„Mąż wolał gapić się w pudło, niż wyprawiać wspólne harce. Nie zauważył, że w naszym domu rozgrywa się melodramat”
„Zabolało. Bardziej niż chciałam przyznać. Nie odpowiedziałam od razu. W głowie dźwięczało mi to jedno zdanie: może ty wcale mnie nie rozumiesz. Czy naprawdę doszliśmy już do miejsca, w którym rozmawiamy jak obcy? W którym telewizor staje się ważniejszy od dotyku, spojrzenia, rozmowy?”.

Nie wiem, kiedy ostatni raz usłyszałam prawdziwą ciszę. Taką bez stukania klawiatury, bez szurania pilotem po pościeli, bez tego charakterystycznego dźwięku, gdy Tomasz włącza seriale na streamingu. Nawet nie próbuję sobie przypomnieć. Przez ostatnie miesiące, odkąd mieszkamy razem, wieczory są jak powtórka z jednego i tego samego filmu – on zmęczony po pracy, ja z książką, która od tygodni leży nieruszona na stoliku, bo i tak nie da się jej czytać przy ustawicznym szumie płynącym z czarnego ekranu.
Nie przeszkadza mi to, że Tomasz potrzebuje odprężenia. Każdy potrzebuje. Ale gdy rzucił ostatnio od niechcenia, że myśli o telewizorze w sypialni, zrobiło mi się duszno. Dosłownie. Tak jakby zabierał ostatni skrawek mojego świata. Bo sypialnia to dla mnie coś więcej niż łóżko i kołdra. To miejsce, gdzie chowam się przed światem, zasypiam w ramionach ciszy. A on… chce tam ekran. Światło. Hałas. Kolejne bodźce. Kocham Tomasza. Naprawdę. Ale coraz częściej czuję, że żyjemy obok siebie, nie ze sobą. Że nasze potrzeby są jak dwa końce sznurka, które ktoś zbyt mocno naciąga.
Wczoraj znowu to się powtórzyło. Leżeliśmy już w łóżku, światło zgaszone, ja przymykam oczy, a on nagle chwyta za laptopa.
– Obejrzę tylko jeden odcinek – szepnął, jakby to coś zmieniało.
– Tomasz, ja naprawdę chciałabym zasnąć w ciszy.
– Przecież mam słuchawki! – odburknął.
I tyle. Koniec rozmowy. Znowu czułam się, jakby moje potrzeby były tylko przeszkodą w jego relaksie.
Nie chciałam tego pudła w naszej sypialni
– Kupiłem! Promocja była. I to nie taki byle jaki – czterdziestka piątka, OLED, idealnie do sypialni – oznajmił Tomasz przy kolacji, jakby mówił o bułkach na śniadanie.
Zawiesiłam widelec w połowie drogi do ust.
– Co zrobiłeś? – zapytałam powoli, chociaż odpowiedź już znałam.
– No, telewizor. Przecież mówiłem. Zmieszczę go na ścianie naprzeciwko łóżka. Będzie ekstra.
– Naprawdę? Nawet nie zapytałeś mnie o zdanie?
– Ola, to tylko telewizor... Nie przesadzaj.
– Dla ciebie może „tylko”. Dla mnie to granica. Nie chcę tego pudła w naszej sypialni!
– Potrzebuję chwili relaksu przed snem! – podniósł głos, odkładając sztućce.
– A ja potrzebuję bliskości, a nie niebieskiego światła z ekranu! – wyrzuciłam z siebie.
Milczał przez chwilę, po czym wzruszył ramionami. Jakby nie warto było się sprzeczać.
Siedziałam dalej, już nie jedząc. Wpatrywałam się w jego talerz, próbując uspokoić puls. W głowie tłukło mi się jedno: czy to naprawdę aż tak ważne? Czy on nie widzi, jak bardzo mnie tym rani? Wróciłam do sypialni sama. Bez niego. Potrzebowałam przestrzeni. I ciszy. Ale już wiedziałam, że tej nocy nie zasnę spokojnie.
