Reklama

Nie jestem kobietą, która robi sceny o każde spojrzenie męża w stronę innej. Jednak są pewne granice. Przez piętnaście lat naszego małżeństwa uznawałam, że zaufanie to podstawa. Nie śledziłam go, nie przeglądałam mu telefonu, nie wypytywałam o każdą godzinę spędzoną w pracy. Może właśnie dlatego tak bardzo bolało, gdy zauważyłam, że jego oczy świecą się na jej widok. To nie była jeszcze zdrada. Nie całował jej, nie trzymał za rękę, nie wracał do domu ze szminką na kołnierzyku. A mimo to widziałam, co się dzieje. Maślane spojrzenia, chichotanie przy ekspresie do kawy, SMS-y pisane ukradkiem. Nie działałam od razu. Poczekałam. Upewniłam się. I kiedy już wiedziałam wszystko, zrobiłam tylko jedno.

Nie zamierzałam robić awantur

Zaczęłam podejrzewać coś na długo przed tym, jak odważyłam się cokolwiek powiedzieć. Kiedy odbierałam go z firmowego bankietu, zachowywał się dość dziwnie.

I jak było? – zapytałam kiedyś, gdy wsiadł do auta, zapił perfumami i winem.

– W porządku – odpowiedział, patrząc gdzieś przez szybę.

– Dużo ludzi? – drążyłam.

– Sporo. Atmosfera świetna. Taki wieczór integracyjny, wiesz… – I wtedy to zrobił. Uśmiechnął się sam do siebie. Głupkowato.

Ktoś cię rozśmieszył?

– Nie… Po prostu przypomniałem sobie coś śmiesznego – powiedział tylko i wzruszył ramionami, ale już wiedziałam.

Zaczęłam zwracać uwagę na sposób, w jaki mówił o pracy, jak wymieniał imiona „z zespołu”. Jedno z nich powtarzało się coraz częściej.

– A Iwona to dzisiaj znowu zrobiła cały raport za tego nieudacznika z IT – mówił z podziwem. – Naprawdę ogarnia wszystko z taką lekkością.

– Iwona? – zapytałam spokojnie.

– No ta nowa z kadr. Śmieszna, inteligentna… trochę przypomina cię z czasów, jak byliśmy jeszcze na studiach.

No tak, czyli młodsza wersja mnie. To jeszcze nie była zdrada, ale coś się zaczynało. Jakby w swojej głowie przechadzał się z nią za rękę, a mnie zostawił przy zlewie. Nie zamierzałam robić awantur. Najpierw chciałam się upewnić. Zaczęłam układać sobie plan.

– Kochanie, a może wpadnę do ciebie do biura z obiadem w przyszłym tygodniu? – zapytałam beztrosko.

– Do biura? – spojrzał zaskoczony.

Obserwowałam go

Weszłam do biura o trzynastej, trzymając w rękach dwa pudełka z domowym makaronem i sosem, który robiłam specjalnie dzień wcześniej. Ubrałam się ładnie, ale bez przesady.

– Dzień dobry, ja do Michała – powiedziałam do sekretarki, która nie wyglądała na zaskoczoną.

– Oczywiście, pani Malwino. Michał jest w sali konferencyjnej. Proszę chwilkę poczekać, już go zawiadamiam.

Rozejrzałam się. Dział kadr mieścił się tuż za szklanymi drzwiami. I tam ją zobaczyłam. Wysoka, zgrabna, włosy upięte niedbale. Siedziała bokiem do mnie, nachylona do laptopa… i do Michała, który pochylał się nad nią.

– Michał, twoja żona przyszła – powiedziała cicho sekretarka.

Wtedy Iwona spojrzała w moją stronę. Uśmiechnęła się, a Michał… zamarł.

– Co ty tu robisz? – podszedł z wymuszonym uśmiechem.

– Przyniosłam ci obiad. Myślałam, że zjemy razem, ale jeśli jesteś zajęty… – spojrzałam na Iwonę.

– Nie, nie! Chodźmy do kuchni, już kończyliśmy – rzucił pospiesznie, po czym obrócił się do Iwony. – Dokończę później.

– Jasne – powiedziała cicho, bez cienia speszenia.

W kuchni Michał jadł nerwowo. Obserwowałam go. Jego wzrok co chwilę uciekał ku drzwiom. Już wiedziałam, że nie przesadzam.

Zdobyłam dowód

Od tamtej wizyty minął tydzień. Michał był cichy. Nie zaczynał rozmów, nie zagadywał mnie wieczorami, nie proponował wspólnych filmów. Iwona zniknęła z jego opowieści – dosłownie. Nagle już nic nie robiła, już nie ratowała raportów, nie mówiła śmiesznych rzeczy przy ekspresie. Cisza.

Coś się stało? – zapytałam któregoś wieczoru, siadając obok niego na kanapie.

– Nie… – odpowiedział bez przekonania.

Jakiś taki markotny jesteś ostatnio.

– Praca mnie męczy.

– A Iwona? Też cię męczy? – rzuciłam niby żartem, ale jego reakcja była zbyt szybka.

– O co ci chodzi?

– O nic. Po prostu pytam. Przecież tak często o niej mówiłeś, że zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnyśmy się poznać. Może zaprosimy na kolację?

– Zwariowałaś? – rzucił z nutą paniki.

Uśmiechnęłam się. Właśnie takiej reakcji się spodziewałam.

– Spokojnie, żartuję.

Tyle że nie do końca. Tego samego wieczoru Michał zostawił telefon na blacie w kuchni. Nagle ekran się zaświecił. To była wiadomość od Iwony.

