Reklama

Życie ma to do siebie, że potrafi zaskakiwać. Czasem na lepsze, czasem na gorsze, a czasem po prostu stawia przed nami pytania, na które nie mamy gotowej odpowiedzi. Nazywam się Wiola, jestem gospodynią domową, choć może to określenie nie oddaje pełni mojej roli. Przez lata nauczyłam się, że dom to nie tylko miejsce, w którym się mieszka, ale także azyl, o który trzeba dbać, pielęgnować jak najcenniejszy skarb. Właśnie w tym domu, na samym jego sercu, skrywałam przepis na ogórki małosolne, który odziedziczyłam po babci. Było to coś więcej niż tylko receptura – to była część mnie, część mojej historii.

Reklama

Wojtek, mój mąż, był moją opoką. Razem tworzyliśmy zgraną drużynę. Pracował w firmie, która co jakiś czas wprowadzała nowe twarze do zespołu, ale ja zawsze wierzyłam, że nasze małżeństwo jest nie do ruszenia. Jakże się myliłam. Żyliśmy stabilnie, spokojnie, aż do dnia, kiedy małe, niepozorne słoiki stały się przyczyną lawiny zdarzeń, których nikt z nas się nie spodziewał.

To był mój sekretny przepis na ogórki

Wszystko zaczęło się od drobnych zmian, które z początku nie wzbudzały mojego podejrzenia. Wojtek wracał z pracy później niż zwykle, tłumacząc to nadgodzinami, które – jak mówił – miały zapewnić nam lepszą przyszłość. Jednak im częściej jego "lepsza przyszłość" przeciągała się do późnych godzin, tym więcej rodziło się we mnie wątpliwości. Zaczęłam zauważać, że Wojtek, zamiast opowiadać mi o codziennych zdarzeniach w pracy, stawał się bardziej lakoniczny.

Pewnego wieczoru, kiedy siedziałam w kuchni, usłyszałam cichą rozmowę telefoniczną. Wojtek stał na balkonie, a jego głos przebijał się przez szum miasta. Skupiłam się na jego słowach, choć byłam pewna, że mówił o pracy. Usłyszałam tylko strzępki zdania: "Tak, ona ma taki przepis na ogórki...". Serce zaczęło mi bić szybciej. Mój przepis? Nasz sekretny przepis na ogórki? Nie mogłam uwierzyć, że Wojtek rozmawia o nim z kimś obcym.

Kiedy wszedł do kuchni, starałam się zachować spokój.

– Kochanie, jak tam dzisiaj w pracy? – zapytałam, starając się ukryć drżenie głosu.

– Dobrze, jak zwykle. Trochę zamieszania, ale wszystko pod kontrolą – odpowiedział, unikając mojego wzroku.

– A z kim to tak długo rozmawiałeś? – dopytałam, starając się nie wyglądać na podejrzliwą.

– Ach, to tylko sprawy firmowe, wiesz jak to jest – odpowiedział z wymuszonym uśmiechem.

Znałam Wojtka na tyle dobrze, by wyczuć, że coś ukrywa. Poczułam, jak między nami narasta dystans, a moje zaufanie zaczyna się chwiać. Nie wiedziałam jeszcze, jak głęboko sięgał problem, ale czułam, że muszę dowiedzieć się więcej.

Musiałam być czujna

Nie mogłam dłużej żyć w niepewności. Kolejnego dnia, gdy Wojtek wrócił do domu, postanowiłam poruszyć temat. Siedzieliśmy przy stole, a ja wpatrywałam się w parujący kubek herbaty, próbując zebrać myśli. W końcu zebrałam się na odwagę.

– Wojtek, chodzi o tę rozmowę telefoniczną, o której wspominałeś wczoraj – mój głos drżał lekko. – Słyszałam, jak rozmawiałeś z kimś o moim przepisie na ogórki.

Wojtek zdawał się zaskoczony. Przez chwilę wyglądał na zbitego z tropu, ale szybko się otrząsnął.

– Ach, to tylko rozmowa z koleżanką z pracy, Agnieszką. Pytała o coś związanego z kuchnią – odpowiedział, próbując zbagatelizować sytuację.

– Ach tak? – zapytałam z niedowierzaniem. – I co, po prostu ot tak, rozmawiasz z nią o moim rodzinnym przepisie? Bez pytania mnie o zdanie?

– To nic takiego, po prostu była ciekawa. Nie robię z tego tajemnicy, kochanie – powiedział, ale w jego głosie czułam nutę niepewności.

Nie byłam zadowolona z tej odpowiedzi. Coś we mnie pękło. Nie chodziło tylko o przepis. Czułam, że Wojtek trzyma mnie na dystans, a jego reakcje jedynie potwierdzały moje obawy.

– Wojtek, jeśli jest coś, o czym powinnam wiedzieć, powiedz mi teraz. Nie chcę dowiedzieć się o tym później – starałam się utrzymać spokój, ale czułam, jak moja determinacja narasta.

Wojtek milczał przez chwilę, po czym uśmiechnął się wymuszonym uśmiechem.

– Kochanie, nic się nie dzieje. Naprawdę. Nie musisz się martwić – zapewnił.

Jednak jego słowa nie przyniosły mi ulgi. Wiedziałam, że muszę być czujna. Czułam, że to dopiero początek czegoś większego.

Postanowiłam go śledzić

Nie dawało mi to spokoju. Wojtek zachowywał się dziwnie, a ja nie mogłam przestać myśleć o tej całej Agnieszce. Kim ona właściwie była? Czułam, że muszę wiedzieć więcej, nawet jeśli oznaczało to przekroczenie granic, które wcześniej uważałam za święte.

Pewnego dnia, gdy Wojtek szykował się do wyjścia, postanowiłam działać. Po jego wyjściu po cichu ubrałam się i poszłam za nim. Wiem, jak to wygląda – kobieta śledząca własnego męża. Ale co innego mogłam zrobić? Moje serce nie dawało mi spokoju.

Dotarłam do biura, w którym pracował, i czekałam w pobliskiej kawiarni. Miałam nadzieję, że uda mi się coś zauważyć, zrozumieć. Po jakimś czasie zobaczyłam Wojtka wychodzącego z budynku z kobietą, prawdopodobnie z Agnieszką. Rozmawiali i śmiali się, jakby świat wokół nich nie istniał.

Weszli do tej samej kawiarni, w któej siedziałam. Udawałam, że czytam gazetę. Ich rozmowa była pełna subtelnych aluzji.

– Wojtek, jak tam twoje małosolne ogórki? – zażartowała Agnieszka, uśmiechając się szeroko.

– Nie aż takie dobre jak te Wioli, ale kto wie, może kiedyś cię zaproszę na degustację – odpowiedział, uśmiechając się z niejasnym błyskiem w oku.

Z każdą chwilą czułam, jak zżera mnie od środka. Słowa, które wymieniali, były pełne ukrytych znaczeń, których nie mogłam zignorować. W końcu nie wytrzymałam. Wstałam i podeszłam do ich stolika. Wojtek spojrzał na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy, a Agnieszka zamrugała zaskoczona.

– Wojtek, czy możesz mi wyjaśnić, co tu się dzieje? – zapytałam, ledwo panując nad drżeniem głosu.

Mąż zbladł. Wiedział, że nie mógł już dłużej się wykręcać. Spuścił wzrok i westchnął głęboko.

– Wiola, to nie jest to, co myślisz – próbował zacząć, ale wiedziałam, że to dopiero początek bolesnej prawdy, którą musiałam usłyszeć.

Chciałam znać prawdę

Wojtek w końcu przyznał, że jego relacja z Agnieszką wykraczała poza zwykłe koleżeńskie rozmowy o przepisach. Nie było w tym wiele słów – wystarczyło, że spuścił wzrok, a ja już wiedziałam. Czułam, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie zamierzałam płakać przy nich. W środku byłam jak gotująca się lawa, ale próbowałam zachować pozory spokoju.

– Dlaczego? – zapytałam, a w moim głosie brzmiała złość, ból i niedowierzanie.

Wojtek milczał, próbując znaleźć słowa, które mogłyby to wyjaśnić. Agnieszka natomiast spuściła wzrok i odsunęła się od stolika, jakby chciała zniknąć. W końcu Wojtek odważył się podnieść głowę.

– Wiola, to nigdy nie miało się tak potoczyć. To zaczęło się od zwykłych rozmów, później było... za późno, żeby się zatrzymać – mówił, a jego głos drżał.

– Jak mogłeś? Myślałam, że przepis jest dla nas czymś wyjątkowym, a ty... – nie dokończyłam, bo poczułam, że zaraz się rozpadnę.

Agnieszka w końcu się odezwała, jej głos był cichy i przepraszający.

– Nie chciałam niszczyć waszego małżeństwa. Przepraszam – powiedziała, a jej oczy błyszczały od łez.

Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Z jednej strony chciałam krzyczeć i obwiniać ją za wszystko, co się stało, ale z drugiej strony widziałam, że ona też jest ofiarą całej tej sytuacji. Mój świat rozpadał się na kawałki, a ja musiałam jakoś się w tym wszystkim odnaleźć.

– Chcę porozmawiać z Agnieszką – powiedziałam w końcu do Wojtka. – Sam na sam.

Spojrzał na mnie zaskoczony, ale skinął głową i wyszedł. Zostawił mnie z kobietą, która stała się częścią naszego życia w sposób, jakiego nigdy bym nie przewidziała. Byłam gotowa na tę rozmowę, choć nie wiedziałam, dokąd nas ona zaprowadzi.

Próbowałam ją zrozumieć

Siedziałyśmy w kawiarni, a napięcie pomiędzy nami było niemal namacalne. Agnieszka wyglądała na zdenerwowaną, a ja nie wiedziałam, jak zacząć tę rozmowę. W końcu to ona się odezwała.

– Naprawdę mi przykro. To nie miało się tak skończyć. Nie wiem, co mogę powiedzieć – zaczęła, patrząc mi w oczy.

Zebrałam się w sobie, starając się zachować spokój.

– Dlaczego? Dlaczego z nim? Przecież wiedziałaś, że jest żonaty – zapytałam, próbując zrozumieć jej motywacje.

– Nie wiem. Może dlatego, że Wojtek był miły, sympatyczny... I to wszystko się jakoś samo potoczyło. Nie miałam złych intencji – tłumaczyła się, choć jej słowa nie przynosiły mi ukojenia.

Czułam, że nie chcę jej słuchać, a jednocześnie potrzebowałam tej rozmowy. Może po to, żeby zobaczyć, co naprawdę czuje, może żeby zobaczyć ją jako człowieka, nie tylko jako "tę drugą". W jej oczach widziałam mieszankę smutku i żalu, a jednak nadal nie mogłam jej wybaczyć.

– Rozumiem, że ten romans trwa już od jakiegoś czasu – powiedziałam, choć te słowa bolało mnie bardziej, niż się spodziewałam.

Agnieszka kiwnęła głową, a jej oczy znów zaszkliły się od łez.

– Tak, ale to nigdy nie miało się przerodzić w coś poważniejszego. Sama nie wiem, jak do tego doszło – przyznała z goryczą.

Zrozumiałam, że obie byłyśmy zagubione. Znalazłyśmy się w sytuacji, której żadna z nas nie chciała i nie planowała. Chciałam wstać i wyjść, ale jednocześnie czułam, że muszę tu jeszcze zostać.

– Co zamierzasz teraz zrobić? – zapytałam, choć pytanie to było bardziej skierowane do samej siebie.

Agnieszka spojrzała na mnie smutno.

– Chciałabym, żebyś mogła mi wybaczyć. Wiem, że to trudne, ale naprawdę nie chciałam cię zranić – powiedziała z pełnym żalu głosem.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam się rozdarta między chęcią wybaczenia, a bólem, który nie chciał zniknąć. Musiałam zastanowić się nad tym, co naprawdę czuję i czego chcę.

Musiałam zdecydować, co dalej

Po rozmowie z Agnieszką czułam się jeszcze bardziej zagubiona. Wiedziałam, że przede mną trudna decyzja, od której zależała przyszłość nie tylko mojego małżeństwa, ale i mnie samej. Wojtek wrócił do domu późnym wieczorem, a ja wciąż siedziałam przy stole, wpatrując się w sufit, jakbym próbowała odnaleźć w nim odpowiedzi na swoje pytania.

– Wiola... – zaczął niepewnie, przerywając ciszę.

– Wojtek, daj mi trochę czasu – powiedziałam zmęczonym głosem, a on tylko skinął głową i usiadł naprzeciwko mnie.

Myślałam o tym, co oznaczało nasze małżeństwo, o wszystkich wspólnych chwilach, zarówno dobrych, jak i złych. Pojawiały się pytania: Czy jestem w stanie mu wybaczyć? Czy mogę dalej żyć z kimś, kto mnie zranił? Czy nasza relacja może jeszcze kiedykolwiek wrócić do normy?

– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć – powiedziałam w końcu, a moje słowa zawisły w powietrzu niczym nieśmiały dym.

Wojtek spuścił wzrok, a ja widziałam, że również walczy ze swoimi demonami.

– Rozumiem, ale chciałbym naprawić to, co zepsułem. Jeśli tylko dasz mi szansę – powiedział z determinacją w głosie.

Nawet jeśli chciałam mu wierzyć, wiedziałam, że muszę najpierw poskładać siebie. Nie byłam pewna, co przyniesie przyszłość, ale jedno wiedziałam na pewno: muszę zacząć myśleć o sobie. Może nawet odnaleźć coś nowego, co da mi siłę.

Wstałam od stołu i podeszłam do okna. Patrzyłam na nocne niebo, szukając w nim oznak nadziei. Może to była chwila na zmiany, na nowy początek. Choć czułam się osamotniona, to wiedziałam, że mam jeszcze wiele do odkrycia, wiele do zrobienia.

– Potrzebuję czasu, Wojtek. I potrzebuję go dla siebie – powiedziałam, odwracając się do niego.

– Oczywiście, Wiolu. Zawsze będę tu, jeśli będziesz mnie potrzebować – odpowiedział, a w jego oczach widziałam mieszankę smutku i nadziei.

Czułam, że to koniec naszego małżeństwa. Ale zaczynałam też dostrzegać, że to, co miało być końcem, może być także szansą na coś nowego, na coś, co pozwoli mi odnaleźć prawdziwe szczęście.

Wiola, 39 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama