Reklama

Gdyby ktoś trzy lata temu powiedział mi, że Mateusz mnie zdradzi, parsknęłabym śmiechem. Nie, nie dlatego, że byłam taka naiwna. Po prostu... byliśmy nierozłączni. Poznaliśmy się na urodzinach mojej koleżanki – on wtedy żartował, że przyszedł tylko na chwilę, a został na trzy lata. I faktycznie – został.

Reklama

Pracuję w agencji reklamowej, więc nie mam zbyt wiele czasu na głupoty. Ale Mateusz to była taka moja „bezpieczna przestrzeń”. Po pracy wracałam do niego, do wspólnych wieczorów z pizzą, serialami, do jego głupkowatych tekstów i długich rozmów o wszystkim i niczym. Był czuły. Troskliwy. I zawsze miał czas – nawet kiedy ja nie miałam.

Ostatnio zaczął się trochę dziwnie zachowywać. Znikał w łazience z telefonem, uśmiechał się do ekranu jak nastolatek. Myślałam, że coś planuje. I naprawdę wierzyłam, że to będzie coś wyjątkowego. Bo przecież rozmawiał z moją mamą – widziałam ich razem, coś mu szeptała na ucho. Przypadkiem natknęłam się też na folder z jubilerskiej strony. Myślałam sobie wtedy: "Okej, Kamila, to się dzieje. Zaraz ci się oświadczy. Zaraz będzie twój moment."

W dodatku ten wyjazd do Chorwacji... Idealny plan. Morze, słońce, zachód słońca, a ja w białej sukience na deptaku w Zadarze. Tak sobie to wyobrażałam. Już czułam na palcu chłód pierścionka. Już widziałam łzy w oczach mojej mamy, kiedy wrócimy z wiadomością o zaręczynach.

– Kamila, on coś kombinuje – powiedziała mi przed wyjazdem moja przyjaciółka Aneta. – Ale pozytywnie. Wydajesz się taka... szczęśliwa ostatnio.

– Bo jestem – przyznałam z uśmiechem.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten wyjazd zmieni wszystko. Że zamiast zaręczyn dostanę coś zupełnie innego. Coś, co sprawi, że moje serce pęknie, a potem... sięgnie po coś mrocznego. Po zemstę.

Marzyłam o bajecznych zaręczynach

Przylecieliśmy do Zadaru późnym popołudniem. Gorące, słoneczne powietrze uderzyło mnie w twarz zaraz po wyjściu z lotniska. Mateusz stał obok mnie w swoich ulubionych okularach przeciwsłonecznych, z plecakiem zarzuconym na ramię. Wyglądał, jakby znał to miejsce na pamięć – pewny siebie, roześmiany, czarujący.

– To co, zaczynamy wakacje życia? – rzucił, chwytając mnie za rękę.

Uśmiechnęłam się. Byłam gotowa. Tak bardzo gotowa. Pierwszy dzień minął jak z bajki. Nasz apartament był tuż przy marinie – z tarasu widzieliśmy jachty kołyszące się leniwie na wodzie. Wieczorem zjedliśmy kolację w jednej z restauracji przy plaży. Świeże owoce morza, lampka białego wina, śmiech, rozmowy. Czułam, że to może być właśnie ten moment, że zaraz wyciągnie z kieszeni pudełeczko. Ale wtedy jego telefon zawibrował. Mateusz spojrzał na ekran i zbladł, choć próbował to ukryć.

– Przepraszam, muszę odebrać – rzucił i odszedł kilka kroków od stolika.

Siedziałam i gapiłam się na niego, jak przykleja telefon do ucha, jak kiwa głową, jak mówi cicho, niemal konspiracyjnie. Po kilku minutach wrócił do stołu.

– Kamila... Tylko się nie wkurz, dobra? – zaczął.

– Co się stało?

– Julia jest w Zadarze. Piszemy do siebie od kilku dni, bo ona planowała urlop i... no, tak się złożyło, że jest dokładnie tu. I... zaprosiłem ją na drinka. Wie, gdzie jesteśmy, zaraz wpadnie.

Zamarłam.

– Słucham? – spojrzałam na niego z niedowierzaniem. – Julia? Przecież to miały być nasze wakacje.

– No tak, ale to tylko jeden wieczór, no weź, nie przesadzaj. Przecież się lubicie, nie?

Nie odpowiedziałam. W moim brzuchu zaczęło się coś zaciskać. Znaliśmy Julię – była naszą wspólną znajomą. Piękna, zmysłowa, zawsze trochę zbyt pewna siebie. Nigdy nie byłam wobec niej zazdrosna, przynajmniej nie wcześniej. Ale teraz... Zaraz potem Julia pojawiła się w restauracji. Miała na sobie lekką sukienkę, włosy niedbale związane w koczek, złoty łańcuszek na szyi. Podeszła do nas i rzuciła się Mateuszowi na szyję.

– Mati! Jak dobrze cię widzieć! – pisnęła, całując go w policzek. – I Kamila, cześć kochana!

– Hej... – powiedziałam cicho, czując, jak uśmiech zastyga mi na twarzy.

Gdy usiedliśmy przy stoliku, Mateusz i Julia rozmawiali, śmiali się, opowiadali sobie jakieś historie, których nie znałam. Patrzyłam, jak ich spojrzenia się spotykają. Jak ona dotyka jego ręki, śmiejąc się z jakiegoś głupiego żartu. I wtedy poczułam to po raz pierwszy – niepokój. Wieczorem, wracając do apartamentu, nie wytrzymałam.

– Dlaczego nie mówiłeś mi, że Julia tu będzie?

– Bo nie planowaliśmy tego, serio. Napisała do mnie, kiedy już mieliśmy bilety. Myślałem, że będzie miło, jak się spotkamy.

– Tylko że to miały być nasze wakacje, Mateusz. Nasze, rozumiesz?

– Kamilka... – przytulił mnie i pocałował w czoło. – Nie przesadzaj. Wszystko jest dobrze. Naprawdę.

Ale ja już wiedziałam, że coś się zmieniło. I że dobrze nie będzie.

Szokujące odkrycie

Próbowałam się uspokoić. Naprawdę. Powtarzałam sobie, że to tylko kilka dni, że nie można z powodu jednego wieczoru rujnować całych wakacji. Ale następne dni nie przyniosły ulgi.

Julia zaczęła się pojawiać coraz częściej. „Tylko na chwilę, tylko na kawę, tylko się przejść z nami plażą.” Nagle robiło się z tego pół dnia. Wspólne śniadania, wycieczki, plażowanie. Za każdym razem Mateusz zachowywał się, jakby to było zupełnie naturalne. Jakby jej obecność była czymś oczywistym. A ja? Ja coraz bardziej czułam się jak dodatek. Jak tło do ich wspólnych uśmiechów i wspomnień, które – najwyraźniej – mieli.

Któregoś wieczoru wróciłam wcześniej z plaży – bolała mnie głowa. Mateusz i Julia zostali, bo „jeszcze chwilkę posiedzą”. Leżałam na kanapie w apartamencie, przewracając się z boku na bok. W końcu wstałam i wyszłam na taras. Słyszałam ich śmiech. Byli na tarasie sąsiedniego apartamentu – siedzieli obok siebie, blisko, zdecydowanie za blisko. Julia trzymała rękę na jego kolanie, a on nie odsunął jej. Nie myśląc wiele, weszłam z powrotem do środka, chwyciłam telefon Mateusza z półki. Nie miał hasła. Wystarczyło kilka przesunięć palcem. I wtedy zobaczyłam.

„Nie mogę się doczekać jutra, tylko my.”
„Pamiętasz tamtą noc w Krakowie?”
Zdjęcia. Zdjęcia z hotelu. Z łóżka. Ona. On.

Zamknęłam oczy. Świat się zatrzymał. Oddychałam szybko, serce waliło mi jak młot. Usłyszałam drzwi wejściowe. Mateusz wrócił.

– Kamila? Wszystko w porządku? – zawołał.

Nie odpowiedziałam. W głowie miałam tylko jedno zdanie.

„Zachowujesz się, jakbyś był tu z nią, nie ze mną.”

Zdrada pod moim nosem

Nie mogłam spać. Siedziałam na skraju łóżka, z telefonem Mateusza w dłoni, jakbym trzymała broń. W głowie kłębiły mi się obrazy – te wiadomości, zdjęcia, jej uśmiech, jego dłonie na jej ciele. Z każdą minutą czułam coraz większy wstręt. Do niego. Do niej. Do siebie, że niczego nie zauważyłam wcześniej. Drzwi do apartamentu się otworzyły.

– Kamila, wszystko okej? Dlaczego siedzisz po ciemku?

Wstałam powoli i spojrzałam na niego. Nie miałam łez, tylko zimną determinację.

– To miały być nasze wakacje, Mati.

– No przecież są...

– Naprawdę? – uniosłam telefon. – A to? To też jest „nasze”?

Mateusz zamarł, kiedy zobaczył ekran. Chwilę później wyciągnął rękę, jakby chciał zabrać telefon, ale ja cofnęłam się o krok.

– Kamila, ja... To nie tak.

– Nie tak? – roześmiałam się gorzko. – To co to jest? Zdjęcia z łóżka? Wiadomości, że nie możesz się jej doczekać?

W tym momencie drzwi sypialni się otworzyły. Julia.

– Co tu się dzieje? – spytała zaspanym głosem, owinięta w jego koszulkę.

Wtedy coś we mnie pękło. Dosłownie.

– Wy sobie robicie ze mnie jaja?! – krzyknęłam. – Ty, Julia? Ty byłaś moją przyjaciółką! Spałaś z moim facetem, a teraz jeszcze udajesz, że nie wiesz, co się dzieje?

– Kamila, uspokój się... – Mateusz próbował chwycić mnie za ramię, ale wyrwałam się.

– Nie dotykaj mnie! – wrzasnęłam. – Chciałeś dać jej pierścionek, co? „Kamila miała go dostać, ale zmieniłeś zdanie, co Mati?” – zadrwiłam, cytując Julię z podsłuchanej rozmowy.

Ona zbladła. On zamilkł.

– Wiesz co? Nie martw się. Nie wrócę do Polski z podkulonym ogonem.

Odwróciłam się i wyszłam.

Nie puszczę tego płazem

Wyszłam z apartamentu boso. Chyba zapomniałam butów. Szłam przez wąskie uliczki Zadaru, mijając tłumy turystów, sklepy z pamiątkami, knajpki z muzyką na żywo. Wszystko jak z katalogu wakacyjnego raju. Usiadłam na murku przy morzu. Wpatrywałam się w fale i czułam, jak coś we mnie pęka. Cała ta iluzja. Trzy lata budowania związku. Wszystko wzięło w łeb przez głupie, namiętne wiadomości i jej bezczelny uśmiech.

Zaczęłam się śmiać. Naprawdę. Głośno. Jaka ja byłam głupia. Widziałam sygnały – spojrzenia, ich tajemnicze rozmowy, jak spędzali ze sobą więcej czasu niż ze mną. A ja? Tłumaczyłam to sobie. Bo przecież „przyjaciele”, „to tylko Julia”, „nie ma się czym przejmować”. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Anety.

– Kamila? O tej porze? Co się stało?

Zdradził mnie – powiedziałam cicho. – Z Julią. Ona tu z nami była cały czas. Całe wakacje. A pierścionek, który miał być dla mnie... chyba miała dostać ona.

– O matko... – westchnęła. – Kamila, wracaj stamtąd. Natychmiast. Wezmę ci bilety, pojedziesz do mojej siostry do Splitu, stamtąd samolot.

– Nie – przerwałam jej. – Nie wrócę. Jeszcze nie.

– Co? Ale czemu?

Spojrzałam na fale, uśmiechnęłam się słodko-gorzko.

– Bo zrobię im piekło z tego raju, Aneta. Tego nie zapomną do końca życia.

– Kamila... nie rób głupstw...

– Nie zamierzam. Będę bardzo rozważna. Skoro zniszczyli moje wakacje, to ja zniszczę ich.

Rozłączyłam się. Spojrzałam w niebo. Czas zaplanować zemstę. I to taką, która zaboli ich bardziej niż moje rozczarowanie. Zaczęłam w głowie układać plan. Nie będę ofiarą tej historii. Będę jej reżyserką.

Czas na małą intrygę

Zaczęłam od portali społecznościowych: zdjęcia z kolacji – zrobione przeze mnie, kiedy myślałam, że dokumentuję romantyczny wyjazd. Tylko że teraz każde z nich nabrało innego znaczenia. Zbliżenia na ich spojrzenia, ich uśmiechy. Na jednym ona trzyma rękę na jego udzie. Wrzuciłam kolaż. Dodałam opis: „A miał być pierścionek i zaręczyny. Ale zamiast tego dostałam lekcję. Dzięki wam – Julia i Mati – już wiem, komu nie ufać.”

Reakcje? Natychmiastowe. Wiadomości od znajomych. Komentarze. Niektórzy nie dowierzali. Inni pisali: „Domyślałam się”, „Wiedziałam, że coś między nimi było”. Nawet jego kolega z pracy napisał: „Ty serio? On ci to zrobił?” Wysłałam screeny ich wiadomości do Julii. I do Mateusza. Osobno. Bez komentarza. Po prostu surowe dowody.

Potem włączyłam nagranie z rozmowy, którą nagrałam przypadkiem – kiedy siedzieli na tarasie sąsiedniego apartamentu. Głosy nie były głośne, ale wystarczająco wyraźne, by zrozumieć wszystko. Szczególnie jedno zdanie Julii:

– Miała dostać pierścionek, ale chyba zmieniłeś zdanie, co Mati?

To zdanie zrobiło robotę. Wrzuciłam fragment nagrania do sieci. Anonimowo. Z napisem: „Zdradził mnie na wakacjach. Z naszą wspólną przyjaciółką. A miał się oświadczyć.”

Poszło viralem. Następnego dnia Julia zablokowała swoje konta w social mediach. Mateusz? Próbował do mnie dzwonić. Pisać. „Porozmawiajmy. To nie tak.” Usunęłam numer. Po dwóch dniach dowiedziałam się, że jego firma zawiesiła z nim współpracę. W końcu to agencja PR. A taka „reklama” to nie żart. Ostatni telefon dostałam od Julii.

– Kamila, jak mogłaś to zrobić?!

– Jak mogliście mi to zrobić? – zapytałam spokojnie i rozłączyłam się.

Nie poczułam ulgi. Ani triumfu. Ale przynajmniej... przestałam być ofiarą.

Pozostało tylko wspomnienie zachodu słońca

Wracałam do Polski sama. W samolocie nikt nie siedział obok mnie, więc mogłam patrzeć przez okno i udawać, że nie chce mi się płakać. Bo trochę chciało. Ale to już nie był ten rodzaj bólu, co wcześniej. Bardziej... pustka. Jak po trzęsieniu ziemi, kiedy już wszystko runie, a ty tylko stoisz wśród gruzów i nie wiesz, co dalej. Mama przyjechała po mnie na lotnisko. Milczała przez całą drogę, aż w końcu, kiedy zatrzymałyśmy się pod blokiem, spojrzała na mnie niepewnie.

– I jak tam wakacje?

Uśmiechnęłam się. Gorzko.

Inaczej niż myślałam. Ale chyba lepiej, że dowiedziałam się teraz. A nie z pierścionkiem na palcu.

Mama nie dopytywała. Tylko przytuliła mnie mocno i powiedziała:

– Jesteś silniejsza, niż myślisz.

Nie odpowiedziałam. Bo nie czułam się silna. Czułam się... oszukana. Zbrukana od środka. Zamknęłam się w mieszkaniu na kilka dni. Usunęłam wspólne zdjęcia. Spakowałam rzeczy Mateusza i wystawiłam pod drzwi. Nie odezwał się. Ani razu więcej. Julia też zniknęła – podobno przeniosła się do innego miasta. Ludzie gadali, ale mnie już to nie obchodziło.

W pracy udawałam, że wszystko gra. Śmiałam się z żartów, robiłam prezentacje, odbierałam telefony. Ale wewnętrznie coś we mnie zgasło. Straciłam nie tylko faceta i przyjaciółkę. Straciłam zaufanie do ludzi. Do siebie. Czasem łapię się na tym, że myślę o tamtym zachodzie słońca. Tym z pierwszego wieczoru. I o tym, że przez chwilę naprawdę wierzyłam, że to będzie początek mojego nowego życia. I był. Tylko nie takiego, jakie sobie wyobrażałam.

Kamila, 26 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama