Reklama

Jego wizyta zwiastowała problemy

Skończyliśmy właśnie jeść obiad, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Już miałem wstać, ale Mariolka mnie uprzedziła.

Reklama

– Siedź, ja sprawdzę – powiedziała, przemykając koło mnie.

Słyszałem, jak z kimś rozmawia, a potem w progu pokoju pojawił się… gość. Facet był ogromny, mierzył chyba ze dwa metry. Miał ogoloną na łyso głowę, a na jego potężnych przedramionach widniały liczne tatuaże. Opięty podkoszulek podkreślał atletycznie umięśniony tors. Istna góra mięcha.

Gdybym zobaczył go w ciemnej uliczce, nie czekałbym, aż zapyta, czy mam ogień. Wiałbym w podskokach, choć sam do kurdupli się nie zaliczałem, a i w gębę potrafiłbym dać, gdyby zaszła potrzeba. A moja beztroska żonka tak po prostu wpuściła tego zbira do naszego domu! Oj, będziemy sobie musieli poważnie porozmawiać…

Koleś szczerzył pożółkłe zęby i rozkładał ręce w geście przyjaźni, a ja gapiłem się na niego jak wół na malowane wrota, usiłując przypomnieć sobie, skąd się znamy i czy w ogóle się znamy. Niezręczną ciszę przerwała Mariola:

– Marcin, ten pan mówi, że jest twoim dobrym kolegą z młodości. Fajnie, że się pojawił, prawda?

Pstryk! W mojej głowie przeskoczył trybik. Macka. Kiedy zorientowałem się, kogo mam wątpliwą przyjemność gościć w swych skromnych progach, o mało nie zakrztusiłem się kawałkiem przeżuwanego właśnie kotleta. Gdybym tylko mógł, wywaliłbym tego typa na zbity pysk. Ale nie mogłem.

Nie znała mojej przeszłości

Przy Mariolce musiałem zachować pozory bycia zawsze dobrym człowiekiem. Poczułem nieprzyjemne ukłucie strachu. Strachu o to, że wraz z pojawieniem się starego kumpla na jaw wyjdą niewygodne fakty z mojej przeszłości, które wolałem zachować dla siebie. Gdyby moja ukochana je poznała, cóż… Wolałem o tym nawet nie myśleć.

Przywitałem się z Macką i zaprosiłem go do stołu. Moja ślubna podsunęła mu pod nos pełen talerz rozmaitości i wróciła do kuchni.

– Kopę lat, no dawno się nie widzieliśmy – mruknąłem, nie starając się nawet ukryć niezadowolenia z tych niespodziewanych odwiedzin. – Zmieniłeś się. Kiedy ostatni raz cię widziałem, byłeś dużo, hmm, mniejszy.

Macka uśmiechnął się pod nosem.

– W więzieniu liczy się siła. Nie wolno okazać słabości. Spędziłem tam siedem ostatnich lat, więc wiem, co mówię.

Pokiwałem głową ze zrozumieniem.

– No to skąd się znacie, chłopaki? Nie słyszałam nigdy o tobie, Marcin nie mówił – moja ciekawska żona pojawiła się przy nas tak nagle, jakby się teleportowała z tej kuchni.

– Ze szkoły – wypaliłem, zanim Macka zdążył choćby otworzyć usta, a pod stołem wymowie kopnąłem go w kostkę. – Siedzieliśmy w jednej ławce.

Kumpel spojrzał mi głęboko w oczy i uśmiechnął się półgębkiem. Nie wiem, co kłębiło się temu gorylowi pod czaszką, ale chyba zrozumiał, że właśnie sam dałem mu na siebie haka. Szlag by trafił. Po kiego grzyba on tu w ogóle przylazł?

– Jak mnie znalazłeś i czego chcesz? – burknąłem, gdy znów zostaliśmy sami.

– Ona o niczym nie wie? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

Potwierdziłem skinieniem głowy. Triumfalnie wyszczerzył zęby.

– Mam do ciebie mały interes. Ale pogadamy o nim na osobności. Daj mi swój numer, to zadzwonię i się umówimy. Im wcześniej, tym lepiej, spieszy mi się.

– A jeśli nie będę zainteresowany?

Macka wydął usta.

– Jak myślisz, co zrobi twoja pani, gdy się dowie, że w przeszłości razem kradliśmy i ściągaliśmy haracze? Będzie chciała być z przyjemniaczkiem, który za jedno krzywe spojrzenie potrafił kogoś pobić?

– Dość! – przerwałem mu. – Idź już. Będę czekał na telefon.

Nie chciałem się znowu wpakować

Macka, wstając, puścił do mnie oczko. Ucałował moją żonę na do widzenia w rękę, a potem wyszedł. Mariolka krzątała się w kuchni, sprzątając, zmywając i nie wiem, co jeszcze, nie miałem siły pomagać. Ja usiadłem w fotelu i wlepiłem wzrok w ścianę. Cały się trząsłem ze złości. Mój największy koszmar zaczynał się ziszczać.

Czułem, że tracę grunt pod nogami. Nie po to lata temu skończyłem z bandyterką (a łatwo nie było) i wyjechałem do innego miasta, by zacząć wszystko od nowa, żeby teraz znowu utonąć w szambie. Sądziłem, że uciekłem przed przeszłością. Błąd. Bo przed nią chyba nikt nie ucieknie.

Całą noc nie spałem, przewracając się z boku na bok. Wracały wspomnienia. Myślałem, że zepchnąłem je głęboko w mrok podświadomości, ale jak widać, wystarczył jeden impuls w postaci spotkania z dawnym kompanem haniebnych wybryków, by wypłynęły na wierzch niczym gnijący topielec z mulistego dna stawu. Przed oczyma stawały mi sceny sprzed tych wszystkich lat.

Patologia rodzi patologię, co mnie oczywiście nie tłumaczy. W tym kraju alkoholem płynącym, gdyby każdy współuzależniony dzieciak stawał się bandziorem, bylibyśmy jedną wielką krainą przestępczą. Swoją drogą sam nie wiem, jakim cudem nigdy nie wpadałem i uniknąłem pierdla. Może czuwał nade mną jakiś mroczny anioł, o specyficznym guście co do podopiecznych… No to chyba właśnie wziął sobie wolne.

Macka odezwał się dwa dni później. Umówiliśmy się późnym wieczorem w miejskim parku. Czekał na ławce i palił papierosa. Kiedy się dosiadłem, podstawił mi paczkę pod nos.

– Dzięki, rzuciłem.

Zmierzył mnie zdziwionym spojrzeniem.

– Nie poznaję kolegi – mruknął. – Żona, mieszkanko, praca… Jeszcze dziesięć lat temu ani myślałeś o ustatkowaniu się. Rajcowało cię co innego.

– Ale już nie rajcuje – uciąłem. – Mów, o co chodzi. Nie mam dużo czasu. Mariola czeka z kolacją.

Macka parsknął głupkowatym śmiechem.

– Montuję ekipę. Trochę się pokręciłem po mieście, obadałem teren, poobserwowałem. I wyhaczyłem kilka ciekawostek. Na przykład taką, że właściciel kantoru w rynku pod koniec każdego dnia pakuje kasę do walizki i na piechotę dyma z nią kilometr dalej do swojego mieszkanka. Wystarczy zaczaić się gdzieś po drodze, skuć mu porządnie ryj i zwinąć ten drogocenny neseserek.

Wzruszyłem ramionami.

– Twój plan spali na panewce. Kolesia bankowo pilnuje ubrany po cywilnemu ochroniarz. Na dodatek miasto jest monitorowane. Namierzą nas bez problemu w piętnaście minut. Zresztą… po co ja ci to w ogóle tłumaczę, Macka? Nie wezmę w tym udziału. Skończyłem z takim życiem dawno temu. I nie zamierzam zaczynać od nowa, kapujesz?

Musiałem się z tego wyplątać

Stary kumpel z rechotem sprzedał mi kuksańca pod żebro. Kwiknąłem z bólu i o mało nie spadłem z ławki.

– Ale z ciebie pipka się zrobiła. Mówię ci, że wszystko dokładnie obadałem. Nie ma żadnego ochroniarza. Facio to zafajdany skąpiec, żal mu kasy na obstawę. Na taksę też. Liczy chyba właśnie na to, że chętny na jego walizeczkę pomyśli jak ty, że gdzieś w pobliżu kręci się goryl. Znalazłem też miejsce, gdzie oczy miejskiego monitoringu nie sięgają. Mam to opracowane w najdrobniejszych szczegółach. Potrzebuję tylko zaufanego partnera. Kogoś, kto robił już takie akcje, wie, o co chodzi, i nie penia.

Spojrzałem na Mackę, wciąż myśląc, że nie dam się namówić na żadne numery, ale nagle poczułem coś, co stłamszone i wyparte tkwiło we mnie uśpione od lat. Ten znajomo przyjemny dreszczyk ekscytacji na myśl o zrobieniu czegoś wbrew prawu. Pragnienie podbicia poziomu adrenaliny. Oczyma wyobraźni widziałem, jak dopadamy delikwenta. A potem ulatniamy się z jego kasą i gdzieś na podmiejskiej melinie dzielimy łup, planując przy tym następny numer. Może jubiler?

Wiele wysiłku kosztowało mnie zwalczenie tej pokusy. Zbyt dużo miałem do stracenia. Cholernie ciężko na to zapracowałem, a teraz miałbym tak po prostu dać się usidlić z powrotem? Nie!

Musiałem tylko jakoś wybrnąć z tej nieciekawej sytuacji. Jeśli odmówię Macce wprost, mogę być pewny, że Mariola zyska pełną wiedzę o mojej paskudnej przeszłości, co nie wpłynie dobrze na nasz związek. Życie nauczyło mnie jednak, że nie ma sytuacji bez wyjścia, choć czasem trzeba wyważyć drzwi kopniakiem. Kto chce przetrwać, powinien wyznawać dewizę: żadnych kumpli.

Poprosiłem Mackę, żeby dał mi dwa dni na przemyślenie sprawy. Niechętnie się zgodził.
Powspominaliśmy jeszcze trochę dawne dzieje i rozeszliśmy się każdy w swoją stronę.
Nazajutrz z samego rana postawiłem wszystko na jedną kartę i zadzwoniłem do szwagra. Brat Marioli był oficerem śledczym w wojewódzkiej komendzie policji.

Kiedy już siedziałem u niego w gabinecie i piliśmy kawę, opowiedziałem mu o propozycji Macki. Zdradziłem przy tym kilka szczegółów ze swojej niechlubnej młodości, bo jak inaczej wytłumaczyć znajomość z takim zbirem? Szwagier kochał siostrę, ale znał życie. Wiedział, że nie ma ideałów, a mnie dość lubił.

Ciekawe, czy będzie szukał zemsty

Zawarliśmy pakt: ja mu pomogę dorwać złego typa, a on nie wygada Marioli, że kiedyś też nie byłem święty. Doświadczenie nauczyło go, że lepszy nawrócony bandzior, który za swoją kobietę da się pokroić, niż niezdiagnozowany psychopata, który z pozornie miłego gościa zmienia się w kata własnej rodziny.

Wiesiek zaproponował prowokację. Przystanę na propozycję Macki, a kiedy dojdzie już do napadu, mundurowi wkroczą do akcji. Macka, jako recydywista, na długo trafi za kratki, i oby więcej mnie nie szukał. Czy się boję, że z zemsty zacznie sypać opowieściami o naszych dawnych „przygodach”?

Nie bardzo. Nawet jeśli ktoś mu uwierzy, minęło tyle czasu, że na żadną z nich nie ma dowodu. Czy się boję, że jak wyjdzie, zemści się bardziej krwawo? Pewnie, nie jestem idiotą, ale… poradzę sobie. Jak nie odpuści, zrobię, co będę musiał. Obym nie musiał. Czy czuję się podle sprzedając dawnego kumpla? Niespecjalnie. Najważniejsza jest dla mnie Mariola, nasza rodzina. Planujemy starać się o dziecko, mieć prawdziwy dom, więc to był jedyny słuszny wybór.

Reklama

Postanowiłem też porozmawiać z żoną o mojej przeszłości. Nie zdradzę jej oczywiście wszystkiego, jedynie tyle, ile powiedziałem Wieśkowi. To i tak cholernie dużo

Reklama
Reklama
Reklama