„Zgodziłam się na bycie kochanką, bo wiedziałam, że wierny mężulek w końcu pęknie. Przecież to ja trzymam pieska na smyczy”
„Dobrze zbudowany, superprzystojny, a przy tym silny i władczy. Taki był mój ideał faceta. Na wrażliwców patrzyłam z pogardą. Los pokazał, który typ jest tak naprawdę dla mnie”.
- Klaudia, lat 28
Narzeczony zadzwonił późnym wieczorem i od razu skoczyło mi ciśnienie. Wszystkiego bym się spodziewała, tylko nie tego! Nie w takiej chwili...
– Tylko się nie wściekaj – powiedział skruszonym głosem. – Mam czterdzieści stopni gorączki. Dosłownie odlatuję.
Faktycznie, brzmiał dość niewyraźnie. Na odległość się czuło, że coś z nim nie tak, ale na wszelki wypadek warknęłam:
– Nie kombinuj! Strach ci zajrzał do tyłka? Chyba trochę za późno!
Niestety, to była odra. Zwykła, dziecinna choroba, którą powinno się przejść w przedszkolu. W późniejszym wieku bywa bardzo niebezpieczna i może doprowadzić do ciężkich powikłań. Łukasz leżał jak dętka. Kichał, kasłał, łzawiły mu oczy, a po trzech dniach pojawiła się paskudna, różowawa wysypka; najpierw na twarzy i szyi, potem na całym tułowiu. O ślubie nie było mowy!
Zobacz także
Z odwoływaniem gości, sali weselnej, ceremonii w kościele mieliśmy mnóstwo kłopotów i bieganiny. Myśleliśmy, że uda się poprzesuwać terminy o kilka dni, lub nawet tygodni, ale to nie było takie proste.
Dobrze, że jestem wolna. Mogę robić, co chcę
Czas mijał, a Łukasz nadal czuł się marnie. Z trudem dochodził do siebie... Przyplątało się bolesne zapalenie ucha środkowego. Mój narzeczony praktycznie nie wstawał z łóżka. Chcąc nie chcąc, odłożyliśmy nasze plany na czas nieokreślony... Sukienkę, buty, bieliznę, welon spakowałam i schowałam do szafy. Kiedy spojrzałam na pudło z moją wyprawą, łzy same napływały mi do oczu. Wywiozłam więc wszystko do babci. Co z oczu, to i z serca! Po jakimś czasie przestałam rozpaczać, bo między mną a Łukaszem zaczęło się psuć. Z dnia na dzień było gorzej.
– Całe szczęście, jestem wolna – myślałam. – Mogę robić, co chcę. Jak dobrze, że ten cherlak się pochorował w ostatniej chwili. Nie muszę się rozwodzić.
Nasz związek rozpadł się ostatecznie po paru miesiącach. Niczego nie żałowałam. Lepiej, żeby każde poszło w swoją stronę, zamiast się żreć jak pies z kotem.
Zmieniłam pracę. Więcej zarabiałam, ale w robocie spędzałam po szesnaście godzin na dobę. Z konieczności grono moich znajomych zawęziło się do ludzi z korporacji. Wspólnie wyskakiwaliśmy na lunch, chodziliśmy do tych samych pubów i wyjeżdżaliśmy na integracyjne trzydniówki. Na takim spędzie poznałam Darka...
Był zabójczo przystojny. Opalony na brąz blondyn z piwnymi oczami i mięśniami strongmana. Do tego superinteligentny. Natychmiast się zakochałam! Od razu mi powiedział, że od dłuższego czasu ma narzeczoną, więc mogę liczyć tylko na seks bez zobowiązań. „Gadaj zdrów! – pomyślałam. – Nie ma takiej narzeczonej, której się nie da przegonić, jeśli się do tego dobrze zabierze”.
Przez trzy dni i noce byliśmy nierozłączni. „Bajki plecie o tej drugiej kobiecie – wmawiałam sobie. – Facet, który tak umie kochać i pieścić kobietę nie może być z żadną inną. Wymyślił to, żeby mu laski dały spokój. Ale nie ze mną te bajery!”. Szybko się okazało, że jednak nie kłamał.
Zobaczysz, draniu, jak się gra w mojej lidze!
Już następnego dnia po powrocie z wyjazdu, czatowałam na niego przed biurowcem. Byłam pewna, że pójdziemy na piwo albo na kolację, a później zaproszę go do siebie i znowu będzie gorąco i pięknie. Własnym oczom nie wierzyłam, kiedy zobaczyłam, że mija mnie obojętnie i podbiega do wypasionego auta. Za kierownicą czekała jakaś ślicznotka.
– Niespodzianka, co? – wyzłośliwiały się babki z mojego działu, obserwując całą sytuację. – Myślałaś, że trafił ci się skarb, a tu pusty papierek. Czekoladka dla innej!
Ale ze mną nie tak łatwo!
– Musimy pogadać! – powiedziałam Darkowi następnego dnia. – Nie zwiejesz przede mną. Nawet nie próbuj.
– O co ci chodzi? – spojrzał na mnie pogardliwie. – Uprzedzałem, że nie masz na co liczyć. Było miło i koniec. Żenię się.
– Twoja przyszła wie, że zaliczasz inne?
– Nie bądź ordynarna – parsknął. – I odczep się od niej, nie twoja liga...
Dopiero teraz mnie wkurzył!
– Pożałujesz, że to powiedziałeś! Zobaczysz, jak się gra w mojej lidze! – zawołałam, ogarnięta rządzą zemsty.
Opowiadałam wszystkim, którzy chcieli słuchać
Przyczaiłam się. Byłam cichutka i schodziłam mu z drogi. Miał czas, żeby się poczuć pewnie i wtedy uderzyłam.
– Będziemy mieli dziecko – oznajmiłam na cały głos, kiedy spotkaliśmy się w bufecie. – Mówiłam, żebyś się zabezpieczył.
Wszystkie rozmowy nagle ucichły... Ludzie patrzyli na nas okrągłymi ze zdumienia oczami. Za to Darek był w prawdziwym szoku. Chyba nieźle się przestraszył. Zbladł i nie mógł złapać tchu...
– Nie zmyślaj – wykrztusił wreszcie. – Głupie żarty się ciebie trzymają!
– Żarty? Robiłam test trzy razy i za każdym podejściem to samo – będziesz tatą.
Machnął ręką i uciekł. Ja zostałam i opowiadałam wszystkim, którzy chcieli słuchać o naszym romansie. Oczywiście kolorowałam i bujałam zdrowo, ale czego się nie robi dla miłości, prawda? Wiedziałam, że wcześniej czy później o wszystkim doniosą jego narzeczonej. Nie myliłam się. Już po dwóch dniach miałam telefon, że ktoś chce ze mną pogadać.
– Kiedy i gdzie? – zapytałam.
– Wszystko jedno. Jak najszybciej...
Wybrałam elegancką kawiarnię w centrum miasta. Kazałam na siebie czekać. Kiedy wreszcie przyszłam, narzeczona Darka cała się trzęsła z nerwów. Wyglądała, jakby się chciała na mnie rzucić!
– Tylko bez awantur – uprzedziłam. – Jestem w ciąży, nie mogę się wkurzać!
Biedaczka... Śliczna, modniacha, w najlepszych ciuchach, ale to ja patrzyłam na nią z góry! Nawet mi się jej żal zrobiło.
– Zostaw tego dupka – poradziłam z dobrego serca. – Robi cię w konia.
Zaczęła płakać.
– Obiecywał, że już nigdy, przenigdy... On mówi, że to ty się podstawiłaś.
– No pewnie! Zgwałciłam go może? Wierzysz w takie bzdury? – prychnęłam.
– Nie wierzę – przyznała potulnie i dodała. – Nie rozumiesz... Ja go kocham.
Zakochać się w takim draniu?
Co miałam powiedzieć? Ona naprawdę była nieszczęśliwa. Ten drań ją zdradzał, okłamywał, wykorzystywał i wcale się nie zanosiło na to, że po ślubie się zmieni. Szła w bagno z całą świadomością. Wiedziała, co ją czeka. Czy mogłam ją zawrócić?
– Wiesz co – powiedziałam. – Rób, co chcesz! Na głupotę nie ma rady. Jeszcze tylko zapytam: masz już ślubną sukienkę?
– Mam wszystko. Od dawna jestem gotowa – odparła ze smutkiem.
– No to powodzenia. Nie stanę na twojej drodze do szczęścia. Bujałam z tą ciążą.
– Więc nic między wami nie było? – popatrzyła na mnie z nadzieją.
– Tak dobrze nie jest! – zaśmiałam się. – Było, było... I będzie z każdą, która się napatoczy. Nie łudź się, dziewczyno!
W pracy poplotkowali, pogadali i ucichli, tym bardziej, że jego przenieśli służbowo do innej filii. Do ostatniego dnia wieszał na mnie psy i gadał, jak z zawiedzionej miłości chciałam go zniszczyć. Phi! Zakochać się w takim draniu? Jeśli tak, to na krótką metę. Było, minęło... A jednak nie czułam się dobrze z tym, co mnie spotkało. Czemu mi nie wychodzi z facetami?! Czy coś ze mną jest nie tak?!
Dostałam prawdziwego świra na punkcie ślubu
Raz na jakiś czas jechałam do babci i przymierzałam moją białą suknię. Postanowiłam, że kiedy zacznie być na przykład za ciasna w pasie, albo zauważę, że coś z nią nie tak, to będzie sygnał: Dość tego! Muszę przestać być singielką! Niby byłam młoda, miałam mnóstwo czasu. A jednak tak bardzo nakręciłam się na małżeństwo, że było mi wszystko jedno z kim, byle tylko iść do ołtarza! Dostałam istnej paranoi przez te niepowodzenia.
Mariusza poznałam w aptece. Miał delikatne ręce i cichy głos. W białym kitlu farmaceuty wyglądał jak aniołek. Kompletnie nie był w moim typie!
Rozbolał mnie ząb, a ponieważ panicznie boję się dentysty, postanowiłam przeczekać. Były mi potrzebne naprawdę mocne i skuteczne proszki, więc poprosiłam o radę pana zza aptecznej lady.
– Wie pani – odezwał się trochę nieśmiało. – Jeśli tak bardzo boli, to pewnie się zrobił stan zapalny. Żadne środki przeciwbólowe wtedy nie zadziałają. Tylko stomatolog pomoże.
– Wujcio dobra rada! – mruknęłam ze złością. – Sama wiem, co robić.
– Przepraszam. Nie chciałem pani urazić – odparł pan aniołek. – Polecam ten specyfik. Podobno jest skuteczny.
Wzięłam prochy i wróciłam do domu.
Znalazł się dobroczyńca! Nawet mnie nie zna...
W ciągu następnych dwóch dni połknęłam prawie całe opakowanie. Kręciło mi się w głowie, miałam mdłości, ale strach przed wiertłem był silniejszy niż ból. Pognałam więc po następne proszki.
– Ryzykuje pani – tym razem farmaceuta był odważniejszy. – Pójdzie zapalenie okostnej i wówczas nic nie pomoże...
– Czy ja proszę o poradę? – warknęłam na biedaka. – Płacą panu za to?
– Nie – odparł spokojnie. – Ale nie płacą także i za to, żebym spokojnie patrzył, jak pacjent robi sobie krzywdę. Jako farmaceuta i człowiek nie mogę na to pozwolić.
– Wezwie pan policję? – zapytałam trochę głupkowato, ale miałam to gdzieś.
– Dam pani adres świetnego dentysty – zaproponował aniołek, nie bacząc na moje aroganckie zachowanie. – Jest naprawdę delikatny i na pewno pomoże. Leczy zęby od wielu lat, ma praktykę i niejedno widział. Jeszcze mi pani podziękuje.
– Znalazł się dobroczyńca! – parsknęłam. – Niech pan sobie wsadzi, gdzie pan chce te namiary. Sprzeda mi pan te prochy, czy mam iść do konkurencji?
Dopiero w domu zauważyłam, że w pudełeczku z lekami jest kartka z napisem: „Mój telefon... Proszę dzwonić, gdyby się pani jednak zdecydowała”.
Biedny ten nasz magister
Każdy, kogo kiedykolwiek bolały zęby wie, że najgorzej jest w nocy. Koło dwunastej zaczęłam dosłownie wariować... Środki przeciwbólowe przestały działać. Na skraju rozpaczy, nie zastanawiając się, że o tej porze facet może mnie spuścić na drzewo, zadzwoniłam do aniołka.
– Ratunku – wyjąkałam. – Zaraz umrę z bólu. Zgadzam się na wszystko...
– Proszę podać adres – usłyszałam spokojny głos. – Zaraz tam będę.
Jak on to zrobił, że w środku nocy dentysta otworzył swój gabinet i nie przestraszył się mojej histerii? Nie wiem.
– Będzie dobrze – powiedział tylko. – Poczuje pani delikatne ukłucie, ale to pestka w porównaniu z tym, co się teraz dzieje. Nie będzie bolało. Słowo honoru.
Po paru minutach młot pneumatyczny w mojej głowie i świder w uchu przerwały swą robotę! Byłam słaba jak kociak, trzęsły mi się kolana, wyglądałam jak półtora nieszczęścia, ledwo miałam siłę mruknąć cichutko słowa podziękowania. Dentysta nie chciał słyszeć o zapłacie.
– Niech pani przestanie – powiedział. – Skoro mój brat poprosił mnie o przysługę, nie mogłem mu odmówić.
Przyjrzałam się. Faktycznie, on i aptekarz byli podobni: te same szare oczy, spokojny, cichy głos i miły uśmiech... „Aniołek w dwóch osobach – pomyślałam trochę sarkastycznie. – Mogliby być trochę przystojniejsi... Szkoda”.
Po dwóch dniach poszłam do apteki, żeby podziękować. Niestety, mojego wybawiciela nie zastałam.
– Wziął trzy dni wolnego – usłyszałam.
– Kiedy będzie?
– Nie wiemy na pewno. W jego sytuacji wszystko się może wydarzyć.
Nie chciałam dopytywać, co to za sytuacja, ale los mi sprzyjał. Starsza pani z kolejki zaczęła plotkować z sąsiadką.
– Biedny ten nasz magister – ubolewała. – Tyle lat się męczy z tą swoją matką! Ale cóż, po wylewie tak często bywa...
Pierwszy raz w życiu nie liczył się dla mnie wygląd
Usłyszałam, że aniołek sam się opiekuje sparaliżowaną mamą, i że nie chce jej oddać do żadnego zakładu opiekuńczego. Pomaga mu brat, ale tamten ma rodzinę i prywatną praktykę, więc prawie cały wysiłek spada na pana Mariusza. Przy okazji dowiedziałam się, że tak ma na imię...
– Jaki to dobry człowiek – zachwycały się szepczące kobiety. – Doradzi, pogada, zawsze uśmiechnięty, nie pokazuje nerwów, a często dołoży z własnej kieszeni, jak komuś biednemu zabraknie parę groszy na leki. Tylko z kobietami podobno nie ma szczęścia. Narzeczona odeszła, bo jej za ciężko było przy chorej starszej pani... Już trochę minęło od rozstania, a on nadal samotny. Przydałaby mu się jakaś kobitka.
– Tak bywa. Łobuzy mają powodzenie, a od dobrego chłopa dziewczyny uciekają. Głupi ten świat. A baby same nie wiedzą, czego chcą! – narzekały.
Spokoju mi nie dawała ta podsłuchana rozmowa. Odczekałam jeszcze dzień i zatelefonowałam do pana aniołka. Wiedział, kto dzwoni. Ucieszył się!
– Jak się pani czuje? – zapytał. – Przepraszam, że sam nie dowiadywałem się wcześniej, ale mam trochę rodzinnych problemów. A więc, mogę jakoś pomóc?
Co za facet? Tylko by pomagał i pomagał! Sam w kieracie, a myśli o innych. Faktycznie – prawdziwy aniołek!
– Może raczej ja mogę coś dla pana zrobić? Jakieś zakupy... – zaproponowałam.
– Dziękuję. Radzę sobie.
Sporo czasu minęło zanim go przekonałam, że to nic wstydliwego korzystać, kiedy ktoś szczerze wyciąga rękę, żeby podtrzymać i wesprzeć. Mariusz umiał tylko dawać, natomiast nie potrafił brać, zawsze się tego wstydził, myśląc, że potraktują go jak słabeusza i nieudacznika.
Przy mnie zaczął się zmieniać...
Tak, jak ja, był po przejściach. Rozstanie nieźle go przeczołgało i zwyczajnie bał się ponownie zaufać kobiecie. Musiałam się bardzo starać, zanim mi uwierzył. Ale zanim to się stało, ja sama musiałam uwierzyć, że po raz pierwszy w życiu nie liczy się wygląd mężczyzny, jego mięśnie i fizyczna kondycja... Odłożyć na bok dawne wyobrażenia o męskości w imię czegoś ważniejszego – prawdziwego uczucia. Miałam do czynienia z delikatesem wśród facetów; wrażliwcem, myślicielem i subtelnym kochankiem. Podobało mi się to i wiedziałam, że muszę o niego walczyć.
Pomogłam zorganizować profesjonalną opiekę nad jego mamą. Zrozumiał, że jeśli się ma kogoś zaufanego, chory nie odczuje żadnego dyskomfortu. Sama wielokrotnie siedziałam przy łóżku starszej pani i nie było mi wcale ciężko. Kiedy już byliśmy naprawdę blisko, pokazałam mu moją ślubną suknię.
– Daj spokój – powiedział. – Kup nową. Nie przenoś do naszego życia starych ciuchów i wspomnień. Tamtego nie ma!
Masz rację, mój aniołku...