„Mąż wolał spędzać wieczory z matką, niż ze mną w alkowie. Jego miłość do mamusi rujnowała to, co budowaliśmy razem”
„Od początku w tle była Monika – jego matka. Na początku sądziłam, że to dobrze. Lubiłam patrzeć, jak Adam troszczy się o nią, dzwoni, jak pyta o radę. Tyle że ta troska z czasem zaczęła przypominać więzy. Niewidzialną nić, która oplatała nasz związek i nie pozwalała nam być tylko we dwoje”.

- Redakcja
Kiedy poznaliśmy się z Adamem, miałam wrażenie, że los w końcu się do mnie uśmiechnął. Byliśmy młodzi, pełni planów i marzeń – o podróżach, własnym mieszkaniu, dzieciach, wspólnych wieczorach przy winie. Adam był wtedy całym moim światem. Uśmiechał się tak, że miękły mi kolana, a ja czułam, że przy nim naprawdę mogę być sobą. Nie musiałam niczego udawać.
Ale od samego początku w tle była Monika – jego matka. Na początku sądziłam, że to dobrze. Lubiłam patrzeć, jak Adam troszczy się o nią, jak do niej dzwoni, jak pyta o radę. Wydawało mi się, że to świadczy o jego wrażliwości i lojalności. Tyle że ta troska z biegiem czasu zaczęła przypominać więzy. Niewidzialną nić, która oplatała nasz związek i nie pozwalała nam być tylko we dwoje.
Najpierw to były drobiazgi – Monika dzwoniła, gdy siedzieliśmy w kinie, a Adam odbierał, bo „może coś się stało”. Potem częściej zaczęła go prosić o pomoc. A to z zakupami, a to z kranem, a to z komputerem. Wszystko niby niewinne. Ale ja czułam, że z każdą taką „małą przysługą” znika kawałek naszej intymności. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, jak bardzo ta obecność wkrótce zdominuje moje życie. Nie przypuszczałam, że zacznę się czuć jak ktoś trzeci w swoim własnym małżeństwie. Że będę siedzieć przy stole i patrzeć, jak mój mąż śmieje się z żartów swojej matki, a mnie w tym wszystkim jakby nie ma. Wiedziałam jedno – coś wisiało w powietrzu. Coś, co prędzej czy później miało nas rozdzielić.
Czułam się jak druga kobieta
– Adam, możemy porozmawiać? – spytałam, kiedy wieczorem wrócił od mamy. Było już po dwudziestej, a my mieliśmy przecież wyjść na kolację. Ja siedziałam na sofie, wystrojona i czekająca od dwóch godzin, a on pachniał obiadem Moniki.
– Kochanie, przecież mówiłem, że mama potrzebuje pomocy – odparł spokojnie, jakby to wszystko było oczywiste. – Kran się rozszczelnił. Sam wiesz, że hydraulików teraz ze świecą szukać.
– Adam, do cholery! – uniosłam głos, choć rzadko mi się to zdarzało. – Ten kran zaczął przeciekać dokładnie w dniu, w którym my mieliśmy wyjść razem? Jakimś cudem zawsze „coś się dzieje”, gdy my mamy własne plany.
– Przesadzasz – zmarszczył brwi. – To tylko zbieg okoliczności.
– Zbieg okoliczności? – prychnęłam gorzko. – Ty naprawdę tego nie widzisz? Ja się czuję jak druga kobieta w naszym małżeństwie. Pierwsze miejsce zawsze zajmuje ona.
Zamilkł. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, jakby powiedziałam coś absurdalnego. Ale w jego oczach zamigotało coś, co zdradzało, że dotarło do niego, co czuję.
– Diana, nie mów tak… – odezwał się ciszej. – To moja mama. Nie mogę jej odsunąć, bo ty się czujesz zagrożona.
– A ja? – spytałam z drżeniem w głosie. – Ja nie jestem dla ciebie ważna?
Nie odpowiedział od razu. Siedział obok, ale czułam, że jest jakby po drugiej stronie muru. W tamtej chwili pierwszy raz pomyślałam, że może nigdy nie będę dla niego „tą jedyną”. Że od zawsze byłam tylko dodatkiem do jego relacji z Moniką. I ta myśl paliła mnie od środka jak trucizna.
Zaczynałam jej nienawidzić
Zebrałam się na odwagę któregoś popołudnia. Adam wyszedł do pracy, a ja pojechałam do teściowej. W dłoniach miałam ciasto, które sama upiekłam – niby w dowód sympatii, choć w środku buzowałam z nerwów.
– Och, Diana! – Monika otworzyła drzwi z szerokim uśmiechem. – A gdzie Adam?
– W pracy – odparłam chłodno. – To ja chciałam z panią porozmawiać.
Zaprosiła mnie do środka. W salonie pachniało świeżo parzoną kawą. Usiadłyśmy naprzeciwko siebie.
– O co chodzi, dziecko? – zapytała słodkim tonem, który od razu wydał mi się fałszywy.
– Pani Moniko… ja naprawdę staram się być częścią tej rodziny. Ale od dłuższego czasu czuję, że nie mam miejsca przy Adamie. On zawsze wybiera panią. Zawsze stawia pani potrzeby ponad nasze wspólne życie. – Głos mi zadrżał, ale patrzyłam jej prosto w oczy. – Proszę, niech pani da nam trochę przestrzeni.
Na jej twarzy pojawił się grymas oburzenia, który szybko zamienił się w teatralne cierpienie.
– Czyli to o to chodzi? – wyszeptała, przyciskając dłoń do piersi. – Chcesz mi odebrać syna. Mojego jedynego syna.
– Nie! – wyrwało mi się. – Chcę tylko, żebyśmy mogli żyć jak małżeństwo. Bez pani ciągłej obecności w każdej naszej decyzji.
– Jak śmiesz! – Monika nagle podniosła głos. – Ja poświęciłam całe życie, żeby go wychować! Ty go znasz od kilku lat, a ja od trzydziestu. Myślisz, że wiesz lepiej, czego on potrzebuje?
– Wiem jedno – odparłam ostro – że potrzebuje żony, nie drugiej matki.
Zapadła cisza. Monika odwróciła głowę i teatralnie otarła łzę.
– Jesteś egoistką, Diana. – Jej głos drżał, ale każde słowo wbijało się we mnie jak nóż. – Nie rozumiesz, co to znaczy miłość matki.
Wysiadłam z tego mieszkania z sercem ściśniętym poczuciem winy, choć wiedziałam, że nie powiedziałam nic złego. A jednak wciąż dudniło mi w głowie: „Egoistką, egoistką…”. I po raz pierwszy poczułam, że zaczynam nienawidzić tej kobiety.
Postawiłam mu ultimatum
To był wieczór, kiedy Adam wrócił później niż zwykle. Siedziałam w sypialni z książką, ale słyszałam, jak ktoś puka do drzwi. Otworzył je Adam – to była Monika. Miałam już podejść i się przywitać, ale usłyszałam ich głosy w salonie. Coś mnie zatrzymało.
– Synku, ja naprawdę się o ciebie martwię – zaczęła Monika, tonem przepełnionym troską. – Diana… ona nie jest dla ciebie dobrą żoną.
Zamarłam.
– Mamo, nie mów tak – odpowiedział Adam, ale jego głos był dziwnie cichy. – Diana stara się, tylko…
– Tylko co? – przerwała mu ostro. – Jest egoistką. Myśli tylko o sobie. Nigdy cię nie zrozumie tak, jak ja. Kto ci gotował, kto się tobą opiekował, kto zawsze był obok? – westchnęła dramatycznie. – A ona? Ona tylko zabiera cię ode mnie.
Serce mi waliło jak młotem. Chciałam wybiec, ale nogi miałam jak z waty.
– Mamo, proszę, nie mów tego – Adam znów próbował bronić, ale w jego głosie usłyszałam zawahanie.
To zawahanie złamało mnie bardziej niż jej słowa. Wyszłam z sypialni, trzasnęłam drzwiami i stanęłam w progu salonu.
– To prawda? – zapytałam, patrząc prosto na Adama. – Tak właśnie o mnie myślisz?
– Diana, ja… – zaczął, ale zabrakło mu słów.
– Nie uciekaj – podniosłam głos. – Wybierz teraz. Albo ja, twoja żona, albo ona. – Wskazałam na Monikę, która z triumfem uniosła podbródek.
Adam otworzył usta, zamknął je z powrotem. Patrzył raz na mnie, raz na matkę. Cisza dłużyła się w nieskończoność.
– Nie mogę tak wybierać – wyszeptał w końcu.
I to jedno zdanie było gorsze niż każde kłamstwo czy zdrada. Poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Adam nie stanął po mojej stronie.
Nasze małżeństwo się rozpadało
Nasze mieszkanie, które kiedyś było pełne śmiechu, zaczęło przypominać pustą skorupę. Adam coraz częściej „musiał” jechać do mamy. Najpierw raz w tygodniu, potem dwa, aż w końcu praktycznie każdy wieczór spędzał tam, zostawiając mnie samą z kolacją, z filmem, z ciszą. Siedziałam wieczorami na kanapie i patrzyłam na jego kubek, wciąż ciepły od porannej kawy. Miałam wrażenie, że już tylko ten kubek przypominał mi, że jestem żoną.
– Adam, musimy coś zrobić – powiedziałam pewnego wieczoru, kiedy wreszcie wrócił wcześniej. – To małżeństwo się rozpada. Potrzebujemy pomocy. Chodźmy na terapię par.
Odłożył kurtkę na krzesło, westchnął ciężko.
– Na terapię? – powtórzył, jakby to było największe niedorzeczność. – Diana, to nie my potrzebujemy pomocy. To mama jest samotna. Ty po prostu tego nie rozumiesz.
– Ja nie rozumiem?! – podniosłam głos. – To ja siedzę tu sama nocami! To ja czekam, aż wreszcie będziesz chciał spędzić ze mną czas! Ty naprawdę myślisz, że twoja matka potrzebuje cię bardziej niż ja?!
– Ona mnie wychowała. – Jego oczy zwęziły się zimno. – Nie zostawię jej samej tylko dlatego, że czujesz się zazdrosna.
– To nie jest zazdrość – wyszeptałam z rozpaczą. – To jest wołanie o ciebie. O nas.
Nie odpowiedział. Poszedł do łazienki, a ja zostałam z tym wszystkim sama. Wtedy zrozumiałam, że między nami powstała przepaść, której nie zasypią ani wspomnienia, ani dawne obietnice. Każdy jego krok w stronę matki oddalał go ode mnie. A ja, mimo że wciąż go kochałam, zaczynałam powoli nienawidzić siebie za to, że wciąż o niego walczę.
Wiedziałam, że to koniec
To był zwyczajny wieczór, a jednak czułam, że coś się wydarzy. Adam znów spóźnił się z pracy. Zamiast przyjść do mnie, wpadł od razu do kuchni i zadzwonił do Moniki, jakby musiał zdać jej raport. Patrzyłam na niego i poczułam, że już dłużej tego nie uniosę.
– Adam – zaczęłam lodowato. – Ile jeszcze będziesz udawał, że jesteśmy małżeństwem? Bo ja już nie czuję, że mam męża.
Odłożył telefon i popatrzył na mnie zirytowany.
– Znowu zaczynasz? – mruknął. – Nie możesz odpuścić choć raz?
– Odpuścić?! – wybuchłam. – Ja od miesięcy odpuszczam! Czekam, milczę, znoszę twoje wizyty u mamy, twoje tłumaczenia, że ona cię potrzebuje. A ja? Kto mnie zapyta, czego ja potrzebuję?!
– Przestań robić z siebie ofiarę – warknął. – Jesteś egoistką. Wszystko ma być po twojemu!
– Nie! – krzyknęłam tak głośno, że aż się cofnął. – Ja tylko chciałam męża, który umie postawić granice! Który potrafi powiedzieć: „mamo, kocham cię, ale moja żona jest najważniejsza”. Ale ty tego nigdy nie powiesz, prawda?
– Bo to nieprawda! – wybuchł. – Nie będziesz mi dyktować, co mam czuć do własnej matki!
Drzwi otworzyły się nagle. Monika stała w progu, jakby los specjalnie podsunął ją w tym momencie.
– Co tu się dzieje?! – zawołała dramatycznie. – Wy się kłócicie przez mnie? – Przyłożyła dłoń do czoła i zaczęła chwiać się na nogach. – O Boże… chyba mdleję…
Adam rzucił się do niej natychmiast, podtrzymując ją w ramionach. Ja patrzyłam, jak w sekundę cały świat sprowadza się znów do niej.
– Mamo, usiądź, oddychaj! – wołał Adam spanikowany.
A ja po prostu wzięłam płaszcz z wieszaka.
– Wiesz co? – powiedziałam cicho, ale zdecydowanie. – Nie musisz wybierać. Już wybrałeś.
Trzasnęłam drzwiami i wyszłam. Zimne powietrze uderzyło mnie w twarz, a w oczach stanęły łzy. Wiedziałam, że to koniec.
Czuję żal, ale i ulgę
Patrzę dziś na nasze zdjęcia ślubne i mam wrażenie, jakbym oglądała życie obcej kobiety. Tamta Diana uśmiechała się, patrzyła w oczy mężczyzny, któremu ufała bezgranicznie. Byłam pewna, że tworzymy drużynę, że nic nie będzie w stanie nas rozdzielić. Nie wiedziałam wtedy, że trzecią osobą w naszym małżeństwie zawsze będzie Monika.
Czy Adam mnie kochał? Myślę, że tak. Ale nie potrafił pokochać mnie bardziej niż swoją matkę. Nie umiał postawić granicy, powiedzieć: „dość, teraz najważniejsza jest moja żona”. I właśnie to nas zniszczyło. Nie brak uczuć, nie zdrada, tylko ta cicha, dusząca obecność, która w końcu odebrała mi resztki siły.
Były chwile, kiedy czułam się winna. Może powinnam była być bardziej cierpliwa, wyrozumiała? Może zamiast walczyć – zaakceptować? Ale potem przypominam sobie samotne wieczory, puste krzesło przy stole, telefony odbierane w środku nocy, westchnienia Adama, gdy odważyłam się poprosić o naszą wspólną chwilę. I wiem, że nie byłam egoistką. Po prostu chciałam mieć męża.
Teraz czuję żal, ale i ulgę. Nie muszę już walczyć z cieniem Moniki. Nie muszę rywalizować o uwagę mężczyzny, który nigdy nie potrafił wybrać. Czasem zastanawiam się, czy Adam kiedyś zrozumie, co stracił. Czy spojrzy na matkę i uświadomi sobie, że zbudował swoje życie wokół niej, a nie wokół własnego małżeństwa. Ale... to już nie moja sprawa. Moje serce wciąż krwawi, ale wiem, że zrobiłam jedyne, co mogłam – uratowałam siebie.
Diana, 30 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Chciałem zaimponować teściowej na grzybobraniu. Udawanie kozaka skończyło się pustym koszykiem i sercem pełnym goryczy”
- „W nudnym związku gniłam jak stara śliwka. Wskoczyłam więc za kochankiem jak w kompot i straciłam wszystko w 1 chwili”
- „Na grzybach z teściową chciałam udawać kozaka. Cwana Tereska 1 zdaniem sprowadziła mnie do poziomu leśnej ściółki”