Reklama

Czasem myślę, że to wszystko zaczęło się dużo wcześniej, zanim jeszcze zaczęliśmy się kłócić. Zanim pojawiła się ta nieszczęsna suma na koncie, która – zamiast nas połączyć – ostatecznie nas rozdzieliła.

Reklama

Mam na imię Natalia. Z Tomaszem jesteśmy razem już prawie 6 lat. Bez ślubu, ale za to z dzieckiem i wspólnym kredytem. Żyjemy w jego rodzinnym mieszkaniu – dwa pokoje w bloku z wielkiej płyty, po jego rodzicach. W łazience jeszcze kafelki z lat 90., w kuchni meble z czasów, kiedy królowały oranżowe blaty. Czasem czuję się tu jak lokatorka cudzych wspomnień, ale nie mam dokąd pójść.

Wieczory spędzamy przed telewizorem – on z pilotem, ja z telefonem. Kacper śpi w swoim pokoiku. Czasem do nas przychodzi w nocy, bo miał zły sen. Przytula się, a ja wtedy myślę: „Jeszcze tu jesteśmy razem, jeszcze nie wszystko stracone”.

Od lat odkładaliśmy. Każdy grosz. Na „lepsze jutro”, jak to mówił Tomasz. Aż w końcu się uzbierało. I wtedy się zaczęło. On chce za to zrobić remont łazienki i w końcu wymienić piec, który czasem straszy dziwnym bulgotem. A ja... Ja marzę tylko o jednym – wyjechać. Daleko. We Włoszech nigdy nie byłam, ale gdy zamykam oczy, czuję słońce na skórze i zapach kawy. Chciałabym tam pojechać z Kacprem, z Tomaszem... Ale przede wszystkim chciałabym znowu poczuć, że oddycham. I nagle okazało się, że każde z nas chce czegoś zupełnie innego. I że nie jesteśmy już w stanie się dogadać.

Pierwsza sprzeczka

– Tomek, a może byśmy... pojechali gdzieś? Tak na tydzień, na wakacje – powiedziałam wieczorem, kiedy siedzieliśmy na kanapie. On z pilotem, ja z kubkiem herbaty.

– Wakacje? Teraz? – spojrzał na mnie z uniesioną brwią. – Przecież mieliśmy za te pieniądze zrobić wreszcie łazienkę. I piec wymienić. Pamiętasz?

– Ale ja się duszę, rozumiesz? Codziennie ta sama ściana, te same talerze w zlewie... Chciałabym, żeby Kacper zobaczył coś więcej niż plac zabaw pod blokiem.

– Łazienka przecieka, Natalia! Ile razy można podstawiać wiadro?

– Wiadro wytrzyma. Ja nie – odpowiedziałam cicho, ale stanowczo.

Na chwilę zapadła cisza. Telewizor mrugał gdzieś w tle, a mi serce waliło jak szalone. Czułam, że to nie jest zwykła rozmowa. Że każde słowo wbija się głębiej.

Myślałem, że jesteś rozsądna – westchnął. – Mamy dziecko. Musimy myśleć o przyszłości.

– Ciągle tylko „później”. Tyle że to „później” nigdy nie przychodzi.

Spojrzał na mnie, jakby zobaczył kogoś obcego.

– To o to chodzi? Że masz dość?

Nie odpowiedziałam. Może miałam. Może już wtedy czułam, że coś się kończy, ale jeszcze nie umiałam tego nazwać.

Eskalacja konfliktu

– Mamo, chlebek z dżemem! – krzyknął Kacper z pokoju, jeszcze w piżamie.

W kuchni smażyłam jajka. Tomasz siedział przy stole i wertował gazetkę ze marketu budowlanego.

– Pokażę ci, jakie płytki planuję do łazienki – powiedział, jakby nic się nie stało.

– A ja ci pokażę zdjęcia z Kalabrii. Plaża, oliwki, Kacper biegający po piasku – odpowiedziałam bez uśmiechu.

Zamarł.

– Czyli dalej brniesz w tę swoją fanaberię?

– Fanaberię? Tomasz, ja chcę po prostu... odetchnąć. Chociaż przez chwilę nie czuć się jak niewolnica własnego życia.

– A ja chcę w końcu mieszkać jak człowiek, a nie w prowizorce – warknął. – I nie zamierzam rozwalać wszystkich oszczędności na twoje widzimisię.

Kacper wszedł do kuchni, zaspany, i od razu zamarł. Czuł napięcie. Dzieci zawsze czują.

– Mama, mogę dziś spać u babci? – zapytał.

– Brawo – powiedziałam chłodno. – Nawet dziecko nie chce tu być, bo dusimy się od twojej kontroli.

– Egoistka – rzucił. – Tylko twoje potrzeby są ważne? A moje?

Twoje są zawsze ważniejsze, Tomek. Bo to ty zawsze wiesz lepiej. Tylko nic z tego nie wynika. Latami tylko mówisz, co trzeba zrobić, ale to wszystko stoi w miejscu. Jak nasze życie.

Stał z zaciśniętymi pięściami. Ja z drżącymi rękami odłożyłam patelnię. W kuchni pachniało jajkami i końcem czegoś, co kiedyś było bliskością.

Trudna decyzja

Tego wieczoru jedliśmy kolację w milczeniu. Tomasz kroił chleb z taką precyzją, jakby to od tego zależało jego życie. Ja gapiłam się w talerz, ale nie widziałam jedzenia. Tylko pustkę.

– Natalia – powiedział w końcu cicho, nie patrząc na mnie. – Ty myślisz o odejściu?

Zamarłam. Chciałam zaprzeczyć. Chciałam. Ale nie potrafiłam nic powiedzieć.

– Nie odpowiesz? – uniósł wzrok. Był w nim lęk, ale też jakiś rodzaj złości. – Boję się, że już cię nie obchodzę. Że nawet nie próbujesz walczyć.

Westchnęłam. – Może właśnie o to chodzi... że walczymy, ale nie ze światem, tylko ze sobą. Nie powiedział nic więcej. Ani wtedy, ani kiedy gasił światło. Spał odwrócony plecami. Następnego dnia zaczęłam pakować walizkę. Spokojnie. Metodycznie. Spodnie, sukienka, ładowarka.

– Gdzie ty się wybierasz? – głos Tomasza za plecami był twardy.

– Muszę odetchnąć. Przemyśleć to wszystko. Z Kacprem.

– Myślałem, że jesteśmy drużyną.

– A ja myślałam, że mnie słuchasz.

Walizka zasunęła się z cichym kliknięciem. Jakby zamknęła coś więcej niż tylko ubrania.

Rozmowa z matką

Matka siedziała w kuchni w swojej ulubionej, znoszonej bluzce w kwiaty. Parzyła herbatę, jakby miała tym naparem naprawić świat. Albo przynajmniej moje serce.

Długo nie dzwoniłaś – powiedziała tylko, nalewając wrzątek.

– Bo nie miałam siły udawać, że wszystko gra.

– To nigdy nie gra, dziecko. W najlepszym wypadku nie sypie się naraz.

Usiadłam ciężko przy stole. Kacper bawił się na dywanie w salonie, budował wieżę z klocków, jakby jego życie nie trzęsło się właśnie w posadach.

– Pokłóciliśmy się. O kasę. O wszystko. On chce remontować, ja chcę pojechać gdziekolwiek, zanim zwariuję.

– A nie jest tak, że to nie o łazienkę chodzi?

Spojrzałam na nią uważnie. Uśmiechnęła się lekko.

– Kiedy twój ojciec chciał kupić nową kanapę, ja chciałam rozwodu. Też myślałam, że chodzi o kanapę. A chodziło o wszystko, co nas dzieliło.

Zamilkła na chwilę. Popijała herbatę.

– Wiesz, że kiedyś też wyjechałam „na chwilę”? Zabrałam cię do ciotki na wieś i nie wróciłam przez trzy miesiące.

– Dlaczego?

– Bo nie mogłam oddychać. Ale wróciłam. I już nic nie było takie samo.

– To był błąd?

– Nie. Ale nie da się wrócić do tego samego miejsca. Nawet jeśli drzwi są te same, to człowiek już inny.

Pokiwałam głową. W środku we mnie coś pękało i sklejało się na nowo. Może nie chodziło tylko o wakacje. Może chodziło o mnie.

Próba kompromisu

Telefon zadzwonił, kiedy siedziałam na placu zabaw. Kacper bawił się w piaskownicy. Było późne popołudnie, słońce zaczynało mięknąć. Na ekranie: „Tomek”. Odebrałam.

– Cześć – powiedział spokojnie. – Chciałem ci coś powiedzieć.

Milczałam, czekając.

Myślałem dużo – ciągnął. – O tym wszystkim. I... chyba rozumiem. Że to nie tylko o pieniądze chodzi.

Westchnęłam.

– Wreszcie to mówisz.

– Może za późno, ale... chciałbym spróbować inaczej. Może zrobimy tak: część z tej kasy pójdzie na remont. Łazienka naprawdę się sypie. Ale drugą połowę – wydajmy jak chcesz. Może nie Włochy, ale... cokolwiek. Wyjazd. Zmiana.

Oparłam się o poręcz. Serce zabiło mocniej.

– Chcesz się układać?

– Chcę cię odzyskać. Nie przez łazienkę. Przez to, że zacznę cię słuchać. I że może sam też się czegoś nauczę.

Z trudem przełknęłam ślinę.

– Nie wiem, Tomek. Nie wiem, czy kompromis to jeszcze wystarczy.

– Ale może to dobry początek?

Popatrzyłam na Kacpra, który właśnie budował wieżę z piasku. Dla niego może to byłby dobry początek. Dla mnie?

– Daj mi czas – powiedziałam cicho.

– Daję. Ale wiesz... Kupiłem też katalog podróży. Leży obok tego z kafelkami.

Po raz pierwszy od tygodni się uśmiechnęłam.

Natalia, 28 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama