Reklama

Pięć lat temu zamknąłem drzwi i odetchnąłem z ulgą. Uświadomiłem sobie, że to był symboliczny gest. Odciąłem się od życia, które przestało mi odpowiadać. Nie mogłem wytrzymać w domu, dogadać się z żoną i dorastającymi dziećmi. Aneta miała wieczne pretensje o wszystko, zdaje się, że był to jej styl życia, sposób na zbudowanie autorytetu. „Zrób to, zrób tamto” – wiecznie zmuszała mnie do rozmaitych czynności, które jej zdaniem trzeba było wykonać natychmiast.

Reklama

I ja się podporządkowywałem. Nienawidzę kłótni, nie umiem walczyć o swoje. Jestem introwertykiem, chowam głęboko uczucia, a najlepiej czuję się we własnym, spokojnym świecie, przed komputerem, pisząc autorskie programy. Aneta uważała mnie za ciepłe kluchy, córki też nie darzyły mnie szacunkiem. Nie umiałem do nich dotrzeć. Zdawałem sobie sprawę, że to częściowo moja wina, nigdy nie dbałem o wypracowanie pozycji wśród ludzi, nie umiałem tego robić i, prawdę mówiąc, nie interesowało mnie to.

Przekraczając próg, nie wiedziałem, że opuszczam dom na zawsze

Tego dnia postanowiłem wyjść na chwilę, żeby nie zwariować. Nie miałem żadnych planów. Wyszedłem na dwór i głęboko odetchnąłem. Zimne powietrze zapachniało wolnością. To uczucie było nowe i inspirujące. Już dawno pogrzebałem marzenia o niczym nieskrępowanym życiu. Poszedłem przed siebie, ciesząc się każdym krokiem oddalającym mnie od domu. Było mi tak dobrze i lekko, jak nigdy. Nie myślałem o powrocie, ani o tym, że noc staje się coraz głębsza. Usiadłem na przystanku autobusowym.

– Halo, nie śpij pan, bo zamarzniesz – kierowca otworzył przednie drzwi i przyglądał mi się z niepokojem.

Musiałem się zdrzemnąć, otworzyłem oczy i poczułem, jak zimno przenika pod puchową kurtkę.

Zobacz także

– Dobrze się pan czuje? – spytał kierowca.

Wsiadłem do ciepłego autobusu.

– Dziękuję, wszystko jest w porządku.

– Z imprezki się wraca? – kierowca domyślnie pokiwał głową. – Trzeba uważać, można przymarznąć do ławki.

– Nie, to nie to – przytrzymałem się, bo autobus szarpnął, ruszając. – Chyba uciekłem z domu.

– Oj, to zazdroszczę – roześmiał się kierowca. – Też mam czasem na to ochotę! Prześpij się pan tutaj, u mnie ciepło, kończę nad ranem, zawsze to parę godzin snu.

Z gościnnego autobusu wysiadłem z gotowym postanowieniem. Nie wracam! Przez chwilę myślałem nawet, żeby dać znać, co się ze mną dzieje, oznajmić żonie, że odchodzę, ale zrezygnowałem. Znowu zaleje mnie fala wyrzutów, Aneta będzie chciała postawić na swoim i uda jej się mnie przekonać. Oddam walkowerem nadzieję na inne życie i wrócę. Jedynym ratunkiem dla kogoś takiego jak ja była ucieczka. Wyszedłem z domu tak jak stałem, nie wziąłem nawet komórki. To akurat był szczęśliwy traf, nie potrzebowałem kontaktu z nikim. Zawsze nosiłem przy sobie portfel i tym razem miałem go w wewnętrznej kieszeni kurtki. Dobrze, ureguluję rodzinne sprawy.

Byłem pierwszym klientem kafejki internetowej. Zalogowałem się na serwer banku i przelałem prawie całą zawartość mojego konta na rachunek Anety. Na dzieci i dom. Potrafiłem sporo zarobić, choć nieregularnie, pisząc programy dla międzynarodowych korporacji, żona powinna być zadowolona z takiego zastrzyku gotówki. Rozprostowałem ramiona. To tyle.

Nie robiłem żadnych planów, postanowiłem kierować się impulsem. Musiałem wyjechać, tutaj nie byłem bezpieczny. Mogłem wpaść na ulicy na znajomego lub zostać wylegitymowany przez patrol. Aneta na pewno zgłosiła zaginięcie, chociaż przelew z mojego konta powinien jej dać do myślenia. Na dworcu było ciepło i tłoczno. Patrzyłem na tablicę z rozkładem jazdy. Tyle kierunków ucieczki! Tyle możliwości! Kupiłem bilet do Poznania. Na razie, bo nic innego nie przyszło mi do głowy. Dawno nie jechałem pociągiem, wiele się zmieniło. Było nawet wi-fi. Z zazdrością obserwowałem małolata surfujacego w sieci na tablecie.

Muszę kupić laptop – postanowiłem. To podstawowe narzędzie mojej pracy a przecież muszę zacząć zarabiać.

– Pożyczysz na chwilę? – poprosiłem chłopaka. – Muszę sprawdzić pocztę.

Nastolatek podał mi niechętnie tablet. Jego ojciec nie spuszczał ze mnie wzroku. Szybko odczytałem, że rodzina mnie szuka. Machina ruszyła, musiałem zatroszczyć się o swoje bezpieczeństwo.

Czułem się, jak poszukiwany zbieg. Co prawda wiedziałem, że nawet jeśli zostanę rozpoznany, nikt mnie do domu siłą nie zaciągnie. W takich przypadkach policja umarza postępowanie, informując rodzinę, że poszukiwanemu nie grozi niebezpieczeństwo. Każdy ma prawo rozporządzać swoim życiem, jak chce, nawet jeśli porzucił rodzinę. Wolałem jednak pozostać anonimowy, nie czułem się gotowy na składanie wyjaśnień.

Czasem nachodziły mnie wyrzuty sumienia. To były najszczęśliwsze lata

W Poznaniu spędziłem rok. Wynająłem pokój u emerytki, kupiłem potrzebne wyposażenie i rzuciłem się w wir pracy. Zlecenia płynęły jak rzeka, wpływy na koncie rosły. Uczciwie przelewałem 70 procent zarobków Anecie. Chciałem zadbać o rodzinę w jedyny możliwy dla mnie sposób. Nie mogłem dać im siebie, ale mogłem zabezpieczyć byt. Żyłem spokojnie, tak jak lubiłem. Nikt nie stał mi nad głową, nie angażował w sprawy, które mnie nie obchodziły. Nie miałem wielkich potrzeb, kąt do spania i pracy – to wszystko.

Czasem nachodziły mnie wyrzuty sumienia. Aneta da sobie radę, ale dzieci? Porzuciłem je. To trochę bolało. Nadal jednak uważałem, że dobrze zrobiłem. Uratowałem głowę. Dłużej bym nie wytrzymał tych rodzinnych układów, w których nigdy się nie odnajdywałem. Poza tym, pracowałem na rodzinę. Nie zostawiłem ich na lodzie, z długami, nadal o nich dbam, chociaż z daleka.

Pewnego dnia poszedłem do pobliskiego sklepu, żeby kupić coś do jedzenia.

– Paweł?! – usłyszałem za plecami.

Świat jest mały. Stała za mną jedna z koleżanek Anety. Wytrzeszczała oczy, jakby zobaczyła ducha. Zamarłem. Potem powoli odwróciłem się i przeszedłem na drugą stronę ulicy. Wmieszałem się w tłum i poszedłem przed siebie. Miałem nadzieję, że ta kobieta nie pobiegnie za mną. Zaciskałem wilgotne ze zdenerwowania dłonie, kluczyłem ulicami, bojąc się wrócić do wynajmowanego pokoju, no i planowałem ucieczkę. Poznań był już spalony, trzeba jechać dalej.

Granicę przekroczyłem bez problemu. Wjechałem do Niemiec. Być może zostawiłem ślad, ale na razie nikt nie utrudniał mi swobodnego poruszania się. W małym miasteczku wynająłem mieszkanie i zająłem się pracą. Tylko na tym mi zależało. Miałem nadzieję, że nikt mnie tu nie znajdzie, ale nie przypuszczałem, że los zmusi mnie do powrotu.

Te lata były dla mnie najszczęśliwsze. Żyłem po swojemu i chyba dzięki temu odniosłem duży zawodowy sukces. Zostałem zaproszony do USA, miałem wejść w skład zespołu pracującego nad projektem, do którego już wcześniej pisałem programy, a te znalazły uznanie. To był duży zaszczyt, postanowiłem jechać. I tak wróciłem do Warszawy. Musiałem wystąpić o wizę i mogłem zaraz wracać, ale coś mnie powstrzymało. Chciałem zobaczyć dzieci, chociaż z daleka. Córki były już dorosłe, nie byłem pewien, czy nadal mieszkają z matką, ale postanowiłem spróbować.

Od kilku dni obserwowałem okna mieszkania. Krążyłem wokół domu godzinami, wypatrując dzieci. Raz zobaczyłem z daleka Anetę, wracała z zakupami. Ucieszyłem się. To znaczyło, że gotuje dla rodziny, a dziewczyny mieszkają w domu.

W końcu stało się. Siedziałem na ławce, obok przechodziły młode kobiety. Nie od razu rozpoznałem starszą córkę, Kasię, to ona przystanęła, wlepiając we mnie wzrok. Patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy. Koleżanki obejrzały się za nią.

– Chodź prędzej, coś ty tam zobaczyła?

– Nic. Myślałam, że spotkałam ojca – powiedziała Kasia powoli. – Ale to niemożliwe. On zaginął wiele lat temu.

Reklama

Dziewczyny odeszły. Córka nawet się nie obejrzała. Było mi strasznie przykro. Może nie jestem najlepszym ojcem na świecie, ale chyba nie zasłużyłem na takie potraktowanie.

Reklama
Reklama
Reklama