„Mąż wziął pożyczkę na konsolę, zamiast kupić łóżeczko dla dziecka. Tonęliśmy w długach, żeby on mógł grać po nocach”
„Wtedy jeszcze wierzyłam, że wszystko jest na dobrej drodze. Że Michał się ogarnie. Że będzie dobrze. Nie wiedziałam, że właśnie wtedy, gdy myślałam o dziecięcej kołysce, mój mąż w tajemnicy spłacał raty za nową konsolę. I telewizor. A nasze oszczędności – istniały już tylko na papierze”.

- Redakcja
Nie pamiętam, kiedy ostatnio Michał pomógł mi z czymś w domu, zrobił coś pożytecznego bez mojego przypominania. Ale wydawało mi się, że po prostu taki mamy podział obowiązków – ja zajmuję się domem, a on ogarnia finanse. To działało. Przynajmniej do czasu.
Mamy niewielkie mieszkanie na drugim piętrze bloku z wielkiej płyty. W salonie – kanapa, która już dawno prosi się o wymianę, regał z książkami i telewizor, do którego Michał jest przyklejony wieczorami. Ostatnio mówił, że „ogarnie coś lepszego”, bo ten się „zacina”. Uznałam, że to tylko gadanie.
Ja pracuję zdalnie – marketing internetowy. Osiem miesięcy ciąży i czuję się, jakby każdy dzień był walką z grawitacją. Michał wychodzi rano do pracy, wraca po siedemnastej. Potem coś zje, włączy konsolę i... tyle z niego. Czasem tylko rzuci: „Wszystko okej?” i nawet nie spojrzy w moją stronę.
Tamtego wieczoru rozmawiałam z Natalią przez telefon.
– No i co, już wszystko gotowe dla maluszka? – zapytała z entuzjazmem.
– Za tydzień jedziemy po wózek i łóżeczko – odpowiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał pewnie.
– A Michał ci pomaga?
Zamilkłam na chwilę, obserwując męża, który siedział z padem w dłoni i przeklinał coś pod nosem.
– Pomaga. Wiesz, jak może – rzuciłam krótko.
Wtedy jeszcze wierzyłam, że wszystko jest na dobrej drodze. Że Michał się ogarnie. Że będzie dobrze.
Nie wiedziałam, że właśnie wtedy, gdy myślałam o dziecięcej kołysce, mój mąż w tajemnicy spłacał raty za nową konsolę. I telewizor. A nasze oszczędności – istniały już tylko na papierze.
Nie mogłam w to uwierzyć
– Proszę spróbować jeszcze raz – powiedziała ekspedientka, widząc, jak marszczę brwi przed terminalem.
Przeciągnęłam kartę drugi raz. Nic. Trzeci raz – komunikat: „transakcja odrzucona”. Poczułam, jak zimny dreszcz przebiega po moim kręgosłupie.
– Michał, chyba coś jest nie tak z kontem – powiedziałam cicho, patrząc na niego zdezorientowana.
– Eee, może bank ma jakąś awarię. Przecież wczoraj wszystko działało – odparł szybko, aż za szybko. Wziął telefon, niby żeby sprawdzić aplikację, ale szybko go schował.
Zostawiliśmy wyprawkę – pieluchy, kocyk, kilka śpioszków – na ladzie i wróciliśmy do domu. Milczeliśmy całą drogę. Michał coś mruczał o „niezawodnych systemach bankowych”, ale ja już wtedy wiedziałam, że coś jest nie tak. Czułam, że kłamie.
Wieczorem, gdy leżał na kanapie, a ja udawałam, że przeglądam Facebooka, wpadł mi w oko list wystający z szuflady biurka. Logo firmy pożyczkowej rzuciło się w oczy jak neon. Wyjęłam go i czytałam, czując, jak robi mi się gorąco.
– Co to za list?! – rzuciłam, stając przed nim z kartką w dłoni.
– To nic takiego, już prawie spłacone – wymamrotał, nawet nie podnosząc wzroku.
– Michał, jesteśmy zadłużeni?! – głos mi się załamał.
– Przestań panikować, to tylko kilka rat...
Nie dokończył. Wyszłam do kuchni, bo nagle zrobiło mi się duszno. Miałam ochotę krzyczeć, ale w brzuchu czułam ruch dziecka – jakby przypominało mi, że muszę być silna.
Nie poznawałam własnego męża
– No weź, Julia… – Michał podszedł do mnie, jakby właśnie chciał zagłaskać problem na śmierć. – To nie tak, jak myślisz.
Stałam przy zlewie, próbując uspokoić oddech. Ręce mi drżały, więc ściskałam brzeg blatu tak mocno, że aż zbielały mi knykcie.
– To jak, Michał? Jak mam to rozumieć? Że dziecko jeszcze się nie urodziło, a my już mamy długi?
– Chciałem tylko… no nie wiem, mieć coś dla siebie, zanim wszystko się zmieni. Wiesz, nowy telewizor, konsola. Nie sądziłem, że to się tak rozkręci.
Zaśmiałam się gorzko.
– Konsola? Konsola zamiast kołyski? Serio?
Zacisnął szczęki.
– Nie rozumiesz. Praca mnie dobija, ciągle coś. Wieczorami chciałem chociaż na chwilę się oderwać.
– Oderwać? A ja? Też bym chciała się „oderwać”, ale noszę w sobie nasze dziecko! – Głos mi zadrżał. – Wiesz, jak się bałam dzisiaj w sklepie? Jak idiotka stałam przy kasie, nie mając pojęcia, że jesteśmy w czarnej dziurze przez twoje zachcianki?
– Przecież robię, co mogę! – wrzasnął nagle. – Ty tylko siedzisz w domu i klikasz na komputerze, a ja się muszę się z tym wszystkim użerać dzień w dzień! Praca, biuro, rachunki... chyba mogę mieć trochę rozrywki w życiu?!
Zamarłam. Przez chwilę było cicho. Słyszałam tylko szum lodówki i swoje przyspieszone tętno.
– Nie poznaję cię – szepnęłam. – A może po prostu nigdy cię nie znałam.
Odszedł do pokoju, trzaskając drzwiami. Ja osunęłam się na krzesło. W brzuchu poczułam kopnięcie. Może dziecko też miało już dość tej farsy.
Nie mieliśmy na pieluchy, a on grał
Następnego dnia, gdy Michał był w pracy, usiadłam przy jego laptopie. Hasło znałam – nazwa miasteczka z naszych wspólnych wakacji w Chorwacji, 2019. O ironio.
Nie chciałam szpiegować. Chciałam wiedzieć, czy jest jeszcze co ratować.
Zalogowałam się na jego konto bankowe. Szybkie pożyczki, raty w parabankach, płatności za gry, subskrypcje, przedłużone gwarancje. Nawet kredyt na telefon, który podobno „dostał od firmy”. Wszystko czarno na białym. Prawie dziesięć tysięcy złotych długu.
Siedziałam w ciszy, wpatrując się w ekran. Z każdą kolejną pozycją na liście serce waliło mi mocniej.
Kiedy wrócił, czekałam przy stole. Obok – stos dokumentów.
– Jest jeszcze coś, o czym powinnam wiedzieć? – zapytałam, nie podnosząc głosu.
Stanął w drzwiach, jakby dostał obuchem w głowę.
– Julia...
– Nie mamy za co kupić pieluch, a ty grasz nocami jak dzieciak. Tak to ma wyglądać?
Milczał.
– Nawet nie próbuj się tłumaczyć – dodałam ostro. – Zawiodłeś mnie. Ale wiesz, co boli bardziej? Że zawiodłeś nasze dziecko. Jeszcze się nie urodziło, a już nie może na ciebie liczyć.
Poczułam, jak oczy mi wilgotnieją. Michał też spuścił wzrok. Ale jego łzy nic już nie znaczyły.
Musiałam od tego odpocząć
Tej nocy nie spałam prawie wcale. Michał kręcił się po mieszkaniu jak duch, czasem stawał w drzwiach sypialni, ale nie odważył się wejść.
Nad ranem zadzwoniłam do mamy.
– Mamo, nie wiem, co robić – powiedziałam bez przywitania. – On nas zadłużył. Konsola, telewizor, jakieś bzdury. I nic mi nie powiedział.
– Córeczko… – westchnęła. – On jeszcze nie zrozumiał, co to znaczy być ojcem.
– A jeśli nigdy nie zrozumie?
– Wtedy musisz pomyśleć o sobie i dziecku. Może powinnaś się spakować? Na kilka dni, żeby poczuł, co traci?
Po chwili zadzwoniła Natalia. Wiedziała już wszystko – mama nie potrafi trzymać języka za zębami.
– Julka, przyjedź do mnie. Pospacerujesz, odetchniesz. On potrzebuje zimnego prysznica.
Spakowałam torbę, najpotrzebniejsze rzeczy, ładowarkę, ciuchy ciążowe. Michał patrzył, jak wychodzę, ale nie powiedział ani słowa. Tylko stał.
Przez kolejne dwa dni dzwonił non stop. Nie odbierałam. Pisał wiadomości – długie, chaotyczne. Że wszystko naprawi. Że był głupi. Że się zmieni. Że się boi.
Czytałam je, jakby to był jakiś tani film. Ale to było moje życie.
Coś musi się zmienić
Wróciłam po trzech dniach. Miałam ze sobą torbę, spuchnięte stopy i serce cięższe niż kiedykolwiek. Michał otworzył drzwi niemal natychmiast, jakby całymi dniami tylko nasłuchiwał kroków na klatce.
– Sprzedałem konsolę. I telewizor – rzucił od razu, zanim zdążyłam zdjąć buty. – Spłaciłem część pożyczek. Mam plan na resztę.
Postawiłam torbę w przedpokoju. Nie spojrzałam mu w oczy.
– To dobrze – powiedziałam sucho. – Ale to nie znaczy, że wszystko wróciło do normy.
– Wiem – szepnął. – Tylko… chcę, żebyś wiedziała, że się staram.
Usiedliśmy przy stole. Michał położył dłonie na blacie, nerwowo je splatając.
– Zawiodłem cię. Zawiodłem nasze dziecko. Ale przysięgam, że się ogarnę.
Popatrzyłam na niego. Zmęczone oczy, cienie pod powiekami. Był inny. Ale czy to była zmiana… czy tylko strach przed stratą?
– Nie chcę teraz słuchać deklaracji – powiedziałam cicho. – Chcę widzieć czyny. I chcę mieć kontrolę nad naszymi pieniędzmi. Ty nie masz już dostępu do wspólnego konta.
Skinął głową. Bez sprzeciwu.
Wiedziałam, że go to boli. Ale nie bardziej niż mnie bolało jego kłamstwo.
Jestem już inną kobietą
Zostałam. Ale coś we mnie pękło.
Ustaliliśmy nowe zasady. Michał nie miał już dostępu do konta. Poszliśmy na pierwszą wspólną terapię. Był obecny, słuchał, mówił o lękach, presji, o tym, że czuł się niewidzialny. Ale ja – ja nie potrafiłam już słuchać tak samo jak kiedyś. Coś we mnie, w moim zaufaniu do niego zostało wypalone do cna.
Wieczorami, gdy czułam, jak dziecko wierci się w brzuchu, myślałam, że ono nie zasłużyło na taki start. Na świat pełen niedopowiedzeń i pustych obietnic.
Michał się starał. To fakt. Ale ja już nie byłam tą samą Julią. Każde jego słowo filtrowałam przez tamten wieczór, tamte pożyczki, tamte łzy.
Nie wiem, co będzie dalej. Nie umiem powiedzieć, czy nasza rodzina to przetrwa. Wiem tylko, że już nie jestem tą kobietą, która ślepo ufa.
Teraz jestem matką. A matka nie może sobie pozwolić na złudzenia.
Julia, 28 lat
Czytaj także:
- „Chciałam Wielkanocy bez garów i sprzątania. Pojechaliśmy do hotelu i już pierwszego dnia pożałowałam tej decyzji”
- „Myślałam, że to będzie spokojna Wielkanoc. Zapomniałam jednak, z kim siadam do stołu i jajeczka”
- „Poszłam do spowiedzi przed Wielkanocą. W konfesjonale usłyszałam głos, który kochałam 20 lat temu”