„Miałam odnowić stary dom, a doprowadziłam rodzinę do ruiny. Siostra nigdy nie wybaczy mi, że uwiodłam jej męża”
„Zostałam sama i wiedziałam, że wszystko, co miało sens, właśnie się rozpadło. Przez okno dochodziły mnie kłótnia i pretensje, a moje serce kruszyło się na kawałki. Rozdarta między miłością a winą, zdałam sobie sprawę z błędu, który popełniłam”.

- Redakcja
Zawsze sądziłam, że siostry to więź na całe życie, nierozerwalna i pewna jak świt każdego dnia, myślałam, zamykając starą, skrzypiącą furtkę. W cieniu starych jabłoni, które rosły obok naszego rodzinnego domu, wydawało się, że nic nie może się zmienić.
Alina i ja odziedziczyłyśmy stary dom po babci. Budynek był piękny, ale zaniedbany, czekał na nowe życie. Był świadkiem naszych dziecięcych zabaw, tajemniczych szeptów i rodzinnych świąt. Wyrwałam się z tego miejsca tak szybko, jak tylko mogłam, ścigając karierę w wielkim mieście. Ale życie czasem zaskakuje – po rozstaniu z partnerem, wróciłam, aby odnaleźć ukojenie i... samotność.
– Wracasz na łono natury, to dobrze ci zrobi – powiedziała Alina, gdy opowiadałam jej o swoim planie. Nie była w stanie przyjechać ze mną, obowiązki w pracy trzymały ją w mieście. – Marek ci pomoże, będzie miał urlop, a ja dołączę później.
Marek był szwagrem, którego zawsze lubiłam. Przystojny, zawsze uśmiechnięty i pełen entuzjazmu. Moja siostra miała szczęście, choć czasem zastanawiałam się, czy na pewno są szczęśliwi razem. Wkrótce miałam okazję przekonać się o tym na własne oczy.
Dom na wsi był moim marzeniem
Wiatr niósł zapach świeżo ściętego drewna i kwitnących jabłoni. Marek, ubrany w robocze jeansy i koszulkę, które podkreślały jego muskularną sylwetkę, pracował przy odnawianiu drewnianych okiennic.
– Dajesz radę, Luiza? – spytał, spoglądając na mnie przez ramię.
– Oczywiście, choć myślałam, że będzie to bardziej... romantyczne – zaśmiałam się, malując płot.
– Romantyczne? Myślałem, że do tego potrzeba dwóch osób – odpowiedział Marek, a ja poczułam, że się rumienię.
Praca szła nam sprawnie, a konwersacja stawała się coraz bardziej swobodna i pełna śmiechu. Z dnia na dzień odkrywałam w Marku coraz więcej uroku i... zaczęłam zauważać, że moje spojrzenia w jego kierunku stają się dłuższe. On też zmienił się w pewien trudny do opisania sposób.
Wieczór nadszedł szybko i w swoim pokoiku rozmyślałam nad tym, co zaczęło we mnie kiełkować. Myśli o Marku przytłaczały mnie. Powinnam czuć się winna, przecież był mężem mojej siostry. Ale serce nie chciało słuchać rozsądku. Wiedziałam, że to, co zaczęło się dziać, to tabu, a jednak nie mogłam przestać marzyć.
Coś ciągnęło nas ku sobie
Zapadła ciepła, letnia noc, a księżyc w pełnej krasie unosił się nad starym domem. Marek i ja, po całym dniu ciężkiej pracy, usiedliśmy na werandzie z butelką lokalnego wina.
– Dziękuję, że tu jesteś – powiedział nagle Marek, a jego głos miał inny, cichszy ton. – Bez ciebie byłoby to dla mnie znacznie trudniejsze. Nie chodzi mi tylko o pracę. Tak dobrze mnie rozumiesz.
Spojrzałam na niego. Jego twarz przy świetle księżyca wydawała się jeszcze bardziej wyrazista.
– To ja powinnam dziękować – odparłam, czując, jak serce wali mi jak szalone. – Twoja obecność sprawia, że ten dom znów jest pełen życia.
W powietrzu unosiło się niewypowiedziane pragnienie. Marek przysunął się bliżej i nasze spojrzenia spotkały się w cichym porozumieniu. Pocałunek, który zdarzył się moment później, był jak uderzenie pioruna, zaskakujące i przeszywające. Wiedzieliśmy, że to, co robimy, jest błędem, ale emocje przemówiły silniej niż wszystkie ostrzeżenia naszej świadomości. Odwzajemniłam jego pocałunki i nieśmiałe pieszczoty.
– Luiza... – szepnął nagle Marek, a w jego głosie dało się wyczuć walkę.
– Wiem – odpowiedziałam, a moje słowa były równie pełne zagubienia. – To nie powinno się wydarzyć.
Wiedzieliśmy o tym oboje, jednak namiętność i samotność, które nas otaczały, były jak magnes, nieodparty i niebezpieczny. Wciąż nie mogliśmy się od siebie oderwać.
Bez wątpienia byłam winna
Niespodziewany dźwięk samochodu na podjeździe wyrwał nas z romantycznego nastroju. To był moment, w którym wszystko wokół nagle zamarło – Alina przyjechała. W świetle reflektorów samochodu widziała na pewno nasze zbliżone do siebie twarze.
– Co ona tu robi?! – wyszeptałam przerażona, przerywając ciszę, która nas otaczała.
Marek był równie zaskoczony, błądząc wzrokiem między mną a schodami, za którymi pojawiła się Alina. Nie zdążyliśmy nic ukryć, nasze wzajemne spojrzenia mówiły same za siebie.
Alina podeszła, a w jej oczach malowało się zdziwienie, które szybko zmieniło się w ból, kiedy zrozumiała sytuację. Wybiegła do sadu. Marek poszedł za nią, aby wyjaśnić, czego słowa były niezdolne wyrazić.
Zostałam sama, zaciskając dłonie na oparciu krzesła. Wiedziałam, że wszystko, co miało sens, właśnie się rozpadło. Z daleka dochodziły mnie ich kłótnia i pretensje, a moje serce kruszyło się na kawałki. Rozdarta między miłością a winą, zdałam sobie sprawę z błędu, który popełniłam. Marek i Alina odjechali razem.
Jak mogłam zdradzić siostrę?
Chłód poranka sprawiał, że wszystko wydawało się jeszcze bardziej surowe i realne. Jan, miejscowy stolarz i długoletni przyjaciel rodziny, zauważył zmianę w moim zachowaniu już pierwszego dnia, kiedy szłam przez wieś. Teraz, siedząc naprzeciwko mnie, patrzył pytająco, czekając na wyjaśnienia.
– Coś się stało, Luiza? – spytał z troską w głosie. Jego spojrzenie było przenikliwe i życzliwe zarazem.
Spojrzałam na niego, a łzy stanęły mi w oczach. Byłam sama, z dala od Aliny, od Marka, od wszystkich. Pozostała tylko prawda, która parzyła jak wrzący kocioł.
– Zrobiłam coś strasznego – wyznałam bez ogródek.
Jan słuchał uważnie, a kiedy opowiedziałam mu wszystko, westchnął ciężko.
– W życiu zdarzają się chwile, których nie można cofnąć – powiedział po chwili. – Ale zawsze możemy wybrać, co zrobimy dalej.
Jego słowa nie były pocieszeniem, ale przyniosły pewien rodzaj spokoju. Wiedziałam, że muszę zmierzyć się z konsekwencjami swoich czynów, że muszę przepracować te emocje i znaleźć sposób, aby naprawić relacje, które tak lekkomyślnie naruszyłam.
– Dziękuję, Janku – szepnęłam, próbując uśmiechnąć się przez łzy.
Następne dni minęły pod znakiem milczenia i skrywanego żalu. Pracowałam sama, a łzy wciąż do mnie wracały. Co teraz będzie?
Marek w końcu przyjechał do mnie, aby porozmawiać. Stanął w drzwiach, niepewny i zmęczony, z troską malującą się na twarzy.
– Luiza, musimy porozmawiać – zaczął, unikając mojego spojrzenia.
– Wiem – odpowiedziałam cicho, wiedząc, że to, co było między nami, nie miało przyszłości.
– Kocham Alinę – powiedział szybko, jakby chciał odczuć ulgę po wyznaniu prawdy. – I chcę spróbować naprawić nasze małżeństwo.
– Ja także tego chcę – przytaknęłam, czując, że serce znów mi pęka. – Przepraszam za wszystko... Was oboje...
Nie było już miejsca na słodkie słówka czy namiętne spojrzenia. Była tylko szczera rozmowa o błędach, żalu i konieczności pójścia dalej. Obiecaliśmy sobie, że zrobimy wszystko, aby zagoić rany, które wspólnie zadaliśmy.
Może kiedyś mi wybaczy
Wpatrywałam się w zmierzch, który spowił stary dom w ciepłe barwy. Siedziałam w samotności, zagubiona wśród wspomnień i płonnych nadziei na wybaczenie. Zerwanie kontaktów z Markiem było nieuniknione, lecz to utrata więzi z Aliną bolała najbardziej.
Rozważałam głęboką ranę, którą zadałam siostrze – tej samej, z którą dzieliłam dzieciństwo pod jabłoniami, sekrety i siostrzaną miłość. Teraz, patrząc na stojące wciąż dumnie drzewa, czułam, jak żal przeszywa moje serce. Nigdy nie chciałam zranić Aliny, a jednak moje działania przyniosły jej tyle bólu.
Przepełniona smutkiem, myślałam o przeszłości i tym, jak jedna chwila słabości zmieniła wszystko. Chciałam krzyczeć do niej przez pola, że mi przykro, że byłam egoistką, że to ona zasługuje na całą miłość świata. Żeby tylko mogła kiedyś wybaczyć...
Jan pojawił się obok mnie nieoczekiwanie, trzymając w dłoniach coś, co na moment odwróciło moje myśli od bolesnej refleksji. Była to starannie wystrugana figurka – dwie siostry trzymające się za ręce.
– To dla ciebie – powiedział, podając mi drewnianą rzeźbę. – Pamiętaj, że rodzina to więź, która przetrwa nawet najcięższe burze.
Jego słowa były kojącym balsamem na moje zbolałe serce. I wtedy poczułam, że choć zraniłam siostrę, to zawsze będę walczyć o jej przebaczenie, każdego dnia, dopóki jabłonie będą stały na straży naszego wspólnego domu.
Luiza, 36 lat