„Gdybyś nie był zajęty, to byśmy mogli zjeść razem obiad jutro…”.

Zrobiłam zdjęcie, Nic więcej. Nie otwierałam rozmów, nie węszyłam. Nie musiałam. Wiedziałam już, że czuł więcej, niż sam chciał przyznać. Może nie planował skoku w bok. Może tylko flirt. Jednak flirt z kimś, kto patrzy na twojego męża jak na bohatera romantycznego, to już nie jest „nic”.

Wiedziałam, że kłamie

W sobotę po południu Michał siedział na kanapie z laptopem, ale nie wyglądał, jakby naprawdę pracował. Co chwilę spoglądał na telefon, potem znowu w ekran. Westchnienia. Nerwowe poprawianie koszuli. Wreszcie wstał.

Muszę podjechać do biura, zapomniałem jednego pendrive’a – rzucił, unikając mojego spojrzenia.

– W sobotę?

– No… miałem na nim prezentację. Na poniedziałek. Zrobię sobie kawę na drogę.

– Może ja podjadę z tobą? – zaproponowałam z niewinną miną.

Zamarł z kubkiem w ręku.

– Po co? To dosłownie pięć minut.

– Lubię z tobą jeździć. I może byśmy potem skoczyli na pizzę? Nie pamiętam, kiedy ostatnio byliśmy gdzieś razem.

Michał otworzył usta, jakby chciał zaprotestować, ale w ostatniej chwili się rozmyślił.

– Okej, jak chcesz. Tylko nie wchodź do biura, dobra? Tam remontują i wszędzie pył.

– Jasne – uśmiechnęłam się słodko.

Wiedziałam, że kłamie. I że jeśli właśnie tam się z nią umówił – a tak podpowiadała mi intuicja – to dostanę dowód bez grzebania, bez śledzenia. Kiedy podjechaliśmy, Michał wysiadł pierwszy.

Poczekasz chwilkę? Naprawdę szybko się uwinę.

– Jasne – przytaknęłam.

Jego sylwetka zniknęła za drzwiami biura. A pięć minut później przed wejściem pojawiła się Iwona. Zrobiłam jej zdjęcie.

Już podjęłam decyzję

Wrócił po czterdziestu minutach. Spocony, z rozchełstanym kołnierzykiem. I z tą swoją miną niewinnego chłopca, który niby nic, a właśnie przewrócił cały wazon.

– Przepraszam, że tak długo. Musiałem coś jeszcze sprawdzić na komputerze. Coś mi się nie zgadzało w plikach – paplał zbyt szybko.

– Spokojnie – odpowiedziałam, nie patrząc na niego. W ręku trzymałam telefon.

Pojechaliśmy na pizzę. Jadł mało, co chwilę zerkając na mnie ukradkiem. Wieczorem, kiedy usiadł obok mnie na kanapie, wzięłam telefon do ręki i przesunęłam palcem po ekranie. Pokazałam mu zdjęcie sprzed biura.

– Co to ma być? – spytałam cicho.

Michał pobladł. Wpatrywał się w zdjęcie, jakby nie wierzył.

– To nie tak jak myślisz...

– To ciekawe, bo myślę, że właśnie tak – odparłam spokojnie. – Zdjęcie nie kłamie. A to nawet nie jest najgorsze. Wiesz, co jest gorsze?

Milczał.

– Że myślałeś, że się nie domyślę. Że przez tyle lat byłam ślepa, naiwna, zajęta obiadem, praniem i kupowaniem ci pasty do zębów.

Nic się nie stało. Naprawdę.

– Nie muszę wiedzieć, co się dokładnie stało. Wystarczy, że chciałeś, żeby coś się stało.

Wstałam i powiedziałam:

– Już podjęłam decyzję. Nie mam zamiaru siedzieć w domu, czekając, aż ci przejdzie.

Michał zbladł. Pierwszy raz od dawna nie miał nic do powiedzenia.

Spojrzałam na niego

Michał próbował rozmawiać ze mną przez kilka następnych dni. Krążył po mieszkaniu jak pies z podkulonym ogonem. Jednak któregoś wieczoru, kiedy siedziałam w kuchni z herbatą, sam usiadł naprzeciwko.

– Wiem, że wszystko zepsułem. I nie będę udawał, że nie.

– A jednak udawałeś – przerwałam mu chłodno.

– Wiem. Tylko... z nią było łatwiej. Nie miała oczekiwań. Nie znała mnie od piętnastu lat. Nie patrzyła na mnie tak, jak ty patrzyłaś przez ostatni rok.

– A jak patrzyłam?

– Jakbyś mnie przejrzała. Jakbyś czekała, aż coś zrobię źle.

– Może dlatego, że już coś zniszczyłeś, tylko sam jeszcze o tym nie wiedziałeś.

Westchnął. Długo milczeliśmy.

Chcesz rozwodu? – zapytał w końcu.

Spojrzałam na niego. I po raz pierwszy od dawna powiedziałam coś szczerze.

– Nie wiem. Na pewno już nie zamierzam być tłem dla twoich emocjonalnych przygód. Jeśli chcesz być z kimś innym – proszę bardzo. Ale nie pod moim dachem. Nie za cenę mojego spokoju.

– Nie chcę – odpowiedział.

Nie odpowiedziałam. Wstałam i poszłam do sypialni, zostawiając go z jego ciszą. Dziś mijają dwa miesiące od tamtej rozmowy. Nadal mieszkamy razem. A ja wciąż trzymam to jedno zdjęcie w telefonie. Nie po to, żeby mu grozić. Po to, żeby o sobie nie zapomnieć.

Malwina, 40 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama