Reklama

Nie marzyłam o weselu jak z bajki. Chciałam, by było po mojemu: elegancko, skromnie, z klasą. Gdy zaręczyłam się z Kamilem, cieszyłam się, że znaleźliśmy kompromis między jego tradycją a moim miejskim podejściem. Niestety, szybko zrozumiałam, że nie będziemy planować tego dnia tylko we dwoje. Jego mama od początku dawała mi do zrozumienia, że to ona tu rządzi. Miała inny gust, inne zwyczaje i potrzebę kontrolowania wszystkiego. A ja? Z każdą decyzją czułam, że mój własny ślub przestaje być mój.

Reklama

W oczach miałam łzy

Przyjechałam do remizy wcześniej, niż planowałam. Chciałam mieć chwilę spokoju, by wszystko obejrzeć, zanim zjawią się inni. Drzwi były otwarte, więc weszłam pewnym krokiem. Już od progu poczułam zapach kurzu wymieszany z czymś słodkawym. A potem ją zobaczyłam. Mama Kamila stała na drabinie i przypinała zielone, połyskliwe firany do karnisza nad sceną.

– Co to ma być? – zapytałam, stając pod nią z niedowierzaniem. – Przecież ustaliliśmy, że będą białe dekoracje.

To są firanki z mojego ślubu – odparła z dumą. – Przynoszą szczęście.

– Szczęście? – parsknęłam. – One wyglądają jak z PRL-u. To miał być nasz dzień, nie rekonstrukcja wiejskiego wesela sprzed trzydziestu lat!

Mama Kamila zeszła z drabiny, a jej spojrzenie mogłoby krajać szkło.

– W naszym domu zielone firanki zawsze były symbolem dobrobytu. Ale ty oczywiście wiesz lepiej – syknęła. – Wszystko ci nie pasuje.

– Nie chodzi o mnie, tylko o to, co ustaliliśmy z Kamilem! – podniosłam głos.

– Kamil? – odwróciła się. – Kamil to jeszcze dzieciak. A ślub to się robi dla rodziny!

W tej chwili do sali wszedł narzeczony.

– Co się dzieje? – zapytał, zerkając to na mnie, to na swoją matkę.

Spytaj mamusi – rzuciłam. – Ja tu chyba nie jestem potrzebna.

Wyszłam z remizy z bijącym sercem i drżącymi rękami. W oczach miałam łzy.

W głowie miałam mętlik

W milczeniu wsiedliśmy do samochodu. Kamil zajął miejsce za kierownicą, ja zatrzasnęłam drzwi z takim impetem, że aż zadrżały szyby. Jechaliśmy przez kilka minut w ciszy. W końcu nie wytrzymałam.

Twoja matka chce mnie ośmieszyć przed całą wioską! – wybuchłam. – Zielone firanki?! Plastikowe róże?! Co to ma być, cyrk?

– Ona po prostu się stara – Kamil westchnął, nie patrząc na mnie. – Chce, żeby wszystko wyglądało pięknie…

– Pięknie?! – prychnęłam. – Te firany wyglądają jak rekwizyt z horroru! A ceramiczne łabędzie na środku sali to już szczyt obciachu!

– Dla niej to pamiątki. Myślała, że ci się spodobają, bo są… wyjątkowe – próbował.

– Wyjątkowe? – syknęłam. – To nie jest jej ślub. To nasz! Czy ty w ogóle rozumiesz, o co ja walczę?

Zamilkł. Patrzył prosto przed siebie, ręce miał zaciśnięte na kierownicy.

– Mam wrażenie, że walczę o nasz dzień zupełnie sama – powiedziałam ciszej. – Ty tylko się uśmiechasz, kiwasz głową, a potem robisz to, co powie ci mama.

– To nieprawda – odezwał się wreszcie. – Staram się…

– Ale nie wobec mnie – przerwałam mu. – Wciąż ją bronisz. A ja? Mam po prostu przyjąć wszystko, nawet jeśli mnie to rani?

Nie odpowiedział. Cisza była głośniejsza niż jakiekolwiek słowa. W głowie miałam mętlik. Czy on w ogóle mnie rozumie?

Wbiło mnie w krzesło

Następnego dnia wzięłam głęboki oddech i pojechałam do niej. Nie uprzedzałam, nie prosiłam o spotkanie. Po prostu stanęłam pod drzwiami i zadzwoniłam. Otworzyła zaskoczona, w fartuchu, z wałkiem do ciasta w dłoni.

– Co za niespodzianka… – zaczęła, ale przerwałam jej stanowczym tonem:

– Przyszłam porozmawiać.

Wskazała głową na kuchnię. Usiadłam przy stole, nie zdejmując kurtki. Ona opadła naprzeciwko mnie, patrząc wyczekująco.

– Dlaczego to robisz? – zapytałam prosto. – Przecież wiedziałaś, że dekoracje mieliśmy ustalone.

– Bo nie rozumiesz, że ślub to coś więcej niż tylko dekoracje – odpowiedziała chłodno. – Te twoje inspiracje z internetu są… zimne. Bez duszy. Jak z katalogu.

– A plastikowe róże są z duszą? – rzuciłam.

Zmrużyła oczy.

Nie jesteś stąd. Nie wiesz, co dla ludzi tutaj znaczy tradycja. Zawsze wszystko musisz po swojemu, jakbyś była najważniejsza.

– A nie jestem? To mój ślub. Mój i Kamila.

I wtedy to powiedziała. Powoli, z naciskiem, jakby każda sylaba miała mnie zranić.

– To mój syn. Mój ślub. Moja remiza. A ty jesteś tu tylko na chwilę.

Wbiło mnie w krzesło. Nie musiała podnosić głosu. Zrozumiałam, że nie uważa mnie za rodzinę. Byłam przeszkodą. Przypadkiem. Wstałam. Nie miałam więcej do powiedzenia. Wychodząc, zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Czułam się jak intruz

Wróciłam do mieszkania, rzuciłam klucze na komodę i zsunęłam się na podłogę. Głowę oparłam o ścianę. Łzy cisnęły się same. Byłam zmęczona. Nie fizycznie – psychicznie. Czułam się jak intruz. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Alicji, mojej przyjaciółki jeszcze z liceum.

– Halo? – odezwała się zaspanym głosem.

– Przepraszam, że tak późno – wyszeptałam. – Nie mogę tego znieść. Ona… ona mnie nienawidzi.

– Kto?

– Matka Kamila. Wszystko psuje. Nawet nie ukrywa, że chciałaby, żebym zniknęła. A Kamil… on tylko milczy. Zawsze milczy.

Przez chwilę w słuchawce była cisza.

– To tylko ślub, Aga. Ważniejsze jest, że kochasz Kamila.

– Ale czy on walczy o mnie tak, jak ja walczę o nas? – wyszeptałam. – Czuję się samotna, jakbym tylko ja chciała, żeby to się udało.

Po rozmowie wyszłam na spacer. Szłam bez celu, mijając znajome ulice. Pamiętałam, jak Kamil tulił mnie, gdy zgubiłam się w nowym mieście. Jak gotował zupę, kiedy byłam chora. Patrzyłam na nasze wspólne zdjęcia w telefonie, ale uśmiechy z nich wydawały się dalekie. Nierzeczywiste. Czy naprawdę chciałam wchodzić w rodzinę, która już na starcie mnie odrzuciła? Myśl o odwołaniu ślubu nie była już taka straszna. Była jak drzwi. Może trudne do otwarcia, ale może prowadziły do czegoś, co nie bolało.

Miałam dość

Zastałam go siedzącego na kanapie, z pilotem w ręku, wpatrzonego w wyłączony telewizor. Przez chwilę tylko stałam w drzwiach. W końcu weszłam i usiadłam naprzeciwko. Podniósł wzrok. Zmarszczył brwi, jakby przeczuwał, co nadchodzi.

Nie mogę tego dłużej ciągnąć – zaczęłam. – Czuję się, jakby ten ślub nie miał nic wspólnego z nami.

– Proszę, nie zaczynaj… – jęknął.

– Muszę. Albo wybierasz mnie i naszą wspólną wizję życia, albo zostajesz z mamą i jej zielonymi firankami.

Zamilkł. Widziałam, jak walczy sam ze sobą. W jego oczach była niepewność, może strach.

Nie chcę wybierać między wami… – powiedział w końcu. – To moja mama. Zawsze była.

– Ale ja też tu jestem – odparłam. – I chcę czuć, że mam w tobie oparcie, a nie że jestem balastem w konflikcie, którego nawet nie próbujesz rozwiązać.

Ona ma dobre intencje…

– Dobre intencje? – przerwałam mu. – Powiedziała, że jestem tu tylko na chwilę. Że to jej syn, jej ślub i jej remiza. A ja? Ja jestem nikim.

Milczał. A ja poczułam, że już nie mogę się cofnąć.

Musisz wybrać. Bo ja już się nie dam upokarzać. Nie zasługuję na to.

Wstałam. Serce waliło mi jak młotem. Wiedziałam, że teraz wszystko zależy od niego.

Postawiłam na swoim

Nie odwołałam ślubu. Nie dlatego, że coś się zmieniło – teściowa nie przeprosiła, Kamil nie wygłosił płomiennej deklaracji miłości. Po prostu pojawiła się cisza. Taka, w której w końcu mogłam usłyszeć własne myśli. Ustaliliśmy z Kamilem, że dekoracje zostaną takie, jak chcę. Bez zielonych firan. Bez plastikowych róż. Jego matka się obraziła, przestała się odzywać na dwa tygodnie, a potem przyniosła sernik na próbę generalną. Nie było spektakularnych pogodzeń. Były za to spojrzenia. Krótkie, chłodne, pełne niedopowiedzeń. Czułam się jak intruz na własnym przyjęciu, ale przynajmniej wszystko wyglądało tak, jak sobie wyobrażałam. Remiza była biała, a na stołach stały kosze pełne czereśni. Podano też tort z truskawkami. I tylko Kamil… był trochę cichszy niż zwykle.

Zastanawiałam się, czy to wszystko miało sens. Czy miłość wystarczy, jeśli przychodzi w pakiecie z bagażem, którego nie da się spakować do jednej walizki? Wiedziałam, że teściowa nie zniknie. Ale przynajmniej raz, w tym jednym dniu, postawiłam granicę. Patrzyłam w oczy Kamila, gdy przysięgaliśmy sobie miłość. Widziałam w nich wahanie, zmęczenie, ale też coś więcej – cień zrozumienia. Może nie od razu, może nie do końca. Ale wystarczająco, by zostać.

Agata, 25 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama