„Miałem wyrzuty sumienia, bo raz zdradziłem żonę. Przeszło mi, gdy się dowiedziałem, jak ona oszukiwała mnie od lat”
„Kolekcjonowanie pocztówek to pasja, która towarzyszy mi od młodych lat. Z drżącymi rękami przewracałem kolejne strony albumów. Wreszcie trafiłem! Przedstawiała kawałek nadmorskiego deptaka, morze i plażę. To musiało stać się właśnie wtedy”.
- ksamborska
- , Listy do redakcji
Usłyszałem głośne trzaśnięcie drzwiami. Odetchnąłem z ulgą – to nie była ona. Chyba jeszcze nie czuję się na siłach, żeby stanąć z nią twarzą w twarz i powiedzieć jej prawdę. Basia jest dla mnie całym światem i przez dwie dekady nigdy jej nie zdradziłem. Przynajmniej do dzisiaj...
Byłem wierny 20 lat
Muszę przyznać, że zrobiło mi się bardzo miło, kiedy zauważyłem rosnącą sympatię Kasi.
– Zostałaś tak długo w pracy? – spytałem zaskoczony, widząc ją w biurze o tej porze.
– Skoro dyrektor nadal pracuje, to chyba nie wypada mi się zbierać? – odpowiedziała nowa asystentka, uśmiechając się ujmująco.
Kasia to była prawdziwa perełka – odpowiedzialna do bólu, zdolna jak mało kto, no i trzeba przyznać – piękna dziewczyna. Właśnie ta jej wyjątkowość sprawiła, że dałem się złapać jak kompletny żółtodziób. Popełniłem błąd, zabierając ją na delegację do Słupska. Wszystko potoczyło się jak w filmie – najpierw wspólna kolacja pełna flirtu, potem wino lało się strumieniami... To ona zaproponowała, żebym wpadł do jej pokoju. Choć szczerze mówiąc, nawet nie próbowałem się przed tym bronić.
O świcie wymknąłem się do swojego pokoju, czując ogromny wstyd za to, co zrobiłem. Pragnąłem za wszelką cenę uniknąć spotkania z nią, ale musieliśmy jeszcze razem wrócić do domu.
– Wczorajsza sytuacja była jednorazowa – powiedziałem podczas jazdy samochodem. – Najlepiej będzie, jeśli szybko wyrzucimy to z pamięci.
Ale nie dało się zapomnieć
Sądziłem, że zareaguje złością, może nawet groźbami. Ale nie – była zupełna cisza. Mój wewnętrzny spokój prysł jednak po około półtora miesiąca, kiedy Katarzyna przedstawiła mi dokument potwierdzający, że jest w ciąży...
– Jesteś ojcem tego dziecka – powiedziała wprost.
– Chyba sobie kpisz?! – spojrzałem na nią zszokowany. – Sama twierdziłaś, że stosujesz antykoncepcję. Co to ma znaczyć?
– Najwyraźniej przepuściłam jedną dawkę – zauważyłem, że zaczynała płakać. – Jak ja sobie z tym poradzę?
Bezsilnie osunąłem się na siedzenie i poluzowałem kołnierzyk. Szok sprawił, że nie mogłem zebrać myśli. Skąd mam mieć pewność, że to nie moje? A jeśli faktycznie będę miał dziecko... Moja żona Basia nigdy nie wybaczyłaby mi takiej sytuacji!
Zbyszek! No jasne, on na pewno będzie wiedział, co zrobić. W końcu znamy się od bardzo dawna. Z pewnością coś wymyśli.
– No jasne, nic dziwnego – rzucił, wysłuchawszy mojej historii. – Co trzeci szef ma taką przygodę. Dobra, mam pomysł – Zbyszek spoważniał nagle. – Dam ci kontakt do jednego lekarza, którego znam. Musisz się z nim skontaktować. Załatwi ci papier, że twój stan zdrowia raczej wyklucza ojcostwo – puścił do mnie oko.
Nie będę znaleźnym tatuśkiem
Ostatnią nadzieją okazała się ta właśnie sugestia. Doktor, którego polecił mi Zbyszek, wykonał serię badań. To, co odkrył, kompletnie go zaskoczyło.
– Z medycznego punktu widzenia faktycznie jest pan bezpłodny – powiedział ponuro, gdy analizowaliśmy rezultaty testów.
Odebrało mi mowę. Jak to możliwe, że jestem bezpłodny? Przecież mam syna, Adama!
Wychodząc od medyka, ledwo trzymałem się na nogach. Skierowałem kroki do pobliskiej knajpy i usiadłem przy kontuarze. Najpierw jeden kieliszek, później drugi, w końcu trzeci.
„To naprawdę moje dziecko? A może jednak nie? W takim razie kto jest ojcem?” – takie myśli kłębiły mi się w głowie. Jakoś udało mi się dowlec do mieszkania. Kiedy małżonka chciała mi pomóc się rozebrać, odsunąłem ją od siebie. Popatrzyła na mnie ze zdumieniem, ale nic nie powiedziała.
Kolejnego poranka przedstawiłem żonie zaświadczenie lekarskie. Na jej policzkach pojawił się rumieniec, spuściła wzrok i rozpłakała się. W mojej głowie kłębiły się myśli o przyszłości naszego związku. Skoro byłem bezpłodny, to znaczyło, że Adaś... „Boże święty! Przecież to mój ukochany synek! Co ja mam teraz zrobić?” – biłem się z własnymi myślami.
Szykowałem się mentalnie do nadchodzącej rozmowy. Rozłożyłem się wygodnie na kanapie, lekko przymknąłem powieki i nagle zalała mnie fala wspomnień. Stanęły mi przed oczami wszystkie najważniejsze chwile – ta pierwsza randka pełna motyli w brzuchu, nieśmiały pocałunek na początku znajomości, moment gdy uklęknąłem z pierścionkiem, ceremonia w kościele i szalona impreza weselna.
Nasze oczekiwanie na małego Adasia trwało całą dekadę. Pamiętam tę ogromną radość, gdy Basia przekazała mi wiadomość o ciąży. To wydarzyło się we wrześniu – akurat w dniu moich urodzin, więc ta data mocno utkwiła mi w pamięci. Nasz synek urodził się wiosną, w kwietniu, co wskazuje na to, że początek ciąży przypadł na lipiec. Choć bardzo się staram, nie potrafię sobie dokładnie przypomnieć, co robiliśmy w tamtym miesiącu jedenaście lat temu. Jedno jest pewne – każde wakacje spędzaliśmy wspólnie.
Zrobiła mi coś o wiele gorszego
Właśnie sobie przypomniałem! Był taki moment, kiedy moja Basia wybrała się samotnie do nadmorskiego kurortu. Ja niestety musiałem zostać w Warszawie, bo akurat stawiałem pierwsze kroki z własnym biznesem. To chyba wydarzyło się właśnie wtedy, podczas tego letniego wyjazdu. Stuknąłem się w głowę z wrażenia. No jasne, przecież trzymam w domu kolekcję kartek!
Ta pasja do kolekcjonowania pocztówek towarzyszy mi od dzieciństwa. Gorączkowo wertowałem kolejne albumy. Jest! Dokładnie ta, której szukałem. Widok przedstawiający plażę z jasnym piaskiem, błękitne morze i kawałek promenady. Z tyłu wiadomość: „Jest przepięknie, ale bez Ciebie smutno. Twoja B.”
Nareszcie wszystko stało się jasne. Moja żona wykorzystała urlop spędzony bez mojej obecności na znalezienie sobie kochanka, bo uznała – zresztą słusznie – że nie dam rady zostać ojcem. Efektem tej wakacyjnej przygody jest mały Adam. Trudno o bardziej oklepaną sytuację!
Co w tej sytuacji mam zrobić? Spakować walizki i zniknąć? A co się stanie z Adamem, gdy pozna prawdę o swoim pochodzeniu? W drzwiach słychać przekręcany klucz – to na pewno wraca Basia. Czuję, jak serce wali mi coraz mocniej. Nie mogę dłużej zwlekać. Spojrzę jej w oczy i powiem wprost, że między nami koniec.
– Fajnie, że już wróciłeś – mówi Adam, zrzucając plecak na kanapę i siadając tuż przy mnie. – Może partyjkę szachów? Coś nie tak?
Kto w ogóle śmiał sugerować, że to nie mój syn? Jakim prawem? I jak ja mogłem w to zwątpić? Co za głupota. Adam jest moim dzieckiem, od zawsze i na zawsze.
Krzysztof, 44 lata