Reklama

Czasem, kiedy budziłam się rano, zanim jeszcze otworzyłam oczy, przez krótką chwilę myślałam, że znów jestem młoda. Że Marian chrapie obok, a ja zaraz wstanę, nastawię wodę na kawę, a potem posłucham, jak w kuchni marudzi, że bułki są za twarde. Ale potem docierała do mnie cisza. Taka, która wbija się pod skórę jak igła. Cisza po człowieku, który był ze mną przez czterdzieści lat, a potem zniknął nagle. Zbyt szybko, zostawiając mi tylko pustą poduszkę obok i trzy swetry, które do dziś trzymam w szafie.

Reklama

Minęło dziesięć lat od jego śmierci. Dziesięć. A ja dopiero całkiem niedawno zrozumiałam, że to, co wtedy myślałam o sobie — że umrę samotna, że już nic dobrego mnie nie spotka — to nie była prawda. Że serce to taki uparciuch. Nawet jak się połamie, to jakoś składa się z powrotem. I potrafi jeszcze zabić mocniej, szybciej… jak u nastolatki.

Bo zakochałam się. W wieku sześćdziesięciu pięciu lat. Tak po prostu. Na kursie tańca dla seniorów, który miał być tylko sposobem na wyrwanie się z nudy. Wysłała mnie tam sąsiadka, Alicja, z tym swoim wiecznym uśmieszkiem i „a co ci szkodzi spróbować, Halinko”. I tak właśnie poznałam Stefana.

Nie od razu coś zaiskrzyło. Ale kiedy po raz pierwszy trzymał mnie w ramionach przy tangu i szepnął do ucha „pachniesz jak wspomnienie”, coś mi się w środku roztopiło. Był czuły, uprzejmy, trochę staroświecki, ale właśnie tego mi brakowało. Czułości. Niestety, nie wszystkim spodobało się to moje szczęście. Moja córka, Anna, patrzyła na mnie z takim zawodem, jakbym ją zdradziła. A przecież ja tylko próbowałam znów żyć. Chciałam mieć dla kogo zrobić rosół w niedzielę. Znów poczuć się kobietą, nie tylko matką, babcią i wdową. Nie spodziewałam się, że ta miłość przyniesie mi tyle łez. Ale też... nie żałuję ani jednego tańca z nim.

Własna córka przeciwko mnie

– Mamo, on cię nie kocha. Widzi w tobie tylko testament – powiedziała Anna, ledwo przekroczywszy próg mojego mieszkania. Nawet płaszcza nie zdjęła, jakby przyszła tylko po to, żeby wyrzucić to z siebie.

– A ty myślisz, że nie wiem, co ludzie gadają? – zapytałam cicho. – Ale serce nie słucha rozsądku.

– Serce? Mamo, to nie jest zakochanie się, to, to... jakieś złudzenia! On coś kręci. Za szybko chce być wszędzie, u ciebie, z tobą, w rodzinie. Przecież wy się znacie od... ilu raptem? Od czterech miesięcy?

Usiadłam przy stole, dłonie mi drżały. Anna stała naprzeciwko, jak prokurator. Moja córka. Moja jedyna.

– A ty ile znałaś Marka, zanim się zaręczyliście? – zapytałam.

– To nie to samo!

– Bo ty byłaś młoda? – uśmiechnęłam się smutno. – Miłość po sześćdziesiątce jest już zakazana, czy co?

Zamilkła. I w tej ciszy, w jej ściągniętych ustach i napiętej twarzy, zobaczyłam coś, co ścisnęło mi serce. Nie troskę. Złość. Wstyd? Może.

– Kiedy tata umarł, mówiłaś, że nie chcesz nikogo więcej. Że tylko on...

– Bo wtedy tak czułam – przerwałam jej. – Ale teraz... teraz chcę się jeszcze śmiać, trzymać kogoś za rękę. Czy to naprawdę takie straszne?

Anna nie odpowiedziała. Wyszła po chwili, nie obejrzawszy się nawet. Zostałam sama. W głowie dudniło mi jedno pytanie: czy naprawdę tak trudno zaakceptować, że matka może jeszcze kogoś pokochać?

Stefan miał jakąś tajemnicę

– A twój syn? – zapytałam kiedyś przy kawie, niby od niechcenia, patrząc przez okno. – Nigdy o nim nie opowiadasz.
Stefan zamieszał w filiżance tak, że aż kawa chlusnęła na spodek.

– Tomek to... trudna sprawa – rzucił i zaraz zmienił temat. – A może pojedziemy nad jezioro w weekend? Znalazłem takie miejsce, gdzie cisza jest urzekająca.

Nie naciskałam. Jeszcze nie. Ale coś zaczęło mnie uwierać. Każde jego „to nieistotne”, każde unikanie tematu, spuszczanie oczu, kiedy pytałam o przeszłość. Nie miał zdjęć żony. O rodzinie mówił zdawkowo, jakby ją miał tylko na papierze.

Wtedy pierwszy raz pomyślałam sobie, a co jeśli Anna ma rację?

– Może to za szybko? – zapytałam go późnym wieczorem, gdy leżeliśmy na mojej kanapie, on głaskał mnie po dłoni. – Ślub, wspólne życie... Ledwo się poznaliśmy.

Stefan westchnął. Długo milczał.

– Halinko... Ja się ciebie nie boję. Boję się twoich dzieci.

– Bo co? Że mnie ostrzegają? – zaśmiałam się gorzko.

Spojrzał na mnie, pierwszy raz tak poważnie.

– Bo mogą cię przekonać, że nie zasługuję na drugą szansę.

Zadrżałam. Czyli coś jednak było wcześniej w jego życiu nie tak. Ale kochałam go. A przynajmniej bardzo chciałam wierzyć, że to, co nas łączy, to miłość. Tylko że intuicja szeptała mi już wtedy, że coś tu nie gra.

Mimo woli podsłuchałam

To miało być zwykłe popołudnie. Stefan przyszedł wcześniej, bo „chciał mnie zaskoczyć obiadem”. Poszedł do kuchni, ja do sypialni po okulary. Wtedy zadzwonił jego telefon. Odebrał szybko, ale nie zdążył się zamknąć w pokoju. Zatrzymałam się na korytarzu, słyszałam każde słowo.

– Tomek, ja... Jeszcze nie teraz. Zrobiłbym jej tylko krzywdę – odpowiedział Stefan cicho, niemal błagalnie.

Wstrzymałam oddech. Krzywdę? Jaką prawdę? Stałam tam, jak sparaliżowana. Potem usłyszałam kroki, więc wróciłam do salonu, udając, że przeglądam gazetę.

– Kochanie, ziemniaki się gotują, może zrobisz sałatkę? – zapytał, jak gdyby nigdy nic.

– Czego nie chcesz mi powiedzieć, mój drogi? – zapytałam prosto, patrząc mu w oczy.

Zamarł. Dłonie mu zadrżały.

– Podsłuchiwałaś?

– Przypadkiem. A może to nie przypadek, tylko... przeznaczenie? – powiedziałam twardo. – Stefan, co przede mną ukrywasz?

Milczał. Długo. A potem tylko wyszeptał:

– To stara historia. Ale chyba najwyższy czas...

W tamtej chwili wiedziałam, że wszystko, co zbudowaliśmy, może runąć jak domek z kart.

Czy on to wszystko ukartował?

Siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Stefan miał splecione dłonie, spojrzenie wbite w stół. Czekałam. Bałam się, ale nie mogłam już uciec.

Znałem twojego męża, Halinko – zaczął cicho. – Dawno temu. Pracowaliśmy razem. Marian był... inny niż dziś o nim myślisz. On dużo o tobie opowiadał, o tym co razem robiliście... Lubił dużo mówić. Zdradzał dużo szczegółów z waszego małżeństwa, a ja... Słuchałem tego z zaciekawieniem i... Bardzo mi się to podobało. To nie było może nic zdrożnego, ale ja... byłem zawsze dość samotny. Nawet jeśli były jakieś kobiety... A ty wydawałaś mi się ideałem. Kobietą, z którą zawsze chciałbym być, a której nie mogę mieć. Wyobrażałem sobie wtedy różne rzeczy...

Zrobiło mi się zimno. Skuliłam się w sobie.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś wcześniej?

– Bo nie wiedziałem, jak. Na początku nie sądziłem, że to się tak potoczy. Że tak bardzo zakocham się w tobie. Że znów poczuję się... żywy.

Podniosłam głowę. Spojrzałam mu prosto w oczy.

– A wcześniej? Gdy byłam jeszcze żoną Mariana?

Zawahał się. I wtedy zrozumiałam. Wiedziałam.

– Tak – powiedział w końcu. – Widywałem cię czasem z nim. Nawet raz za tobą szedłem... Kochałem cię w zasadzie od lat. Nawet kiedy byłaś jego żoną.

Wstałam. Szok mieszał się ze złością, lękiem, wstydem. Czułam się jak bohaterka taniego melodramatu. Ale to było moje życie. I nie było mi do śmiechu.

– Więc całe to tango, te kawy, te spojrzenia… Wszystko to uknułeś wcześniej?

– Nie! – poderwał się. – To nie tak. Ja cię nie szukałem. Los nas zetknął ze sobą. Przysięgam!

– A może to właśnie ty przyglądałeś mi się na pogrzebie? Alicja mówiła, że jakiś kolega Mariana na mnie natarczywie patrzył...

Zamilkł. To wystarczyło.

Wybiegłam z domu. Potem szłam długo bez celu. W głowie szumiało mi od natłoku myśli. Nie wróciłam do niego. Potrzebowałam oddechu. I przestrzeni, by zrozumieć, czy to jeszcze była miłość – czy tylko jakiś chorobliwy cień z przeszłości.

Miłość to nie zawsze czysta karta

Zapukałam do jej drzwi o siódmej rano. W szlafroku, z wałkami na głowie, Alicja wyglądała jak żywa reklama lat osiemdziesiątych. Ale w oczach miała troskę.

– Halinka, co ty… Jezus Maria, coś się stało? – zawołała, wpuszczając mnie do środka.

– Mogę się napić kawy? – zapytałam, siadając na krześle, jakby moje ciało należało do kogoś innego.

– Siadaj, siadaj, już wstawiam wodę. – Zerkając na mnie, dodała ciszej: – Pokłóciliście się?

Nie odpowiedziałam od razu. Po chwili wypaliłam:

On znał Mariana. Zakochał się we mnie, gdy byłam jeszcze jego żoną. A raz mnie nawet śledził.

– A to ci historia… – mruknęła Alicja, wlewając wrzątek do filiżanki. – Ale wiesz co? Ja widziałam, że ktoś na ciebie patrzył już na pogrzebie i to było on, tak, teraz to sobie przypominam wyraźnie... To nie były zwykłe spojrzenia.

Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem.

– Naprawdę?

– Tak, tak, na pewno. Ale słuchaj, Halina. Miłość to nie zawsze czysta karta. Czasem się zaczyna od czegoś innego, od błędu. Albo od przemilczanej prawdy. Ale to nie znaczy, że uczucie nie jest prawdziwe.

– Czyli mam mu wybaczyć?

– Tego ci nie powiem. Ale nie pytaj siebie, czy Stefan był szczery od początku. Zapytaj, czy jest szczery dziś.

Wyszłam z jej mieszkania nieco spokojniejsza. Miłość po sześćdziesiątce może mieć swoje blizny. Ale czasem może warto dać jej szansę, mimo wszystko.

Wciąż mam w sobie dużo uczuć

Wróciłam do swojego domu cicho, jakby mnie w nim dawno nie było. Nie rozebrałam się, nie zaglądałam do kuchni. Umościłam się w fotelu w salonie. Anna spała w pokoju gościnnym – pewnie się o mnie martwiła. Telefon migał nieodebranymi połączeniami od Stefana. Nie oddzwoniłam. Jeszcze nie.

Zamiast tego wyjęłam papeterię, którą trzymałam „na specjalne okazje”. Przez chwilę gapiłam się w pustą kartkę. A potem zaczęłam pisać: „Stefanie. Nie wiem, czy potrafię być z tobą po tym wszystkim. Ale wiem jedno – czułam się przy tobie znów kobietą. A to nie mało. Czy mnie kochasz dziś, czy tylko tęskniłeś za sobą z przeszłości? Czy ja jestem Haliną, której naprawdę pragniesz – czy tylko wspomnieniem twojej młodości?”

Złożyłam kartkę, wsunęłam ją do koperty i położyłam na parapecie. Nie miałam odwagi dać mu jej od razu. Ale może… może jutro. Ślub odwołałam. Nie było dramatu, nie było scen. Po prostu zadzwoniłam i powiedziałam: „Na razie nie” i „Dziękuję za wszystko”. Włączyłam radio. Cicho zabrzmiał stary kawałek w rytmie tanga. Uśmiechnęłam się. I zatańczyłam. Sama. W szlafroku, boso, z rozpuszczonymi włosami.

Bo choć miałam swoje lata, wciąż czułam w sobie wiele emocji. A to już znaczyło, że jeszcze nie wszystko stracone.

Halina, 65 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama