„Mąż zrobił ze mnie pośmiewisko na rodzinnej kolacji. Wszyscy byli w szoku, gdy rzuciłam talerzami”
„– Mam dość! – krzyknęłam. Chwyciłam talerz z mięsem i, zanim zrozumiałam, co robię, cisnęłam nim o ścianę. Talerz roztrzaskał się na drobne kawałki, a mięso rozbryzgało po podłodze i ścianie. Goście patrzyli na mnie szeroko otwartymi oczami, jakby nie mogli uwierzyć, że właśnie to zrobiłam”.
- Redakcja
Czułam presję
Stałam przed kuchenką, mieszając sos do mięsa, który miał być głównym daniem wieczoru. Niby kolejna kolacja w gronie rodziny i przyjaciół, a jednak czułam ten ciężar w powietrzu. Zawsze było coś, co Tomaszowi nie pasowało. A to mięso za twarde, a to sos bez smaku, albo ciasto „mokre” — jakby to była moja wina, że taki miał gust. Westchnęłam, zerknęłam na zegarek — za pół godziny mieli pojawić się goście.
– Tylko tym razem, Agnieszka, nie zrób nic źle – powiedziałam sobie półgłosem, choć w głębi duszy czułam, że znowu to nie ja będę decydować, czy wieczór będzie udany.
Tomasz miał w sobie tę zimną, ostrą krytykę, którą wystrzeliwał jak kule z karabinu. Na początku naszego małżeństwa było to delikatne przytyki. Z biegiem lat, zamiast zanikać, tylko się nasilały.
Podniosłam pokrywkę garnka, para buchnęła mi w twarz. Przypomniałam sobie ostatnią kolację. Wszyscy siedzieli przy stole, rozmowy toczyły się w miłej atmosferze, aż nagle Tomasz spojrzał na mnie z tym swoim specyficznym uśmieszkiem i powiedział: „Agnieszka, po co ty się tak męczysz? I tak nikomu to nie smakuje”. Śmiech gości zagłuszył mój gniew, a ja jak zwykle połknęłam łzy i uśmiechnęłam się.
– Może tym razem będzie inaczej – powtórzyłam z nadzieją, choć głos w głowie mówił coś zupełnie innego. Chciałam, żeby to się udało, chciałam, żeby był zadowolony. Ale czy to w ogóle możliwe?
Mąż mnie ośmieszył
Kolacja zaczęła się spokojnie. Stół zastawiony, goście zadowoleni, rozmowy płynęły w miłej atmosferze. Paweł opowiadał jakieś zabawne historie z pracy, siostra Beata chichotała, a ja wciąż uważnie obserwowałam Tomasza. Zawsze czekałam na ten moment, kiedy jego usta zacisną się w cienką linię, a oczy zmrużą się lekko, jakby oceniał każdy kęs. W końcu nadeszło – miałam tego świadomość od momentu, kiedy położył widelec na talerzu z cichym stuknięciem.
– To mięso – zaczął, a ja czułam, jak napięcie we mnie rośnie. – Suche jak wiór. Ile razy mam ci mówić, Agnieszka, że przesadzasz z czasem pieczenia? – spojrzał na mnie, a w jego głosie nie było nawet śladu złości. Było coś gorszego – obojętność.
Cały stół ucichł. Słychać było tylko cichy dźwięk sztućców, które Paweł odłożył na stół. Beata zamarła, patrząc to na mnie, to na Tomasza, jakby nie wierzyła, że to się dzieje na serio.
Poczułam, jak krew napływa mi do głowy. Serce zaczęło bić jak szalone. Tym razem jednak nie mogłam po prostu przełknąć tego upokorzenia.
Nie wytrzymałam
– Mam dość! – krzyknęłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. Chwyciłam talerz z mięsem i, zanim zrozumiałam, co robię, cisnęłam nim o ścianę. Talerz roztrzaskał się na drobne kawałki, a mięso rozbryzgało po podłodze i ścianie.
W pokoju zapanowała grobowa cisza. Tomasz siedział sztywno, z wyrazem zdziwienia na twarzy. Goście patrzyli na mnie szeroko otwartymi oczami, jakby nie mogli uwierzyć, że właśnie to zrobiłam.
Paweł, siedzący obok Tomasza, spróbował jakoś załagodzić sytuację, choć jego głos był słaby i drżący:
– Tomasz, trochę przesadziłeś. Agnieszka naprawdę się starała.
Ale Tomasz nic nie powiedział. Wstał z miejsca, odsunął krzesło i bez słowa opuścił stół, zostawiając za sobą ciężką ciszę. Nie mogłam dłużej wytrzymać. Łzy wściekłości i upokorzenia napłynęły mi do oczu. Wybiegłam do kuchni, trzęsąc się z gniewu. Miałam wrażenie, że zaraz się rozpadnę na milion kawałków.
Pokłóciliśmy się
Tomasz siedział w salonie, z założonymi rękami, wpatrzony w ścianę. Weszłam cicho, ale moje serce waliło tak głośno, że miałam wrażenie, że słychać je w całym domu.
– Naprawdę musiałeś to zrobić przy wszystkich? – zaczęłam, starając się zapanować nad drżącym głosem. – Wystarczy, że krytykujesz mnie w domu. Dlaczego teraz, przy nich?
Tomasz nie spojrzał na mnie, nie poruszył się. Odpowiedział, jakby to była najprostsza rzecz na świecie:
– Gdybyś nauczyła się gotować, nie byłoby problemu.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Moje dłonie zacisnęły się w pięści.
– Myślisz, że o to chodzi? O jakieś suche mięso? Przecież nigdy nie jesteś zadowolony. Nic, co zrobię, nie jest dla ciebie wystarczająco dobre! – głos mi się załamał.
Cisza. Tomasz nawet nie drgnął. To było jak ściana, której nie mogłam przebić. Poczułam, jak w mojej głowie narasta pytanie, którego nie chciałam zadać na głos: Czy to ma jeszcze sens?
Wyżaliłam się siostrze
Stałam w kuchni, próbując uspokoić oddech. Drżałam cała, a łzy paliły mnie pod powiekami. Usłyszałam ciche kroki, a chwilę później w drzwiach pojawiła się Beata. Spojrzała na mnie troskliwie, jakby wiedziała, że zaraz się rozpadnę.
– Agnieszka, co się dzieje? – zapytała delikatnie. – Nigdy cię takiej nie widziałam.
Przez chwilę nie mogłam mówić. Zacisnęłam dłonie na krawędzi blatu, jakbym trzymała się czegoś, co może mnie uratować przed całkowitym upadkiem.
– Beata… ja nie mogę już dłużej – wyszeptałam. – Tomasz… on mnie niszczy. Od lat słucham jego krytyki. Żadne moje starania nie mają znaczenia. Czuję się, jakbym była nikim.
Beata podeszła bliżej, położyła dłoń na moim ramieniu.
– Może czas pomyśleć o sobie? – zapytała ostrożnie. – O tym, co ty chcesz.
Zamilkłam. Jej słowa ciążyły w powietrzu. Wiedziałam, że ma rację, ale strach paraliżował mnie przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji.
– Nie wiem, czy mam siłę – odpowiedziałam cicho.
Atmosfera się zepsuła
Wróciłam do stołu, gdzie rozmowy powoli zaczynały się od nowa, ale atmosfera była ciężka. Tomasz siedział z kamienną twarzą, jakby nic się nie stało. Nie mogłam tego znieść. Już nie.
– Wszyscy widzieliście, co się stało – zaczęłam, przerywając rozmowy. – Nie będę udawać, że wszystko jest w porządku. Nasze małżeństwo… od dawna nie jest takie, jak powinno być.
Wszyscy zamilkli. Paweł spojrzał na Tomasza, jakby czekał na jego reakcję, ale ten tylko wzruszył ramionami.
– Przesadzasz – rzucił chłodno. – Zawsze jesteś taka przewrażliwiona.
W tym momencie coś we mnie pękło.
– Przewrażliwiona? – mój głos zaczął drżeć. – Czy uważasz, że lata poniżania to przesada? Nigdy nie doceniasz moich wysiłków, zawsze znajdziesz coś, co jest nie tak!
Goście patrzyli na nas z niepewnością. Paweł próbował coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam mu przerwać.
– Ja już tak dłużej nie mogę – powiedziałam, czując, że w końcu mówię to, czego bałam się od lat.
To nie ma sensu
Kolacja dobiegła końca, ale nikt nie rozmawiał o tym, co się wydarzyło. Goście szybko zaczęli się zbierać, a Tomasz zniknął w sypialni, jakby nic się nie stało. Stałam przy oknie, patrząc na ciemność za oknem. Słowa Beaty wracały do mnie jak echo: "Pomyśl o sobie".
Wiedziałam, że nie mogę dłużej udawać, że to małżeństwo ma sens. Moje życie to ciągła walka o akceptację, której nigdy nie dostanę. Ale bałam się podjąć decyzję. Tomasz był częścią mojego życia od tylu lat – co by było dalej? Wzięłam głęboki oddech i wyszłam na balkon. Wiatr owiał moją twarz, jakby próbował mnie otrzeźwić. Zrozumiałam, że jedyną osobą, która może coś zmienić, jestem ja. Nie mogę czekać, aż Tomasz się zmieni. On nigdy tego nie zrobi.
Patrząc w dal, podjęłam decyzję. Zasługuję na coś więcej niż to. Czas zacząć myśleć o sobie.
Agnieszka, 38 lat