„Miałam brać ślub w październiku, ale dostałam list. Sekret narzeczonego namieszał mi w głowie”
„– Cały ten czas kłamałeś. Oszukiwałeś mnie – wypowiedziałam te słowa powoli, nie dowierzając, że w ogóle muszę je wypowiedzieć. – I miałeś zamiar ożenić się ze mną, wiedząc, że ukrywasz przede mną coś takiego? Tyle dla ciebie znaczę?”.
- Redakcja
Dwa tygodnie. Zaledwie czternaście dni dzieliło mnie od dnia, który miał być najważniejszym w moim życiu. Ślub. Ślub z Krzysztofem. Jeszcze niedawno wydawało mi się, że wszystko idzie zgodnie z planem – piękna ceremonia, idealna biała suknia, a potem wspólne życie, pełne miłości i stabilności. Moje wyobrażenia były jasne, niemal namacalne, a każdy krok przybliżał mnie do ich spełnienia.
Tylko dlaczego czułam ten dziwny ucisk w żołądku? Ten podskórny niepokój, który towarzyszył mi każdego dnia, kiedy myślałam o ślubie? Krzysztof był idealnym narzeczonym, przynajmniej tak zawsze mówiła moja mama. Miał wszystko – dobrą pracę, ambitne plany, odpowiedzialność i troskę o nasz wspólny dom. Ale... czasem czułam, jakby coś mi umykało. Te drobne nieporozumienia, te momenty, kiedy nagle odwracał wzrok albo zmieniał temat. Może to były tylko moje urojenia, może ślubna gorączka zaczęła mi się udzielać bardziej niż powinna?
Niezależnie od tego, co to było, wiedziałam, że nie mogę pozwolić, aby wątpliwości zniszczyły nasz związek. Zignoruję to, skupię się na przygotowaniach. Tak, to najlepsze rozwiązanie.
A potem przyszedł ten list.
Myślałam, że to żart
List leżał na samym wierzchu sterty reklam i rachunków. Zwykła, biała koperta, bez żadnych oznaczeń, bez znaczka. Od razu poczułam niepokój, który rozszedł się po moim ciele jak zimna fala. Odruchowo rozejrzałam się wokół, choć przecież stałam sama przed naszą skrzynką pocztową. "Pewnie to tylko jakaś ulotka," pomyślałam, starając się uspokoić, ale coś nie pozwalało mi tak po prostu wrzucić jej do kosza.
Otworzyłam ją powoli, niemal mechanicznie, jakby ruchy moich rąk nie należały do mnie. W środku był jeden złożony na pół papier. Treść była krótka, ale precyzyjna, każde słowo wbijało się we mnie jak ostry sztylet:
„Krzysztof nie jest tym, za kogo go uważasz. Ma drugą kobietę. Jeśli nie chcesz zrujnować sobie życia, otwórz oczy. Masz czas, zanim popełnisz największy błąd w życiu.”
Dłońmi zaczęłam mocniej ściskać kartkę, jakbym mogła zgnieść nie tylko papier, ale i to, co ze sobą niosła. Czyje to mogły być słowa? Ktoś z naszego otoczenia, ktoś, kto wiedział o nas rzeczy, których nikt obcy nie mógłby znać. Czułam, jak coś we mnie pęka – idealna wizja ślubu zaczynała się sypać. Stałam na środku ulicy, a cały świat nagle przyspieszył, zostawiając mnie samą z pytaniami, na które nie chciałam znać odpowiedzi.
Chciałam zobaczyć reakcję narzeczonego
Cały dzień czułam ciężar tego listu. W każdym ruchu, w każdej rozmowie, nawet kiedy Agnieszka mówiła o dekoracjach na wesele, moje myśli wracały do tych kilku słów, które zakłóciły mój spokój. „Ma drugą kobietę.” Niemożliwe. Krzysztof nigdy by mi czegoś takiego nie zrobił... prawda? Ale dlaczego teraz czułam wątpliwości? Nagle każdy jego gest, każde słowo wydawały się mieć drugie dno.
Wieczorem, podczas kolacji, nie mogłam już tego dłużej wytrzymać. Krzysztof siedział naprzeciwko mnie, jak zawsze skupiony na telefonie, kiedy próbowałam rozpocząć rozmowę. Wzięłam głęboki oddech.
– Krzysiek... – zaczęłam, czując jak serce zaczyna mi bić szybciej. – Dostałam dziś coś dziwnego.
Zerknął na mnie z lekkim uśmiechem, nieświadomy burzy, która zaraz miała nadejść.
– Co takiego? – zapytał, wkładając widelec do ust.
– List – odpowiedziałam cicho, uważnie obserwując jego twarz.
Na chwilę się zatrzymał, zamarł w pół ruchu. Jego oczy na moment straciły tę beztroskę, którą tak dobrze znałam.
– List? Jaki list? – spytał, a jego głos zdradził pierwsze oznaki niepokoju.
– Anonimowy. Ktoś twierdzi, że masz przede mną tajemnice.
Krzysztof w jednej chwili wyprostował się na krześle, a jego spojrzenie stało się ostre. Mój żołądek ścisnął się jeszcze mocniej.
– Hania, kochanie, przecież to absurd. To pewnie jakiś chory żart. Ktoś cię chce zdenerwować przed ślubem.
Ale jego słowa brzmiały jak wyuczona formułka, a ja nie mogłam pozbyć się wrażenia, że coś ukrywa.
Czułam niepokój
Po tej rozmowie coś we mnie pękło. Z każdą kolejną minutą, zamiast się uspokoić, czułam, jak narasta we mnie niepewność. Czy Krzysztof mówił prawdę? Dlaczego nagle wydał się taki spięty? Próbowałam przekonać samą siebie, że to tylko głupi anonim, że przecież on nie ma nic do ukrycia. Ale nie mogłam zignorować tego, co widziałam na jego twarzy – zaskoczenie, potem lęk, a w końcu nagła zmiana tematu.
Tego wieczoru Krzysztof pośpiesznie wyszedł do pracy. Powiedział, że musiał dokończyć coś pilnego, ale w mojej głowie od razu pojawiły się pytania. Zwykle pracował z domu, a teraz nagle pojawiły się jakieś „sprawy”? Całą noc przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, co powiedział. O tym, jak przez chwilę się zaciął, jak szybko próbował uspokoić sytuację. Przypominałam sobie drobne szczegóły, które wcześniej nie wydawały się istotne – jego częste wyjazdy „służbowe”, późne powroty, nagłe odwoływanie spotkań, gdy mieliśmy coś zaplanowane. Czy to wszystko miało sens?
Wstałam wcześnie rano, kompletnie niewyspana, z tysiącem myśli kotłujących się w głowie. Wydawało mi się, że coś w naszym związku nie grało od dawna, tylko ja, zafascynowana przygotowaniami do ślubu, nie chciałam tego zauważyć. Teraz każde wspomnienie nagle stawało się podejrzane. Jego wymówki, nieobecny wzrok, kiedy pytałam o przyszłość. Czy naprawdę chciał tego ślubu?
– Przesadzam? – szepnęłam sama do siebie, patrząc w lustro, jakbym mogła znaleźć w swoich oczach odpowiedź. Ale one zdradzały tylko strach.
Potrzebowałam porady
Nie mogłam tego dłużej trzymać w sobie. Musiałam z kimś porozmawiać, wyrzucić z siebie te wątpliwości, które nie dawały mi spokoju. Agnieszka od zawsze była moją powierniczką, a w tej chwili potrzebowałam jej bardziej niż kiedykolwiek. Umówiłam się z nią na kawę, a kiedy tylko usiadłyśmy w naszym ulubionym miejscu, od razu wyciągnęłam list.
Agnieszka przyglądała się mu uważnie, czytając każde słowo w milczeniu. Gdy skończyła, położyła go na stole i spojrzała na mnie z powagą, której u niej rzadko się widziało.
– Aga, powiedz coś... – wyszeptałam, czując, jak łzy zbierają mi się pod powiekami.
– Hania... wiesz, że zawsze miałam pewne wątpliwości co do Krzysztofa – zaczęła ostrożnie. – Nie mówię, że to na pewno prawda, ale coś mi w nim od początku nie pasowało. Teraz tym bardziej. Zawsze był zbyt idealny, za bardzo kontrolował wszystko.
Poczułam ukłucie w sercu. Wiedziałam, że Agnieszka miała rację. Już dawno wyczuwała w nim coś, czego ja nie chciałam widzieć. Zignorowałam jej uwagi, bo byłam zakochana i wierzyłam, że Krzysztof to ten jedyny. Ale teraz, po tym liście, wszystko nagle zaczynało się układać.
– A może... może to tylko głupi żart? – próbowałam jeszcze ratować sytuację, ale Agnieszka pokręciła głową.
– Hania, sama wiesz, że coś jest nie tak. Jeśli nic nie zrobisz, będziesz tego żałować przez resztę życia. Sprawdź to, zanim będzie za późno.
Jej słowa odbijały się echem w mojej głowie przez cały dzień. Wiedziałam, że miała rację. Musiałam podjąć decyzję – albo zostawię to za sobą i pójdę dalej, albo stawię czoła Krzysztofowi i dowiem się, co naprawdę ukrywa.
Chciałam poznać prawdę
Kiedy Krzysztof wszedł do mieszkania, czułam, że to moment, który zmieni wszystko. Moje ręce drżały, serce biło jak oszalałe, ale wiedziałam, że muszę dowiedzieć się prawdy. Nie mogłam dalej żyć w tej niepewności. Usiadł na krześle naprzeciwko mnie, z tym swoim pewnym siebie uśmiechem, jakby wszystko było w porządku. Ale nie było.
– Krzysiek, musimy porozmawiać – zaczęłam, a mój głos lekko zadrżał.
– O co chodzi? – spytał, wciąż nieświadomy, co nadchodzi.
Cisza zawisła między nami, jakby czas zwolnił, a ja starałam się zebrać siły, by wypowiedzieć to, co od kilku dni nie dawało mi spokoju.
– O ten list. Ten ktoś pisze, że masz kogoś innego – wypaliłam, nie mogąc już tego dłużej trzymać w sobie.
Zamarł. Z jego twarzy zniknął beztroski wyraz, a w oczach pojawiła się mieszanka strachu i złości. Patrzyłam na niego, oczekując zaprzeczenia, jakiejś błyskawicznej reakcji, która rozwiałaby moje wątpliwości. Ale on milczał. Milczenie było gorsze niż jakiekolwiek słowa.
– Co to za bzdury, Hania? Ktoś chce cię zmanipulować. – Jego głos stał się twardy, ale widziałam, jak nerwowo zaciska szczęki.
– Ktoś? – powtórzyłam gorzko. – Ktoś z naszego bliskiego otoczenia. Wie o tobie rzeczy, których nikt obcy nie mógłby znać. Krzysiek... nie udawaj. Powiedz mi prawdę, bo oszaleję.
Przyznał się do zdrady
Wstałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. Chodziłam po pokoju, nie mogąc już dłużej siedzieć w miejscu. Każdy krok wydawał się cięższy od poprzedniego. W końcu stanęłam przed nim, cała roztrzęsiona.
– Krzysztofie, błagam cię, powiedz mi prawdę! Zdradzasz mnie? – wykrzyczałam, czując, że rozpada mi się świat.
Jego twarz nagle spochmurniała. Widziałam, jak walczy z tym, co ma powiedzieć. Jakby ważył każdą odpowiedź, szukał ucieczki, którą tym razem nie zamierzałam mu dać. Spojrzał mi w oczy, a w jego wzroku było coś, co przeraziło mnie bardziej niż sama myśl o zdradzie.
– To nie jest takie proste... – zaczął powoli, a ja poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. – Była kobieta. Dawno. Myślałem, że to skończone...
– Co? – głos mi zadrżał, a w głowie rozbrzmiewało tylko jedno słowo: zdradził. – Była? Jak dawno? Krzysiek, od kiedy mnie okłamujesz?
– Spotykaliśmy się... kiedy już byliśmy razem, ale to nie miało znaczenia. To było... skomplikowane. Ona wróciła, a ja nie wiedziałem, jak to zakończyć.
Nie wiedział, jak to zakończyć? Czułam, jak wszystko we mnie krzyczy, ale nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Zdradzał mnie. Cały czas. Kiedy planowaliśmy ślub, kiedy przysięgał mi, że mnie kocha. Prowadził podwójne życie.
– Cały ten czas kłamałeś. Oszukiwałeś mnie – wypowiedziałam te słowa powoli, nie dowierzając, że w ogóle muszę je wypowiedzieć. – I miałeś zamiar ożenić się ze mną, wiedząc, że ukrywasz przede mną coś takiego? Tyle dla ciebie znaczę?
– Hania... ja... – zaczął coś mówić, ale nie mogłam go słuchać. Każde jego słowo było teraz jak trucizna, powoli niszcząca wszystko, w co wierzyłam. Moje ręce drżały, a łzy płynęły mi po policzkach. Wszystko to, w co wierzyłam, legło w gruzach. Zdradził mnie, a teraz próbował to usprawiedliwić jakąś skomplikowaną sytuacją.
Nie było już nic do ratowania.
– Wynoś się – wyszeptałam drżącym głosem, ledwo powstrzymując się, by nie krzyknąć. – Wynoś się z mojego życia.
Wszystko stracone
Kiedy Krzysztof wyszedł, poczułam się tak, jakby cały świat stanął w miejscu. Przez chwilę panowała nienaturalna cisza, która dzwoniła mi w uszach. Usiadłam na kanapie, wpatrując się w puste miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał. Moje ciało było zdrętwiałe, jakby odrętwienie objęło każdy mięsień, a w głowie pulsował tylko jeden fakt: wszystko, co planowałam, przestało istnieć. Nasze życie, nasza przyszłość – to wszystko okazało się kłamstwem. Miałam być szczęśliwą panną młodą, a teraz? Teraz czułam się pusta. Zdradzona. Poniżona.
Odwołałam ślub, ale to nie przyniosło mi ulgi. Przeciwnie, nagle dotarło do mnie, jak wiele straciłam. Wszystkie plany, które mieliśmy – wspólny dom, dzieci, życie, które wyobrażałam sobie w najdrobniejszych szczegółach – zniknęły, jakby nigdy nie istniały. W jednej chwili zostałam sama, w momencie, w którym miałam mieć wszystko.
Hanna, 30 lat