Reklama

Odetchnęłam z ulgą, kiedy sąsiedzi zmienili adres zamieszkania – ich pies był dla mnie nie do zniesienia. Bez względu na to, jak bardzo próbowałam go unikać, nigdy mi się to nie udawało. Wciąż musiałam znosić jego obśliniony pyszczek ocierający się o moją spódnicę i węszenie w torbach z zakupami. Odkąd udało mi się wreszcie zajść w upragnioną ciążę, musiałam mocno trzymać nerwy na wodzy, żeby nie rozpętać na cały budynek jakiejś szalonej afery – w końcu ta bestia mogła mnie czymś zarazić!

Reklama

Ucieszyłam się

– Ciekawi mnie, kto tu zamieszka – powiedział zaintrygowany Robert pewnego dnia, kiedy obserwowaliśmy z okna, jak nasi dawni sąsiedzi zabierają resztę swoich rzeczy i ładują je do samochodu.

– Właściwie to bez znaczenia – stwierdziłam zdecydowanie. – Oby tylko nie posiadali czworonoga.

W tamtym momencie szczerze w to wierzyłam, teraz mogę to skomentować jedynie wzruszeniem ramion: byłam naiwna i nie miałam pojęcia o życiu…

Kiedy początkowo ujrzałam tę młodą mamę z pociechą, wchodzącą do mieszkania po przeciwnej stronie korytarza, nie poczułam niczego niepokojącego. Wręcz przeciwnie, pomyślałam, że to całkiem spoko. Zero ryzyka zakłócania ciszy nocnej głośnymi imprezami, a jej dziecko też już wyrosło z wieku, gdy budzi płaczem po nocach… No i poza tym ktoś, kto sam ma dzieciaka, powinien podejść ze zrozumieniem, gdyby w przyszłości nasz maluch okazał się królem krzyku.

Mieszkał tam również facet, już niemłody, ale nadal niczego sobie, który jednak przepadł gdzieś zaraz po tym, jak się wprowadzili. Doszłam do wniosku, że gość haruje pewnie w innym kraju. Grunt, że zza framugi nie wysuwał się znienacka parszywy pysk czworonoga – to było dla mnie najistotniejsze!

Mówił do niej na „ty”?!

Zawsze, gdy mijałyśmy się z sąsiadką na schodach, machałyśmy do siebie bez zobowiązań i to wszystko. Niespodziewanie po około dwóch tygodniach Robert wrócił z roboty i oznajmił, że sąsiadka poprosiła go o ratunek. Podobno kontakt jej się obluzował w toalecie i okropnie się obawia, że może ją porazić prąd.

– A małżonek nie dałby rady tego ogarnąć? – zaciekawiłam się.

O jakim małżonku mówisz? – popatrzył na mnie zaskoczony. – Przecież Ewelina jest po rozwodzie.

A niby kiedy mój małżonek zdołał zacząć mówić do tej kobiety po imieniu i w dodatku dowiedzieć się, czy jest mężatką, czy wolną?!

– A facet, który jej pomagał podczas zmiany miejsca zamieszkania? – wciąż coś mi nie grało. – To jej eks?

– Nie, to jej tata – Robert tylko wzruszył ramionami w geście rezygnacji. – Myśl logicznie, Baśka! To przecież starszy facet, ponoć chorowity. Dziewczyna nie ma lekko w życiu, dałem jej słowo, że gdyby czegoś potrzebowała, to śmiało może nas prosić o pomoc.

Ignorowała mnie

Początkowo odczuwałam pewien dyskomfort związany z tą sytuacją, ale po głębszym zastanowieniu się nad tym wszystkim uznałam, że chyba zbyt koncentruję się na sobie i wyolbrzymiam problem. Czy nawiązanie bliższych relacji z naszą sąsiadką to faktycznie coś złego?

Ewelina na pewno będzie chciała się odwdzięczyć za to, że jej pomagamy. Kto wie, może gdy nasz maluszek się urodzi, to udzieli nam cennych wskazówek albo jakoś nas wesprze? W końcu ja o bobasach wiem tyle, ile wyczytałam z książek, a krewni mieszkają od nas hen daleko…

Sąsiadka okazała się jednak dość powściągliwa w kontaktach ze mną. Jedyne, co od niej usłyszałam, to krótkie „dzień dobry”, gdy mijałyśmy się na schodach. A trzeba przyznać, że z mojego męża korzystała aż nadto – minimum parę razy w tygodniu prosiła go, żeby jej coś reperował. A to cieknący kran, a to okno się nie domykało, a to znów kafle w kuchni odłaziły… Aż mnie korciło, żeby nabazgrać jej na świstku namiary do jakichś fachowców i przy najbliższej sposobności jej to wcisnąć.

Nerwy mi puszczały – czy ona nie wie, że kobieta z takim brzuchem w ostatnich tygodniach ciąży chciałaby mieć faceta pod ręką?!

– Daj spokój, Baśka, nie rób z igły widły – uspokajał mnie mąż.

– Widły?! Ja tu mam totalną jazdę bez trzymanki! Facet, z którym mam dziecko, przesiaduje po całych dniach u sąsiadki!

– Oj, gadasz głupoty, skarbie – objął mnie ramieniem. – Dla mnie nie ma piękniejszej od ciebie. No ale wiesz, jak mnie wychowali. Prawdziwy dżentelmen nigdy nie powie „nie”, gdy ktoś go o coś poprosi.

Co chwilę do niej latał

W minionym tygodniu dotarła do nas kołyska kupiona przez internet. Zdecydowałam się na model z drugiej ręki, ponieważ po pierwsze – ma w sobie to „coś”, a po drugie maluszek i tak będzie z niej korzystał przez krótki czas, biorąc pod uwagę jej niewielkie rozmiary. Maksymalnie jakieś trzy miesiące, więc nie ma sensu przepłacać.

Kiedy mąż był w robocie, podjęłam próbę jej montażu, ale cóż, nigdy nie grzeszyłam zdolnościami manualnymi, a ciążowy stan w żaden sposób nie obdarzył mnie nadprzyrodzonymi umiejętnościami.

– Skarbie, możesz mi pomóc? – zagadnęłam do małżonka, kiedy w końcu się zjawił.

– Dla ciebie wszystko – odparł. – Daj mi tylko chwilkę, żebym mógł przysiąść na sofie, bo ledwo zipię po tym masakrycznym dniu.

Kiedy sobie trochę odsapnął, razem zabraliśmy się do składania tego sprzętu, aż tu nagle rozległo się pukanie do drzwi. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, to znowu była ona! Zapytała, czy Robert mógłby do niej wpaść dosłownie na minutkę… Musi skończyć robotę na jutro, a córka coś jej w komputerze namieszała i wszystko się zawiesiło. Jak nie przyniesie gotowych wyliczeń na jutro, to ją z roboty wyrzucą!

A Robert? Rzucił wszystko i popędził do niej jak na skrzydłach!

Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie

Szczerze mówiąc już nawet nie chciało mi się wkurzać. Jedyne, co zrobiłam, to przykleiłam się plecami do drzwi i gapiłam się przez judasza, jak Ewelina, cała w skowronkach, w przylegającej do ciała bluzce, o jakiej teraz mogę tylko pomarzyć, zaprasza mojego męża do środka, cała w uśmiechach, rozgadana jak nigdy, jakby trafiła szóstkę w lotto, a nie miała problem z czymkolwiek.

Poczłapałam z powrotem do pokoju, zerknęłam na rozkopaną kołyskę, górę ciuchów czekających na prasowanie i… poszłam wziąć prysznic. A że męża nadal nie było, rzuciłam się na łóżko, trochę popłakałam i padłam jak kawka. Obudziło mnie szarpanie za ramię. Przetarłam oczy, już był ranek.

– Brakuje mi koszul nadających się do założenia do roboty – w głosie Roberta dało się wyczuć nutę paniki. – Gdzieś tu musi być coś odpowiedniego, prawda?

– O tam – wskazałam dłonią stertę ciuchów czekających na pranie.

– Serio? Przecież one wszystkie są brudne i pogniecione!

– To idź do Eweliny, ona ci je odprasuje – warknęłam pod nosem.

– Odbiło ci? Co ty wyrabiasz? – po raz kolejny złapał mnie gwałtownie za bark. – Baśka…

– Nawet nie myśl o tym, żeby mnie teraz z wyrka ściągać, bo zaraz się mocno zdenerwuję – ostrzegłam go. – Jak ty mi, tak ja tobie. Koniec z rozpieszczaniem ciebie, skoro ty inną rozpieszczasz!

Reklama

Barbara, 33 lata

Reklama
Reklama
Reklama