„Miałam wyjść za Arka dla kredytu i wygodnego życia. Wystarczyło jedno spojrzenie ukochanego, by uciec przed przysięgą”
„Było nam po prostu wygodnie. Mieliśmy podobne poczucie humoru i miło spędzaliśmy czas. Dużo zarabialiśmy, na wiele nas było stać, mieliśmy z kim spędzić wieczór. Planowaliśmy ślub, skromną ceremonię. Mieliśmy świadomość, że z papierkiem łatwiej jest dostać kredyt, a z obrączką na palcu – awans”.

- Redakcja
Sebastian był typem klasowego rozrabiaki. Poznaliśmy się w technikum i już od pierwszych dni przylgnęła do niego łatka łobuza. Raz nawet zabrał dziennik z biurka i biegał z nim dookoła klasy, twierdząc, że odda, jeśli pani Zawadzka, nasza nauczycielka biologii, odwoła niezapowiedzianą kartkówkę. I wszystko uchodziło mu płazem. Nauczyciele wygrażali mu, obiecywali, że następnym razem nie będą mieć dla niego tyle wyrozumiałości, ale zawsze kończyło się to na słowach. Sebastian miał w sobie coś magnetycznego. Coś, co sprawiało, że koniec końców nawet najbardziej zaciekły wróg przechodził na jego stronę.
Nic dziwnego, że był powszechnie podziwiany. Koledzy zazdrościli Sebastianowi odwagi i brawury, a dziewczyny wzdychały do niego w tajemnicy.
– Widziałaś? Uśmiechnął się do mnie! Nie mogę w to uwierzyć, że wpadłam mu w oko! Uszczypnij mnie, bo chyba śnię – mówiła mi co jakiś czas rozemocjonowana Ela, moja najlepsza przyjaciółka.
Nie mogłam zrozumieć, dlaczego za każdym razem Sebastian wzbudzał w niej tyle emocji. Wszyscy przecież wiedzieli, że lubi flirtować, więc tym bardziej jego zachowania nie można było brać na serio. Jak dla mnie, był niepoważny. Z jedną chodził do kina, z druga na kawę, a z trzecią wybierał się na spacery nad rzekę. A mimo tego dziewczyny wręcz jadłu mu z ręki, a pewnie każda z nich miała nadzieję, że w końcu zostanie oficjalną dziewczyną Sebastiana.
Gdy wszystkie koleżanki piszczały na sam widok Sebastiana, ja wolałam się uczyć, brać udział w konkursach i uczestniczyć w dodatkowych praktykach. Nie interesowały mnie modne sukienki, kosmetyki, najnowsze trendy w makijażu. Moje znajome marzyły o wielkiej miłości, omawiały wszystkie szkolne romanse, a ja marzyłam o lepszym życiu. Chciałam wybrać się z biedy, uciec z małej miejscowości, w której wszyscy się znali. Czasem aż za dobrze.
Nie byłam głupia
Chyba ten brak zainteresowania zrobił na Sebastianie wrażenie. Im mniejszą uwagę na nim skupiałam, im bardziej byłam obojętna na jego popisy, tym bardziej o mnie zabiegał. Na początku ignorowałam jego zaloty. Nie byłam głupia. Widziałam, ile dziewczyn ma złamane serce, ile dziewczyn łkało po kątach, bo zrobiło sobie nadzieję, że zatrzymają go na dłużej. Jednak Sebastian nie dawał za wygraną. Jakby chciał mi udowodnić, że mogę mu zaufać, że nie jestem jedną z wielu. Zaczął się lepiej uczyć, przestał wagarować, mniej łobuzował. Zauważyłam jego przemianę, ale byłam przekonana, że to wszystko na pokaz.
Pewnego dnia Sebastian podszedł do mnie na przerwie i z miną niewiniątka poprosił mnie o korepetycje z fizyki. Wiedziałam, że ta prośba ma drugie dno, tylko że… On naprawdę był zagrożony. Miałam dylemat, ale ostatecznie dałam się przekonać. No cóż… okazało się, że nie mam serca z kamienia i po miesiącu byłam w nim zakochana.
Zaczęliśmy się spotykać, a nasz związek szybko stał się szkolną sensacją. Wszyscy śledzili z wypiekami każdy nasz ruch. Niektórzy od początku nam kibicowali, jednak wiele osób sądziło, że szybko znudzę się Sebastianowi, że znajdzie sobie inną, a ja będę cierpieć po rozstaniu. Stało się jednak zupełnie inaczej. Sebastian, ten chłopak z szelmowskim uśmiechem, kompletnie oszalał na moim punkcie. Byliśmy nierozłączni.
Miałam wielkie ambicje
Czas płynął, a matura zbliżała się nieubłaganie. Życie pokazało, że to był nie tylko egzamin z wiedzy, ale także z naszej miłości. Zdałam ze świetnym wynikiem, niestety Sebastian nie mógł powiedzieć tego samego.
– To tylko pięć lat i wrócę – obiecywałam Sebastianowi przez łzy, gdy zbliżał się czas mojego wyjazdu na studia. – Będziemy się widywać w weekendy, święta, całe wakacje spędzimy razem. Będzie trudno, ale damy radę, prawda?
Sebastian miał miej wiary. Przytulił mnie mocno i powiedział:
– Nie chcę, żebyś straciła przeze mnie to, na co tak ciężko pracowałaś.
Głos mu się łamał, gdy to mówił. Pocałował mnie i odszedł. Chyba nie chciał, żebym widziała łez.
Na początku tęskniłam za nim jak głupia. Pisałam, dzwoniłam, przyjeżdżałam, gdy tylko nadążyła się okazja. A potem… nasz związek umarł śmiercią naturalną. Usechł. Mnie wciągnęło życie akademickie. Wykłady, ćwiczenia, kolokwia, projekty w kole naukowym, a do tego imprezy, koncerty, wypady do teatru lub na wykłady światowych sław. Miałam wielkie ambicje i jeszcze większy apetyt na życie. Dla Sebastiana nie było w nim miejsca. Od znajomych wiedziałam tylko, że nie ma stałej pracy i gra dorywczo na weselach. Po studiach rozpoczęłam pracę w mieście, w jednej z zagranicznych firm, która prężnie działała na polskim rynku. Zarabiałam całkiem nieźle, ułożyłam sobie życie i nawet przez myśl mi nie przeszło, że miałabym wracać w rodzinne strony. Nie widziałam powodu, żeby pojawić się w rodzinnym domu nawet na święta.
– Mamuś, zrozum, nie przyjadę w tym roku Boże Narodzenie. Trafiła się okazja. Jutro wyjeżdżam z Arkiem na narty w Alpy na dwa tygodnie.
Arka poznałam pod koniec studiów, na praktykach. Mieliśmy podobne cele. Oboje z małych miejscowości, zdeterminowani, by udowodnić wszystkim, że jest nam pisany sukces. Każde było zajęte swoimi sprawami, a nasza relacja nie opierała się miłości. A przynajmniej nie takiej, jaka łączyła mnie z Sebastianem. Było nam po prostu wygodnie. Mieliśmy podobne poczucie humoru i miło spędzaliśmy czas. Dużo zarabialiśmy, na wiele nas było stać, mieliśmy z kim spędzić wieczór. Planowaliśmy ślub, skromną ceremonię. Bez zbędnego rozgłosu. Mieliśmy świadomość, że z papierkiem łatwiej jest dostać kredyt, a z obrączką na palcu – awans.
– Przyjedź do nas, jak wrócisz – powiedziała mama smutnym głosem. – Prawie w ogóle już do nas nie przyjeżdżasz… Tęsknię za tobą, córcia.
Moje serce znów zaczęło bić mocniej
Po powrocie z nart miałam jeszcze wiele spraw do załatwienia i do rodziców pojechałam dopiero pod koniec stycznia. W ostatniej chwili padł mi samochód i musiałam pojechać pociągiem. Chciałam mamie zrobić niespodziankę. Gdy dojechałam na miejsce, skoczyłam do cukierni, w której kupowałam słodkie bułki w drodze do szkoły. Śmiać mi się chciało, bo wszyscy faceci spotkani po drodze gapili się na mnie jak na jakąś gwiazdę. Stałam przed wejściem i zastanawiałam się, co wybrać, gdy poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Podniosłam wzrok i zamarłam. Przede mną stał Sebastian. Patrzył na mnie tym swoim magnetycznym spojrzeniem i uśmiechał się szelmowsko. Zmienił się, ale to wciąż był on.
– Co tu robisz? Dawno się nie widzieliśmy!
Odpowiedziałam uśmiechem. Wiedziałam, że to nie był przypadek. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale wzięłam Sebastiana pod rękę i ruszyliśmy w kierunku parku. Nie pojechałam do rodziców. Nie tego dnia.
– Jak ci się żyje? Co się z tobą działo przez te wszystkie lata? – zapytam nad ranem Sebastiana, leniwie opierając się o jego ramię.
Leżeliśmy na hotelowym łóżku, a ja czułam, że moje serce znów zaczęło bić mocniej. Jakbyśmy nigdy się nie rozstawali, jakby nasza miłość trwała wiecznie. Jakbym cofnęła w czasie.
– Liczysz się tylko ty – powiedział, patrząc mi w oczy. – Zawsze byłaś dla mnie najważniejsza.
Rozpłynęłam się ze szczęścia. Właśnie takiej odpowiedzi oczekiwałam. Pożegnaliśmy się czule, a ja pojechałam do rodziców. Jednak nie mogłam przestać myśleć o tym, co się stało. Nagle, to co było dla mnie ważne jeszcze wczoraj, przestało mieć znaczenie. Nie chciałam wracać do pracy w korporacji, do stabilnego, ale pozbawionego namiętności w związku z Arkiem. W mojej głowie był Sebastian. Byłam gotowa rzucić swoje obecne życie, zobowiązania, znajomości i przenieść się do rodzinnego miasteczka. Chciałam być z nim. Z Sebastianem.
Szczęka mi opadła
Wieczorem siedziałam z mamą w kuchni. Na stole parowała aromatyczna herbata.
– Widziałam się z Sebastianem. Myślę, że dla niego mogłabym tu wrócić… – wierzyłam się mamie.
Miałam nadzieję, że będzie zachwycona tym pomysłem. Jednak jej reakcja, była dla mnie wielkim zaskoczeniem.
– Dla Sebastiana? Chyba nic nie wiesz?! – ton mamy był pełen oburzenia.
– Ale co mam wiedzieć? – zapytałam spokojnie, ale w środku cała się trzęsłam.
– No za miesiąc bierze ślub z Elą. Nie słyszałaś o tym?
Zamroziło mnie. Szczęka opadła mi aż do podłogi. Gdy szok minął, zadzwoniłam do Sebastiana.
– Byłam twoją zabaweczką?! Odskocznią od rodzinnego życia? Dlaczego mnie okłamałeś?! – krzyczałam do słuchawki.
– Nie kłamałem. Liczysz się tylko ty. Zawsze tak było. Kocham cię, Justyna.
Rozłączyłam się. Nie chciałam, żeby słyszał, że płaczę.
Kilka dni później wróciłam do swojego świata. Może nie był idealny, ale był bezpieczny. Chciałam w to wierzyć. Nie chciałam zwlekać ze ślubem. Namówiłam Arka, żeby przyśpieszyć datę. Miałam wrażenie, że nawet się ucieszył.
Tego dnia stałam przed urzędnikiem ubrana w białą suknię od znanego projektanta. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Gdy urzędnik zaczął odczytywać słowa przysięgi, drzwi do sali ślubów otworzyły się z hukiem.
– Nie rób tego! Kocham cię, zawsze cię kochałem.
Wszyscy odwrócili się w stronę Sebastiana. Arek stał jak wmurowany, ludzie zaczęli szeptać. Nie zastanawiałam się długo. Uniosłam suknię i pobiegłam w stronę ukochanego. Złapaliśmy się za ręce, wybiegliśmy z budynku i rzuciliśmy się do ucieczki. Jechaliśmy na oślep, byle dalej. Ważne było tylko to, że jesteśmy razem. Wylądowaliśmy w jednej z miejscowości na Dolnym Śląsku. Wynajęliśmy mieszkanie, a po kilku latach kupiliśmy mieszkanie na kredyt. Nie zarabiam już kokosów, nie gonię za karierą. Bo mam coś ważniejszego. Miłość. I spodziewamy się dziecka. Już niebawem na świecie pojawi się Zuzia.
Justyna, 30 lat
Czytaj także:
- „Gdy sąsiad wyznał mi swój sekret, aż coś we mnie zadrżało. Mam 56 lat i jeszcze do trumny się nie kładę”
- „Mam 45 lat i zakochałam się w facecie z internetu. Wyznałam mu tę 1 rzecz, zabrał ostatni kawałek mojej godności”
- „Zamiast przed telewizorem, czas spędzam w garażu, a żona i tak narzeka. Zrobiła coś, przez co poważnie myślę o rozwodzie”