Reklama

Małżeństwo z Mirkiem od początku skazane było na porażkę. On po prostu nie dorósł do roli męża i ojca. Ale wtedy miałam 19 lat, zaszłam w ciążę i nie zastanawiałam się nad wyborem partnera życiowego. Cieszyłam się, że Mirek chce się ze mną ożenić, i że nie zostanę sama z dzieckiem.

Reklama

Bo tego się bałam najbardziej

Jeszcze przed narodzinami Marka dotarło do mnie, jaka byłam głupia. Ja studiowałam, próbowałam dorabiać i leczyłam mdłości, a mój mąż bawił się i pił. Oczywiście wciąż miałam nadzieję, że pojawienie się dziecka cokolwiek zmieni, ale życie szybko wyleczyło mnie z naiwności. Bałam się samotnego macierzyństwa, a i tak zostałam z dzieckiem sama. Nie miałam w mężu żadnego oparcia. Znikał na całe dnie, robił, co mu się żywnie podobało. Kiedy w dodatku zaczął się bawić w używki, podjęłam decyzję o rozwodzie.

Mareczek miał wtedy niecałe pół roku, i naprawdę nie było mi łatwo. Co, gorsza cała rodzina męża natychmiast się ode mnie odwróciła. Obwiniali mnie o wszystko, co się wydarzyło. Według nich, Mirek był czysty jak łza, to ja przez tę ciążę go stłamsiłam i zmusiłam do zejścia na złą drogę. Chciałam być wobec nich uczciwa i w porządku. Co prawda, mój były mąż od razu zadeklarował, że dziecko go nie interesuje i nie ma zamiaru syna odwiedzać. Ale przecież zostali jeszcze babcia i dziadek, którzy mieli prawo widywać wnuka. Niestety, okazało się, że oni swój żal przelali na mojego synka. Kilka razy wybrałam się na spacer z wózkiem pod blok byłej teściowej, ale ona nawet nie chciała zejść na dół, nie mówiąc o wpuszczeniu nas do swojego domu.

Co miałam robić? Poddałam się

Chyba nie muszę mówić, jak było mi ciężko? Psychicznie, bo naprawdę przeżyłam ogromne rozczarowanie. I fizycznie, bo studiowałam, pracowałam i wychowywałam małego synka. W dodatku na pomoc ze strony mojej rodziny też nie bardzo mogłam liczyć. Mama akurat wtedy wpadła na pomysł uzupełnienia wykształcenia i też się uczyła, a moja młodsza siostra weszła w wiek dojrzewania, i skupiała się głównie na sobie i kolejnych chłopakach.

Mimo to dałam radę. Kiedy Marek poszedł do przedszkola, zrobiło się trochę lżej. Zresztą byłam już wtedy po obronie, odpadł mi więc przynajmniej jeden obowiązek. A kiedy okazało się, że moja rodzina wygrała w sądzie pieniądze, jako odszkodowanie za odebrane nam przed laty dobra i mogłam wreszcie kupić sobie mieszkanie, odetchnęłam z ulgą. Zaczęłam nawet umawiać się z facetami.
Niestety, kiedy Marek poszedł do szkoły, pojawił się kolejny problem. Nie od razu, bo na początku był pilnym uczniem. Zresztą, on nie jest głupi i wiedziałam, że jak tylko będzie chciał, to wiele w życiu osiągnie. Niestety, okazało się, że bardziej interesują go zabawy z chłopakami i gra w piłkę, niż ślęczenie nad książkami.

Zobacz także

Co chwila lądowałam na dywaniku u wychowawczyni lub dyrektorki, bo albo się z kimś pobił, albo coś zniszczył, albo poszedł na wagary…
Im był starszy, tym więcej z nim miałam problemów. A kiedy w szóstej klasie ktoś przyłapał go z piwem, załamałam się. Zachowywał się
zupełnie jak jego ojciec!

Cały czas łudziłam się, że mój syn jest podobny do taty tylko fizycznie, ale myliłam się. Charakter i skłonność do używek najwyraźniej też dostał po nim. Przecież doskonale pamiętam, co Mirek opowiadał mi o swoim dzieciństwie i okresie dojrzewania. Niezły był z niego gagatek! Wypisz, wymaluj – Marek. A to oznaczało, że muszę poświęcić synowi znacznie więcej czasu i uwagi albo nawet skorzystać z jakiejś pomocy. Na przykład psychologa… Bo inaczej wyrośnie z niego drugi tatuś.

Na razie zgłosiłam ten problem w szkole i poprosiłam o natychmiastowy kontakt w przypadku jakichkolwiek problemów z synem. No
i oczywiście odbyłam z nim poważną rozmowę. Nie jedną. Co jakiś czas powtarzałam mu to samo, aż do znudzenia. I przez chwilę wyglądało nawet na to, że moje zabiegi zaczynają odnosić skutek, bo Marek w szóstej klasie nagle przysiadł nad lekcjami, zrozumiał, że jeżeli chce iść do dobrego gimnazjum, to mu się uczyć.

Niestety, już po wakacjach wszystko wróciło „do normy”. Co gorsza, zaczął palić. Kiedyś sąsiadka powiedziała mi, że chyba widziała Marka z papierosem, potem ja znalazłam u niego w kieszeni zapalniczkę. Wypierał się i kłamał w żywe oczy. Ale ja i tak wiedziałam swoje…
W drugiej klasie gimnazjum zakiełkowało we mnie podejrzenie, że Marek sięga po trawkę. Na pewno przyczyniła się do tego kampania, jaką szkoła rozpętała przeciw narkotykom. Pokazywali nam filmy, rozdawali ulotki, na zebranie przyszedł psycholog, który opowiadał o skutkach palenia i o tym, co powinno wzbudzać nasze podejrzenia. Pewnie dlatego nietypowe zachowania Marka od razu budziły moją czujność. I kiedy znalazłam u niego w plecaku czarną od podpalania fifkę, wiedziałam, że pali trawkę.

Znowu z nim rozmawiałam, zagroziłam nawet, że przeprowadzę mu test na obecność narkotyków. Buntował się, stawiał, ale chyba się trochę przestraszył. W każdym razie, zaczął częściej bywać w domu, przynosił też lepsze oceny. Ale wtedy pojawił się kolejny problem. W każdym razie ja to tak odbierałam. Otóż Marek stwierdził, że chciałby się zobaczyć z ojcem. Byłam przerażona i postanowiłam z nim porozmawiać.

– Przecież wiesz, że tata się tobą nie interesuje – przypomniałam mu. – Kilka razy próbowałam nawiązać z nim kontakt, jak byłeś mały, ale bez skutku. On nie chce cię widzieć.

Może to okrutne, co powiedziałam, ale takie właśnie były fakty.

– Może gdy mnie zobaczy, to zgodzi się porozmawiać – naciskał. – Chcę się z nim spotkać. Zapytać, dlaczego mnie odrzucił…

– Boję się, że cię zrani – westchnęłam szczerze. – Nie wiem, czy w ogóle będzie się chciał z tobą zobaczyć…

– A znasz jego adres?

Zawahałam się. Teoretycznie znałam, bo przecież założyłam mu sprawę o alimenty. Ale to było dwa lata temu. Nie wiedziałam, czy adres jest nadal aktualny. A przede wszystkim, czy powinnam mu go podać.

– Spróbuję poszukać – obiecałam.

Musieliśmy pogadać na temat spadku…

Na razie mu to wystarczyło, a ja miałam nadzieję, że z czasem zapomni o tej sprawie. Bałam się tego spotkania. Po pierwsze, Marek naprawdę mógł przeżyć ogromne rozczarowanie. A po drugie, był tak podobny do ojca! Co, jeśli jednak się dogadają, jeśli tata mu zaimponuje? Chciałam tego uniknąć…Tak jak podejrzewałam, Marek długo nie wracał do tej rozmowy. Dopiero jakoś przed wakacjami przypomniał, że chciał adres taty.

– Oj, zapomniałam, ale poszukam… – odparłam.

Nie zdążyłam. Po wakacjach okazało się, że Mirek nie żyje. Zginął w wypadku. Podobno był pijany, zresztą już kilka lat temu odebrano mu prawo jazdy. Rodzina nie zawiadomiła nas o pogrzebie, wszystko wyszło na jaw dopiero przy okazji załatwiania formalności. Była przeprowadzana sprawa spadkowa i dostaliśmy wezwanie z sądu.

– Dlaczego nic mi nie powiedzieli?! – Marek był zdruzgotany. – Przecież to mój tata, miałem prawo być na jego pogrzebie! Nie rozumiem…

– Nie wiem, synku – starałam się go pocieszyć. – Widzisz, niestety z rodziną taty zawsze tak było.

– Pójdę do sądu i zapytam babcię, czemu tak zrobiła – zbuntował się.

– Jesteś niepełnoletni – zaprotestowałam odruchowo. – Ale wiesz, co? Masz rację. Trzeba załatwić tę sprawę. Umówimy się z babcią przed rozprawą. Musi się zgodzić.

Znalazłam jej adres (nie zmieniła go) i telefon w książce telefonicznej. Zdziwiła się, kiedy zadzwoniłam, ale stwierdziła, że się zobaczymy i może uda nam się dogadać. No tak, chodziło jej o spadek. Przecież Markowi też się coś po ojcu należało, a z tego, co wiem, to rodzice zapisali Mirkowi działkę. Po jego śmierci powinna należeć do Marka. Nie miałam zamiaru odpuścić. Po tym wszystkim, co zrobili, chociaż tyle należało się synowi!

Przed spotkaniem miałam duszę na ramieniu

Tyle lat, tyle nienawiści! Jak ona zareaguje na nasz widok? Czy znów dojdzie do kłótni? Drzwi otworzyła mi staruszka. Bardzo się zmieniła, a ostatnie przeżycia pewnie ją dobiły. Mimo to usiłowała być twarda i zimna. Ale potem zobaczyła Marka. Wiem, że jest podobny do ojca, ale ona nigdy go przecież nie widziała. To musiał być dla niej szok – zobaczyć niedawno zmarłego syna, tyle że znacznie młodszego. Nie wytrzymała. Rzuciła się na niego, rozpłakała, całowała i tuliła, a Marek stał sztywno. Nie wiedział, co robić.

Długo nie mogła się uspokoić. A potem… Przeprosiła, powiedziała, że rozumie swoją winę. Chciała to wszystko naprawić, ale nie wiedziała jak. Prosiła o wybaczenie…Siedzieliśmy u niej do wieczora. I byliśmy na obiedzie dwa dni później. Razem pojechaliśmy na cmentarz.
Sprawa się odbyła. Wszystko po Mirku odziedziczył Marek.

Reklama

Jesteśmy na dobrej drodze. Razem spędziliśmy święta, widujemy się kilka razy w tygodniu. Wiem, że Marek czuje żal, jeszcze nie zapomniał, nie wybaczył. Ale cieszy się, bo ma babcię. To dla niego ważne…n

Reklama
Reklama
Reklama