„Miałem odnowić grób prababci. Nie spodziewałem się, że odkryję na nim coś tak niepokojącego”
„Wyjąłem z kieszeni szkło powiększające i przyjrzałem się twarzy na zdjęciu. Oczy, usta, nos, podbródek. To musi być jakiś błąd!”

- Konstanty, 50 lat
Moja siostra zamiast spokojnie wyjaśnić, o co chodzi, często od razu zaczyna się awanturować. Tak też było tym razem.
– Ciągle masz jakieś pilne sprawy, ale o rodzinie to zapominasz – narzekała i zaczynała płakać.
– Basiu, nie płacz, tylko powiedz, co się dzieje – usiadłem w fotelu. – Dopiero co wróciłem z pracy, nawet butów jeszcze nie zdążyłem zdjąć. Może do nas przyjedziesz?
Trzasnęła słuchawką. Od kiedy jej nowy narzeczony zostawił ją dwa tygodnie przed ślubem, stała się niezwykle nerwowa. Dodatkowo, jest starsza ode mnie i uważa, że powinienem robić to, co mówi. To okropne. Ale ją kocham i chcę dla niej wszystkiego, co najlepsze.
Nie dawała mi spokoju
Od kilku tygodni sytuacja się zmieniła, bo pod wpływem impulsu dałem siostrze klucze do mieszkania. I to był błąd.
– Kostek, wstawaj! Już jest po ósmej, przygotowałam ci śniadanie. No dalej...
Po upływie kwadransa siedziałem naprzeciwko siostry, spożywając grzanki z twarożkiem.
– Dziękuję za śniadanie – powiedziałem, pijąc kawę. – Mam dla ciebie niespodziankę do twojej kolekcji – postawiłem przed nią porcelanowy dzwoneczek z prowansalskim krajobrazem..
Uśmiechnęła się, jednak tylko na moment. Szybko wróciła do upominania mnie.
– Czy pamiętasz w ogóle, że mieliśmy zadbać o grób prababci Heleny?
– Nie my, tylko ty to obiecałaś.
– Pewnie, bo ty masz to gdzieś... Rodzice nie żyją, więc nikt ci nie przypomni. Ja otrzymałam list od zarządu cmentarza, że grób popada w ruinę i szpeci historyczny cmentarz, więc płatność jest konieczna. Tę ostatnią kwestię już załatwiłam. Reszta, panie konserwatorze, jest twoim obowiązkiem.
– Rozumiesz, że to będzie długa wyprawa i praca na cały tydzień? Grób jest zabytkowy. I komu przyszło do głowy, żeby rodowita Warszawianka została pochowana w takim odległym miejscu...
– Czy to jest twój problem?! Zajmujesz się konserwacją jakichś ruin i zniszczeń w Ameryce Południowej, a Żywiec jest dla ciebie za daleko?!
– Za Żywcem, Basiu...
– Zaraz cię uduszę! Powiedz od razu, kiedy wyjedziesz, bo mi wstyd i...
–...i co? Może nareszcie powiesz wprost, o co chodzi?
Siostrze śniła się prababcia
Siostra opuściła głowę, zamilkła, ale ostatecznie zebrała siły.
– Ona pojawia się we śnie... Helena. Jest straszna, upiorna, budzi lęk. – Basia ukryła twarz w dłoniach. Po chwili się opanowała i kontynuowała. – Wiem, brzmi to absurdalnie: dorosła kobieta boi się duchów ze snu, ale to trwa od kilku tygodni. Jestem wyczerpana i przestraszona. Boję się zasypiać.
To cała Basia. Nie byłem w stanie z niej drwić, ani skierować do lekarza psychiatry, ale od 35 lat podróżuję po świecie i "badam" starożytne grobowce, świątynie i piramidy, a jednak żadne duchy mnie nie nękają.
– Baśka, jesteś wykończona, musisz odpocząć...
Nagle mi przerwała.
– Nie jestem obłąkana! Rozumiesz to, prawda? To nie są urojenia! Coś tam musi się dziać...
I jak tu z nią rozmawiać... Gdyby tylko zobaczyła malunki ze starożytnych świątyń prekolumbijskich albo tunel odkryty pod egipską pustynią, na pewno nie zdołałaby zasnąć.
– Będę u ciebie pojutrze, Basieńko. Odpocznij.
Pojechałem z misją
Zarezerwowałem pokój niecałe 300 metrów od nekropolii. Do tego zamówiłem śniadania i obiady. Wiedziałem, że spędzę nad renowacją trochę czasu.
– No pewnie, jakiś turysta... – Jadwiga W., gospodyni domu, pokazała mi pokój na wyższym piętrze. – Lepsza panorama jest stąd.
– Faktycznie, widok imponujący, lecz ja jestem tu służbowo.
– A co pan zamierza tutaj robić? – gospodyni była zaskoczona.
– Będę naprawiać nagrobek...
Kobieta przenikliwie na mnie spojrzała.
– Na naszym cmentarzu? Ktoś stąd to zlecił?
– Nie, to była osoba z zewnątrz, ale takie było jej ostatnie życzenie, aby pochować ją tutaj. Muszę wyczyścić tablicę, odmalować litery, może jeszcze coś. Helena G., moja prababcia. Czy pani ją znała?
– Nie, nie jestem tak stara – mruknęła. – Niech pan będzie ostrożny na cmentarzu i wraca do domu przed zmierzchem. Kolacja będzie gotowa o 19.
Usłyszałem pewną legendę
Podziękowałem i wyciągnąłem narzędzia. Moja robocza torba była jak zawsze gotowa, ale tym razem do jednej z kieszeni wrzuciłem jeszcze jeden mały dodatek: amulet z Kolumbii, który miał chronić przed złymi duchami. Choć nie przywiązywałem wagi do tych bzdur, zgodnie z powiedzeniem mojego nauczyciela antropologii: po co być przesądnym, skoro można po prostu odpukać?
Warunki atmosferyczne były sprzyjające, a praca szła naprawdę sprawnie – takie były moje odczucia po upływie pierwszych sześciu dni pracy nad renowacją nagrobka mojej babci. W. gotowała wyśmienicie i mimo iż nie była natrętna, prowadziła rozmowy na temat pracy.
– Dzisiaj niech pan nie siedzi za długo przy grobie. Za chwilę będzie pełnia, a wraz z nią mogą nadejść nieszczęścia.
– Co pani opowiada! Od wielu lat zajmuję się grobami i nagrobkami, a nigdy nie spotkało mnie nic złego.
– Nie jesteście zapoznani z miejscowymi strzygonami... – rzekła cicho, jakby obawiając się, że zostanie wyśmiana. – Nasze demony są niebezpieczne. Nocnice, zmory, mamuny, topielce, płanetniki, król węży... Ale strzygonie są najgorsze. To duchy, które opuszczają grób, aby dręczyć członków rodziny. Jeśli ktoś ma kogoś bliskiego, powinien go ostrzec. Kiedyś w pobliżu, w Rajczy, strzyga udusiła 19 osób. Mieszkańcy wsi odkryli grób podejrzanej kobiety i związali go żelazem. W Ujsołach było jeszcze gorzej z jednym pasterzem, który był głównym strzygoniem. Zabili go widłami, ale po śmierci zaczął nawiedzać wieś. Napadał w nocy i dusił ludzi, więc ponownie odkopali ciało i użyli żelaznych oków. Ale nie przyniosło to żadnego efektu, więc ponownie odkryli ciało i wywieźli je poza granice wsi. Na pustkowiu rozpalili stos i spalili ciało. Nagle buchnęły płomienie i coś próbowało się wydostać, ale za pomocą wideł i siekier zatrzymali to w ogniu, aż pozostał tylko popiół.
– To są tylko starodawne legendy, pani W.
– Legendy. Ale dzisiaj jest pełnia, więc niech pan uważa...
Skupiłem się na pracy
Pozostała mi do wykonania najistotniejsza część zadania: odnowienie portretu babci oraz napisu. Byłem zaskoczony, że tablica była całkowicie nieczytelna. Okazało się, że ktoś, prawdopodobnie wiele lat temu, przemalował ją jakimś płynem, który zasechł, tworząc twardą powłokę. To draństwo nie chciało ani się rozpuścić, ani zmyć. W końcu, w momencie desperacji, zacząłem delikatnie stukać w emalię i jej fragmenty zaczęły odpadać kawałek po kawałku. W końcu ujrzałem owalny portret na porcelanowym tle. Pokryty kurzem i brudem, ale jednak wyraźny.
– Prababcia Helena... – szepnąłem do siebie. – Byłaś naprawdę urodziwą damą. Przypominasz mi kogoś...
Z wielkim entuzjazmem kontynuowałem swoje działania. Drobny młotek coraz sprawniej wydobywał marmurowy panel spod wysuszonej powłoki. Nie zwracałem uwagi na zegarek, ale od jakiegoś już czasu pracowałem przy świetle czołówki. Stuk, stuk, stuk. Jeszcze moment i napisy stały się widoczne.
– "Helena Konstancja Barbara G., Wszystko przemija, ja trwam" – odczytałem szeptem. – Barbara... Nie, to nie do pomyślenia... Nasączyłem wodą kawałek gąbki i przetarłem porcelanową miniaturę. Wyjąłem z kieszeni szkło powiększające i przyjrzałem się twarzy na zdjęciu. Oczy, usta, nos, podbródek... I ta malutka plamka w kształcie kropli, na gardle pod prawym uchem. – Nie mogę w to uwierzyć! To musi być jakiś błąd... Wygląda identycznie jak moja siostra.
Wystraszyłem się
Odskoczyłem od płyty, spadłem na pośladki i przewróciłem się na plecy. Wtedy jakieś dłonie złapały mnie pod pachy i podniosły. Przestraszony, odwróciłem się i zobaczyłem sylwetkę w sutannie.
– Powinien pan już iść. Jest prawie północ…
– Tak, oczywiście, księże proboszczu. Już wychodzę, już… – szybko włożyłem narzędzia do plecaka. – Jutro jest niedziela, więc wrócę po... – przerwałem, bo obok mnie nie było już nikogo.
– Ale pan brudny! Przecież mówiłam, żeby nie zostawał pan do późna – W. stała w wejściu.
– Potknąłem się, ale ksiądz mi pomógł i już wróciłem... – zaśmiałem się.
W. przyglądała mi się intensywnie, a potem dyskretnie się przeżegnała.
Mogłem wracać do domu
Zakończyłem swoją pracę w wtorek. Nagrobek prezentował się jak nowy. Zdecydowałem, że wrócę następnego dnia po śniadaniu. Poprosiłem gospodynię o przygotowanie kanapek na podróż i próbowałem się skontaktować z siostrą. "Zostaw wiadomość" –brzmiał przyjazny głos. Wiadomości nie zostawiłem. Zasnąłem.
– Bardzo dziękuję za wszystko, pani W. Miło mi było u pani gościć – powiedziałem podczas pożegnania po zapłaceniu rachunku.
Nagle kobieta mnie mocno przytuliła.
– Niech pan jedzie z Bogiem – wypowiedziała. – Niech jedzie i ma świadomość, jakie ma szczęście. Zapewne nie jest świadom, że nasz proboszcz zmarł sześć lat temu...
W ciszy skierowałem się do auta. Spakowałem rzeczy i byłem gotowy do wyjazdu, kiedy dostałem wiadomość od Basi. "Jestem nad morzem" – napisała i załączyła zdjęcie z molo w Pucku. Wiatr falował jej włosy i na jej szyi, pod wpływem słońca, wyraźnie było zauważalne małe ciemne plamki.