„Mąż utopił 200 tysięcy naszych oszczędności. Boję się, że przez niego nie będziemy mieć za co żyć”
„Znikały z konta większe sumy – raz pięć, innym razem dwadzieścia tysięcy. Gdy pytałam, zbywał mnie, że wszystko ma pod kontrolą. Ale ja czułam, że tracę grunt pod nogami. Bałam się, że przez jego wizje szybkiego zysku zostaniemy z niczym. Próbowałam rozmawiać, ale ucinał temat”.

- Redakcja
Nie jestem typem ryzykantki. Cenię stabilność, przewidywalność, spokój. Przez lata z Tomkiem odkładaliśmy pieniądze na wspólnym koncie, planując przyszłość: dom, dziecko, bezpieczne życie. On zawsze był bardziej impulsywny, ale sądziłam, że to nas równoważy. Ostatnio coraz częściej mówił o inwestycjach. Najpierw to były luźne rozmowy przy kolacji, potem filmiki o kryptowalutach, fora o nieruchomościach.
Znikały z konta większe sumy – raz pięć, innym razem dwadzieścia tysięcy. Gdy pytałam, zbywał mnie: „Wszystko pod kontrolą, kochanie”. Ale ja czułam, że tracę grunt pod nogami. Bałam się, że przez jego wizje szybkiego zysku zostaniemy z niczym. Próbowałam rozmawiać, ale Tomek ucinał temat. Powtarzał tylko: „Zaufaj mi”. Pewnego dnia poszłam do Basi, mojej przyjaciółki. Gdy powiedziałam jej, co się dzieje, zmarszczyła brwi:
– Joasia, ty musisz z nim poważnie porozmawiać. I zabezpieczyć się. Dla własnego dobra.
Wróciłam do domu z głową pełną niepokoju. Czy to wciąż związek partnerski, czy już jednostronne decyzje podejmowane poza mną?
Robił to za moimi plecami
Stałam nad kuchennym blatem z kubkiem herbaty, kiedy zerknęłam do aplikacji bankowej. Serce mi stanęło – zniknęło trzydzieści tysięcy złotych z konta oszczędnościowego. Znowu. Poczułam, jak coś ściska mnie w żołądku.
– Tomek! – zawołałam, głos mi zadrżał. – Możesz tu na chwilę?
Przyszedł z uśmiechem, jakby nic się nie stało.
– Co jest?
– Co się stało z pieniędzmi? Trzydzieści tysięcy... Tomek, przecież to nasze zabezpieczenie!
– Spokojnie, zainwestowałem. Świetna okazja, nie mogłem przepuścić.
– Bez pytania?! – podniosłam głos. – To nasze wspólne oszczędności!
– Joasia, nie dramatyzuj. Ty i tak byś się nie zgodziła, a to naprawdę inwestycja życia.
– Nie dramatyzuj?! Czuję się, jakbyś mnie zdradził! Robisz coś za moimi plecami, ryzykujesz naszym bezpieczeństwem, a ja mam siedzieć cicho?
Tomek westchnął i spojrzał na mnie z politowaniem.
– Ty po prostu nie rozumiesz, jak działa świat. Trzeba zaryzykować, żeby coś osiągnąć.
– Nie, Tomek. Trzeba rozmawiać, ufać sobie i szanować. A ty traktujesz mnie jak przeszkodę.
Wyszedł z kuchni, rzucając:
– Jak chcesz żyć w stagnacji, to twoja sprawa. Ja chcę więcej.
Stałam tam jeszcze chwilę, słysząc jak zamykają się za nim drzwi pokoju. Czy to naprawdę był mój mąż? Ten sam, z którym planowałam dziecko i dom?
Chciałam żyć spokojnie
– Grzesiek, mogę wpaść na chwilę? – zapytałam brata przez telefon, starając się, by mój głos nie drżał. – Chodzi o Tomka.
W kawiarni spojrzał na mnie spod ściągniętych brwi.
– Wiedziałem, że kiedyś do tego dojdzie. Ten twój Tomek zawsze miał parcie na wielkie rzeczy. Tyle że bez pokrycia.
– Nie mów tak... – westchnęłam, choć czułam, że ma rację. – Ale to się wymknęło spod kontroli. Wydaje pieniądze bez pytania mnie o zdanie. Ja... ja się boję, że któregoś dnia obudzę się bez grosza.
Grzesiek położył rękę na mojej.
– Asiu, zabezpiecz się. Osobne konto, może nawet rozdzielność majątkowa. Nie chodzi o rozwód. Chodzi o to, żebyś miała jakiekolwiek bezpieczeństwo. Na wszelki wypadek.
Wróciłam do domu późnym wieczorem. Tomek siedział przy laptopie. Zebrałam się na odwagę.
– Tomek, możemy porozmawiać? Spokojnie.
– O czym jeszcze? – prychnął, nie odrywając wzroku od ekranu.
– O nas. O pieniądzach. O tym, że mnie pomijasz. Że robi się niebezpiecznie.
Spojrzał na mnie z irytacją.
– Nie pomijam cię. Ty po prostu nie masz wizji. Ciągle boisz się wszystkiego. Gdybym cię słuchał, do końca życia siedzielibyśmy w wynajmowanym mieszkaniu i jedli kaszę z warzywami.
Zabolało. Bardziej niż myślałam.
– A może ja po prostu chcę żyć spokojnie? Nie ścigać się z marzeniami, tylko mieć pewność, że jutro będziemy mieli za co żyć?
– Tylko że ja nie chcę tylko żyć. Ja chcę coś osiągnąć. A ty jesteś jak kotwica.
Wstał, jakby właśnie wygrał dyskusję. A ja poczułam się jak przeszkoda. Jak ciężar, który mu ciąży.
Dał się oszukać jak dziecko
Zaglądałam do jego komputera tylko wtedy, gdy czegoś potrzebowałam – hasła, dokumentu, pliku z PIT-em. Nigdy nie węszyłam. Ale tamtego wieczoru coś mnie tknęło. Zostawił skrzynkę mailową otwartą, wychodząc do sklepu. Spojrzałam mimowolnie. Temat wiadomości: „Potwierdzenie przelewu – Global Invest Finance”. Kliknęłam. Kwota: 200 000 zł. Dwieście tysięcy! Nasze całe oszczędności. Moje kolana się ugięły. „Dziękujemy za wpłatę. Wkrótce skontaktuje się z Państwem doradca” – przeczytałam. Szukałam dalej, z każdą kolejną wiadomością czując, jak tlen ucieka z płuc. Opinie o firmie? Nie istnieje. Numer KRS? Fałszywy. To nie była inwestycja. To była pułapka. Drzwi się otworzyły. Stał z siatką i uśmiechem.
– Coś na deser...
– Co to jest, Tomek?! – przerwałam, trzymając przed nim laptop. – Gdzie są nasze pieniądze?!
Zamarł.
– Joasiu, ja... To miała być pewna inwestycja. Wchodziliśmy w startup, który...
– Wchodziliśmy?! Ty! Ty wchodziłeś. Ja nawet nie wiedziałam, że te pieniądze zniknęły!
– Ale to się miało zwrócić. Trzy razy! Obiecywali... ja wierzyłem...
– Dałeś się oszukać! – krzyknęłam. – A ja? Co z moim zaufaniem? Co z naszym życiem?
Zamilkł. Nie miał już żadnej obrony.
– Wiesz, co mnie najbardziej boli? – szepnęłam. – Że nie zrobiłeś tego z naiwności. Zrobiłeś to z pełną świadomością, że ryzykujesz nie tylko pieniędzmi, ale i mną.
Odwróciłam się i wyszłam z kuchni. Czułam, że coś we mnie pękło – nie tylko zaufanie. Coś głębszego.
Zostawił mnie na lodzie
Nie miałam gdzie pójść, więc zadzwoniłam do Basi. Gdy tylko usłyszała mój głos, przerwała:
– Przyjedź. Natychmiast. Zostaniesz u mnie ile trzeba.
Wzięłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Tomek próbował mnie zatrzymać – raz, drugi. Ale nie krzyczał już. Nie miał prawa.
U Basi usiadłam na kanapie i się rozkleiłam.
– Trzy lata zbieraliśmy te pieniądze. Dwa lata planowaliśmy dziecko. A on wszystko roztrwonił, bo ktoś w internecie obiecał mu cud.
Basia podała mi chusteczki.
– Joasiu, on cię zostawił na lodzie. Musisz to sobie powiedzieć wprost. I przestać go chronić.
Milczałam chwilę, patrząc w sufit.
– Wiesz, jak się teraz czuję? Jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. I patrzył, jak upadam. Tomek nie tylko stracił pieniądze. Stracił mnie. Tylko chyba jeszcze o tym nie wie.
Kolejne dni spędziłam w piżamie, z kubkiem herbaty i głową pustą od emocji. Tomek pisał. Najpierw krótkie wiadomości: „Przepraszam”. Potem dłuższe: „To był błąd. Naprawdę wierzyłem, że się uda. Wszystko naprawię, przysięgam”.
Nie odpisałam.
– Masz prawo go ignorować – powiedziała Basia. – Nie jesteś jego matką. Nie musisz go ratować.
Wiedziałam, że miała rację. Ale mimo wszystko... bolało. Przecież jeszcze niedawno planowaliśmy wakacje. Dom. Małe łóżeczko w naszej sypialni. Teraz zostałam tylko ja. I pytanie, które nie dawało mi spokoju, czy kiedykolwiek mu jeszcze zaufam?
Nie potrzebuję bohatera
Wróciłam do mieszkania po pięciu dniach. Nie dlatego, że wybaczyłam. Chciałam poczuć, czy to jeszcze mój dom. Czy mam tu czego szukać. Tomek siedział przy stole. Jakby na mnie czekał. Widać było, że nie spał. Zmarszczki na czole, podkrążone oczy, nieogolony. Spojrzał na mnie i nic nie powiedział. Ja też milczałam, zdejmując buty.
– Złożyłem zawiadomienie do prokuratury – powiedział cicho. – Pieniędzy raczej nie odzyskamy, ale... próbuję.
Skinęłam głową. Nawet nie wiem, czy to było dla mnie istotne.
– Asia... Przepraszam. Wiem, że cię zawiodłem. Wszystko straciłem. Ale najgorsze, że... ciebie.
Nie odpowiedziałam od razu. Usiadłam naprzeciwko, na brzegu kanapy.
– Wiesz, co najbardziej mnie boli? Nie pieniądze. Nie porażka. Tylko to, że zrobiłeś to sam. Że potraktowałeś mnie jak widza, nie jak partnerkę.
– Wiem – skinął głową. – Myślałem, że cię zaskoczę. Że wrócę z sukcesem. I będziesz dumna.
– Tomek, ja nie potrzebuję bohatera. Ja potrzebuję człowieka, który będzie ze mną w tym samym czasie, po tej samej stronie. Nawet jeśli to znaczy bać się razem.
Zamilkł. Po chwili powiedziałam to, co od tygodni nosiłam w sobie:
– Nie wiem, czy potrafię ci znowu zaufać.
To było jak wyrok. Ale uczciwy. Bo nie umiałam kłamać. Ani jemu, ani sobie.
Nie wiem, co dalej
Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na pusty kubek po herbacie. Tomek wyszedł. Powiedział, że daje mi czas. I przestrzeń. Może pierwszy raz zrobił coś naprawdę dla mnie. Oglądałam nasze zdjęcia na telefonie. Z wyjazdów, z imienin, ze zwykłych dni, kiedy robiliśmy sobie selfie w pidżamach. Uśmiechnięci, beztroscy, wtedy jeszcze wierzyłam, że jesteśmy jednym ciałem. Jedną przyszłością. A teraz? Nie wiem. Nie wiem, co dalej. Nie wiem, czy umiem znów oddać komuś wszystko. Czy potrafię spojrzeć na Tomka i nie widzieć przerażającej pustki na koncie. I jeszcze większej we mnie.
Joanna, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na rocznicę chłopak zabrał mnie na grzybobranie. Myślałam, że mi się oświadczy, ale miał inną niespodziankę”
- „Kolega z pracy mnie uwiódł i zasiał we mnie nasionko. Zniknął z pola widzenia, a ja muszę zebrać plony tego romansu”
- „Zapisałem się na kurs fotografii i życie po rozwodzie nabrało ostrości. Teraz łapię chwile, zamiast tracić czas”