„Miałam wyrzuty, że zdradziłam męża. Ale gdy Marek dowiedział się, że mam kochanka, tylko zaśmiał mi się w twarz”
„Poczułam w sobie wściekłość, ale i coś jeszcze – wstręt. Do męża. Do siebie sprzed kilku miesięcy. Do tego, że jeszcze niedawno bałam się go stracić”.

- Redakcja
Od dziesięciu lat jestem żoną Marka, ale od jakiegoś czasu czułam się w tym związku jak gość, który zapomniał, po co właściwie przyszedł. Kiedyś rozmawialiśmy godzinami, dziś ledwie wymieniamy zdania. Jego nieobecność stała się coraz bardziej dotkliwa – wieczorne wyjścia, chłodne spojrzenia, milczenie zamiast wyjaśnień. Nie wiedziałam, czy mnie zdradza, ale byłam pewna, że go tracę. Wyjazd w Bieszczady miał być ucieczką, desperacką próbą złapania oddechu. Chciałam przypomnieć sobie, jak to jest być sobą, a nie tylko częścią martwego układu.
Nie byłam uczciwa
Szłam sama szlakiem z plecakiem, w którym miałam termos z kawą, kurtkę przeciwdeszczową i notatnik. W pewnym momencie coś mi się nie zgadzało. Drzewo, które wcześniej mijałam, wyglądało znajomo. Zgubiłam się. Na szczęście chwilę później pojawił się on.
– Wyglądasz, jakbyś nie wiedziała, dokąd iść – powiedział.
– Bo właśnie nie wiem – przyznałam z rozbrajającą szczerością.
Michał, bo tak się przedstawił, od razu zaproponował, że mnie odprowadzi do pensjonatu. Po drodze rozmawialiśmy – o muzyce, o książkach, o samotności. Okazało się, że prowadzi tu niewielką firmę i kocha chodzić po górach. Im dłużej szliśmy razem, tym większy spokój czułam. Kolejnego dnia też się spotkaliśmy. I kolejnego też. Zbieraliśmy szyszki, siedzieliśmy przy ognisku, milczeliśmy razem. Jego obecność była jak ciepły szal – nie nachalna, ale otulająca. Czułam się... zauważona, ale w nocy długo nie mogłam zasnąć. Wiedziałam, że moje zachowanie nie było uczciwe. Byłam mężatką. Ale czy można zdradzić męża, który już nie chce nim być?
Czułam się ważna
Tego dnia wyszliśmy na dłuższą trasę. Michał obiecał mi pokazać starą bacówkę ukrytą głęboko w lesie. Zrobiliśmy tam ognisko, zjedliśmy kiełbaski, piliśmy herbatę z termosu, śmialiśmy się i wspominaliśmy dzieciństwo. Michał opowiadał o swoim ojcu, który nauczył go czytać z mapy i rozpoznawać ślady zwierząt. Ja mówiłam o babci, która uczyła mnie piec chleb i nie ufać mężczyznom zbyt łatwo. Gdy wracaliśmy, zaczęło padać. Najpierw lekko, potem już bez litości. Michał zaproponował, że pójdziemy do jego domu – był bliżej niż pensjonat. Przemoczeni, zziębnięci, śmialiśmy się z tego, jak wyglądamy. Wróciliśmy całkiem przemoczeni, więc Michał zapalił w kominku, dał mi suchy sweter. Nie było żadnej deklaracji, tylko długie spojrzenie, a potem jego dłoń na moim policzku. Pocałował mnie z czułością, jakby długo czekał na ten moment, ale nie był pewien, czy może. Odpowiedziałam.
Leżeliśmy wtuleni w siebie, patrząc na iskry w kominku. Nic nie trzeba było mówić. I może właśnie dlatego ta mnie zmieniła. Nie chodziło o seks. Chodziło o bliskość. O to, że ktoś mnie widzi. Że jestem dla kogoś ważna. Nad ranem wyszłam. Potrzebowałam powietrza. Przestrzeni. Myśli krążyły jak szalone. Nie wiedziałam, co dalej. Ale wiedziałam jedno – nie byłam już tą samą kobietą, która przyjechała w Bieszczady, żeby uciec.
Zrobiło mi się słabo
Byłam rozkojarzona. Szłam wolno z kubkiem kawy, która zdążyła już wystygnąć. W głowie miałam tysiąc myśli i żadnej odpowiedzi. Wróciłam do pensjonatu z planem, że zamknę się w pokoju, wezmę gorący prysznic i spróbuję wszystko jakoś poukładać. Ale gdy weszłam do środka, zobaczyłam Marka. Stał oparty o framugę drzwi mojego pokoju, z rękami w kieszeniach.
– Miły wyjazd? – zapytał, przechylając głowę.
W jego głosie była ironia. I coś jeszcze. Coś niepokojącego.
– Co ty tu robisz? – wydusiłam, serce zaczęło mi bić jak szalone.
– Śledziłem cię. Od kilku dni. Miałem przeczucie, że coś kombinujesz. I miałem rację – uśmiechnął się.
To nie był uśmiech, który znałam. To był grymas władzy. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam, jak robi mi się słabo. Głos ugrzązł w gardle.
