„Mąż wolał wziąć rozwód niż wyprowadzić się od matki. Żałuję, że straciłam tyle lat na tego rozpieszczonego maminsynka”
„Każdego dnia słyszałam coś podobnego. Czułam się jak intruz, który wszedł do czyjegoś świata i nie potrafił się w nim odnaleźć. Nie mogłam zmienić wystroju naszego pokoju, bo matka mojego męża nie lubiła rewolucji”.

Pięć lat temu weszłam do tego domu z walizką i obietnicą, że to tylko na chwilę.
– Dopóki nie staniemy na nogi – powtarzał Michał, a ja chciałam w to wierzyć. Nawet Krystyna, moja teściowa, zapewniała, że to „przejściowe”. Tyle że chwilowe rzeczy w tym domu trwają wieczność.
Wszystko ustalała
Każdy kąt przesiąknięty jest jej zasadami. Nie lubi bałaganu, głośnych rozmów i zmian. Wszystko ma być tak, jak ona chce – od rozkładu dnia po ustawienie mebli. Nawet w naszym pokoju.
– Może byśmy przestawili łóżko? – rzuciłam raz do Michała, a on tylko spojrzał na mnie z mieszaniną strachu i rezygnacji.
– Lepiej nie. Mama się przyzwyczaiła, że jest tak, jak jest.
Mama się przyzwyczaiła. A ja?
Za każdym razem, gdy wspominam o wyprowadzce, słyszę to samo: „Jeszcze trochę”. To „trochę” minęło pięć lat temu. Ale Michał nigdy nie staje po mojej stronie. „Mama tak ma”, „Nie ma co się denerwować” – powtarza jak mantrę. A ja czuję się w tym domu jak gość, który nigdy nie dostał klucza do drzwi.
Każdego ranka witał mnie zapach kawy i dźwięk radia ustawionego na pełną głośność. Krystyna uwielbiała poranne audycje i nie przejmowała się tym, że w soboty chciałam pospać trochę dłużej. Wchodziła do kuchni, krzątała się i nuciła pod nosem, zupełnie jakby chciała pokazać, że w tym domu to ona nadaje rytm dnia.
Krytykowała mnie
Gdy zeszłam na dół, spojrzała na mnie znad filiżanki i z uśmiechem rzuciła:
– Och, szkoda, że nie umiesz gotować tak, jak Michał lubi.
Zdążyłam już przywyknąć do takich uwag, choć każda wbijała się w moje myśli jak drzazga. Przez moment chciałam coś powiedzieć, ale Michał, który właśnie wszedł do kuchni, zdążył mnie uprzedzić.
– Mamo, Kamila się stara – powiedział cicho, ledwie słyszalnie, jakby bał się, że wywoła niepotrzebną burzę.
Teściowa wzruszyła ramionami i z teatralnym westchnieniem odłożyła filiżankę.
– Ja to się cieszę, że Michał tu został. Przynajmniej wiem, że ma dobre warunki.
Każdego dnia słyszałam coś podobnego. Czułam się jak intruz, który wszedł do czyjegoś świata i nie potrafił się w nim odnaleźć. Nie mogłam zmienić wystroju naszego pokoju, bo matka mojego męża nie lubiła rewolucji. Gdy kupiłam nową lampę, zapytała, czy na pewno była nam potrzebna. Nawet wieszanie prania musiało odbywać się według jej zasad – ręczniki na lewo, koszulki na pręty, skarpety osobno. Michał nie widział w tym nic złego.
– Nie kłóć się z mamą, to bez sensu – powtarzał.
Ale dla mnie to miało sens. Czułam, że nie jestem u siebie i nigdy nie będę.
Tłumaczył ją
Wieczorem, gdy teściowa oglądała swój ulubiony serial, uznałam, że to dobry moment na rozmowę z Michałem. Usiadłam obok niego na kanapie i spojrzałam mu prosto w oczy.
– Minęło pięć lat. Mieliśmy tu mieszkać tylko na chwilę.
Michał westchnął i oparł się o poduszkę.
– Ale jest nam tu dobrze, mamy wszystko, co potrzeba.
– Tobie jest dobrze. Ja czuję się, jakbym wynajmowała pokój u twojej matki.
– Przesadzasz. Mama jest trochę zaborcza, ale to nic złego.
Zacisnęłam dłonie na kolanach, żeby nie wybuchnąć. Wiedziałam, że jeśli teraz odpuszczę, temat znowu umrze śmiercią naturalną.
– Michał, ja się tu duszę. Nie mogę podjąć żadnej decyzji bez konsultacji z twoją matką. Nie mogę kupić nowej lampy, nie mogę przestawić mebli. Każdego dnia słyszę, jak to dobrze, że tu mieszkasz, jakby to był tylko twój dom, a ja jestem tu obca.
Stał po jej stronie
Patrzył na mnie z tym swoim łagodnym, ale obronnym wyrazem twarzy, który tak dobrze znałam. Po chwili wzruszył ramionami.
– Wiesz, że mama tak ma. To jej dom.
– A nasz kiedyś będzie? – zapytałam cicho.
Nie odpowiedział.
Tego wieczoru położyłam się spać z uczuciem, że walczę o coś, co już dawno zostało przesądzone. Kiedy Michał poszedł do kuchni po wodę, usłyszałam jego przyciszony głos.
– Kamila znowu zaczyna z tym mieszkaniem…
– Nie pozwól jej rządzić, to twój dom. Jak się rozwiedziecie, to nic nie będziesz musiał zmieniać – powiedziała jego matka spokojnym tonem, jakby mówiła o pogodzie.
Michał roześmiał się cicho.
– No właśnie. Po co mamy się przeprowadzać?
Serce zaczęło mi bić szybciej. Poczułam, jak coś we mnie pęka.
– To tak na to patrzysz? – weszłam do kuchni, a Michał spojrzał na mnie zaskoczony. – Rozwód jest dla ciebie wygodniejszy niż wyprowadzka?
– Przesadzasz – uniósł ręce w obronnym geście. – Mama tylko żartuje.
Podjęłam decyzję
Teściowa spojrzała na mnie z uśmiechem.
– Może po prostu nie powinnaś tego słuchać?
Patrzyłam na nią, potem na Michała, który nawet nie próbował się odezwać. W tym momencie dotarło do mnie, że nigdy się stąd nie wyniesiemy. To miejsce było jego domem, a ja byłam tylko dodatkiem do tej historii. Nie czekałam na dalszą dyskusję. Wyszłam z kuchni, zostawiając ich samych.
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, wsłuchując się w ciche tykanie zegara. Myśl, która przez lata przychodziła i odchodziła, teraz wwiercała się w moją głowę jak gwóźdź: nie mam tu swojego miejsca.
Nad ranem usiadłam na łóżku i spojrzałam na Michała. Spał spokojnie, jakby nic się nie stało. Jakby wczorajsza rozmowa nie miała znaczenia. Może dla niego faktycznie nie miała.
Wstałam, wyciągnęłam walizkę spod łóżka i zaczęłam pakować rzeczy. Nie miałam ich wiele – kilka ubrań, kosmetyki, książki. Wszystko zmieściło się w jednej torbie. Nie chciałam zabierać niczego więcej.
Nie rozumiał mnie
Michał obudził się, kiedy zamykałam suwak. Przetarł oczy i spojrzał na mnie zdezorientowany.
– Co robisz?
– Wyprowadzam się.
Usiadł na łóżku i zmarszczył brwi.
– Kamila, nie przesadzaj. Przecież nie mamy żadnych problemów.
Zatrzymałam się na chwilę, patrząc na niego. Naprawdę tak to widział?
– Twój problem polega na tym, że nie widzisz mojego.
Zostawiłam go z tymi słowami i wyszłam z pokoju. Schodząc po schodach, czułam, jak moje nogi stają się coraz cięższe. Każdy krok wydawał się trudniejszy od poprzedniego, ale nie zatrzymałam się. W przedpokoju natknęłam się na teściową. Stała z filiżanką herbaty, jakby właśnie czekała na ten moment.
– Mówiłam, że nie wytrzymasz – rzuciła obojętnym tonem, upijając łyk napoju.
Zacisnęłam usta, ale nie odpowiedziałam. Gdybym to zrobiła, pewnie powiedziałabym za dużo. Michał stał na górze, patrząc na mnie, jakbym mówiła w innym języku, jakby nie rozumiał, dlaczego to robię. Może rzeczywiście nie rozumiał.
– Naprawdę chcesz tak po prostu wyjść? – zapytał, schodząc powoli kilka stopni w dół.
Byłam zdecydowana
– Tak – odpowiedziałam krótko.
– A dokąd pójdziesz?
Wzruszyłam ramionami. Nie miałam konkretnego planu. Może do przyjaciółki, może do wynajętego pokoju, a może po prostu gdzieś, gdzie będę mogła w końcu oddychać. Gdzie nikt nie będzie decydował za mnie, czy mogę kupić lampę albo jak mam wieszać pranie.
Michał stał wciąż w tym samym miejscu, jakby czekał, aż zmienię zdanie, aż rzucę torbę i powiem, że to tylko impuls, że oczywiście możemy o tym porozmawiać. Ale ja nie chciałam już rozmawiać.
Chwyciłam klamkę, otworzyłam drzwi i wyszłam. Mróz uderzył mnie w twarz, ale nie zatrzymałam się nawet na chwilę. Nie oglądałam się za siebie. Nie chciałam widzieć jego miny, nie chciałam usłyszeć, że może powinnam jeszcze przemyśleć swoją decyzję.
Szłam przez osiedle, a moje serce biło mocno. Czułam, jak adrenalina powoli ustępuje miejsca czemuś innemu – lękowi, niepewności, ale też dziwnej, cichej uldze.
Po raz pierwszy od pięciu lat miałam wybór. I nawet jeśli nie wiedziałam jeszcze, co będzie dalej, wiedziałam jedno – nie wrócę.
Kamila, 31 lat