„Mąż zrobił mi awanturę o pranie. Co z tego, że dba o porządek w domu, jak nasz związek to jeden wielki syf”
Teraz moje życie wygląda tak, że boję się zostawić kubek na blacie, bo Michał uzna, że znowu „robię chlew”. Nie przesadzam. On ma obsesję na punkcie porządku. Szafka z przyprawami musi być ustawiona alfabetycznie. Ręczniki złożone w kostkę – nie ruloniki, tylko kostkę! A jak kiedyś zostawiłam zapaloną świeczkę w łazience, bo na chwilę wyszłam do kuchni, to miałam godzinny wykład o „zagrożeniach pożarowych”.

- Redakcja
Mam 25 lat, a przynajmniej tak pokazuje mój dowód. W środku czuję się, jakbym miała co najmniej dziesięć więcej – zmęczona, zrezygnowana i wiecznie poddenerwowana. Od trzech lat mieszkam z Michałem. Kiedy się wprowadzaliśmy do naszego pierwszego wspólnego mieszkania, myślałam, że to początek czegoś pięknego. Że będziemy gotować razem kolacje, chodzić spać spleceni w objęciach i wspólnie zbierać pieniądze na nasze podróże.
Teraz moje życie wygląda tak, że boję się zostawić kubek na blacie, bo Michał uzna, że znowu „robię chlew”. Nie przesadzam. On ma obsesję na punkcie porządku. Przyprawy muszą być ustawione w szafce alfabetycznie. Ręczniki złożone w kostkę – nie ruloniki, tylko kostkę! A jak kiedyś zostawiłam zapaloną świeczkę w łazience, bo na chwilę wyszłam do kuchni, to miałam godzinny wykład o „zagrożeniach pożarowych”.
Z początku tłumaczyłam to stresem w pracy, jego potrzebą kontroli, może perfekcjonizmem. Ale z czasem... Z czasem zaczęłam się w tym mieszkaniu czuć jak gość. Jakbym była pod wiecznym nadzorem. Nie chodziło tylko o porządek. Wszystko miało być tak, jak on chciał. Nawet to, kiedy robimy pranie. Nie mówiłam tego głośno. Bałam się, że przesadzam, że to ja jestem problemem. Ale dzień, w którym zrobiłam pranie nie tak, jak on chciał, był dniem, w którym wszystko się zmieniło...
Zaczęło się od prania
– Czy ty oszalałaś? – Michał stał z jego granatową koszulą w ręku. – Przecież mówiłem: delikatne rzeczy tylko na programie „ręczne”! A ty co?! Z wirowaniem?!
– Michał, proszę cię, nie dramatyzuj... – westchnęłam. – Nic się z tą koszulą nie stało.
– Nie dramatyzuj? Czy ty masz w ogóle pojęcie, ile kosztowała ta koszula?! – jego głos podskoczył o oktawę. – To jest brak szacunku, Natalia!
– Brak szacunku? Bo wyprałam ci koszulę?
– Bo robisz wszystko po swojemu! Wspólne życie wymaga zasad. Ty się do żadnych nie stosujesz.
– Twoje „zasady” są jak z wojska. I nikt poza tobą ich nie rozumie!
Rzucił koszulą na blat.
– Bo ty się nie nadajesz do wspólnego życia. Wszystko olewasz, byle po swojemu.
– Co takiego?
– Dobrze słyszałaś.
– Wiesz co? Mam to gdzieś. Przez dwa lata starałam się nie wkurzać o te twoje chore zasady. Ale teraz... koniec z tym. Tego tonu, tego wytykania mi każdego kroku. Dość.
– Zaczynasz histeryzować. Typowe.
– Nie. Po prostu pierwszy raz od dawna mówię, co myślę.
Odsunęłam się od blatu. Ręce mi się trzęsły, ale głos miałam zaskakująco pewny.
– To pranie to nie był problem. Ty jesteś problemem, Michał.
Wyszedł z łazienki bez słowa. A ja zostałam z sercem bijącym jak szalone.
Rozmowa z przyjaciółką
– I co ty teraz zrobisz? – głos Agnieszki był spokojny, ale czułam, że wewnątrz aż się gotuje.
– Nie wiem. Przysięgam, Aga, ja sama nie wiem, co się właśnie wydarzyło. Pokłóciliśmy się zwykłe pranie.
– Ale przecież to nie o pranie chodzi tak naprawdę, prawda?
Zamilkłam. Przesunęłam wzrokiem po ścianie jej kuchni.
– Nie. To było o wszystko. O te wszystkie sytuacje, kiedy nie mogłam postawić kubka, gdzie chciałam. O to, że musiałam tłumaczyć się, dlaczego zostawiłam buty na wycieraczce. O ręcznik, który musiał być złożony równo w kostkę.
– I po co w tym siedzisz? Co cię tam trzyma?
Zacisnęłam dłonie na kubku z herbatą.
– Nie wiem. Chyba... przyzwyczaiłam się. Do niego. Do nas. Do tego, że moje potrzeby nie są tak ważne. Że mam się dostosować.
Agnieszka nie powiedziała nic przez chwilę. W końcu tylko zapytała:
– Kochasz go jeszcze?
Milczałam.
– Natalia, spójrz na mnie. Kochasz go?
Spojrzałam. I nic nie odpowiedziałam. Ale moje oczy powiedziały wszystko.
– Ty nawet nie wiesz, co to znaczy kochać kogoś, kto daje ci oddech, a nie go odbiera.
Poczułam, jak coś się we mnie kruszy. I wstyd, że tak długo udawałam, że wszystko gra.
– Nie wiem, czy chcę wracać – powiedziałam cicho. – Ale nie wiem też, gdzie miałabym iść.
– Możesz zawsze przyjechać do mnie. Nie pytam, nie oceniam. Po prostu – w każdej chwili jestem gotowa cię wysłuchać.
Nie mogę tak dłużej
Nie podsłuchiwałam specjalnie. Po prostu drzwi do łazienki były uchylone. Michał gadał przez telefon.
– No mówię ci, stary, nie ogarniam. Zrobiła aferę o jakąś koszulę... Ja już nie mam siły, serio. Może czas to zakończyć.
Wstrzymałam oddech.
– No, niby się stara, ale wiesz... wszystko trzeba tłumaczyć, ciągnąć ją za sobą. Jakby nie była dorosła. Nie wiem, może po prostu jesteśmy z różnych światów.
Zamknęłam cicho drzwi. A potem długo patrzyłam w lustro. Nie płakałam. Nie miałam siły. Wiedziałam jedno: to koniec. O pierwszej w nocy wyciągnęłam walizkę spod łóżka. Nie robiłam hałasu. Spakowałam tylko to, co najpotrzebniejsze – parę ubrań, szczoteczkę, książkę, którą zaczęłam trzy miesiące temu i wciąż nie skończyłam. Telefon. Ładowarka. Klucz do mieszkania wrzuciłam do szuflady. Buty wciągnęłam po cichu. I wyszłam.
Powietrze na klatce było chłodne, ostre. Przypomniałam sobie, że tak pachnie noc, kiedy jest się wolnym. Albo kiedy nie ma się już nic do stracenia. Nie wiedziałam, co będzie dalej. Ale wiedziałam, że nie mogę tam zostać ani sekundy dłużej. Taxi zawiozła mnie do Agnieszki. Nie zadzwoniłam wcześniej. Po prostu zapukałam. Otworzyła w piżamie. Spojrzała na mnie, na torbę. Nic nie mówiła. Tylko się cofnęła, robiąc mi miejsce. Weszłam. Zamknęła za mną drzwi. I wtedy dopiero się rozpłakałam.
Nie chodzi tylko o pranie
– Śpij, ile chcesz. Ja zaraz wychodzę do pracy, ale masz klucze i lodówkę pełną jedzenia – powiedziała Agnieszka, stawiając mi herbatę przy łóżku.
Nie spałam. Tylko leżałam z zamkniętymi oczami i słuchałam odgłosów jej porannego rytuału. Chciałam uwierzyć, że jestem bezpieczna. Ale w środku wszystko we mnie drżało. Kiedy zamknęły się drzwi, usiadłam. W sypialni Agnieszki wisiał plakat z cytatem: „Nie bój się zaczynać od nowa.” Uśmiechnęłam się gorzko. Podniosłam telefon. 7 nieodebranych połączeń. Wszystkie od Michała. I jeden SMS: „Wróć. Przemyślałem to.” Nie odpisałam. Zamiast tego wybrałam inny numer. Po kilku sygnałach odebrała.
– Halo?
– Mamo, to ja.
– Natalia? Co się stało, dlaczego dzwonisz o tej porze? Jesteś chora?
– Nie. Wyprowadziłam się od Michała.
Cisza. Długa.
– I co teraz? Będziesz mieszkać kątem u koleżanki? Przecież dorośli ludzie rozwiązują problemy, a nie uciekają.
– Nie uciekam. Już nie mam czego rozwiązywać.
– Czyli co? Związek się rozpadł, bo poszło o pranie?
– Mamo, to nie o pranie...
– Tak, tak, zawsze są jakieś dramaty. Zamiast się postarać i zbudować coś trwałego... Ale rób jak chcesz. To twoje życie.
Rozłączyłam się. Głos matki był jak zimna woda w twarz. I chociaż znałam go na pamięć – za każdym razem bolał tak samo. Zaparzyłam nową herbatę i usiadłam na balkonie. Słońce właśnie wschodziło nad dachami kamienic. Może jeszcze nie wiem, co dalej. Ale pierwszy raz od dawna mogłam usiąść, gdzie chciałam. I oddychać. Bez lęku, że ktoś zaraz to skrytykuje.
Telefon od Michała
Telefon zadzwonił po czterech dniach. „Michał” – mrugało na ekranie. Wzięłam głęboki oddech i odebrałam.
– Natalia?
– Słucham.
– Musimy porozmawiać.
Milczałam. Czekałam.
– Przemyślałem to. Może rzeczywiście przesadziłem. Wiem, że... czasem bywam wymagający. Ale gdybyś wróciła, możemy to jakoś poukładać.
– Poukładać?
– Tak. Ale pod jednym warunkiem – wszystko musi wyglądać inaczej. Ustalimy zasady, których się będziemy trzymać.
– Czyli znów zasady?
– No bo inaczej się nie da. Nie może być chaosu. Musi być porządek. Przejrzystość.
Parsknęłam cicho. Michał nie słyszał nic z tego, co próbowałam mu powiedzieć przez ostatnie dwa lata. Nadal mówił o porządku, o regułach. Nie o mnie.
– Michał, a ty w ogóle zapytałeś, jak ja się czuję?
– No przecież dzwonię, żeby to naprawić!
– Ale nie pytasz, co się ze mną działo. Co czułam, gdy wychodziłam w środku nocy z walizką.
– Przesadzasz.
– Nie. Po raz pierwszy właśnie nie. Teraz mówię wprost. Nie wrócę.
– Ale...
– Nie muszę mieć racji. Nie muszę cię przekonywać. Ja już po prostu nie chcę wracać tam, gdzie znikam kawałek po kawałku.
Zamilkł. Przez chwilę sądziłam, że się rozłączył.
– Czyli to koniec?
– Dla mnie – początek.
Rozłączyłam się. Ręce mi się trzęsły. Ale w środku było cicho. Pierwszy raz od dawna. Zostałam u Agnieszki. Na początku planowałam tylko kilka dni. Mijały tygodnie. Każdego ranka wstawałam bez planu, bez mężczyzny, który poprawiał po mnie ręcznik. I choć bałam się tej pustki, z każdym dniem czułam, że odzyskuję siebie. Malutkimi kawałkami.
Nie wróciłam do Michała. Nie dlatego, że przestałam go kochać – bo nie wiem, czy kiedykolwiek naprawdę go kochałam. Ale wreszcie zrozumiałam, że to nie wystarcza. Że to nie on był moim domem. A ja nie jestem stworzona do życia w klatce, choćby nawet wyściełanej aksamitnym porządkiem. Nie wiem, co będzie dalej. Mam tylko torbę z ubraniami, jedno łóżko pożyczone od przyjaciółki i pierwszą umowę na wynajem kawalerki. Ale mam też coś więcej – odwagę, żeby już nigdy nie zgubić się dla czyjegoś „idealnego życia”.
Czytaj także:
- „Mój mąż po ślubie okazał się leniem. Ja urabiam sobie ręce po łokcie, a on nie kiwnie nawet palcem, żeby w czymś pomóc”
- „Mój leniwy mąż obrzydził mi związki na dobre. Prawdziwą miłość poznałam przypadkiem u boku pewnego zawadiaki”
- „Wmówił mi, że dbanie o męża to obowiązek żony. Sprzątałam, gotowałam, prałam, a on i tak znalazł powód do awantury”