Reklama

Nigdy nie przypuszczałam, że osoba, którą uważałam za część rodziny, wbije mi nóż w plecy. Moja ciocia Irena była dla mnie kimś więcej niż tylko siostrą mojej mamy – kiedy byłam mała, przychodziła do nas z paczkami słodyczy i opowieściami z życia. Śmiałam się z jej żartów, zwierzałam się jej, traktowałam ją niemal jak starszą siostrę. A mój mąż? Olek był opoką – tak myślałam. Czuły, troskliwy, trochę zbyt zapatrzony w siebie, ale przecież kochałam go mimo wszystko. I właśnie ta dwójka, najbliżsi, postanowili zburzyć wszystko, co budowałam przez ostatnie lata.

Reklama

Dzień jak każdy inny

Wszystko zaczęło się zupełnie zwyczajnie. Był piątek. Olek wrócił z pracy wcześniej niż zwykle, co samo w sobie nie było podejrzane – czasem tak robił, gdy klienci nie dopisali. Zrobił mi kawę, usiadł obok na kanapie, objął mnie ramieniem i zapytał, czy mam coś przeciwko, żeby wpadła Irena. Moja ciocia. Starsza siostra mojej mamy. Zawsze była trochę ekstrawagancka, głośna, ale wszyscy to akceptowali. Miała swój styl i zawsze mówiła, co myśli.

– Jasne – odpowiedziałam bez zastanowienia. – Niech wpadnie, dawno jej nie widziałam.

Pojawiła się godzinę później. W obcisłej sukience, z paznokciami jak szpony i perfumami, które długo unosiły się w mieszkaniu po jej wyjściu. Ucałowała mnie w oba policzki, a Olka… przytuliła mocno. Za mocno? Może już wtedy coś mnie ukuło w środku, ale zignorowałam to. Przecież to tylko ciocia.

Usiedliśmy razem w salonie, piliśmy wino, gadaliśmy. A potem Olek zaproponował, że pokaże jej nasz nowy ekspres do kawy. Nie wiem, dlaczego nie poszłam za nimi. Chyba dlatego, że nie przyszło mi do głowy, że powinnam. Minęło ich dobre dziesięć minut. Kiedy wrócili, byli rozbawieni, zaróżowieni. W pokoju czuć było zapach perfum. I czegoś jeszcze. Czegoś, czego nie potrafiłam wtedy nazwać.

Zapach perfum i rozlane wino

W nocy obudziłam się przez dziwny dźwięk. Jakby ktoś stłukł szklankę albo potknął się o coś w kuchni. Zeszłam po cichu po schodach. Wszystko wyglądało normalnie, ale kiedy weszłam do salonu, zauważyłam czerwone plamy na podłodze. Wino. Ktoś wylał i nawet nie pofatygował się, żeby to zetrzeć.

– Olek? – zawołałam cicho, ale w odpowiedzi usłyszałam tylko skrzypnięcie drzwi na górze.

Weszłam po schodach, powoli, z dziwnym niepokojem w brzuchu. Nasz pokój gościnny był otwarty, ale pusty. Zajrzałam do łazienki – tam te nikogo nie było. Wtedy usłyszałam śmiech. Ten jej chichot. Jakby był częścią jakiegoś flirtu. Dźwięk był stłumiony, ale wystarczająco wyraźny. Olek odpowiedział jej szeptem. Drzwi do gabinetu były uchylone. Nie wiem, jak to się stało, że moja ręka je otworzyła. W środku ciemno, tylko mała lampka dawała blade światło.

Zobaczyłam ich. Nie nago, jeszcze nie. Ale jego ręka była na jej udzie, a ona szeptała mu coś do ucha i głaskała go po karku. Stali tak blisko, że poczułam się jak intruz w ich świecie. Zamarłam. Nic nie powiedziałam. Zeszłam po schodach na miękkich nogach i wróciłam do łóżka, próbując wmówić sobie, że nie widziałam tego, co widziałam. Ale zapach jej perfum nadal unosił się w powietrzu. I nie pozwalał mi zasnąć.

Niepożądane wspomnienia z dzieciństwa

Kiedy byłam mała, Irena pachniała tak samo. Pamiętam, jak siadała na moim łóżku i czytała mi bajki, głaszcząc mnie po głowie swoimi długimi paznokciami. Nazywała mnie swoją małą księżniczką i zawsze przynosiła najpiękniejsze prezenty. Była bardziej obecna niż moja własna mama, która wiecznie się gdzieś spieszyła. Przez całe dzieciństwo myślałam, że Irena to mój anioł stróż.

Dlatego przez cały następny dzień patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Udawałam, że wszystko gra, że nic nie wiem. Ona też udawała. Zachowywała się, jakby wczoraj nie stało się absolutnie nic – była rozgadana, zabawna, pomocna. Olek – z kolei – był zbyt miły, aż nienaturalnie czarujący. Widziałam, jak na siebie patrzyli. Jak on unikał mojego wzroku, a jej spojrzenia były zbyt długie.

Wieczorem, kiedy Irena wyszła, zapytałam go mimo wszystko. Musiałam.

– Co robiliście wczoraj w twoim gabinecie? – zapytałam spokojnie, trzymając kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce.

Olek się roześmiał. Zbyt głośno.

– Zwariowałaś? – rzucił z niedowierzaniem. – Piliśmy wino, śmialiśmy się. Ona się potknęła, pomogłem jej się podnieść, tyle.

– Naprawdę?

– Przysięgam. Zresztą, jesteś zazdrosna o własną ciotkę? To chore – dodał.

Nie odpowiedziałam. Spojrzałam tylko na niego długo. A potem na kanapę, na której jeszcze godzinę wcześniej śmiali się razem. Ta scena wypaliła mi się pod powiekami. I już wiedziałam, że nie jestem w stanie tego odpuścić.

Dwa oblicza prawdy

Nie mogłam spać. Przekręcałam się z boku na bok, słysząc echo jego słów: „Jesteś zazdrosna o własną ciotkę?” W głowie zaczęłam układać sobie obrazy – uśmiechy, dotyki, spojrzenia. Nagle wszystko zaczęło pasować jak elementy układanki. Przypomniałam sobie, jak kilka tygodni wcześniej Olek zaczął używać nowego kremu pod oczy – niby dostał od kolegi. Albo jak Irena zapytała mnie, jak sobie radzimy w łóżku, niby żartem, ale z dziwnym błyskiem w oku.

Nie wytrzymałam. Wzięłam jego telefon. Zawsze miał tę samą blokadę. Znałam ją na pamięć. Weszłam do galerii. Serce waliło mi jak oszalałe. Najpierw zobaczyłam kilka selfie – jego twarz, jej twarz. Głowy stykające się, głupie miny, pocałunek w policzek. A potem... coś więcej. Zdjęcia, które rozjaśniły wszystko. Jej nogi na jego kolanach. Jej stanik na jego głowie. I wiadomości – słodkie, obrzydliwe wiadomości.

– Tęsknię za twoim ciałem, mój wilku – napisała ona.

– Chciałbym cię teraz rozebrać powoli, kochana ciociu – odpisał on.

Poczułam, że robi mi się duszno. Prawie się przewróciłam. Przecież to nie mogło być prawdą. Nie z nią. Nie z moją rodziną. Nie z kimś, kto kładł mnie kiedyś spać, kto podawał mi rosół, kiedy byłam chora. A jednak. To wszystko się działo. W moim domu. W moim łóżku. A ja byłam ostatnia, która się dowiedziała.

To ja byłam tą głupią, nie ona

Nie zrobiłam sceny. Nie obudziłam go z wrzaskiem, nie rozbiłam telefonu o ścianę. Rano wstałam pierwsza, jak zawsze, zrobiłam kawę. Poszłam do łazienki i patrzyłam długo w lustro. Moje oczy wyglądały obco. Wyprane z blasku. Złamane. A potem wzięłam jego telefon, zapisałam zdjęcia i wiadomości na pendrivie i odłożyłam wszystko na swoje miejsce. Wiedziałam, że będzie się wypierał. Olek był z tych, co potrafią przysięgać na wszystko, nawet kiedy stoją z nożem w ręku nad ciałem.

Kiedy zszedł do kuchni, pocałował mnie w czubek głowy. Ten sam uśmiech, co zawsze. Tylko że teraz wiedziałam, że ten uśmiech jest fałszywy.

– Coś nie tak? – zapytał, gdy nie odwzajemniłam gestu.

– Nic. Po prostu się nie wyspałam – odpowiedziałam cicho.

Zadzwoniłam do Ireny godzinę później. Poprosiłam, żeby wpadła. Przyszła zadowolona, jakby nic się nie stało. Miała na sobie tę samą sukienkę, w której widziałam ją na zdjęciu z jego ramionami wokół jej talii.

– Coś się dzieje? – zapytała.

– Tak – powiedziałam i wyciągnęłam pendrive. – Wiem. Wiem o wszystkim.

Zmieszała się tylko na sekundę. Potem wzruszyła ramionami.

– Poszukałam sobie szczęścia. A on też nie był niewinny. Chciał tego.

– Byliśmy rodziną – wyszeptałam.

– Ty w to wierzyłaś – odpowiedziała chłodno.

I wtedy zrozumiałam. To nie ona była głupia. To ja. Bo wierzyłam w ludzi, którzy na to nie zasługiwali.

Zostałam z bólem i niedowierzaniem

Wyprowadził się dwa dni później. Bez krzyku, bez wyjaśnień, bez próby naprawy czegokolwiek. Zabrał tylko kilka rzeczy. Nawet się nie pożegnał. I dobrze. Nie zniosłabym jego głosu ani dotyku. Patrzyłam, jak zamyka za sobą drzwi, a potem przez długie godziny siedziałam na podłodze w salonie, z kolanami pod brodą, nie czując nic. Irena przestała odbierać moje telefony. Zostawiłam jej jedną wiadomość: „Już nigdy więcej nie chcę cię widzieć”. Nic nie odpisała. Podobno zamieszkali razem, ale nie szukałam potwierdzenia. Nie chciałam znać szczegółów. Wystarczyło mi to, co zobaczyłam i przeczytałam.

Znajomi pytali, co się stało. Tłumaczyłam się ogólnikami. „Nie wyszło”, „Różnice nie do pogodzenia”. Nie miałam odwagi powiedzieć prawdy. Bo jak opowiedzieć o zdradzie, która przyszła z wnętrza własnej rodziny? Jak opisać ból, kiedy mąż wymienia cię na kobietę, która cię kiedyś tuliła do snu?

Najbardziej bolała samotność. Nie tylko po nim – po niej też. Moja rodzina się skurczyła. Coś pękło w środku i wiem, że tego już się nie sklei. Minęły miesiące, ale nie ma dnia, żebym nie wróciła do tej nocy, kiedy zobaczyłam ich razem. Czas leczy, ale nie wszystko. Czasem myślę, że może powinnam wcześniej coś zauważyć. Może powinnam być mądrzejsza, uważniejsza. Ale nie. Nie ja zawiodłam.

Karolina, 36 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama