jesteś szczęśliwa.
— A ja myślałam, że mnie rozumiesz.
Odwróciłam się i wyszłam z kuchni, zanim zdążyłam powiedzieć coś, czego bym żałowała. Ale w środku czułam, że ta rozmowa to dopiero początek.
Bałam się do tego przyznać
— Nie wiem, Natalia, serio… Jak ty to wytrzymujesz? — Anna dmuchnęła na parującą kawę i spojrzała na mnie z mieszaniną współczucia i niedowierzania.
Siedziałyśmy w kawiarni, w której dawniej spotykałyśmy się po pracy. Dziś czułam się tu jak intruz. Jak ktoś, kto dawno temu opuścił miasto i nagle wrócił, ale nic już nie było takie samo.
— Sama się nad tym zastanawiam — westchnęłam.
Anna wyglądała tak samo jak zawsze: elegancka, zadbana, pełna energii. Opowiadała o nowych projektach, o wyjeździe służbowym do Londynu, o tym, jak niedawno śmiała się do łez na spotkaniu zespołu. Słuchałam tego i czułam, jak rośnie we mnie żal.
— A ty? Nie myślałaś o powrocie? — spytała nagle, wbijając we mnie spojrzenie.
— Marcin uważa, że nie ma takiej potrzeby — powiedziałam odruchowo.
Anna prychnęła.
— A ty? Co ty uważasz?
Zacisnęłam palce na filiżance.
— Nie wiem.
Ale to nie była prawda. Wiedziałam. Po prostu bałam się wypowiedzieć to na głos. Bałam się, że jeśli to powiem, to już nie będzie odwrotu.
To była moja szansa
Telefon zadzwonił, kiedy akurat wycierałam Zosi buzię po śniadaniu. Spojrzałam na ekran – numer nieznany. Odruchowo chciałam odrzucić połączenie, ale coś mnie tknęło.
— Halo?
— Natalia? — Głos po drugiej stronie był znajomy, choć przez lata nieco się zmienił. — Tomek z tej strony. Pamiętasz mnie jeszcze?
Serce zaczęło mi szybciej bić. Tomasz. Mój były szef. Człowiek, który kiedyś mówił, że mam talent i że mogę zajść daleko.
— Oczywiście, że pamiętam — odparłam, próbując zabrzmieć swobodnie.
— Słuchaj, nie będę owijał w bawełnę. Widziałem twoje stare projekty, rozmawiałem z kimś, kto wciąż wspomina, jak dobrze ci szło. I… mam propozycję. Potrzebujemy kogoś takiego jak ty. Wrócisz?
Zamarłam.
Wrócisz? Tak po prostu? Jakby te trzy lata w domu nie miały znaczenia? Jakbym wciąż była tą samą Natalią, co kiedyś?
— Nie wiem… — wydukałam, choć w głębi serca czułam coś, czego nie czułam od dawna. Ekscytację.
— Daję ci czas do namysłu, ale nie za długo, bo ktoś inny może cię ubiec. Przemyśl to.
Rozłączył się, a ja siedziałam w ciszy, patrząc na telefon. W mojej głowie wirowało tylko jedno zdanie.
To może być moja szansa na powrót do życia.
Nie chciałam być tylko matką
Marcin stał przy blacie w kuchni, nalewając sobie wody. Wyglądał na zmęczonego, jak zawsze. Pewnie kolejny stresujący dzień w pracy. Ale tym razem to ja miałam coś ważnego do powiedzenia.
— Dostałam propozycję pracy.
Odłożył szklankę i spojrzał na mnie z uniesioną brwią.
— Co? Jaką propozycję?
— Dzwonił Tomasz, mój były szef. Chce, żebym wróciła. To świetna okazja, dobrze płatna…
— I co, chcesz od razu rzucić wszystko i iść do pracy? — Skrzywił się, jakbym właśnie oznajmiła, że wyprowadzam się na drugi koniec świata.
— Nie rzucam wszystkiego. Po prostu… Chcę znów robić coś dla siebie.
— Ale po co? — W jego głosie nie było zrozumienia, tylko irytacja. — Przecież nie musisz pracować.
— Bo chcę! Bo mam dość bycia tylko matką!
Zaskoczyłam samą siebie, jak bardzo podniosłam głos. Marcin patrzył na mnie, jakbym właśnie powiedziała coś niezrozumiałego.
— Natalia, przecież ustaliliśmy…
— Nie! — przerwałam mu. — To ty ustaliłeś. Ja po prostu dałam się w to wciągnąć.
Zapadła cisza. Patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę. On — zdziwiony, ja — pełna determinacji.
— Nie wiem, czy to dobry pomysł — powiedział w końcu, potrząsając głową.
— Ale ja wiem.
I tym razem nie miałam wątpliwości.
Wróciłam do siebie
Stałam przed biurowcem, w dłoniach ściskając telefon. Jeszcze mogłam się wycofać. Jeszcze mogłam zadzwonić do Tomasza i powiedzieć, że to pomyłka, że jednak nie jestem gotowa.
Ale byłam.
Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka.
— Natalia! — Tomasz powitał mnie uśmiechem. — Cieszę się, że podjęłaś dobrą decyzję.
Dobrą decyzję. Powtarzałam te słowa w myślach, gdy oprowadzał mnie po biurze, przedstawiał zespołowi, mówił, jak wiele się zmieniło. A ja chłonęłam to wszystko, czułam się, jakbym wracała do świata, który kiedyś był moim domem.
Kiedy wróciłam do mieszkania, Marcin siedział na kanapie, patrząc w ekran telefonu. Nie podniósł wzroku, kiedy weszłam.
— Więc… Zdecydowałaś się? — zapytał chłodno.
— Tak.
Przez chwilę milczał.
— Nie wiem, czy mi się to podoba.
— Nie proszę cię o pozwolenie, Marcin — odpowiedziałam spokojnie.
W końcu spojrzał na mnie.
— Zmieniłaś się.
— Może wreszcie wracam do siebie — uśmiechnęłam się lekko.
Nie wiedziałam, co będzie dalej. Czy nasze małżeństwo to przetrwa. Ale wiedziałam jedno: nigdy więcej nie pozwolę, by moje życie stanęło w miejscu.
Odzyskałam swoje życie
Siedziałam przy biurku w nowym biurze, wpatrując się w ekran komputera. Pierwszy dzień za mną. Wciąż czułam dreszcz ekscytacji, jakbym znów miała dwadzieścia kilka lat i dopiero zaczynała karierę. Ale tym razem było inaczej. Teraz wiedziałam, jak smakuje zatracenie siebie. I wiedziałam, że już nigdy do tego nie dopuszczę.
Telefon zabrzęczał. Wiadomość od Marcina: "O której wracasz? Zosia pyta o ciebie."
Jeszcze nie „jak ci idzie”, ale też nie „co ty wyprawiasz”, tylko proste, konkretne pytanie. Może to był pierwszy krok. Początek czegoś nowego.
Odpisałam krótko: "Za godzinę. Przytul ją ode mnie."
Wstałam, przeciągnęłam się i spojrzałam przez okno. Miasto tętniło życiem.
A ja wreszcie czułam, że moje życie znów należy do mnie.
Natalia, 36 lat