Reklama

Dla mnie obrączka to nie kawałek metalu, ale coś znacznie większego. Z Markiem jesteśmy małżeństwem od siedmiu lat, i choć życie bywało różne, nasze obrączki zawsze przypominały mi, że jesteśmy razem, mimo wszystko. Aż stało się to, co się stało.

Reklama

Zgubiona czy zdjęta?

– A gdzie twoja obrączka? – zapytałam podczas kolacji, sięgając po widelec i udając, że to tylko luźna uwaga.

Marek podniósł wzrok znad talerza i spojrzał na mnie, jakby pierwszy raz mnie widział.

– Co? A… no… zgubiła się. Spadła w pracy. Chyba jak myłem ręce. – mówił, nie patrząc mi w oczy.

– Zgubiła się? Ot tak? – odłożyłam sztućce. – Przecież ona nie spada tak sobie, sama z siebie.

No mówię ci, po prostu spadła. Szukałem jej, ale może wpadła do kratki. Nie wiem. – Marek wzruszył ramionami.

– I nic? Po prostu odpuściłeś? Nie pomyślałeś, żeby, nie wiem, odkręcić tę kratkę, zapytać kogoś, poszukać porządnie? – czułam, jak narasta we mnie złość.

– Kinga, to tylko obrączka. Nie dramatyzuj. Przecież wiesz, że cię kocham – Jego słowa zabrzmiały jak pusta fraza, którą wypowiada się, żeby zamknąć temat.

Ale nie zamknął. W mojej głowie huczało. Znałam Marka. Nie był typem, który coś gubi. Obrączka była dla niego ważna. Sam kiedyś powiedział, że bez niej czułby się, jakby czegoś mu brakowało. A teraz? Mówił o niej z obojętnością. Jakby wcale nie chciał jej znaleźć.

Tego wieczoru nie powiedziałam już ani słowa. Ale czułam jedno – to nie była zguba. To była decyzja.

„Musisz być gotowa na wszystko”

– On coś kręci, mówię ci – powiedziałam przyjaciółce. – Po prostu nie wierzę, że „zgubił” obrączkę i mówi o tym tak lekko.

Aneta zmarszczyła brwi i spojrzała na mnie z troską. Siedziałyśmy w jej kuchni, przy stole, który pamiętał już niejedną moją łzę.

– Serio? Marek? Zawsze był trochę wycofany, ale żeby coś perfidnie kombinował? – próbowała być racjonalna.

– No właśnie. Wycofany. Od miesięcy. Jakby miał drugi świat, do którego mnie nie wpuszcza. I teraz ta obrączka. Aneta, przecież to nie jest byle pierścionek, tylko symbol. Nasz. A on ją po prostu zgubił?

– Myślisz, że ma kogoś? – rzuciła ostrożnie, zerkając, jak zareaguję. – Faceci zdejmują obrączki z różnych powodów.

Zabolało mnie to. Jakby powiedziała coś, co sama już podejrzewałam, ale nie chciałam tego ubrać w słowa.

– Myślisz, że powinnam to sprawdzić? Jakoś go przyłapać?

– Kinga, ja nie wiem, co powinnaś. Ale wiem jedno – nie możesz udawać, że nic się nie dzieje. Albo mu ufasz, albo szukasz prawdy. Tylko musisz być gotowa na wszystko.

Wróciłam do domu z ciężarem w sercu. Wierzyłam mu przez tyle lat. Ale teraz coś we mnie się chwiało. Nie miałam pojęcia, co może się za tym kryć.

Najgorsze przede mną

Telefon Marka leżał na komodzie. Znów bez hasła, jak zwykle. Przeglądałam go ze ściśniętym żołądkiem, z bijącym sercem – a przecież obiecałam sobie, że nigdy tego nie zrobię. Ale teraz? Czułam się, jakbym miała do tego prawo.

Nie było nic. Żadnych podejrzanych wiadomości, żadnych dziwnych kontaktów. Czysty jak łza. A może właśnie za czysty?

Wieczorem, jak co dzień, wyszedł „zadzwonić do Adama z pracy”. Tym razem nie zamknęłam drzwi. Zostawiłam je lekko uchylone i stanęłam za rogiem korytarza. Słyszałam każdy szept.

– Mówię ci, ta dziewczyna z baru... – zaczął Adam. – Wciąż pytała, czy przyjedziesz. Wiesz, ta z rudymi włosami.

– Cicho, nie tak głośno – uciszył go Marek. – Głupia sytuacja, nie powinienem był z nią gadać.

– No ale obrączkę zdjąłeś, stary. Co ty sobie myślałeś?

– Że chcę chwilę spokoju. Jak w niej jestem, to czuję się, jakby mnie ktoś obserwował. Nie chciałem, żeby wiedziała, że jestem żonaty.

Nie słyszałam już więcej. Drzwi skrzypnęły i odskoczyłam w bok, jak poparzona. Marek wrócił do kuchni, a ja za nim. Z duszą na ramieniu.

– Kim jest ta dziewczyna z baru? – zapytałam wprost, głosem spokojnym, ale lodowatym.

Zbladł. I wtedy już wiedziałam, że to nie przypadek. On naprawdę coś ukrywał.

Zbyt lekko mu to przyszło

– Kim jest ta dziewczyna z baru, Marek? – powtórzyłam, patrząc mu prosto w oczy.

Stał przy stole, nieruchomo. Jakby czas się zatrzymał. Przełknął ślinę.

– To nic takiego. Po prostu gadaliśmy. Siedziała obok przy barze. Zaczęła rozmowę. Zgubiła telefon, pomogłem jej. I tyle – mówił szybko.

– Zdjąłeś obrączkę, żeby pomóc jej szukać telefonu?

– Nie, no... – zawahał się. – Zdjąłem wcześniej. Bo... nie wiem. Chciałem, żeby nie wiedziała, że jestem żonaty.

Te słowa walnęły mnie prosto w twarz. Nawet nie próbował ich złagodzić.

– Czyli chciałeś wyglądać na wolnego? Po co?

– Kinga, daj spokój. To było głupie. To nie znaczy, że coś było. Przysięgam. Nawet nie wymieniliśmy się numerami. Po prostu miło się gadało.

– Miło się gadało?! – wybuchłam. – Wiesz, co mnie boli najbardziej? Nawet nie to, że zdjąłeś obrączkę. Tylko że było ci z tym lekko. Że cię to nie gryzło. I że kłamałeś mi prosto w oczy.

– Bałem się twojej reakcji. Wiedziałem, że zrobisz z tego aferę.

– Bo to jest afera, Marek! Dla mnie to jest zdrada. Nawet jeśli nie fizyczna, to... moralna. Zdjąłeś obrączkę z własnej woli. Świadomie.

Nie odpowiedział. Stał z opuszczonymi rękami. I nagle wyglądał na bardzo małego człowieka. A ja nie wiedziałam, czy bardziej chcę krzyczeć, czy płakać.

Przekroczył granicę zaufania

Zabrałam kurtkę i wyszłam. Nie miałam planu, nie wiedziałam, gdzie idę. Zadzwoniłam do Anety. Otworzyła mi bez słowa, tylko przytuliła mocno.

– Powiedział? – zapytała po chwili.

– Mhm. Że to niby nic nie znaczyło. Że tylko rozmawiali. Ale zdjął obrączkę specjalnie, żeby wyglądać na wolnego. W barze – głos mi zadrżał. – Dla mnie to wystarczy.

– I co teraz zamierzasz? – zapytała w końcu cicho.

– Nie wiem. – Popatrzyłam przez okno. – Niby nic się nie stało. Nie dotknął jej, nie zdradził fizycznie. Ale jednak miał jakąś intencję.

Może da się to odbudować. Ale najpierw musisz wiedzieć, czy chcesz. Bo zaufanie jest jak szkło – nie da się go posklejać tak, żeby nie było widać pęknięć.

Przenocowałam u niej.

Starał się, ale ja inaczej nie mogłam

Wróciłam do domu dopiero następnego dnia wieczorem. Marek czekał. Siedział na kanapie, blady, z podkrążonymi oczami. Kiedy weszłam, próbował się uśmiechnąć, ale wyszło to krzywo.

– Kinga... – zaczął, ale podniosłam rękę.

– Nie chcę teraz rozmawiać. Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Nie wiem, co myślę. Muszę się z tym przespać. Z tym wszystkim.

Skinął tylko głową. Poszłam do sypialni, przebrałam się, położyłam. Patrzyłam w sufit przez długie minuty. Zaczęłam się zastanawiać, co dalej. Czy chcę walczyć o coś, co być może Marek sam przestał chronić? Czy to był tylko epizod, czy początek końca?

Przez następne dni był bardzo ostrożny. Chciał mnie rozśmieszyć, zrobił śniadanie, przyszedł z kwiatami. Ale ja... nie umiałam się otworzyć.

Obrączka stała się dla mnie symbolem większej straty. Nie chodziło o metalowy krążek. Chodziło o pewność. O poczucie, że jesteśmy drużyną, nawet jeśli nie zawsze idealną.

Czuję, że to nie będzie to samo. Nigdy nie będę patrzeć na niego tak, jak wcześniej. I może właśnie to jest najtrudniejsze.

Kinga, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama