„Mąż wstydził się, że źle gotuję. Potrafił wychwalać inne kobiety, by zrobić ze mnie pośmiewisko”
„– Robiłeś ze mnie idiotkę, jakbym nie potrafiła nawet wody zagotować! Nigdy nie słyszę od ciebie, że cokolwiek ci się podoba! – krzyknęłam. – Bo nie ma co chwalić! – podniósł głos. – Może gdybyś się bardziej postarała, to miałbym co doceniać. Ania gotuje codziennie, dba o dom, a ty?”.
- Redakcja
Ostatnio z Pawłem coraz trudniej mi się dogadać. Wracam z pracy, a on już siedzi w łóżku, z nosem w telefonie. Odpowiada na moje "hej" zdawkowym mruknięciem, nie podnosi nawet głowy. Coraz częściej słyszę z jego strony uwagi typu: „Może mogłabyś czasem coś ugotować? Byłoby miło wrócić do domu i zjeść jak człowiek”. Zwykle to ignoruję, ale w ostatnich tygodniach takie komentarze pojawiają się coraz częściej.
Nie znoszę gotować, nigdy tego nie ukrywałam. Wolę zjeść coś na mieście albo zamówić. Paweł od zawsze był inny. Jego matka była wzorem „perfekcyjnej pani domu”. Na początku naszego związku mówił, że to, co ceni we mnie, to fakt, że jestem inna. Teraz zaczynam się zastanawiać, czy żałuje, że nie jestem jak ona.
Mieliśmy iść na kolację do Ani i Tomka. Ania to zupełne przeciwieństwo mnie – gotuje jak z programów kulinarnych, dom lśni, zawsze poukładane, czysto. Paweł ją podziwia, a ja zaczynam mieć wątpliwości, czy to tylko o kulinaria chodzi.
Mąż mnie upokorzył
Weszliśmy do ich mieszkania, a w powietrzu unosił się zapach pieczonego mięsa. Ania właśnie wyjęła z piekarnika zapiekankę ziemniaczaną. Paweł od razu podszedł bliżej, wciągnął powietrze i odwrócił się do mnie z uśmiechem pełnym zachwytu.
– Aniu, to pachnie jak w najlepszej restauracji! Jak ty to robisz, że zawsze wszystko wychodzi ci tak idealnie? – jego ton był pełen podziwu.
– Cieszę się, że ci się podoba. To naprawdę nic wielkiego – Ania odpowiedziała z uśmiechem, wycierając ręce w fartuch.
Usiedliśmy do stołu, a Paweł nie mógł przestać komplementować jej potraw. Każde kolejne danie wzbudzało w nim nowe zachwyty.
– Paweł, przecież w domu też czasem gotuję – wtrąciłam nieco zgryźliwie, licząc na to, że chociaż udzieli mi się jakaś pochwała.
– No tak, coś tam gotujesz... – odpowiedział, zupełnie mnie ignorując i zwracając się z powrotem do Ani. – Ale Tomkowi to się poszczęściło. Takie obiady codziennie, co za życie!
Zaczęło mnie nosić. Paweł nigdy nie mówił o moich staraniach w ten sposób, a teraz robi ze mnie pośmiewisko przy naszych przyjaciołach. Wydawało się, że im więcej mówi, tym bardziej czułam, jak coś we mnie pęka.
Pokłóciliśmy się
Wróciliśmy do domu. Paweł od razu rzucił się na kanapę, ale ja nie mogłam dłużej trzymać tego w sobie. Pośmiewisko z gotowania przy znajomych – tego było już za wiele.
– Paweł, co to miało być? – wyrzuciłam z siebie, stając nad nim.
– Ale o co ci chodzi? – odpowiedział zdziwiony, nawet nie podnosząc głowy.
– Od kiedy tak się zachwycasz cudzymi żonami?! Cały wieczór patrzyłeś na Anię, jakby była jakaś idealna. A ja? Nigdy nie mówisz o mnie w taki sposób! – zaczęłam coraz bardziej się nakręcać, bo jego obojętność była jeszcze gorsza niż wcześniejsze uwagi.
– Przecież tylko powiedziałem, że Ania świetnie gotuje. Co w tym złego? – odpowiedział, wzruszając ramionami.
– To nie chodzi tylko o to, Paweł! Robiłeś ze mnie idiotkę, jakbym nie potrafiła nawet wody zagotować! Nigdy nie słyszę od ciebie, że cokolwiek ci się podoba!
– Bo nie ma co chwalić! – podniósł głos, w końcu patrząc mi w oczy. – Może gdybyś się bardziej postarała, to miałbym co doceniać. Ania gotuje codziennie, dba o dom, a ty? Ciągle tylko praca i praca.
