Reklama

Miałam na głowie wiele problemów

– Kochanie – odparła mama – daj spokój i nie zaprzątaj sobie tym głowy. Czuję się dobrze, głowa pracuje, jak należy, poradzę sobie z obowiązkami, także uwierz mi, opiekunka nie jest mi potrzebna. Skup się na sobie… Masz tyle na głowie, ledwie dajesz radę ogarnąć to wszystko. Myślisz, że tego nie widzę? A teraz jeszcze chcesz się mną zajmować?

Reklama

Wszystko się zgadza, ale moja mamusia skończyła już osiemdziesiątkę, przeżyła zawał serca i zmaga się z wysokim ciśnieniem. Przekonuje mnie, że z jej sercem wszystko w porządku i bierze systematycznie leki, więc nic jej nie grozi, ale ja wiem lepiej. Gdy tylko dzwonię do mamy, a ta nie odbiera telefonu przez dłuższą chwilę, ogarnia mnie przerażenie.

Mama często żartuje, że od dziecka miałam tendencję do histeryzowania, ale podczas jej pierwszego zawału sytuacja wyglądała dokładnie w ten sposób – poczuła się bardzo źle i nie była w stanie sięgnąć po telefon. Na całe szczęście zaczęłam się martwić i od razu do niej pojechałam. To właśnie uratowało jej życie...

Minęło już dziesięć długich lat, odkąd mój tata odszedł z tego świata. Od tamtej pory mama żyje sama w naszym starym trzypokojowym mieszkaniu. To naprawdę przyjemne osiedle, pełne zieleni, ale niestety leży na totalnym końcu świata. Żeby tam dojechać z domu, muszę jechać bite czterdzieści minut. Przez taki szmat czasu dosłownie wszystko może się wydarzyć!

Nie chciała się na to zgodzić

Co prawda nasze warunki mieszkaniowe nie są idealne, ale dałoby się wygospodarować dla mamy osobne pomieszczenie. Niestety niewielkie, ale lepsze to niż nic. Warto byłoby też rozważyć opcję sprzedaży obu mieszkań i kupna jednego, ale większego. Moim zdaniem, to byłby naprawdę dobry interes, ale moja rodzicielka nie chce nawet o tym mówić. Na dodatek, od razu wyjeżdża z najcięższymi argumentami, przypominając mi o moim niesfinalizowanym jeszcze rozwodzie i fakcie, że jej niezbyt lubiany eks-zięć miałby roszczenia do połowy domu.

Zobacz także

Ta wizja doprowadza ją do szału; nie pozwala sobie wytłumaczyć, że da się to prawnie ogarnąć i zabezpieczyć. Twierdzi, że woli dmuchać na zimne i nie chcę podejmować ryzyka!

– Wiesz, zastanawiam się, co by było, gdybym zgodziła się na twój pomysł i przeniosła się do ciebie, sprzedając własne mieszkanie. A co jeśli ty znowu wrócisz do tego drania? Mielibyśmy wtedy we trójkę mieszkać razem? Na samą myśl mam dreszcze! Nie chcę ingerować w twoje sprawy, ale taki układ to dla mnie totalna abstrakcja. Przecież dobrze wiesz, że nigdy nie mieliśmy dobrych relacji, więc gdybyśmy nagle musieli korzystać ze wspólnej kuchni i łazienki, to chyba doszłoby do rękoczynów. Dlatego daj sobie spokój z tymi pomysłami – oznajmiła. – Chyba że zdecydujesz się na rozwód, wtedy możemy o tym pomyśleć. Ale i to nie jest nic pewnego, więc nie naciskam i nie próbuję cię do niczego przekonywać. Rób tak, jak uważasz za słuszne i jak ci się podoba.

Mama nie wtrącała się w moje sprawy

Swego czasu wspomniała, że nie przepada za Kajetanem i sprzeciwia się naszemu małżeństwu, jednak zaznaczyła, iż nie zamierza być przeszkodą na drodze do mojego szczęścia. Zwłaszcza jeżeli uważam go za tego jedynego. Słowa dotrzymała. Nigdy od niej nie usłyszałam, że mam za swoje, gdy niespełna miesiąc po ślubie nakryłam Kajetana w objęciach innej kobiety, w naszej małżeńskiej sypialni.

Akurat tego dnia musiałam wrócić na moment do domu, bo zostawiłam klucze do pracy. On i tak prawie nigdy nie pracował, a wtedy to już w ogóle miał wolne, więc siedział sam w domu, kiedy ja się musiałam męczyć z klientami w sklepie. I akurat wtedy musiałam wpaść do domu po te cholerne klucze.

Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się coś takiego. Później przestałam już liczyć sytuacje, kiedy go nakryłam, ponieważ Kajetan nie ukrywał specjalnie swoich zdrad. Według niego nie było to nic poważnego, bo przecież tylko mnie darzy prawdziwym uczuciem, a tamte przygody to nic nieznaczące flirty. Zapewniał, że w końcu mu przejdzie, bo wdał się w swojego tatę, który przez całe życie miał słabość do kobiet i zmieniał partnerki jak rękawiczki.

– A dziś kochanie jest fantastycznym, troskliwym małżonkiem – wyjaśniał. – Przekonasz się, że ze mną będzie identycznie! Po prostu daj mi czas. Gdyby moja mamusia postępowała nierozważnie i zbyt impulsywnie, już od dawna byliby po rozwodzie, a jak widzisz – są ze sobą i stanowią dla siebie oparcie. Nas również to czeka.

Miałam ochotę mu wtedy odpowiedzieć, że teść wymaga opieki całodobowej i pomocy w codziennych czynnościach, ponieważ przeszedł dwa udary. Z kolei teściowa zapewne już nieraz myślała o tym, żeby od niego odejść, ale nigdy się nie zdobyła na odwagę. Ostatecznie postanowiłam jednak trzymać język za zębami.

Mama jest na niego „uczulona”

Moja cierpliwość została wystawiona na próbę, kiedy okazało się, że owoce jednej z tych rzekomo nieistotnych przygód mojego męża przyjdą niedługo na świat. To będą bliźniaki, a on sam stanie przed sądem w sprawie o alimenty. Nie bacząc na to, że sama spodziewałam się dziecka, postawiłam ultimatum – albo ona, albo ja. Wybrał wyprowadzkę.

Nasza córka pojawiła się na świecie, gdy jej przyrodnie rodzeństwo zaczynało już raczkować i ząbkować. Przez pierwsze dwa lata życia Karolinka dorastała bez taty u boku. Kajetan w końcu się zjawił, ale niedługo potem ponownie nas opuścił. Poszedł do kolejnej kochanki, z którą miał następne dziecko. Wtedy postanowiłam wnieść pozew rozwodowy. Jednak po jakimś czasie zrezygnowałam z tego pomysłu, bo prawda jest taka, że darzyłam go uczuciem, nadal darzę i będę go kochać po kres moich dni...

Moja matka zdaje sobie sprawę z całej sytuacji, więc dała sobie spokój z tłumaczeniami i przestała drążyć temat mojego ewentualnego rozwodu. Chyba sama doszła do wniosku, że ta chwila może nigdy nie nadejść. Kiedy wyznałam jej całą prawdę o moich uczuciach i o tym, że w głębi duszy jestem w stanie wybaczyć mężowi każde świństwo, którego się dopuścił i przyjąć go z powrotem do domu, gdy tylko się zjawi, nie mogła powstrzymać łez, a przecież to u niej naprawdę rzadki widok. Siedziała w milczeniu, płakała, zupełnie jakby zmagała się z ogromnym cierpieniem. I pewnie faktycznie tak było, ale co mogłam na to poradzić?

Przyszło mi do głowy takie porównanie, że przypomina matkę, której dziecko zmaga się z poważną, nieuleczalną chorobą. Taką matkę, która od czasu do czasu musi dać upust emocjom, bo w przeciwnym razie nie da rady znieść tego wszystkiego. No a ja chorowałam i wciąż choruję. Na miłość.

Nic do niej nie dociera

Odkąd poruszyłam ten temat, za każdym razem, gdy próbuję porozmawiać z nią o mieszkaniu razem, słyszę tylko stanowcze „nie” i nic więcej. Kompletnie nie przyjmuje do wiadomości moich racji. Nawet prośby jej ukochanej wnusi, która również chciałaby mieć babcię blisko siebie, nie robią na niej wrażenia. Po prostu zamyka się na wszelkie argumenty.

Twierdzi, że skoro tak bardzo za nią tęsknimy i obawiamy się o jej zdrowie oraz bezpieczeństwo, to istnieje proste rozwiązanie – powinniśmy przenieść się do niej. Zapewnia, że uda nam się jakoś pomieścić. Niedawno wysunęłam propozycję, aby dokonała zamiany swojego mieszkania na jakieś położone bliżej nas. Odparła, że to zupełnie nie wchodzi w grę...

– Słuchaj, czy wiesz co to takiego alergia? – spytała. – Gdy masz na coś uczulenie, trzeba trzymać się od tego z daleka, a dla mnie takim alergenem jest twój mąż. Mieszka w okolicy, więc istnieje ryzyko, że wpadniemy na siebie na ulicy czy w osiedlowym spożywczaku. Chcesz, żebym się udusiła? Bo to całkiem realne zagrożenie. Ostatnio, gdy go spotkałam, a było to dobrych parę lat temu, to ledwo z tego wyszłam cało, tak nagle zabrakło mi tchu. Nie mam zamiaru więcej ryzykować.

Sytuacja wygląda na patową. Widzę, że mama zeszczuplała i jakby ma mniej energii. Twierdzi, że to nic takiego, że w tym wieku to normalne, ale ja i tak strasznie się o nią martwię.

Nie chcę rozwodu

Jakby mama z nami mieszkała, to mogłabym mieć na wszystko oko. Ale jej warunki są nie do przyjęcia. I szczerze mówiąc, trochę mi przykro, że stara się mnie do czegoś zmusić... Zapewne w obecnych czasach, gdy rozstania i rozwody stały się codziennością, moja niechęć do nich może wydawać się głupia, ale nic na to nie poradzę. Rozwód zerwałby tę ostatnią więź, jaka nas łączy, ponieważ dla Kajetana nawet nasza córka nie stanowi wystarczającej motywacji, by się zmienić.

Ma jeszcze trójkę innych dzieci i czuje się z nimi złączony głównie poprzez płacenie na ich utrzymanie, dlatego niedawno wypytywał, czy Kasia planuje iść na studia i ile by go to kosztowało. Więc ta ostatnia nić nie dotyczy jej. To jest coś, co należy tylko do nas, co dzielimy, co jest osobiste i bliskie. To utrzymuje mnie w ryzach, daje mi nadzieję, że może kiedyś…?

Moja mama świetnie zdaje sobie z tego sprawę i właśnie dlatego woli trzymać się z daleka, a ja nie potrafię jej do niczego zmusić ani namówić, żeby zmieniła zdanie. Dlaczego tak się uparła? Przecież mogłaby mi pomóc, w końcu nawet w najgorszym przypadku nie pozwoliłabym, żeby stała jej się krzywda. Może być tego absolutnie pewna!

Reklama

Beata, 45 lat

Reklama
Reklama
Reklama