– Ale spokojnie, nie zamierzam robić scen – kontynuował. – Po prostu... potrzebowałem to zobaczyć. Zrozumieć, kim się stałaś. Choć... wiesz, co jest najzabawniejsze? – Jego twarz nagle spoważniała. – Że to nie ty zaczęłaś tę grę. To ja. Miałem romans. Ona mnie rzuciła. I teraz zostało mi tylko to – wskazał na mnie, jak na przedmiot, który kiedyś mu się znudził, a teraz nagle stał się cenny.
Poczułam w sobie wściekłość, ale i coś jeszcze – wstręt. Do męża. Do siebie sprzed kilku miesięcy. Do tego, że jeszcze niedawno bałam się go stracić.
Nie chciałam powtórki z rozrywki
Wieczorem usiedliśmy naprzeciwko siebie. Marek wyglądał, jakby właśnie chciał odzyskać kontrolę. Ale ja nie zamierzałam grać tej roli. Już nie.
– Myślisz, że po prostu wrócę do domu i będziemy udawać, że nic się nie stało? – zapytałam spokojnie, patrząc mu prosto w oczy.
– Nie... Ale przecież oboje popełniliśmy błędy. Powinniśmy zacząć od nowa, prawda?
Znałam ten ton. Tak mówił, gdy próbował coś ugrać.
– Ty zdradzałeś mnie miesiącami. Ja... znalazłam spokój na kilka dni. To nie to samo. I nie, nie chcę zaczynać od nowa. Nie z tobą – przerwałam mu, zanim zaczął grać rolę skruszonego męża.
– No to co? Zostawisz to wszystko? Dziesięć lat? Dom, wspomnienia, nasze życie?
– A co z tego zostało? Ostatnie miesiące byłam przezroczysta. Nie dotykałeś mnie, nie patrzyłeś na mnie. Byłam dla ciebie... meblem. Ale teraz wiem, że nie muszę tak żyć – powiedziałam, czując, że po raz pierwszy mówię te słowa nie tylko do niego, ale też do siebie.
Wstałam. Wzięłam swój płaszcz i skierowałam się do drzwi.
– Gdzie idziesz? – zapytał.
– Na spacer. Potrzebuję pobyć sama z kimś, kto mnie szanuje. Ze sobą.
Nie czułam ulgi
Obudziłam się wcześnie, zanim jeszcze słońce przebiło się przez mgłę. Marek wyjechał dzień wcześniej. Leżałam w ciszy, wpatrzona w sufit. Nie było łez. Nie było ulgi. Była tylko pusta przestrzeń. I miejsce, które kiedyś wypełniał lęk. Zeszłam do jadalni pensjonatu. Na stole stała kawa, zostawiona przez właścicielkę. Wzięłam kubek i wyszłam na zewnątrz. Las był nieruchomy, jakby wstrzymał oddech. Ruszyłam ścieżką, tą samą, którą chodziłam z Michałem. I wtedy go zobaczyłam. Stał przy rozwidleniu dróg, w tej samej czapce, z plecakiem na jednym ramieniu. Nie był zaskoczony moim widokiem. Tylko skinął głową.
– Cześć – powiedział cicho.
– Cześć – odpowiedziałam.
Przez chwilę tylko staliśmy. Nic nie mówił, nie pytał. Może wiedział, że nie chcę teraz mówić o uczuciach, planach, przyszłości. Może czuł, że dziś nie potrzebuję wyznań, tylko spokoju.
– Idziesz na szlak? – zapytał.
– Chyba tak. Ale nie wiem, w którą stronę – uśmiechnęłam się słabo.
– Mogę iść z tobą kawałek. Jeśli chcesz.
Skinęłam głową. Szliśmy obok siebie w milczeniu. Czasem to wystarczy. Czasem to znaczy więcej niż jakiekolwiek słowa. Dotknął mojej dłoni. Nie chwycił jej, tylko delikatnie musnął palcami. Nie zabrałam jej. Ale też nie odwzajemniłam gestu. Jeszcze nie.
Odzyskałam siebie
Siedziałam przy drewnianym stole w jadalni pensjonatu, wpatrzona w smugę światła wpadającą przez okno. Na zewnątrz wciąż wisiała mgła, a las wyglądał, jakby zasnął i nie zamierzał się budzić. Herbata w filiżance dawno wystygła. Nie szukałam w tym wszystkim sensu, nie próbowałam dopisać tej historii do końca. Marek nie był już częścią mojego życia. Był tylko ważnym przystankiem w podróży, którą musiałam odbyć sama. Wzięłam notatnik i długopis, i wyszłam na taras. Zapisane myśli bolały mniej. Napisałam jedno zdanie, które wtedy wydawało mi się jedynym pewnikiem:
„Już nigdy nie pozwolę, żeby ktoś mówił mi, kim jestem”.
Nie miałam pojęcia, co dalej. Nie znałam odpowiedzi. Ale pierwszy raz od bardzo dawna... to mi nie przeszkadzało. Wyszłam na zewnątrz. Las milczał, ale w tym milczeniu było coś kojącego. Bo właśnie odzyskałam siebie.
Marta, 35 lat
Czytaj także:
- „Dzieci nie zapytały, czy mam siłę robić Wielkanoc. W tym roku zamiast żurku w garnku zobaczą kartkę na lodówce”
- „Gdy utknęłam z Tomkiem w windzie, obudziła się w nas dzika namiętność. To było jak w zakazanych filmach”
- „Wnuczka podbiera mi pieniądze, ale ja nic nie mówię. Wolę mieć mniej w portfelu, niż żyć w cichej samotności”