„Mąż zabrał mnie na sylwestra do Paryża. Miało być romantycznie, a wszystko się posypało przez 1 kłamstwo”
„Stanęłam przy balkonowych drzwiach i nasłuchiwałam. Czułam się jak bohaterka taniego dramatu. Kiedy mąż wrócił do pokoju, udawałam, że przeglądam przewodnik”.

- Redakcja
Zawsze marzyłam o podróży do Paryża. Wieża Eiffla, bagietka, może jakiś drogi ser i espresso w ulicznej kawiarni, z widokiem na paryskie uliczki. Nic odkrywczego, ale dla mnie brzmiało to, jak przepis na idealny weekend tylko we dwoje. Bez dzieci, bez pracy, bez obowiązków. Więc kiedy Adam zaproponował, że zabierze mnie do stolicy Francji, prawie się popłakałam. Nie przesadzam. Pomyślałam, że może w końcu coś się zmieni. Może to będzie ten moment, kiedy znów poczuję się jak kobieta.
Samolot, czterogwiazdkowy hotel, kolacja przy świecach… Na początku wszystko było jak w filmie. Tylko że filmy mają też swoje zwroty akcji. Bo wszystko, dosłownie wszystko, posypało się przez jedno kłamstwo.
Zrobiło mi się ciepło
– No zgadnij, gdzie cię zabieram – powiedział Adam.
– Do teściowej na sylwestra? – westchnęłam, nie podnosząc wzroku znad deski do prasowania.
– Blisko. Prawie. Tylko trochę bardziej… romantycznie.
Uniósł brwi i zamachał mi przed twarzą dwoma biletami. Samolot. Paryż. Za trzy dni. Zamarłam.
– Ty serio? – spytałam z niedowierzaniem.
– Serio. Hotel już zarezerwowany. W centrum. Z widokiem na dachy miasta. Będziemy chodzić po Montmartre i jeść croissanty.
Odłożyłam żelazko. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Adam? Romantyczny gest? To się nie zdarzało. Od lat wszystko ja planowałam. A on? Raczej stękał, że za drogo, że po co, że może za rok.
– A dzieci? – spytałam ostrożnie.
– Zostaną u mamy. Wszystko ogarnięte. Pakuj sukienki i ładne buty. Ma być na bogato.
Patrzyłam na niego, próbując nie dać po sobie poznać, jak bardzo mnie to rozczuliło. I wtedy do męża przyszedł SMS. A potem kolejny.
– Kto do ciebie napisał? – rzuciłam mimochodem.
– A, Paweł z pracy. Zignoruj. Jedziemy do Paryża, kochanie. Tylko ty i ja.
I wtedy jeszcze nie wiedziałam, że nie tylko Paweł pisał. I że to jedno zdanie – „Tylko ty i ja” – będzie miało w sobie więcej ironii niż wszystkie francuskie komedie razem wzięte.
Stałam za drzwiami jak idiotka
Wysiedliśmy z taksówki tuż przy hotelu.
– Czegoś takiego się nie spodziewałam – powiedziałam, oglądając wnętrze z niedowierzaniem. – Aż boję się dotknąć zasłon.
– Przestań – roześmiał się Adam, podsuwając mi klucz-kartę. – Zasługujesz na to, Joasiu.
Nieczęsto używał mojego imienia. Zwykle „Joasiu” pojawiało się, gdy coś przeskrobał albo próbował mnie zmiękczyć. Wjechaliśmy windą. Pokój? Piękny. Balkon z widokiem na dachy, dokładnie jak obiecywał. Tylko że... mąż był dziwnie spięty. Niby się uśmiechał, ale ręce mu drżały, gdy otwierał walizkę.
– Wszystko w porządku? – zapytałam.
– Jasne. Tylko… stres. Praca. Znasz mnie. Muszę na chwilę zadzwonić.
Wyszedł na balkon z telefonem przy uchu. Nie słyszałam wszystkiego, tylko pojedyncze słowa:
– Tak… nie teraz… później… no przecież mówiłem…
Stanęłam przy balkonowych drzwiach i nasłuchiwałam. Czułam się jak idiotka albo jak bohaterka taniego dramatu. Kiedy mąż wrócił do pokoju, udawałam, że przeglądam przewodnik.
– Dzwoniłem do Pawełka – rzucił, zbyt szybko. – Kłopoty z fakturami.
– Aha.
– Nie psujmy sobie wyjazdu, dobra? Paryż jest nasz.
Nie odpowiedziałam.
Zawahałam się
Wieczorem poszliśmy na kolację. Adam zarezerwował stolik w restauracji, do której ja nawet bym nie zajrzała z ulicy – ceny odstraszały samym menu wystawionym na szybie.
– Wyglądasz pięknie – powiedział, zanim zdążyłam cokolwiek zamówić.
– Mówisz tak, bo zapłaciłam swoją kartą za sukienkę – parsknęłam.
Uśmiechnął się niepewnie. Kelner nalał nam wina, a ja patrzyłam, jak Adam, zerkając ukradkiem na telefon, próbuje zachować pozory zainteresowania moją osobą.
– Może byś tak go na chwilę schował? – powiedziałam, wskazując telefon.
– Ale... może coś z pracy. Tylko zerkam.
– Jasne. W Paryżu. O 20:45.
– Przestań. Naprawdę chcesz się kłócić przy krewetkach?
– Nie, chcę się dowiedzieć, kto do ciebie pisze od rana. Bo albo Paweł prowadzi bardzo emocjonalny projekt, albo… – przerwałam.
– Przesadzasz. Masz paranoję.
– Może. Jednak tylko dlatego, że przez całą kolację masz bardziej rozświetloną twarz ekranem niż moimi oczami.
Zamilkł. Widziałam, jak coś się w nim kotłuje. A potem, niespodziewanie, położył telefon na stole.
– Chcesz wiedzieć? Proszę. Zajrzyj. Nic tam nie ma.
Zawahałam się. Bo kiedy facet mówi: „Nic tam nie ma”, zwykle znaczy to dokładnie odwrotnie. Sięgnęłam. Ekran zgasł. Zablokowany.
– A hasło?
– No, przecież to moje prywatne rzeczy – odparł nerwowo. – Chyba nie jesteśmy już w liceum, żeby sobie przeszukiwać telefony?
Patrzyłam mu prosto w oczy
Następnego ranka Adam poszedł „po świeże pieczywo”. Wrócił po godzinie, bez bagietki, za to z jakimś roztrzepanym uśmiechem i... wyczuwalną woń damskich perfum. I wtedy mnie olśniło.
– Co tak pachniesz różami? – zapytałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
– W aptece jakaś kobieta psiknęła testerem, stałem obok – wyjaśnił, zdejmując kurtkę.
– Z pewnością – powiedziałam złośliwie.
– Znowu zaczynasz?
– Coś tu śmierdzi, wiesz?
Zamknął oczy i westchnął. Przez chwilę myślałam, że się przyzna. Ale nie.
– Ty się chyba nastawiłaś, że mnie przyłapiesz, co? Zachowujesz jak detektyw z telewizji śniadaniowej. Zamiast się cieszyć, że zabrałem cię do miasta miłości.
– Miasta miłości... I może jeszcze chcesz mi wmówić, że nie rozmawiałeś przez telefon z nikim, kto miał damski głos?
– Koleżanka z biura.
Nie wytrzymałam. Wzięłam jego telefon, który zostawił nieostrożnie na komodzie. Hasło – nadal zablokowane. Spojrzałam mu prosto w oczy i powiedziałam:
– Skoro nie masz nic do ukrycia… to wpisz.
– Nie muszę ci niczego udowadniać.
– To prawda – przyznałam, odstawiając telefon. – Jednak to mi wszystko wyjaśniło.
Wyszłam na balkon. Paryż był piękny. Słońce świeciło, dachy mieniły się w złotym świetle. A ja czułam się jak ostatnia idiotka.
Rozczarował mnie
Wieczorem wciąż milczeliśmy. Mąż oglądał swój serial, ja przeglądałam mapę miasta. Między nami wisiało napięcie, jakby zaraz miało coś eksplodować. I eksplodowało.
– Wiesz, nie powiedziałem ci do końca prawdy – rzucił nagle, nie odrywając wzroku od telewizora.
– Słucham? – odwróciłam się do niego.
– Mówiłem ci, że Paweł, ale.... To nie był Paweł.
– No proszę. A jak się nazywa?
– Nie o to chodzi.
– Oczywiście, że chodzi. Skoro „to nie był Paweł” pachnie różanymi perfumami i pisze do ciebie w Paryżu.
Westchnął ciężko. Odłożył pilota i usiadł na brzegu łóżka.
– To była tylko koleżanka z biura. Nic się między nami nie wydarzyło, ale… Sytuacja stała się dziwna. Chciałem ci wynagrodzić… moją nieobecność. Dlatego ten wyjazd. Dlatego to wszystko.
– Czyli przyjechałeś ze mną do miasta zakochanych, żeby odwrócić moją uwagę od tego, że ci się znudziłam?
– Nie! To nie tak. Po prostu… Pomyślałem, że jak cię zabiorę do Paryża, to się coś naprawi.
– Naprawi? Naprawia się kran. Relacji się nie kupuje biletem do Francji i croissantem.
Zamilkł. Wiedziałam, że nie powie nic więcej. Że to „jedno niewinne kłamstwo” to tylko etykietka na całej serii wyborów, które podjął za moimi plecami.
Wstałam.
– Jutro wracam. Sama.
– Joasia, proszę…
– Nie. Nie jestem od rozpraszania twojego sumienia. Kup sobie nowe perfumy. I nową żonę, skoro ta ci się znudziła.
Skinęłam głową
Lot powrotny miałam rano. Adam został w hotelu. Nawet nie zaproponował, że mnie odprowadzi. Może się bał konfrontacji na lotnisku, a może już miał inne plany. Takie, które nie uwzględniały mnie i mojej walizki z sukienkami, które miały błyszczeć w świetle paryskich ulic. Na lotnisku siedziałam przy oknie, patrząc na startujące samoloty. Obok jakaś para śmiała się do zdjęcia. Zakochani. Może jeszcze nie wiedzieli, co czeka ich za kilka lat. A może po prostu umieli się ze sobą śmiać – bez kłamstw, bez tajemnic.
– Pani jest sama? – zapytał starszy mężczyzna w kolejce do kontroli.
– Tak wyszło – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
– Czasem lepiej samemu niż z kimś, kto nie potrafi być obok – rzucił filozoficznie.
Skinęłam głową. Miał rację. W samolocie wyłączyłam telefon. Nie chciałam już niczego czytać. Żadnych przeprosin, żadnych „to nie tak, jak myślisz”, żadnych wiadomości od „koleżanek z biura”. Wystarczy. Po wylądowaniu zadzwoniłam do mamy.
– Wróciłaś już? Jak było?
– Pięknie. Paryż jest cudowny. Nawet kiedy serce trochę boli – odpowiedziałam, patrząc na mokry asfalt przed lotniskiem.
– A Adam?
– Został. Zostawiłam mu parę rzeczy do przemyślenia.
Rozłączyłam się, zamówiłam taksówkę.
Joanna, 41 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Ojciec zniszczył naszą rodzinę, ale karma na szczęście wraca. Dziś to on błaga o pomoc, a ja śmieję mu się w twarz”
- „Mąż pomylił świąteczne prezenty i wręczył mi ten dla kochanki. To, co potem powiedział, przekroczyło wszelkie granice”
- „W każdy weekend rodzina wpada do mnie jak hotelu. Zdębieli, gdy wystawiłam im paragon za wikt i opierunek”