Reklama

Zawsze myślałam, że znam mojego męża. Dziesięć lat razem – to przecież wystarczająco długo, by nie było między nami żadnych tajemnic. Byłam tego pewna. Marek nigdy nie dawał mi powodów do niepokoju. Był troskliwy, czuły, zawsze pamiętał o moich urodzinach, o rocznicach, nawet o drobnych rzeczach, które mówiłam mimochodem. Tworzyliśmy zgrany zespół. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Reklama

Ostatnio jednak coś się zmieniło. Nie było żadnej wielkiej kłótni ani jawnych sygnałów, że coś jest nie tak. To raczej drobne rzeczy, które składały się w całość – Marek częściej zamyślał się przy kolacji, miał w zwyczaju wychodzić z pokoju, gdy dzwonił telefon, a wieczorami przesiadywał dłużej w swoim gabinecie, zamykając drzwi. Na moje pytania odpowiadał krótko, wymijająco.

Wtedy jeszcze nie podejrzewałam niczego poważnego. Aż do dnia, gdy w jednej ze starych teczek w szufladzie znalazłam akt urodzenia dziecka. Nie mojego.

Czułam gniew i strach

Nie szukałam niczego podejrzanego. Chciałam tylko znaleźć polisę ubezpieczeniową, którą gdzieś schowaliśmy kilka miesięcy temu. Marek nigdy nie był mistrzem porządku, więc jego szuflada z dokumentami wyglądała jak archiwum po trzęsieniu ziemi. Wysypałam jej zawartość na podłogę i zaczęłam przeglądać stertę papierów – stare faktury, umowy, rachunki. Nic ciekawego. Aż trafiłam na ten dokument.

Kartka była pożółkła, nieco zagięta na rogach. „Akt urodzenia – Tomasz Nowak”. Mój wzrok przesunął się niżej. Imię ojca: Marek Nowak. Data urodzenia dziecka: dziesięć lat temu.

Czułam, jak serce wali mi w piersi. Tyle lat razem. Cała dekada małżeństwa. Myślałam, że wiem wszystko o moim mężu, a teraz okazało się, że przez cały ten czas ukrywał przede mną syna.

– To niemożliwe… – wyszeptałam do siebie, ściskając kartkę w dłoniach.

Zadrżały mi palce. Oparłam się plecami o szafkę, czując, jak nogi robią się miękkie. Myśli pędziły w mojej głowie jak szalone. Kim jest matka dziecka? Czy Marek ma z nim kontakt? Dlaczego nigdy mi o nim nie powiedział? Czy to dlatego ostatnio zachowywał się inaczej?

Cofnęłam się myślami do przeszłości. Do tych wszystkich dziwnych momentów, które wtedy ignorowałam. Czasem Marek znikał na kilka godzin bez wyjaśnienia. Raz znalazłam w jego samochodzie rysunek dziecka, ale wmówiłam sobie, że to może prezent dla kolegi z pracy. Często unikał rozmów o przyszłości, o dzieciach…

Teraz wszystkie te rzeczy składały się w przerażającą całość. Wstałam gwałtownie i rzuciłam dokumenty na biurko. Czułam gorącą falę gniewu, ale i coś jeszcze – strach. Czy moje życie było tylko iluzją?

Nie miałam dla niego litości

Czekałam na niego, siedząc przy stole w kuchni. Akt urodzenia leżał na blacie, na wierzchu, żeby od razu go zobaczył. Słyszałam, jak przekręca klucz w zamku, jak kładzie torbę w przedpokoju. Wzięłam głęboki wdech, ale serce biło mi tak mocno, że miałam wrażenie, że zaraz eksploduje.

– Hej, jestem – powiedział, wchodząc do kuchni. Spojrzał na mnie i od razu coś w nim drgnęło. Może to moje spojrzenie, może napięcie w powietrzu.

Nie powiedziałam ani słowa. Tylko wskazałam na dokument.

Marek zmarszczył brwi i sięgnął po kartkę. Przeczytał jedno zdanie, potem drugie. Widziałam, jak jego twarz blednie.

– Marta… – zaczął cicho.

– Bądź chociaż szczery – warknęłam. Poczułam, jak coś się we mnie gotuje. – Masz DZIECKO?! I nigdy mi o tym nie powiedziałeś?!

Marek ścisnął kartkę w dłoni. Milczał.

– Powiedz coś! – krzyknęłam, uderzając dłonią o stół.

– To nie tak… – wydusił.

– A jak?! – Przesunęłam ręką po twarzy, próbując się uspokoić, ale nie mogłam. – Dziesięć lat, Marek. Przez dziesięć lat mnie oszukiwałeś!

– Chciałem ci powiedzieć… – Jego głos był cichy, drżał. – Ale bałem się.

– Bałeś się czego? Prawdy?

Spojrzał na mnie z bólem w oczach. Ale nie było we mnie litości.

– Kto jest jego matką? – zapytałam ostro. – I dlaczego w ogóle mnie okłamałeś?

Marek zamknął oczy, jakby próbował zebrać myśli.

– To długa historia… – powiedział w końcu.

– Mam czas – odparłam lodowato.

I zamierzałam wysłuchać każdego cholernie bolesnego słowa.

Straciłam do niego zaufanie

Marek odsunął krzesło i usiadł naprzeciwko mnie. Widziałam, jak zaciska dłonie na stole, jak próbuje się uspokoić. Ale ja nie miałam w sobie spokoju. Czułam tylko palący gniew i coś jeszcze – strach, że zaraz usłyszę coś, czego nie będę w stanie zaakceptować.

– To było zanim cię poznałem – zaczął. – Byłem z Julią przez kilka lat. Myślałem, że to poważny związek, ale… coś między nami nie grało. Kiedy powiedziała mi, że jest w ciąży, wiedziałem, że to koniec.

– Koniec? – prychnęłam. – Czyli po prostu ją zostawiłeś? Zrobiłeś z niej samotną matkę?

Marek pokręcił głową.

– Nie. Julia powiedziała, że mnie nie potrzebuje. Że poradzi sobie sama. Kłóciliśmy się o to, ale ona… postawiła sprawę jasno.

– I po prostu się zgodziłeś? – warknęłam. – Nie walczyłeś o swoje dziecko?!

Marek odwrócił wzrok.

– Byłem młody. Głupi. Uznałem, że skoro mnie nie chce, to może tak będzie lepiej. Zaraz potem poznałem ciebie… i chciałem zacząć wszystko od nowa.

Zaśmiałam się gorzko.

– Od nowa? Bez słowa o tym, że masz syna?

Marek podniósł wzrok, a ja zobaczyłam w jego oczach coś, czego się nie spodziewałam. Wstyd.

– Nie miałem z nim kontaktu, a sprawy potoczyły się tak szybko – powiedział słabym głosem. – A potem było już za późno... Bałem się, że cię stracę.

Pokręciłam głową. Czułam się, jakby ktoś zabrał mi grunt spod nóg.

– Wiesz, co jest najgorsze? – wyszeptałam. – Że przez dziesięć lat wierzyłam, że jesteśmy uczciwi wobec siebie. A teraz nie wiem, czy cokolwiek z tego było prawdziwe.

Wstałam od stołu. Musiałam wyjść, zanim rozpadnę się na kawałki. Bo prawda była taka, że właśnie traciłam zaufanie do własnego męża.

Całe życie mnie okłamywał

Nie mogłam tego tak zostawić. Musiałam usłyszeć drugą stronę tej historii. Jeśli Marek miał syna, chciałam znać całą prawdę – nie tylko jego wersję.

Znalazłam Julię szybciej, niż się spodziewałam. Media społecznościowe potrafią być bezlitosne dla tych, którzy próbują coś ukryć. Napisałam do niej krótką wiadomość, bez żadnych wyjaśnień: „Chcę porozmawiać o Marku i Tomku. To ważne”. Odpisała niemal natychmiast: „Jutro o 12, kawiarnia na rogu Długiej i Kwiatowej”.

Gdy weszłam do środka, Julia już tam była. Wysoka, szczupła, z ciemnymi włosami związanymi w kucyk. Wyglądała na pewną siebie. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnęła się krzywo.

– No proszę. Żona Marka. Wiedziałam, że w końcu do mnie trafisz.

Usiadłam naprzeciwko niej.

– Powiedz mi prawdę – zaczęłam. – Marek mówi, że nie pozwoliłaś mu być ojcem dla Tomka.

Julia uniosła brwi, a potem… zaśmiała się gorzko.

– Tak ci powiedział? – Pokręciła głową. – To zabawne, bo to on podjął decyzję, że nie chce go znać.

– Co? – wyszeptałam, czując, jak coś we mnie pęka.

Julia spojrzała mi prosto w oczy.

– Marek zwiał, gdy dowiedział się, że jestem w ciąży. I to nie ja go zostawiłam. To on nigdy nie chciał być ojcem.

A ja uświadomiłam sobie, że mój mąż całe życie mnie okłamywał, aż do tej chwili.

Postawiłam mu warunek

Wracałam do domu jak w transie. Słowa Julii dźwięczały mi w głowie. To on podjął decyzję, że nie chce go znać. Każdy krok brzmiał jak uderzenie młotem. Marek nie tylko mnie oszukał. Oszukał też samego siebie, próbując wymazać własne dziecko ze swojego życia.

Kiedy weszłam do mieszkania, siedział na kanapie, jakby czekając na mnie. Spojrzał na mnie niepewnie, ale nie zdążył się odezwać.

– Byłam u niej – rzuciłam.

Znieruchomiał.

– U Julii – dodałam, patrząc mu prosto w oczy. – Wiesz, co mi powiedziała?

Marek wciągnął powietrze, jakby już znał odpowiedź.

– Marta…

– To ty go zostawiłeś – przerwałam ostro. – To nie Julia cię odtrąciła. To ty uciekłeś.

Patrzył na mnie, a w jego oczach zobaczyłam coś, co przez lata udawało mu się przede mną ukryć. Wstyd.

– Bałem się – powiedział cicho. – Nie byłem gotowy…

– Ale byłeś gotowy, żeby okłamywać mnie przez dziesięć lat?!

Marek opuścił głowę.

– Przepraszam – wyszeptał.

Zacisnęłam pięści.

– Nie chcę twojego „przepraszam”. Chcę wiedzieć, co zamierzasz zrobić.

Spojrzał na mnie z niepewnością.

– Napraw to – powiedziałam zimno. – Masz syna. I masz żonę, która nie wie, czy może ci jeszcze ufać. Jeśli nie zaczniesz odbudowywać tych relacji, nie widzę dla nas przyszłości.

Wiedziałam, że tym razem to ja dyktuję warunki.

Nigdy już nie będzie tak samo

Marek milczał. Widziałam, jak walczy ze sobą, jak chce coś powiedzieć, ale brakuje mu słów. Może nigdy nie myślał, że będzie musiał zmierzyć się z konsekwencjami swoich wyborów.

Dwa dni później powiedział, że zadzwonił do Julii. Chciał zobaczyć się z Tomkiem. Nie wiem, czy zrobił to dla mnie, czy dlatego, że naprawdę tego chciał. Ale pojechał.

Ja w tym czasie siedziałam w pustym mieszkaniu, zastanawiając się, czy jeszcze w ogóle go kocham. Czy mogę wybaczyć, że przez dziesięć lat żyłam w kłamstwie?

Marek próbował odbudować relację z synem, ale nie było to proste. Tomek traktował go jak obcego. Julia nie ukrywała żalu. A ja… czułam, że nasze małżeństwo już nigdy nie będzie takie samo.

Reklama

Marta, 39 lat

Reklama
Reklama
Reklama