Reklama

Edmunda poznałam na nadmorskiej plaży, gdzie podziwiałam zachód słońca. Pierwszy raz w życiu pojechałam sama na urlop, czułam się wśród roześmianych, swobodnych ludzi obco i samotnie. Wokół było tak pięknie, a ja nie miałam z kim podzielić się wrażeniami. Stanęłam z boku, nie byłam przyzwyczajona do samotności, zawsze był ze mną Marian. Teraz też bywał, ale tylko w snach.

Reklama

– Zmieszczę się obok pani? Tłoczno dziś na falochronie.

Obok stanął przystojny facet, mniej więcej w moim wieku, i spojrzał na mnie przepraszająco.

– Wiem, że się narzucam, ale czasem mam tak dość samotności, że bywam kłopotliwy. Jak będę ciągle gadał, proszę mnie przegonić.

Był na wakacjach sam, podobnie jak ja. Przyjechał nad morze, żeby odpocząć, ale bez bratniej duszy obok czuł się beznadziejnie. Powiedziałam, że mam podobnie, a on się ucieszył. Odnaleźliśmy się jak w korcu maku, dwoje samotnych ludzi łaknących towarzystwa. Zachodowi słońca żadne z nas nie poświęciło już większej uwagi, poszliśmy na spacer, a potem na kawę. Edmund był interesującym mężczyzną, czułam się w jego towarzystwie tak dobrze, że aż bałam się, co na to powiedziałby Marian.

Zobacz także

– Od ilu lat jesteś wdową. Od sześciu? No to czas na życie – orzekł Edmund, gdy żartem zwierzyłam mu się ze swoich rozterek.

Zabrał mnie na kilka wycieczek, wspięliśmy się na szczyt latarni morskiej, podziwialiśmy foki. Do domu wróciłam mocno oszołomiona nowymi wrażeniami.

Na dworcu czekał na mnie Zbyszek, mieszkał po sąsiedzku i był najlepszym przyjacielem mojego męża.

– Co tu robisz, skąd wiedziałeś, kiedy przyjeżdżam? – biegłam za nim aż do ruchomych schodów. Tam musiał się zatrzymać.

– Spotkałem cię przypadkiem, nie pochlebiaj sobie. Odprowadzałem siostrzenicę na pociąg – skłamał gładko.

Zawsze kiedy łgał, na chwilę uciekał spojrzeniem w bok. Znałam go od lat, potrafiłam przejrzeć na wylot. Marian umierając prosił go, żeby się mną opiekował i Zbyszek się przejął. Będę musiała powiedzieć mu, żeby nie przesadzał, ostatnie życzenie przyjaciela rzecz święta, ale ja jestem dorosła, a poza tym, teraz czas na życie, na moje życie, jak powiedział Edmund.

Zbyszek wniósł bagaże do mieszkania i nie zachęcany przeze mnie do pozostania na herbacie, ulotnił się jak sen złoty. Przedtem jednak spojrzał na fotografię stojącą na półce i podniósł w górę dwa palce, jakby zamierzał zasalutować przyjacielowi. Ze zdjęcia uśmiechał się Marian, obejmując jedną ręką Zbigniewa, a drugą podtrzymując wielkiego szczupaka.

– Jak będę ci potrzebny, daj znać, Marian nogi by mi powyrywał, gdybym o ciebie nie zadbał.

Następnego dnia zadzwonił Edmund. Na spotkanie szłam z bijącym sercem, stremowana, jakbym miała szesnaście lat, między nami rodziło się coś wielkiego, bałam się tego i jednocześnie bardzo na to czekałam.

Edmund też był onieśmielony, minęła dłuższa chwila, zanim odnaleźliśmy swobodę znad morza, pomogła nam w tym lampka wina i lody podane pod parasolem w letnim ogródku kawiarni. Ech, gdyby Marian mógł mnie zobaczyć z Edmundem! Śnił mi się poprzedniej nocy, marszczył brwi, ale nic nie mówił. Zastanawiałam się, czy byłby tak małostkowy, żeby żałować mi odrobiny szczęścia, wymagać bezwzględnej wierności do grobowej deski i jeszcze dłużej.

Wątpiłam, czy potrafią przewidywać przyszłość

Edmund zaproponował spacer, powiedział, że chciałby mi coś pokazać. Poszłam zastanawiając się, czy dobrze robię brnąc w tę znajomość. Jeszcze go dobrze nie poznałam, a już byłam zauroczona. Co będzie dalej?

– Zobacz, jaki piękny – zatrzymał się przed domkiem tonącym w powodzi pnących róż. – Jest na sprzedaż, przymierzam się do kupna.

Zabrakło mi tchu, wszechświat się do mnie odezwał! Podsunął rozwiązanie i odpowiedź na dręczące mnie pytania, już wiedziałam, co mam robić. Edmund był stworzony dla mnie, nie było wątpliwości! Połączył nas domek, który wiele lat temu dostałam we wróżbie od młodej Cyganki.

Miałam wtedy najwyżej siedemnaście lat, natknęłam się na nie wysiadając z autobusu. Było ich pięć, wszystkie w moim wieku, albo nawet młodsze, ubrane w kolorowe spódnice wyglądały jak barwne motyle.

– Powróżyć, powróżyć… – obległy mnie szczelnie.

Śmiały się przy tym, przepychały. Były takie jak ja, szczerze wątpiłam, czy potrafią przewidywać przyszłość.

– Daj rękę, to zobaczysz – ta, która tańczyła chyba usłyszała moje myśli, bo zrobiła gniewną minę.

Posłusznie podałam jej dłoń. Reszta dziewczyn ucichła, spoważniała, jakby działo się coś szczególnego.

– Widzę mały domek otoczony różami – powiedziała z namaszczeniem i nagle zachichotała. Puściła moją rękę i zakryła usta.

– Będę w nim mieszkała? Czeka mnie szczęście, wyjdę za mąż? Za kogo? – zarzuciłam ją gradem pytań.

Zaśmiała się jeszcze głośniej.

– Każdemu co innego jest do szczęścia potrzebne. Jak dasz pieniążek, powiem więcej.

Do dziewczyn podeszła starsza kobieta i skinęła na nie ręką. Porzuciły mnie i podbiegły do niej. Zabrała je ze sobą, moja wróżka odchodząc odwróciła się i zawołała.

– Pamiętaj, nie wszystko jest tym, czym się wydaje!

Więcej się nie dowiedziałam, ale domek w różach stał we wróżbie jak byk. I oto właśnie na niego patrzyłam, to nie mógł być przypadek.

– Chciałabym mieć taki dom – powiedziałam. – Kiedyś mi go wywróżono, gdybym tylko miała pieniądze…

– Marzenia są na wyciągnięcie ręki, tylko trzeba im pomóc – Edmund musnął pieszczotliwie moją dłoń. – Ja sprzedaję mieszkanie, do uzyskanej sumy będę musiał sporo dołożyć, dlatego transakcja się ślimaczy, ale dopnę swego. Dojrzałem do przeprowadzki. Otwieram nowy rozdział życia.

Pozazdrościłam mu z całych sił. Przez następne dni i tygodnie o niczym innym nie myślałam, widziałam siebie przycinającą pnące róże i Edmunda pomagającego okopywać krzewy. Przepowiednia romskiej dziewczyny mogła się ziścić, musiałam tylko pomóc przeznaczeniu.

Sprzedaż mieszkania to jednak nie w kij dmuchał, mimo wielkiej determinacji, zawahałam się. Co by na to powiedział Marian? Zwierzyłam się z zamiaru Zbyszkowi, a ten jak się nie zdenerwował!

– Tak ci śpieszno oddać wszystkie pieniądze naciągaczowi? Jak długo znasz tego typka, że obdarzyłaś go takim zaufaniem i zamierzasz z nim do spółki kupić dom? I dlaczego on się na to zgadza, skoro przedtem chciał sam dokonać tej transakcji?

– Nie nazywaj go typkiem, ma na imię Edmund i chce tego, co ja. Chyba się kochamy.

Zbyszek pominął milczeniem moje wyznanie.

– A jeśli pytasz, jak długo go znam, to chcę ci przypomnieć, że za Mariana wyszłam dość nagle, po czterech miesiącach znajomości. Kochaliśmy się i chcieliśmy być razem, stąd ten pośpiech. Nigdy tego nie żałowałam. Może ja już tak mam, że wiem, kiedy trafiam na właściwego mężczyznę?

Zbyszek jakby ogłuchł, w ogóle nie zwracał uwagi na to, co mówię.

– Wygląda mi to na oszustwo, właściciel domu prawdopodobnie tkwi w tym po uszy – mamrotał. – Transakcja na pewno będzie ustawiona, jak zobaczą pieniądze, drogi Edmund rozwieje się w powietrzu.

Wolałam nie wspominać, jak działał na moje zmysły

Uznałam, że przesadza, za bardzo zaangażował się w „opiekę” nade mną, podejrzewałam, że się we mnie podkochuje. Miły był, ale przy nim nie czułam tego, co przy Edmundzie, nie budziły się zmysły, świat nie stawał się bardziej kolorowy. Zamierzałam związać się z Edmundem na zawsze, nie bałam się, że mnie oszuka, kochał mnie, to była najlepsza gwarancja.

Tak myślałam na jawie, we śnie zaczynałam mieć wątpliwości, bo co noc odwiedzał mnie Marian. Złościł się na mnie, ale nie mówił za co. Kiedy tak patrzył ponuro, podejrzewałam, że zwyczajnie jest zazdrosny. Zawsze był.

A jednak nocne wizyty męża sprawiły, że spadłam z obłoku miłości i poczułam twardą ziemię pod stopami. Zrobiłam się ostrożna, postanowiłam, że na razie nie wystawię swojego mieszkania na sprzedaż, jeśli domek ma być mój i Edmunda, poczeka na nas. A na razie mogę wpłacić zadatek, suma była spora, ale tyle mogłam uzbierać.

Edmund był rozczarowany zwłoką i dał mi to odczuć, jednak w końcu przystał na moje warunki. Przedwstępną umowę z właścicielem domu mieliśmy podpisać w obecności notariusza, który zgodził się przyjechać do mojego mieszkania. Byłam z tego zadowolona, ostrożności nigdy dość, w grę wchodziła spora suma w gotówce.

Przyjechali we trzech, Edmund, właściciel domu i notariusz. Usiedli przy stole, prawnik wyciągnął stosowne dokumenty i… w tym momencie wpadł do salonu Zbyszek. Musiał skorzystać z dodatkowego kompletu kluczy, który leżał u niego od niepamiętnych czasów, dał mu je Marian, na wszelki wypadek.

– To pan? – zdziwił się Zbigniew na widok właściciela domu. – Chyba już się spotkaliśmy, proszę przypomnieć mi gdzie. Już wiem!

Właściciel nie czekał, aż Zbysio przypomni sobie, skąd się znają, podniósł się gwałtownie i wyszedł do łazienki. Mój opiekun wyjrzał za nim.

– Chyba pomylił drzwi i opuścił mieszkanie – powiedział niefrasobliwie. – Już go nie zobaczymy, a szkoda, bo chciałem mu powiedzieć, że jednak go nie znam. Pomyliłem się. Panowie sami wyjdą, czy mam wezwać policję?

Notariusz opuścił nas bez słowa, ale Edmund zatrzymał się. Spojrzał na mnie z prawdziwym bólem.

– Szkoda, że tak wyszło, moglibyśmy być bardzo szczęśliwi.

– No już, bo się rozpłaczę – Zbyszek wypchnął go z mieszkania i dla pewności wyjrzał za nim na schody. – Jak wrócisz i będziesz nadal zawracał głowę mojej przyjaciółce, nie będę taki miły, nie lubię naciągaczy.

Siedziałam odrętwiała ze wstydu i upokorzenia. Nie potrzebowałam dowodów, zachowanie trzech oszustów najlepiej świadczyło o ich zamiarach.

– Uff, bałem się, że nie uda mi się ich wystraszyć, na szczęście masz ich z głowy. Jak się czujesz?

– Jak idiotka – odparłam szczerze.

– Nie jesteś głupia ani naiwna, po prostu doznałaś zaćmienia. Kiedyś będziesz musiała mi wyjaśnić, jak to się stało, że pozwoliłaś się omotać temu Kalibabce od siedmiu boleści.

Wolałam nie wspominać o tym, jak Edmund działał na moje zmysły, zamiast tego opowiedziałam Zbysiowi o wróżbie, do której domek tonący w różach pasował jak ulał.

– Zapomniałaś, co dziewczyna zawołała, kiedy odchodziła? – pogłaskał mnie po włosach. – Nie wszystko jest takie, jak się wydaje. Może to nie był właściwy dom?

Zbyszek miał rację, kilka lat później kupiłam dom marzeń, w ogrodzie kwitną róże, więc to na pewno dobre miejsce. Lubię myśleć, że tak miało być, dotarłam do celu. Szczęściu trzeba pomagać, wróżba sama się nie spełni, konkretnie idzie mi o Zbyszka, który został współwłaścicielem nieruchomości. Namówiłam go, sprzedaliśmy nasze mieszkania i zainwestowaliśmy w mały domek, samotność nie jest dobra, we dwoje raźniej. Nie byliśmy parą, więc podzieliliśmy dom na pół, od wejścia na lewo były moje dwa pokoje, na prawo, jego. Salon miał być póki co wspólny, lecz przeznaczony do przeróbki, żeby każde z nas miało własne miejsce. Zanim ekipa budowlana znalazła dla nas wolny termin, okazało się, że właściwe już nie trzeba. Dobrze jest jak jest, wieczory spędzamy razem jak stare, dobre małżeństwo. Tak wolimy, więc po co psuć to, co dobre?

Reklama

Mąż już mi się nie śni, może się obraził? Zawsze był zazdrośnikiem, ale czy dlatego mam spędzić resztę życia, wpatrując się w jego zdjęcie? A właściwie w ich zdjęcie, bo sfotografował się razem ze Zbyszkiem, jakby wiedział, kto go zastąpi.

Reklama
Reklama
Reklama