Wszystko się wydało przypadkiem
Nie chciałam podsłuchiwać. Serio. Ale drzwi do kuchni były uchylone, a ja wróciłam wcześniej z zakupów. Klucz w drzwiach przekręciłam cicho, prawie bezszelestnie. I wtedy usłyszałam jego głos. Rozmawiał z Markiem.
– No stary, czasem mam dość. Wszystko trzeba z nią ustalać. Gdzie postawić fotel, czy można coś kupić… No szlag by to trafił. Czuję się, jakbym miał szefową, a nie partnerkę.
– Ale przecież ją kochasz? – zapytał Marek.
– Nie wiem już…
Zamarłam. Słowa zawisły w powietrzu. Zimne. Ciężkie. Prawdziwe. Weszłam powoli, z siatką w dłoni.
– Nie musisz mi kupować telewizora – powiedziałam spokojnie, patrząc mu prosto w oczy. – Ale mógłbyś mi powiedzieć, że już mnie nie kochasz.
Zbladł. Spojrzał na Marka, potem na mnie.
– Ola, ja… To nie tak...
– Nie? – uśmiechnęłam się gorzko. – A jak?
– Po prostu jestem zmęczony. I czuję presję. Ale to nie znaczy, że cię nie kocham…
Nie odpowiedziałam. Przeszłam obok niego i zamknęłam się w łazience. I tam, w ciszy, wreszcie pozwoliłam sobie płakać.
Czułam się, jakby dzieliła nas bariera
Następnego dnia próbowałam porozmawiać. Na spokojnie. Bez emocji. Wydawało mi się, że może jak zapytam łagodnie, bez wyrzutów, to dotrze do niego, o co tak naprawdę chodzi.
– Tomasz... mogę zapytać? Dlaczego to dla ciebie takie ważne?
Siedział na kanapie, przewijając coś w telefonie. Podniósł wzrok niechętnie.
– Bo tylko przy serialu mogę się wyłączyć. Od pracy, od wszystkiego. Inaczej nie zasypiam. Rozumiesz?
Usiadłam obok. Nie blisko. Tak, żeby nas dzieliła ta niewidzialna bariera.
– A ja czuję się, jakbyś wybierał telewizor zamiast mnie – powiedziałam cicho. – Jakby nas już nie było.
– To tylko rozrywka, zwyczajna rzecz, Ola. Nie dramatyzuj. Może ty wcale mnie nie rozumiesz.
Zabolało. Bardziej niż chciałam przyznać. Nie odpowiedziałam od razu. W głowie dźwięczało mi to jedno zdanie: może ty wcale mnie nie rozumiesz. Czy naprawdę doszliśmy już do miejsca, w którym rozmawiamy jak obcy? Gdzie sprzęt elektroniczny staje się ważniejszy od dotyku, spojrzenia, rozmowy? Wróciłam do sypialni sama drugi raz z rzędu. On został z telefonem i kolejnym serialem. A ja... z poczuciem, że coraz trudniej nam się nawzajem usłyszeć.
Kiedyś byliśmy sobie bliżsi
Siedziałam w sypialni przy zgaszonym świetle, podciągnięta pod brodę kołdra pachniała jak kiedyś – lawendą. Ale coś się zmieniło. Coś było inaczej. Tomasz wszedł cicho, jakby niepewnie. Usiadł na brzegu łóżka. Nie odzywał się, więc zaczęłam pierwsza.
– Pamiętasz, jak wyglądały nasze wieczory?
Podniósł wzrok, ale nie odpowiedział. Cisza między nami była gęsta, jakby każde słowo mogło coś zawalić.
– Siedzieliśmy przy stole, piliśmy herbatę z miodem i cytryną, opowiadaliśmy sobie najgłupsze rzeczy z dnia. Śmiałeś się do łez, kiedy opowiadałam o tym, jak klient zapytał, czy „Ola” to skrót od „Olimpia”. Pamiętasz?
Uśmiechnął się lekko, ale nic nie powiedział.
– I potem książki… ta dziwna faza na Kunderę, którą miałeś. Czytaliśmy na głos. A raz prawie zasnęłam przy „Nieznośnej lekkości bytu”, pamiętasz?
– Pamiętam… – powiedział w końcu cicho.
– A teraz? Wracasz do domu, wciskasz „play” i znikasz. Nawet nie wiem, co oglądasz. Nie pytam już, bo czuję się jak intruz. Jakbyś chciał, żebym zniknęła.
Tomasz spuścił głowę.
– Może to ja się zmieniłem... albo ty.
– Może. Ale mi nadal zależy.
Wtedy spojrzał na mnie. Tak, jakby pierwszy raz od miesięcy naprawdę mnie widział. Ale nie powiedział nic. I może właśnie to bolało najbardziej.
Przerażała mnie jego obojętność
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w salonie. Żadne nie włączyło światła. Z okna wpadało tylko blade światło ulicznych latarni. W końcu powiedziałam:
– Nie chodzi o telewizor. Naprawdę nie o to. Chodzi o to, że nie potrafisz być ze mną naprawdę.
Tomasz westchnął, oparł się o kanapę.
– A może ty chcesz być tylko z obrazem, który sobie o mnie stworzyłaś? Tym z początków, z herbatą i książkami? Może nie widzisz mnie takim, jakim jestem teraz?
– Bo próbuję walczyć o nas – odpowiedziałam. – A ty? Udajesz, że wszystko jest w porządku, byle tylko mieć spokój. Ale ja nie chcę spokoju. Chcę ciebie.
– Czuję się oceniany. Jakby każde moje zachowanie było nie tak. Jakby nic, co robię, nie wystarczało.
– Bo się wycofałeś. Bo zgasłeś. Bo przestałeś się starać.
– A ty jesteś zawsze poprawna. Cicha. Spokojna. Ale zimna, Ola. Zimna, jakbyś od dawna była już obok, nie przy mnie.
Zamilkliśmy. Czułam, jak wzbiera we mnie coś gorzkiego. Bezradność? Strach?
– Przeraża mnie twoja obojętność – wyszeptałam. – To, jak bardzo cię nie rusza, że się oddalamy.
Tomasz nie odpowiedział. Tylko siedział, wpatrzony w przestrzeń. A między nami coś pękało. Cicho, niemal niezauważalnie.
Może to jeszcze nie koniec
Nie pakowałam się. Nie uciekłam. Zamiast tego wieczorem usiedliśmy na dywanie, jak kiedyś, przy winie i zapalonych świecach. Milczeliśmy długo, zanim któreś z nas się odezwało.
– Kupiłem go, bo myślałem, że wtedy poczuję się mniej samotny – powiedział Tomasz. – Wiem, głupio to brzmi, kiedy siedzisz obok.
– A ja nie chciałam go, bo bałam się, że zamieni naszą sypialnię w salę kinową. Że przestaniemy być dla siebie – odpowiedziałam.
– Może da się to jakoś połączyć?
Spojrzałam na niego uważnie. Był poważny. Bez ironii, bez ucieczki w żart. Tylko ja i on. Prawdziwi.
– Może... zawiesimy go na tej ścianie, ale włączymy tylko w weekendy? Albo wieczory, kiedy oboje mamy na to ochotę?
– I bez oglądania przy zasypianiu – dodałam. – Chciałabym, żebyśmy dalej zasypiali razem. Nie z serialem między nami.
Pokiwał głową. Podszedł do kartonu z telewizorem, dotknął go i powiedział:
– Rozpakuję go dopiero, jak ustalimy, że naprawdę tego chcemy. Razem.
Uśmiechnęłam się lekko. Może to tylko kompromis. Ale może pierwszy od dawna, który wybraliśmy wspólnie. Zasnęliśmy tego wieczoru przy zgaszonym świetle. Bez ekranu. Tylko jego dłoń przy mojej. Może to jeszcze nie koniec.
Aleksandra, 35 lat
Czytaj także:
- „Mąż nie ma pojęcia, co zrobiłam na wyjeździe integracyjnym. Nie mam już złudzeń, że życie z jednym facetem to nuda”
- „Córka usłyszała na komunii, że wygląda jak biedulka, bo ma suknię z lumpeksu. To wstyd przyjąć Boga do tak brudnego serca”
- „Dziewczynka na komunii musi wyglądać jak aniołek w bieli, a nie mnich. Córka zrobiła z wnuczki pośmiewisko”