Zatkało mnie. Paweł właśnie przyznał, że dla niego wszystko sprowadza się do tego, czy jestem „dobrą” żoną, czyli czy potrafię gotować. Byłam w szoku.
Kłótnia narastała, Paweł zaczął mówić rzeczy, których nigdy wcześniej nie wypowiadał na głos. Odkryłam, że jego frustracja siedzi w nim od dawna, tylko nie potrafił tego wyrazić.
– Czasem zazdroszczę Tomkowi. Wraca do domu, ma obiad, wszystko poukładane. A ja? Wchodzę do pustego mieszkania, w którym nawet nie czuć zapachu jedzenia. Ty w pracy, a ja mam wrażenie, że dla ciebie dom to tylko hotel. – Paweł mówił to z goryczą w głosie, jakby w końcu uwolnił wszystkie swoje pretensje.
– Naprawdę? Myślałam, że jesteśmy partnerami, a nie że ja mam być twoją służącą! – w moim głosie pojawiła się desperacja.
– To nie o to chodzi... Po prostu chciałbym czasem wrócić do domu, w którym jest ciepło i domowa atmosfera, a nie ciągły bałagan i zamówione jedzenie. Czy to tak dużo?
Było mi bardzo przykro
W tamtej chwili, po jego słowach, czułam, jakby grunt usuwał mi się spod nóg. Wracałam myślami do naszych wspólnych lat, analizując każdy detal, każde słowo. Kiedyś byliśmy parą, która wszystko robiła razem – spontaniczne wyjazdy, imprezy z przyjaciółmi, wspólne spacery. Nie zastanawiałam się, jak bardzo życie się zmieniło, ale teraz te wszystkie obrazy wracały do mnie jak bumerang. „Może gdybyś się bardziej starała...” – te słowa utkwiły we mnie jak cierń. Paweł właściwie powiedział mi wprost, że nie jestem dość dobra, nie taka, jakiej potrzebuje.
Leżałam w łóżku, nie mogąc zasnąć. Paweł oddychał ciężko obok mnie, pogrążony w głębokim śnie, jakby nic się nie stało. Zazdrościłam mu tego spokoju. Jego problem wydawał się prosty – chciał kobiety, która zapewni mu ciepłe posiłki i uporządkowany dom. A ja? Wydawało mi się, że nasze małżeństwo to coś więcej, że opiera się na wzajemnym wsparciu, na partnerstwie. Teraz zaczynałam wątpić, czy w ogóle rozumieliśmy to słowo w ten sam sposób.
– Czy to wszystko, na czym mu zależy? – myślałam, przewracając się z boku na bok. Miałam wrażenie, jakby nagle postawił między nami ścianę z jego oczekiwań, które wcale nie były tak wyraźne na początku. Gdy się poznaliśmy, nie zależało mu na tym, żebym gotowała czy sprzątała. Wręcz przeciwnie – śmiał się, gdy mówiłam, że nigdy nie będę kurą domową. Kochał mnie za moją niezależność, za to, że mam swoje życie i ambicje. Albo tak mi się przynajmniej wydawało.
Teraz jednak wydawał się zmęczony. Czy to była moja wina? A może nasza? Nie dało się tego jednoznacznie stwierdzić, ale jedna rzecz była pewna – coś się zmieniło. Mój mąż, z którym kiedyś potrafiłam rozmawiać o wszystkim, teraz widział we mnie tylko kogoś, kto nie spełnia jego oczekiwań.
Miałam mętlik w głowie
Przypominałam sobie jego zachwyt nad Anią i to, jak ją komplementował. Nigdy wcześniej nie czułam się tak mała. Zawsze mówiłam sobie, że nie muszę być idealna, że jestem wystarczająco dobra. Ale teraz zaczynałam się zastanawiać, czy w oczach Pawła kiedykolwiek taka byłam. Czy może od początku czegoś mu brakowało, tylko nigdy tego nie powiedział na głos? Teraz wszystko zaczynało się układać w całość: jego zgryźliwe uwagi o bałaganie, o tym, że za często zamawiam jedzenie, że nie poświęcam czasu na „domowe sprawy”. Może te drobne uwagi, które ignorowałam, były tylko wstępem do czegoś głębszego.
W nocy czułam, jakby coś we mnie pękło. Dotarło do mnie, że Paweł nigdy nie kochał mnie za to, kim naprawdę jestem. Kochał wyobrażenie, które miał w głowie – o idealnej żonie, która spełnia jego oczekiwania. Teraz zastanawiałam się, czy to ja jestem winna temu, co się dzieje. Może powinnam bardziej się postarać? A może problem leżał gdzieś głębiej, w samym fundamencie naszego związku? Czy naprawdę chcę być kimś, kto zadowala go tylko wypełnianiem roli, której nigdy nie chciałam przyjąć?
Czułam ogromny żal do męża
Następnego dnia wstałam wcześniej niż zwykle. Paweł spał jeszcze spokojnie, a ja siedziałam przy stole z kubkiem herbaty, wpatrując się w przestrzeń. W głowie wciąż przewijały się słowa z naszej kłótni, ale z każdą godziną wydawały się mniej ostre, jakby umysł próbował je stłumić, bym mogła normalnie funkcjonować.
Paweł w końcu się obudził i zszedł na dół. Patrzył na mnie, jakby wiedział, że nie możemy już dłużej udawać, że wszystko jest w porządku.
– Agnieszka, możemy porozmawiać? – jego głos był spokojny, ale ja czułam, że za tym tonem kryje się coś więcej.
– Tak, musimy – odpowiedziałam, starając się, żeby mój głos brzmiał pewnie, choć w środku byłam rozbita.
Usiadł naprzeciwko, z wyraźnym zmęczeniem na twarzy. Patrzył na mnie, ale nie potrafił utrzymać kontaktu wzrokowego zbyt długo. To bolało.
– Paweł, jeśli naprawdę chcesz, żebym była taką żoną jak Ania, to może... może nigdy nie kochałeś mnie taką, jaką jestem – zaczęłam, starając się mówić spokojnie, choć w środku buzowały emocje.
Paweł spuścił wzrok, jakby próbował zyskać na czasie, zastanawiając się, jak odpowiedzieć.
– To nie tak, Agnieszka – westchnął. – Kochałem cię... kocham cię, tylko... czasem po prostu wydaje mi się, że w naszym małżeństwie czegoś brakuje. Czasami czuję się, jakbym wracał do pustego domu. Brakuje mi tej... normalności. Może tego, że kiedyś było inaczej. Myślałem, że z czasem wszystko się ułoży, że... wiesz, życie domowe się zmieni, że jakoś znajdziemy na to balans, ale... po prostu nie potrafię tego już ignorować.
Chciał, żebym była inna
Słuchałam go, ale wcale mnie to nie uspokoiło. Paweł mówił o „normalności” jakby to było coś, co można kupić albo nauczyć się na szybko. Jakby nasze życie było prostą układanką, którą wystarczy dobrze złożyć, by wszystko znów funkcjonowało.
– Ale Paweł, co to w ogóle znaczy? – podniosłam głos. – Chcesz, żebym była... kimś innym? Gotowała codziennie, sprzątała? Czy to jest to, co dla ciebie oznacza normalne małżeństwo? Bo jeśli tak, to... to ja nie wiem, czy potrafię tak żyć.
Paweł zamilkł na chwilę, a ja wpatrywałam się w niego, czekając na odpowiedź, choć każda jego reakcja mogła mnie zranić jeszcze bardziej.
– Nie chodzi tylko o to – powiedział w końcu. – Po prostu czasem czuję, że gdzieś się mijamy, że nasze życie jest... chaotyczne. Może gdybyś trochę bardziej się starała... Nie wiem, wszystko byłoby prostsze. Czasami czuję, że wszystko na mnie spada – dodał ciszej, jakby chciał złagodzić swoje słowa, ale już było za późno.
Zabolało. To ja miałam się zmienić. To ja nie spełniałam jego oczekiwań. Zamiast poczuć ulgę po tej rozmowie, czułam się jeszcze bardziej zagubiona.
– Więc to ja mam się bardziej starać, tak? – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy. – Nie wydaje ci się, że w małżeństwie powinno chodzić o coś więcej niż tylko domowe obowiązki? Co z nami, Paweł? Z tym, kim jesteśmy jako para?
Paweł milczał, spuszczając głowę. Wiedziałam, że ta rozmowa nie przyniesie odpowiedzi, których szukałam. Może dlatego tak bolało – bo nie chodziło o żadne konkretne czyny, tylko o to, kim dla niego byłam, a raczej kim przestałam być.
Zakończyliśmy rozmowę bez rozwiązania. Oboje wiedzieliśmy, że coś się zmieniło, ale nie wiedzieliśmy, co z tym zrobić. Czułam, że między nami powstała przepaść, której nie potrafię zasypać sama.
Tamta kolacja u Ani i Tomka była dla nas punktem zwrotnym – kryzysem, który zmusił mnie do zastanowienia się nad naszym małżeństwem. Ale teraz nie wiedziałam, czy uda nam się wyjść z tego cało. Czy Paweł kiedykolwiek doceni mnie za to, kim naprawdę jestem?
Agnieszka, 34 lata