„Miałam mieć awans i podwyżkę, a mam dwie kreski na teście i samotność. Tak się kończą harce z żonatym kolegą z pracy”
„Patrzyłam na niego jak na obcego człowieka. Jeszcze kilka tygodni temu, kiedy mówił, że bez mojej obecności biuro wydaje się puste, czułam się potrzebna. A teraz? Czułam się jak przeszkoda. – Już rozumiem – powiedziałam cicho. – Tylko jedno z nas ma mieć świetlaną przyszłość. Ty”.

- Redakcja
Byłam młoda, a los mi sprzyjał. Pracowałam w dużej korporacji, byłam ambitna, niezależna, lubiłam siebie. Odkąd Adam pojawił się w moim dziale, wszystko przyspieszyło – flirt, który przeobraził się w romans, dodawał mi adrenaliny, ale to praca nadal była moim priorytetem. Marzyłam o awansie, czułam, że jestem gotowa. Gdy szef wezwał mnie na rozmowę, byłam pewna – to ten dzień. Ale potem, jeszcze tego samego wieczoru, zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym. I cały mój świat stanął w miejscu.
To nie może wyjść na jaw
– Adam, muszę ci coś powiedzieć – rzuciłam, gdy ledwo zamknęły się za nami drzwi jego służbowego pokoju.
Spojrzał na mnie, marszcząc czoło. Pewnie myślał, że chodzi o kolejny ukryty pocałunek, o jeszcze jedno „spotkanie po godzinach”. Nie miał pojęcia, co za chwilę usłyszy.
– Jestem w ciąży.
Milczał przez dłuższą chwilę, jakby nie dosłyszał. Usiadł za biurkiem, pochylił się i przetarł twarz dłońmi.
– To nie może wyjść na jaw – powiedział w końcu. – Julia… Dam ci pieniądze. Tyle, ile trzeba. Ale nikt nie może się dowiedzieć.
Wbiło mnie w fotel. Nie zapytał, jak się czuję. Nie zapytał, co zamierzam. Nie zaproponował, że ze mną porozmawia, że pomyślimy razem. On chciał „rozwiązać problem” i go zatuszować. Jakby chodziło o przeterminowane faktury.
– Ty w ogóle rozumiesz, co mówisz? – szepnęłam, czując, jak dławi mnie gula w gardle.
– Nie panikuj. To nie czas na emocje. Masz świetlaną przyszłość, jesteś na progu awansu. Nie warto tego wszystkiego psuć.
Patrzyłam na niego jak na obcego człowieka. Jeszcze kilka tygodni temu, kiedy mówił, że bez mojej obecności biuro wydaje się puste, czułam się potrzebna. A teraz? Czułam się jak przeszkoda.
– Już rozumiem – powiedziałam cicho. – Tylko jedno z nas ma mieć świetlaną przyszłość. Ty.
Zamknęłam za sobą drzwi, nie czekając na odpowiedź. W głowie wciąż słyszałam jego słowa: „Dam ci, ile chcesz”.
On nie zostawi żony
– Ciąża? Jego dziecko? – Marta patrzyła na mnie jak na postać z dramatu, którego finał wszyscy znają, ale i tak chcą wierzyć, że tym razem będzie inaczej. – Julia, on cię wykorzystał. I teraz robi z ciebie problem do rozwiązania.
Siedziałyśmy u przyjaciółki w kuchni. Późny wieczór, herbata stygnąca na stole. Po moich policzkach spływały ciche łzy, a ona nie pytała – tylko słuchała.
Marta zacisnęła szczęki. Od zawsze reagowała szybciej gniewem niż rozpaczą.
– On nie zostawi żony, Julia. Nigdy. Nawet jeśli ci mówił, że ma dość tego małżeństwa, że w tobie widzi nowy początek. Oni wszyscy to mówią. A potem wracają do domu, gdzie czeka obiad i wyprane koszule.
– Wiem – odpowiedziałam cicho.
Ale wcale nie wiedziałam. Część mnie nadal chciała wierzyć, że on się przestraszył, że to chwilowa reakcja. Że jutro przyjdzie, powie: „Przepraszam. Przejdziemy przez to razem”.
– Musisz pomyśleć o sobie. I tylko o sobie – Marta wstała i podała mi chusteczkę. – Nie możesz poświęcać życia dla cudzego faceta. Ani dla jego wygody. A już na pewno nie dla jego tchórzostwa.
Wtedy po raz pierwszy pomyślałam o tym, że może naprawdę będę musiała to dziecko urodzić sama. Bez niego. Bez nikogo. Ale kiedy wyobrażałam sobie biuro, kontrakt, awans – cały mój plan na życie – czułam, jak rozchodzę się wewnętrznie na pół.
Dla niego to tylko „coś skomplikowanego”
– Więc co postanowiłaś? – zapytał Adam bez żadnych wstępów. Stał przy oknie w swoim gabinecie, jakby chciał uciec wzrokiem w panoramę miasta, nie patrząc na mnie.
– Ty pytasz mnie o to, co ja postanowiłam? – warknęłam, siadając naprzeciwko. – Może ty mi powiedz, co zamierzamy? Bo jak na razie jedyne, co zrobiłeś, to zaproponowałeś mi pieniądze i milczenie.
Odwrócił się powoli. Twarz miał spokojną, zbyt spokojną.
– Julia, jesteś mądrą kobietą. Musisz wiedzieć, że to się nie uda. Mam rodzinę. Dzieci. Nie rozwalę tego wszystkiego, bo… zapomnieliśmy o zabezpieczeniu.
– Zapomnieliśmy? – roześmiałam się gorzko. – Czyli to wszystko było takie lekkie, przypadkowe? Kawa, seks i nara?
– Nie upraszczaj – rzucił chłodno. – Mieliśmy coś fajnego. Ale teraz zrobiło się z tego coś skomplikowanego. A ja muszę myśleć rozsądnie.
– Rozsądnie – powtórzyłam. – Czyli tak: ty wracasz do domu, do dzieci, do swojej żony. A ja zostaję z brzuchem i problemem, który mam „rozwiązać”, żebyś ty nie musiał się tłumaczyć.
Zamilkł. Przez chwilę wydawało mi się, że coś powie, że spróbuje chociaż udawać, że mu zależy. Ale on tylko wzruszył ramionami.
– Nie licz na nic więcej niż na pieniądze.
Wyszłam bez słowa. Na schodach zatkało mnie. Czułam się jak aktorka, która zagrała nie swoją rolę w źle napisanej sztuce. A teraz miała zejść ze sceny – sama.
Nie dostanę drugiej szansy
– Julia, wejdź, proszę – powiedział dyrektor, wskazując miejsce przy oknie. Uśmiechnął się ciepło, jak zwykle, ale ja czułam, że cała się trzęsę. Trzymałam ręce splecione na kolanach, żeby tego nie było widać.
– Znasz mnie już trochę, więc nie będę owijał w bawełnę – zaczął. – Jestem pod wrażeniem twojej pracy. Jesteś konkretna, skuteczna, potrafisz zarządzać ludźmi. I myślę, że jesteś gotowa na więcej.
Zamilkł na moment, jakby chciał zbudować napięcie.
– Chcę ci zaproponować stanowisko liderki projektu zagranicznego. Wymaga to przeprowadzki do Monachium na pół roku. Później – jeśli wszystko pójdzie dobrze – może się to przerodzić w stałą współpracę na poziomie międzynarodowym. Rozumiesz, co to znaczy?
Rozumiałam. I właśnie dlatego nie mogłam nic powiedzieć. Poczułam, jak głos więźnie mi w gardle.
– Julia? – spojrzał na mnie uważnie.
– To... to ogromna szansa – wydusiłam. – Dziękuję. Potrzebuję kilku dni, by przemyśleć.
– Rozumie, masz czas do piątku. Potem będę musiał przekazać temat komuś innemu. To nie jest oferta, którą mogę trzymać w szufladzie. Mam nadzieję, że rozumiesz? Drugiej takiej szansy niestety prędko nie będzie – powiedział, poważniejąc.
Skinęłam głową. A potem wyszłam na korytarz i oparłam się o ścianę. W brzuchu czułam lekkie ukłucie. Może to stres, a może… właśnie ono dało mi znak.
„A co, jeśli właśnie już nie chodzi tylko o mnie?” – pomyślałam po raz pierwszy naprawdę.
On jest ojcem mojego dziecka
Zadzwoniłam do niej tego samego dnia. Nie planowałam tego. Nie miałam żadnego scenariusza. Po prostu wstałam od biurka i wzięłam telefon. Wyszukałam numer Anny – żony Adama. Odebrała przy trzecim sygnale.
– Dzień dobry, mówi Julia… Pracuję z pani mężem. Czy możemy się spotkać?
Spotkałyśmy się w kawiarni niedaleko firmy. Przyszła punktualnie, w eleganckim płaszczu, z torbą przewieszoną przez ramię. Uśmiechała się lekko, jak ktoś, kto nie przeczuwa jeszcze katastrofy.
– Coś się stało? – zapytała.
Spojrzałam na nią. Na jej zadbaną twarz, obrączkę na palcu, cichy spokój. Zazdrościłam jej tego spokoju przez sekundę. A potem go zniszczyłam.
– Pani mąż... miał romans. Ze mną. I jestem w ciąży.
Twarz Anny zamarła. Uśmiech zniknął, a dłonie zacisnęły się na filiżance. Przez moment nie odezwała się ani słowem. W końcu wybuchła.
– Nie możesz tego zrobić. On jest ojcem moich dzieci!
– On jest też ojcem mojego dziecka – odpowiedziałam spokojnie.
Jej spojrzenie było pełne furii, bólu, może nawet pogardy. Zostawiłam ją z rachunkiem i wyszłam. Na zewnątrz zaczynało padać. Deszcz przykleił się do mojej twarzy jak wstyd.
Już nigdy nie będzie tak samo
Siedziałam w samolocie przy oknie, patrząc na rozmazane światła lotniska. W jednej ręce trzymałam dokumenty, w drugiej – dłoń położoną na brzuchu. Jeszcze nie było widać, ale ja czułam, że ono już istnieje. Że jestem kimś innym, niż byłam kilka tygodni temu. Nie tą Julią, która miała wszystko zaplanowane. Teraz nie miałam nic – i wszystko jednocześnie.
Zostawiłam list rezygnacyjny na biurku dyrektora. Bez rozmowy, bez dramatów. Nie wyjeżdżałam na kontrakt. Nie dla kariery. Nie dla awansu. Lepszy tytuł „mama” niż „lider projektu” – tak to sobie tłumaczyłam, choć nie wiedziałam, czy to prawda.
Nie czułam się bohaterką. Czułam się przerażona. Bo nikt mnie nie będzie witał na lotnisku. Nikt nie będzie podawał mi herbaty, gdy nie będę mogła wstać z łóżka. Nie będzie wspólnego pokoju dziecięcego, planów na przyszłość z kimś u boku.
A mimo to byłam spokojna. Czasem trzeba stracić wszystko, żeby móc zacząć od nowa. Czasem trzeba wybrać siebie, nawet jeśli to oznacza samotność. A czasem… trzeba wybrać kogoś, kto dopiero się pojawi. Samolot oderwał się od ziemi. Westchnęłam cicho, zamknęłam oczy. Nie wiedziałam, co mnie czeka. Ale byłam gotowa. Bo w moim wnętrzu było coś więcej niż strach. Było życie. Już nigdy nie będzie tak samo. Ale może – właśnie dlatego – będzie lepiej.
Julia, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Matka sprzedała działkę po dziadku i nie dała nam złamanego grosza. Nie wierzy nam, że zajmiemy się nią na starość”
- „Na warsztatach kulinarnych poznałem figlarną kuchareczkę. Bawiliśmy się pysznie, więc oboje mieliśmy apetyt na więcej”
- „Gdy odkryłam, że mąż mnie zdradza, zrobiłam mu niespodziankę. Nie będzie decydował, kiedy może odejść”