Reklama

Zawsze było mi trudno mówić o sobie, ale teraz, stojąc przed lustrzanym odbiciem, musiałam się do tego zmusić. Te święta wielkanocne, podobnie jak poprzednie, spędzam z dala od rodziny, u znajomych. Dlaczego? To długa historia, której nie lubię szczególnie opowiadać, ale jeśli miałabym ją streścić w kilku słowach, brzmiałaby: samotność, tęsknota i kolejne rozczarowania w miłości.

Reklama

Przypomniałam sobie te wszystkie związki, które rozpadały się jak pisanki zbyt mocno stuknięte o stół – zaczynające się z wielkimi nadziejami, kończące się wśród łez i z poczuciem zawodu. Ostatnia relacja, która rozpadła się pół roku temu, pozostawiła mnie z przekonaniem, że coś może być nie tak z moim podejściem do miłości. Tak bardzo pragnęłam bliskości, bezpieczeństwa, kogoś, kto zrozumie. Ale za każdym razem, gdy sądziłam, że znalazłam kogoś wyjątkowego, wszystko się sypało.

Dlatego teraz, zamiast siedzieć przy wielkanocnym stole z rodziną, przyjęłam zaproszenie mojej przyjaciółki, która otworzyła przede mną drzwi swojego domu. Chciała, abym poczuła się jak część jej rodziny. A ja, choć wdzięczna, czułam się jak intruz, ktoś, kto nie do końca pasuje do tej świątecznej atmosfery. Mimo wszystko miałam nadzieję, że może te święta będą inne, że może zaznam odrobinę spokoju i zakosztuję szczęścia.

Spojrzałam przez okno na wiosenną zieleń, która powoli budziła się do życia. Kwiaty zaczynały kwitnąć, ptaki śpiewały. Wszystko wokół zdawało się symbolizować nowy początek. Choć sama nie do końca w to wierzyłam, nie mogłam się oprzeć myśli, że może te święta przyniosą mi coś wyjątkowego. Może to będzie mój nowy początek.

Spotkanie przy święconce

Wielka Sobota przyniosła ze sobą zapach świeżo pieczonych babek i białej kiełbasy, które roznosiły się po całym domu mojej przyjaciółki. Przy stole zasiadła cała jej rodzina, a ja starałam się wtopić w ten świąteczny gwar. Każdy wydawał się tak zrelaksowany i szczęśliwy, a ja, choć doceniałam ich gościnność, czułam się trochę jak outsider.

Podczas święconki, w kościele, miało miejsce coś, co zmieniło bieg tych świąt. Szymon, kuzyn mojej przyjaciółki, przyciągnął moją uwagę od razu, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Był intrygującym mężczyzną o ciepłym uśmiechu, który zdawał się mówić: "Rozumiem cię". Jego obecność była jak promyk słońca pośród zimnych murów kościoła.

– Cześć, jestem Szymon – podszedł do mnie z wyciągniętą ręką, a ja uścisnęłam ją, próbując ukryć rumieniec, który pojawił się na moich policzkach.

– Marta – odpowiedziałam nieco zaskoczona jego bezpośredniością. – Jesteś kuzynem Anki, prawda?

– Tak, to prawda – odparł, a jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. – Opowiadała mi o tobie, mówiła, że spędzasz z nimi te święta. Miło mi cię poznać.

Rozmowa z nim była swobodna i naturalna. Szymon opowiadał o swoim życiu, pasjach i planach na przyszłość, a ja nie mogłam się nadziwić, jak szybko znaleźliśmy wspólny język. Czułam, jak między nami rodzi się coś niewidzialnego, coś, co przyciąga nas do siebie jak magnes.

– Słuchaj, mam propozycję – powiedział nagle, patrząc mi prosto w oczy. – Może pozwolisz, że cię odprowadzę? Pogadamy jeszcze trochę, jeśli masz ochotę.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Serce biło mi tak mocno, jakby zaraz miało się wyrwać. Zgodziłam się, czując, że być może jest to początek czegoś nowego, nieoczekiwanego.

Tego się nie spodziewałam

Spacer z Szymonem był jak chwila wytchnienia od codziennych zmartwień. Idąc obok niego, czułam, jak z każdym krokiem ciężar samotności zsuwa się z moich ramion. Ulica była cicha, jedynie delikatny wiatr szumiał w koronach drzew, a wiosenne kwiaty zaczynały budzić się do życia.

– Wiesz, nigdy nie przypuszczałem, że w taki sposób spędzę te święta – zaczął Szymon, zerkając na mnie kątem oka. – Czasami czuję, że życie nieustannie stawia na naszej drodze niespodzianki.

– Zgadzam się – odpowiedziałam, starając się ukryć emocje, które we mnie buzowały. – Czasem, gdy myślimy, że wszystko mamy pod kontrolą, los płata nam figla.

Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, dzieląc się historiami z życia, wspomnieniami z dzieciństwa i marzeniami o przyszłości. Szymon opowiadał o swoich planach podróży, a ja słuchałam z zaciekawieniem, zdając sobie sprawę, jak dobrze się dogadujemy.

Kiedy dotarliśmy do domu, w którym wynajmowałam pokój, zatrzymaliśmy się przed furtką. Serce biło mi mocno, jakby przeczuwając, że ta chwila jest wyjątkowa. Szymon spojrzał na mnie z taką intensywnością, że poczułam, jak rumieniec wstępuje na moje policzki.

– Dziękuję za ten dzień, Marta – powiedział cicho, zbliżając się do mnie. – Było miło cię poznać i spędzić z tobą czas.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Szymon pochylił się i delikatnie pocałował mnie w policzek. Był to gest subtelny, ale wywołał we mnie lawinę emocji. Chwilę później poczułam jego usta na swoich – krótki, ale pełen emocji pocałunek. W mojej głowie zawrzało, a serce zaczęło bić jeszcze mocniej.

Staliśmy tam przez moment w ciszy, a ja próbowałam zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Było w tym coś niepewnego, ale zarazem ekscytującego, jakby świat wokół przestał istnieć.

– Dobranoc – powiedział w końcu, odchodząc. Patrzyłam za nim, czując, jak emocje wzbierają we mnie na nowo. Wiedziałam, że to spotkanie było początkiem czegoś, co mogło zmienić moje życie.

Byłam zszokowana

Następnego dnia obudziłam się z mieszanymi uczuciami, które nie opuściły mnie ani na chwilę. Słoneczne promienie wpadające przez okno przypominały mi o wczorajszej nocy, a serce wciąż biło mi mocno na myśl o Szymonie. Nie mogłam pozbyć się z głowy jego spojrzenia, tego chwilowego ciepła, które poczułam, kiedy był obok.

Spotkałam się z moją koleżanką, gospodynią świąt, na porannej kawie. Kiedy opowiedziałam jej o wczorajszym spacerze z Szymonem, spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Czekaj, musisz mi coś wyjaśnić – zaczęła, kręcąc głową z wyrazem lekkiego zdziwienia. – Czy ty naprawdę flirtowałaś z Szymonem?

– No... może trochę – odpowiedziałam, czując, jak rumieniec znów pojawia się na moich policzkach.

– Nie mogę uwierzyć! – wybuchła śmiechem. – Przecież on jest zaręczony!

Te słowa były jak kubeł zimnej wody. Patrzyłam na nią zszokowana, próbując zrozumieć, co to wszystko znaczy. Zaręczony? I nic mi nie powiedział?

– Ale... ale jak to? – zdołałam tylko wykrztusić. – Nic nie mówił.

– Wiesz... Szymon miał problemy w tym związku – próbowała mnie uspokoić. – To chyba dość skomplikowane.

Nie mogłam w to uwierzyć. Siedziałam w milczeniu, starając się zrozumieć sytuację. Jak mogłam tak się zaangażować, zanim czegokolwiek dowiedziałam się o Szymonie?

Wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku, wpatrując się w wiadomość, która nagle pojawiła się na moim telefonie. Była od Szymona: "Dziękuję za wczoraj. Dzisiaj jest nowy dzień".

Serce podskoczyło mi znowu, a emocje, które próbowałam zdusić, wróciły z podwójną siłą. Co to miało znaczyć? Co miał na myśli? Analizowałam każde słowo, próbując dotrzeć do sensu tej wiadomości.

Czułam się rozdarta między tym, co wydarzyło się wczoraj, a świadomością, że Szymon jest zaręczony. Czy moje uczucia były tylko złudzeniem, czy mogły znaczyć coś więcej?

Musieliśmy szczerze porozmawiać

Z niepewnością i mieszanką emocji postanowiłam, że muszę porozmawiać z Szymonem. Nie mogłam dłużej tkwić w tej niepewności, potrzebowałam odpowiedzi. Umówiliśmy się na spotkanie w parku, gdzie mieliśmy przestrzeń do szczerej rozmowy.

Siedziałam na ławce, próbując się uspokoić, gdy zobaczyłam, jak nadchodzi. Wydawał się być spokojny i opanowany, ale w jego oczach kryło się coś więcej – coś, co zdradzało, że ta rozmowa była dla niego równie ważna.

– Cześć, Marta – przywitał się, siadając obok mnie. Przez chwilę panowała cisza, przerywana tylko śpiewem ptaków. W końcu zdecydowałam się mówić.

– Dowiedziałam się, że jesteś zaręczony – zaczęłam, czując, jak serce wali mi jak szalone. – Jak mogłeś mi nie powiedzieć?

Spojrzał na mnie z pewnym smutkiem w oczach, jakby zrozumiał, jak bardzo ta sytuacja mnie dotknęła.

– Tak, to prawda – odpowiedział po chwili. – Ale to nie jest takie proste. Moje zaręczyny były bardziej decyzją podjętą pod presją niż świadomym wyborem.

Słysząc to, poczułam mieszankę ulgi i bólu. Chciałam zrozumieć, dlaczego postąpił w ten sposób, ale jednocześnie nie chciałam się angażować w coś, co mogło mnie zranić.

– Dlaczego mnie pocałowałeś? – zapytałam, próbując ukryć łzy.

Spojrzał na mnie z intensywnością, która sprawiła, że na moment zamarłam.

– Bo z tobą czuję coś prawdziwego, czego mi brakowało. Czuję, że to może być coś więcej, coś, czego szukałem przez długi czas – wyjaśnił, a ja czułam, jak jego słowa wkradają się w głąb mojej duszy.

Byłam rozdarta między pragnieniem, by mu zaufać, a świadomością, że wciąż jest związany z kimś innym. Musiałam zmierzyć się z dylematem moralnym i emocjonalnym, który przytłaczał mnie coraz bardziej. Co powinno przeważyć – moje uczucia do Szymona, czy szacunek dla jego obecnej sytuacji? Wiedziałam, że czeka mnie trudna decyzja.

Marta, 30 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama