Reklama

Kiedy spotkałam Waldka, znajdował się w podobnym miejscu jak ja – na życiowym rozdrożu. Chyba również nie miał już przekonania, że los może przynieść mu jeszcze coś dobrego. Obydwoje pracujemy w dużej korporacji i szybko zauważyliśmy siebie nawzajem. Wygląda na to, że osoby takie jak my, doświadczone przez życiowe zawirowania, potrafią się wyczuć i przyciągnąć wzajemnie.

Reklama

Ten wysoki i dobrze zbudowany blondyn przed pięćdziesiątką, bardzo mi się spodobał. A ja – filigranowa 45–latka o ciemnych włosach – przypadłam do gustu jemu.

– Moje życie nie układa się po mojej myśli – przyznał pewnego dnia, gdy siedzieliśmy naprzeciwko siebie w kantynie.

Był po rozwodzie. Pożegnał byłą żonę oraz dzieci i przeprowadził się do wynajętego lokum na peryferiach miasta, gdzie ceny są niższe. Waldek wyraźnie dawał mi do zrozumienia, że wszystko co dobre, ma już za sobą.

– Ja też miewałam takie ponure myśli, kiedy opuściłam męża i musiałam zacząć wszystko od nowa – przyznałam, chcąc podnieść go na duchu i pokazać, że i ja nie zostałam oszczędzona przez los.

Krótko przedstawiłam swoją historię zmagania się z regularnymi pijackimi scenami, które urządzał mój mąż i na które bezradnie godziłam się w imię błędnie rozumianej wartości rodziny. Przez długie lata ignorowałam wiele rzeczy, tylko po to, aby utrzymać pozory szczęścia. Aby moja ukochana jedynaczka nie musiała dorastać bez ojca.

– Wreszcie, dwa lata temu, postanowiłam powiedzieć "stop" – zakończyłam swoją przygnębiającą opowieść.

Moja córka była już dorosła i niezależna. Mogłam więc zacząć życie na własnych warunkach. Już nie musiałam czuć się winna, że rozwalę rodzinę, a przy tym skrzywdzę dziecko.

Sylwia, która ukończyła szkołę pielęgniarską, nie czekała długo i opuściła małe mieszkanie, które kupiłam dla nas obu po moim rozwodzie. Znalazła zatrudnienie w szpitalu i poślubiła jednego ze swoich współpracowników. Niebawem razem z mężem zdecydowali się na zakup niewielkiego lokum na kredyt, a w ciągu pół roku mieli się doczekać upragnionej córeczki.

– Czuję, że mogę być o nią spokojna – wyznałam, nie kryjąc uśmiechu, ponieważ byłam niesamowicie dumna ze swojego dziecka.

– Mój syn Mariusz również dorósł i planuje opuścić dom matki – oznajmił Waldek. – Wkrótce skończy studia na politechnice i marzy o założeniu rodziny ze swoją wieloletnią partnerką. Problemem jest jednak brak funduszy na choćby najmniejsze mieszkanie – zamyślił się.

Mogliśmy na sobie polegać

Niejednokrotnie dyskutowaliśmy na tematy, które szczególnie nas nurtowały. Lamentowaliśmy nad swoim nieszczęśliwym losem i podnosiliśmy się wzajemnie na duchu. Ja udzielałam Waldkowi porad dotyczących remontu oraz wyboru materiałów wykończeniowych, ponieważ jego mieszkanie delikatnie mówiąc, było nie pierwszej nowości. Wymagało wymiany całej instalacji, okien oraz podłóg. W tych sprawach radził sobie doskonale, ale kiedy dochodziło do wyboru na przykład ram do okien czy koloru ścian, zwracał się do mnie z prośbą o wsparcie.

Ja zaś zasięgałam jego rad w kwestiach związanych z moim starym autem. Pytałam go o dobre i niedrogie warsztaty, prosiłam o pomoc przy wymianie oleju czy płynu hamulcowego.

Nagle zauważyłam, że spędzamy coraz więcej czasu razem, a jego towarzystwo sprawia mi przyjemność. Dzięki Waldkowi ponownie poczułam się jak atrakcyjna, adorowana i rozpieszczana kobieta. Wydawało mi się, że on również odczuwał to samo. Ciągle proponował mi różne wspólne aktywności. Wyjazd w góry, wizyta w kinie i teatrze czy wyjścia do restauracji urozmaicały moją, nieco nudną dotychczas, codzienność.

W końcu zaprosił mnie na weekend do swojego domu. Staliśmy się kochankami. Tak po prostu. Bez żadnych dodatkowych ceregieli, deklaracji i obietnic.

– To miejsce jest urocze – mówiłam za każdym razem, kiedy odwiedzałam Waldka, ponieważ jego mieszkanko zmieniło się nie do poznania. Wspólnymi siłami stworzyliśmy bardzo przytulne gniazdko. Było oczywiste, jak wiele pracy i wysiłku włożył w stworzenie tego stylowego i przytulnego wnętrza, a ja starałam się to doceniać.

Waldek sam zaplanował naszą wspólną przyszłość

Zaczęłam spędzać u niego coraz więcej czasu. Mieszkanie z nim było dla mnie przyjemnością. Cieszyły mnie nasze wieczory spędzane przed telewizorem oraz wspólne pichcenie pyszności w jego niewielkim aneksie kuchennym. Bywało, że przez kilka dni nie wracałam wcale do swojego domu, tak dobrze czułam się w jego towarzystwie i w jego mieszkaniu.

W końcu Waldek postanowił, że ta malutka kawalerka jest stanowczo za ciasna dla nas dwojga.

– Potrzebujemy czegoś przestronniejszego – powiedział z uśmiechem. – Domu, w którym mogłabyś zaaranżować miejsce na swoje rękodzieło, wstawić maszynę do szycia. Ja miałby miejsce na swoje narzędzia, wszystkie te śrubki, młotki, kombinerki, które obecnie przechowuję w garderobie – dodał.

Waldek to zapalony majsterkowicz i nie mógł sobie wyobrazić, że miałby pozbyć się tego całego bałaganu. Chociaż próbowałam go przekonać do tego od początku naszego związku. Ale wtedy tak naprawdę niewiele o sobie wiedzieliśmy.

Sytuacja nabrała teraz zupełnie nowego wymiaru. Zanim zdołałam się zorientować, Waldek zaczął snuć swoje własne marzenia dotyczące naszej wspólnej przyszłości.

– Naprawdę potrzebujemy prawdziwej sypialni, a nie takiego spania na rozkładanej sofie w pokoju, który jednocześnie służy jako gościnny i jadalnia – powiedział. – I większa kuchnia też by się bardzo przydała.

– Jeśli takie jest twoje marzenie... – zaczęłam niepewnie, a potem dodałam już pewnym tonem: – Przenieśmy się do mojego mieszkania, przecież ja mam dwa pokoje.

Waldka nic nie mogło przekonać do zmiany zdania. Ustalił już swój plan i po prostu przyjął, że dla mnie on też będzie odpowiedni. Miał zamiar spełnić swoje największe życiowe pragnienie i zbudować dom dla nas.

– W tym wieku? – nie mogłam powstrzymać zdziwienia, ponieważ w moim mniemaniu takie kroki powinni podejmować młodzi i pełni energii, a nie starsi panowie z coraz większym brzuszkiem.

Waldek oznajmił, że do swojego planu zaangażował już Mariusza i że zamierzają wspólnie zaciągnąć kredyt na budowę małego bliźniaka. A następnie wyraził chęć, abym ja zamieszkała tam razem z nim i rodziną jego ukochanego syna.

Młodzi cały czas robili głośne imprezy

Inna kobieta pewnie odczuwałaby radość. W końcu wiele z nas pragnie małego domu z ogrodem. Ale ja uważałam, że w naszym wieku, najkorzystniejszym wyborem byłoby przytulne mieszkanie w bloku. A nie dom, przy którym zawsze jest coś do zrobienia. W końcu całe moje życie spędziłam w mieście, w bloku. Więc nie przemawiała do mnie idea dojeżdżania do pracy z jakiegoś odludzia.

Waldka nic jednak nie było w stanie zniechęcić do raz podjętego planu. Zdecydował się i błyskawicznie załatwił wszystkie potrzebne kwestie formalne. Wkrótce znalazł atrakcyjną i niedrogą działkę. Kupił ją i błyskawicznie otrzymał pozwolenie na budowę.

Później wystawił swoje mieszkanie na sprzedaż, a kupiec znalazł się zaledwie po kilku dniach. Razem z synem Mariuszem złożyli wniosek o kredyt na budowę. Nigdy nie przewidziałam, że ten stateczny mężczyzna jest tak szybki i zdecydowany.

– Będziemy mieli nasz własny dom i do tego nie taki mały, jakby się mogło wydawać. A co więcej, Mariusz z rodziną będą mieli własne miejsce do życia. W końcu przeprowadzi się na swoje od matki – gdy to opowiadał, oczy niemal mu się świeciły.

Czy miałam inne wyjście niż przytakiwać? Również się uśmiechałam. Przecież moje uczucie do tego mężczyzny stawały się coraz silniejsze i z całego serca pragnęłam, aby był szczęśliwy. A ten dom miał być realizacją jego pragnień.

Przez kilka następnych miesięcy Waldek poświęcał całe wieczory na przeglądanie projektów. W końcu wybrał ten idealny, zatrudnił ekipę i rozpoczął prace. Niedługo potem nasz bliźniak można było oglądać w stanie surowym. A po kolejnych kilkunastu miesiącach zacząć już korzystać z gotowych pomieszczeń.

Niewątpliwie, to miejsce było przestronne, atrakcyjne i duże, otoczone jeszcze dodatkowo ogrodem. Co istotne – ten projekt jakby dodał Waldkowi nowych sił. Poznałam go jako osobę, która otwarcie mówiła, że dla niego wszystko już się zakończyło. Teraz jednak obserwowałam mężczyznę pełnego energii. Odkąd miał przy sobie swoje pierwsze dziecko, czuł się wspaniale. Znów stał na czele rodziny. Wprawdzie sklejonej nieco na siłę, ale to i tak wiele dla niego znaczyło. Dostrzegałam, że mój ukochany odzyskał siły, odmłodniał.

Dla mnie nie było jednak dużym zaskoczeniem, że po kilku tygodniach tego, mówiąc oględnie, wspólnego mieszkania, towarzystwo Mariusza i Basi zaczynało mi coraz bardziej doskwierać. Prowadzili bardzo bujne życie towarzyskie. Zdarzało się, że wracali do domu dobrze po północy lub urządzali imprezy ze znajomymi w swojej częście domu. Często aż do późnych godzin nocnych z ich mieszkania dobiegały dźwięki radosnej zabawy, głośne takty muzyki, stukot tańczących osób, śmiechy.

Waldek tego nie odczuwał. Ledwo położył się do łóżka, a już zasypiał jak niemowlę.

– W końcu będę dziadkiem! – pewnego wieczoru z uśmiechem od ucha do ucha wpadł do domu, a ja odczułam dreszczyk emocji.

Poczułam, jakby ktoś oblał mnie wiadrem lodowatej wody. Wszyscy wiedzą, jakie wyzwanie stanowi małe dziecko, zwłaszcza kiedy – jak w naszym przypadku – współdzielisz przestrzeń mieszkalną. Byłam pewna, że teraz do dźwięków imprez dołączy nocny płacz dziecka. Ja już swoją córkę wychowałam i naprawdę nie miałam ochotę na powtórkę z rozrywki.

Lubiłam Mariusza, był fajnym chłopakiem. Ale to przecież nie był mój syn. Znałam go zaledwie chwilę, do tego nie spędzaliśmy zbyt dużo czasu wspólnie. Nigdy nie byliśmy na tyle blisko, żebym mogła poczuć się babcią jego dzieci i cieszyć się z ich przyjścia na świat.

Waldek nie zdawał sobie sprawy z mojego wewnętrznego konfliktu i niepewności. Nie przyszło mu do głowy, że taki maluch może całkowicie zniszczyć naszą spokojną codzienność.

– Jestem tak szczęśliwy! – wołał z radości, ciągle biegając na górę do syna, aby sprawdzić, czy przyszła mama czegoś akurat nie potrzebuje.

Doskonale rozumiałam emocje Waldeczka, bo sama niedawno dołączyłam do grona babć. Jednak mała Matylda, moja wnuczka, mieszka z rodzicami dobre kilkadziesiąt kilometrów od mojego domu. To moja córka ją nosi, gdy płacze, choruje czy marudzi. Jej wrzaski nie budzą mnie po nocach.

Powoli zaczęliśmy się od siebie oddalać

Nie tak to sobie wyobrażałam. Mieliśmy być tylko we dwoje, wspólnie budować naszą spokojną codzienność. Dysponowałam obszernym ogrodem, gdzie mogłam rozstawić leżak, opalać się czy czytać ulubione kryminały. Mogłam korzystać z urokliwej łazienki z gigantyczną wanną i dużą lustrzaną taflą. Jednak w głębi serca zastanawiałam się, czy naprawdę tego potrzebowaliśmy.

Nieustannie myślami powracałam do dawnych czasów, kiedy tylko we dwoje zamieszkaliśmy w małym mieszkaniu Waldka. Do tych chwil, kiedy siadaliśmy na kanapie przed telewizorem lub popijaliśmy kawę na malutkim balkonie, gdzie z trudnością znalazło się miejsce dla dwóch krzesełek. Obecnie mamy duże mieszkanie, ale niestety relacje między nami nie są już takie same jak dawniej.

Gdzieś zgubiliśmy naszą bliskość. Waldek wydaje się zapominać o mojej obecności. Jest całkowicie skupiony na nadchodzącym przyjściu na świat wnuka i przygotowywaniu pokoju dla dziecka. No cóż, w wieku 46 lat znów jestem na życiowym zakręcie. Podoba mi się Waldek, jego dobroduszność i poczucie humoru. Ale jeszcze bardziej cenię sobie spokój, a tutaj na próżno tego szukać.

Reklama

Właśnie, dlatego postanowiłam wrócić do mojego dawnego mieszkania w bloku. Na szczęście nie sprzedałam go, tylko wynajęłam znajomym. Tak będzie lepiej. Nie chcę użerać się z młodymi i bawić w babcię nie swojego dziecka.

Reklama
Reklama
Reklama