Reklama

Właśnie to miał być mój najpiękniejszy dzień w życiu. Z Sebastianem poznaliśmy się trzy lata temu – był czarujący, błyskotliwy i miał ten uśmiech, który rozwiewał każdą moją wątpliwość. Oświadczył się po pół roku, nad morzem, z pierścionkiem schowanym w muszli. Wiedziałam jednak, że jest ktoś, kto był przede mną – Sylwia. Nigdy o niej zbyt wiele nie mówił, ale czasem, zbyt długo milczał, gdy o nią pytałam. Wmawiałam sobie, że to zamknięty rozdział. W dniu ślubu próbowałam nie myśleć o niej… ale ona przyszła.

Reklama

Zrobił się blady jak ściana

Sebastian stał przed wejściem do kościoła w idealnie skrojonym garniturze. W jego oczach zobaczyłam cień niepokoju, ale uśmiechnął się, gdy tylko mnie zobaczył.

Wyglądasz przepięknie – powiedział, zerkając na mnie z góry.

– Dziękuję – odpowiedziałam cicho. – Jesteś pewny?

– Że chcę się z tobą ożenić? Nawet nie pytaj.

– Nie o to… chodzi mi o Sylwię...

Na moment jego twarz stężała. Zbyt wyraźnie. Skrzywił usta, jakby miał coś powiedzieć, ale rozmyślił się w ostatniej chwili.

– Laura, nie dzisiaj. Dobrze?

Przytaknęłam. Weszliśmy do środka. Wszyscy wstali. Organy zagrały nasz wybrany utwór, a ja starałam się nie rozglądać. Nie szukać jej wzrokiem. Ale kiedy mijałam ostatni rząd… tam siedziała. Sylwia. Prosta sukienka, włosy spięte w niedbały kok, uśmiech tak delikatny, jakby to ona tu była panną młodą. Stanęliśmy przed ołtarzem. Sebastian wziął głęboki oddech. Kapłan rozpoczął ceremonię. Wszystko szło zgodnie z planem, ale do czasu.

– Sebastian powtarzał słowa przysięgi: Ja, Sebastian, biorę sobie Ciebie, Sylwio...

Cisza. Nawet kapłan uniósł brwi. Zamarłam. Sebastian zrobił się blady jak ściana.

...znaczy Lauro – poprawił się natychmiast, ale zbyt późno.

Wszyscy to słyszeli. Goście szeptali, matka kręciła głową, Marta zakryła dłonią usta. Spojrzałam na Sylwię – ani drgnęła. Patrzyła prosto przed siebie. Z uśmiechem. A ja? Patrzyłam na Sebastiana i czułam, jak coś obcego rośnie mi w piersi. Nie ból. Coś gorzkiego. Coś zimnego.

Nie wiem, kim byłam dla niego

Zamknęłam się w pokoju na piętrze sali weselnej i przekręciłam klucz. Wysoka, ciemna boazeria ścian przytłaczała jeszcze bardziej. Zdjęłam welon i rzuciłam go na fotel. Był lekki, w przeciwieństwie do ciężaru w mojej klatce piersiowej. Ktoś zapukał. Raz. Potem drugi.

– Laura, to ja – mama. – Otwórz, proszę.

Nie odpowiedziałam. W końcu usłyszałam, jak klamka znów się porusza, a potem cichy klik – miała zapasowy klucz. Weszła i zatrzymała się na progu.

– Przesadzasz – powiedziała na wstępie. – To tylko język mu się omsknął. Nerwy. Przecież on cię kocha.

Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

– Powiedział jej imię, mamo. Na naszym ślubie.

– I zaraz się poprawił. Laura, nie rozwalaj sobie życia przez chwilę słabości. Wszyscy się pomyliliśmy w życiu choć raz.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, do pokoju weszła Marta. Usiadła bez pytania na łóżku, spojrzała na mnie uważnie.

– Widziałam jego twarz, Laura. On nie był w szoku. On był… gdzieś indziej. Z nią. Gdy to mówił. Nie spojrzał na ciebie ani razu.

Zacisnęłam dłonie. Ręce mi drżały. Matka pokręciła głową z irytacją.

– Marta, przestań. To nie jest czas na twoje teorie.

– To nie teoria. To była prawda, która w końcu sama wyleciała mu z ust.

Usiadłam na podłodze. Suknia rozsypała się wokół mnie jak fałszywe marzenie. I wtedy zrozumiałam, że nie wiem, kim byłam dla Sebastiana przez te lata. Ale chyba nie tą, którą kochał najbardziej.

Byli zbyt zajęci sobą

Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby zejść po cichu na dół. Może głupia nadzieja, że on mnie szuka. Albo zwykła ciekawość. Kiedy weszłam na korytarz prowadzący do werandy, usłyszałam głosy. Dwa. Kobiecy – jej. I jego. Zatrzymałam się tuż przy uchylonych drzwiach. Stara, skrzypiąca deska pod moją stopą wydała cichy protest, ale nikt mnie nie usłyszał. Oni byli zbyt zajęci sobą.

– Nie sądziłam, że to powiesz – powiedziała Sylwia. Jej głos był spokojny, nieobecny. Jakby odgrywała scenę, którą znała na pamięć.

To był błąd – odparł Sebastian. – Nie wiem, co się stało.

– A może jednak wiesz?

Chwila ciszy. Potem jego szept, cichszy niż wszystko, co do tej pory mówił.

– Może nie powinienem był się żenić

Serce zamarło mi w gardle. Poczułam się, jakby zabrakło mi powietrza. Nie mogłam już tego słuchać. Pchnęłam drzwi i weszłam na werandę.

– Nie chcę już więcej słuchać za drzwiami – powiedziałam. Głos miałam niższy, niż zwykle. – Mówcie mi prosto w twarz.

Sebastian odskoczył, jak oparzony. Sylwia spojrzała na mnie z czymś pomiędzy współczuciem a obojętnością.

– Laura, to nie…

– Nie kończ! Właśnie wszystko zrozumiałam – przerwałam mu i spojrzałam mu prosto w oczy. – Przez te wszystkie lata… to ona była w twojej głowie. A ja byłam tylko… chwilą ciszy między wspomnieniami. Nikt nie zaprzeczył.

Wszystko brzmiało jak żart

Weszliśmy do pustej sali obok głównej sali weselnej. Zamknęłam za nami drzwi. Sebastian usiadł na jednym z krzeseł, jakby nagle ubyło mu sił. Ja wciąż stałam.

– Powiedz mi wszystko. Tylko raz. I nie kłam – powiedziałam beznamiętnie.

Złapał się za głowę, potarł twarz. Widziałam, jak z każdą chwilą jego maska pęka.

– Laura… ja naprawdę chciałem z tobą być. Próbowałem.

– Próbowałeś? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Czyli byłam dla ciebie czym? Zadaniem do wykonania?

– Nie… – podniósł wzrok. – Sylwia była moją wielką miłością. I… chyba nigdy naprawdę jej nie zostawiłem. Była zawsze gdzieś z tyłu głowy. Ale z tobą… z tobą miałem spokój. Miałem dom.

Zacisnęłam pięści.

– Więc jestem dla ciebie jakąś głupią nagrodą pocieszenia?

Zawahał się. Za długo.

– Nie. Jesteś… byłaś moją szansą. Ale może nie byłem jeszcze gotowy.

Popatrzyłam na niego. Mężczyznę, którego miałam poślubić. Mężczyznę, którego znałam od trzech lat. I którego w tej chwili nie poznawałam wcale. Sylwia, do tej pory cicho siedząca z boku, wstała i bez słowa wyszła. Nawet nie spojrzała na mnie. Nie musiała. Ja już wiedziałam, że wszystko było grane pod nią – i dla niej. Odwróciłam się i wyszłam z sali. Moje buty stukały po marmurze, głucho, obco. W głowie miałam obraz zaręczyn, kolacji przy świecach, rozmów o dzieciach. A teraz? Wszystko brzmiało jak żart. Słaby i okrutny.

Żałuję, że nie znałam jej wcześniej

Znalazłam ją na zewnątrz, pod starą lipą. Stała z boku, patrząc gdzieś w przestrzeń, z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Kiedy podeszłam, nie cofnęła się. Nie zaskoczyłam jej. Jakby czekała.

– Uśmiechałaś się, jakbyś to ty wygrała – powiedziałam bez przywitania.

– Nie przyszłam po to, by wygrać – odparła spokojnie. – Ja już przegrałam, dawno temu.

Zamilkłam na moment. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Spodziewałam się arogancji, może chłodnego współczucia. Ale nie rezygnacji.

– To po co tu byłaś? Po co w ogóle przyszłaś?

– Bo mnie zaprosił – odpowiedziała, wciąż patrząc gdzieś daleko. – Tydzień temu. Powiedział, że chce zamknąć coś wewnętrznie. Że musi zobaczyć, jak naprawdę wygląda nowy początek.

– I co zobaczył?

Spojrzała mi w oczy. Pierwszy raz tego wieczoru.

– Nie wiem. Ale chyba się przestraszył. I pogubił. Może chciał mnie zobaczyć ostatni raz, zanim pójdzie dalej. Ale jak się okazało – nie poszedł.

Zacisnęłam usta.

– Więc przyszłaś, usiadłaś w ostatnim rzędzie, jak duch przeszłości. I czekałaś, aż się pomyli.

– Nie. Przyszłam, żeby zobaczyć, czy naprawdę mnie zostawił.

Ta odpowiedź zabolała. Z każdą sekundą czułam, że to nie tylko Sebastian mnie zdradził. To cały świat, który zbudowałam wokół tej miłości, był zbudowany na pęknięciach.

– Żałuję, że cię nie znałam wcześniej – powiedziałam na odchodne. – Może szybciej bym zrozumiała, że nie jestem jedyną kobietą w tej historii.

Ona nie odpowiedziała. I całe szczęście.

Niech tańczą już beze mnie

Nie wróciłam na salę weselną. Siedziałam w małej łazience na tyłach budynku, wpatrując się w lustro. Zdejmując suknię ślubną, miałam wrażenie, że rozbieram się nie tylko z materiału, ale i z iluzji, w którą tak długo wierzyłam. Każdy guzik, który odpinałam, był jak kolejne „kocham cię”, które Sebastian mówił, myśląc o niej. W końcu siedziałam w zwykłej, bawełnianej sukience, tej, w której przyjechałam rano. Weszła Marta, podała mi buty i płaszcz, nie mówiąc ani słowa. Usiadła obok i po chwili zapytała cicho:

– I co teraz?

Nie znałam odpowiedzi. Nie byłam gotowa jej wypowiedzieć na głos. Wiedziałam tylko jedno, że nie mogę wrócić na tę salę. Nie mogę patrzeć na ciotki, które będą mówiły, że „to tylko przejęzyczenie”. Na matkę, która będzie błagać, żebym „ratowała twarz rodziny”. I na niego – Sebastiana – który będzie mówił wszystko, czego chcę wysłuchać, ale nie będzie miał w oczach prawdy.

– Teraz… będę żyć – powiedziałam w końcu.

Wyszłyśmy tylnym wyjściem. Gdzieś za nami grała muzyka, słychać było śmiech, stukot kieliszków. Goście tańczyli, jakby nic się nie wydarzyło. I dobrze. Niech tańczą. Wsiadłam do auta. Nie wiedziałam, dokąd pojadę. Ale jedno było pewne – już nigdy nie pozwolę, żeby ktoś mnie traktował jak opcję rezerwową. Już nigdy nie będę tą, której imię się myli. Mam na imię Laura. I zasługuję, by ktoś o tym pamiętał.

Laura, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama