Reklama

Na sali przygasło światło, ale zamiast zapowiedzi kolejnej komedii romantycznej zobaczyłam... siebie. Jak śmieję się w parku, jak trzymam kubek kawy, jak tańczę w kuchni. A potem Michała – jak patrzy prosto w kamerę i mówi: „zostaniesz moją żoną?”. Kiedy światła znów się zapaliły, klęczał przede mną z pierścionkiem. Cała sala klaskała. A ja się zgodziłam. Bo kto by nie chciał takiego zakończenia? Tyle że trzy dni później zobaczyłam inny film. I to już nie była komedia romantyczna.

Bujałam w obłokach

– Jeszcze w to nie wierzę – powiedziałam. – To było jak z filmu.

– Bo to był film, nie? – roześmiała się Magda, moja przyjaciółka. – W życiu nie widziałam faceta, który by się tak postarał. Może jednak są jacyś normalni?

Wzruszyłam ramionami i zerknęłam na swój kubek cappuccino, którego pianka dawno już opadła.

– Wiesz, jak się zapytał, czy zostanę jego żoną, to myślałam, że serce mi wyskoczy z piersi. Nawet nie pamiętam, co odpowiedziałam. Chyba tylko kiwnęłam głową i płakałam.

– Tak, płakałaś – Magda uniosła brew. – Błagam cię, nie zachowuj się teraz jak księżniczka. Chociaż masz narzeczonego roku.

Pokiwałam głową, ale gdzieś w środku czułam dziwne ukłucie. Może to przez to, że od jakiegoś czasu Michał jakby się lekko zdystansował. Wcześniej wysyłał milion buziaków, serduszek, głupich memów. Teraz – poprawna czułość. Nic wielkiego. A z drugiej strony nie mogłam oczekiwać wiecznych fajerwerków, prawda?

– Spotykacie się dzisiaj? – spytała Magda, przerywając moje zamyślenie.

– Tak, ma do mnie wpaść wieczorem.

Jeszcze nie wiedziałam, że ten wieczór będzie ostatnim, w którym czułam się naprawdę szczęśliwa.

Czułam, że coś jest nie tak

– Daj mi chwilkę, muszę coś skończyć – powiedział Michał, gdy tylko przekroczył próg mojego mieszkania i wyciągnął telefon z kieszeni.

– Jasne – odpowiedziałam, próbując nie okazać, że trochę mnie to ukłuło.

Bo przecież nie widzieliśmy się dwa dni. Myślałam, że rzuci mi się na szyję, a nie będzie wgapiał się w ekran, jakby pisał do papieża. Poszłam do kuchni zrobić herbatę. Słyszałam, jak chodzi po moim salonie i coś pod nosem mruczy. Gdy wróciłam z kubkami, siedział na kanapie z nosem w telefonie.

Co masz tak ważnego?

– Eee, nic, jakieś głupoty służbowe. Wiesz, Robert znowu coś pomylił i teraz muszę po nim ogarniać.

– Jasne – uśmiechnęłam się, ale coś we mnie zadrżało.

Usiadłam obok niego, wtuliłam się w jego ramię. Pachniał znajomo – jego perfumy, jego kurtka, jego ciepło. I mimo wszystko… jego dystans.

– Dziś mijają trzy dni, wiesz? – powiedziałam cicho. – Od oświadczyn.

W końcu podniósł oczy znad telefonu i uśmiechnął się półgębkiem.

Dobrze, że się zgodziłaś, nie?

– A ty… jesteś pewny, że tego chcesz? – wypaliłam szybciej, niż zdążyłam pomyśleć.

Zamarł. A potem znowu ten uśmiech.

– No coś ty. Gdybym nie był pewny, nie robiłbym całego tego cyrku z kinem, prawda?

Uśmiechnęłam się, ale w środku czułam, że coś jest nie tak.

Nie mogłam złapać tchu

Filmik przysłała mi Klaudia. Miała talent do psucia nastroju.

„Sorry, że tak późno, ale musisz to zobaczyć”, napisała.

Kliknęłam bez większych emocji. Może coś śmiesznego. Może jakaś nowa drama z pracy. Ale nie. To było krótkie nagranie. Ledwie siedem sekund. Siedem sekund, które rozwaliły mi serce jak młotkiem porcelanową filiżankę. Michał. Mój Michał. Z jakąś dziewczyną. W klubie. Trzymał ją w pasie, całowali się jak w jakimś tanim teledysku. Ona w czerwonej sukience, kręciła biodrami, on wtulony jak piesek do właścicielki. Na jego ręku – ta sama skórzana bransoletka, którą mu dałam na urodziny. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Cofnęłam filmik. Odtworzyłam jeszcze raz. Potem jeszcze raz.

„Kiedy to było?”, napisałam, a donie mi się trzęsły z emocji.

Odpisała niemal od razu.

„Wczoraj. Koleżanka była w tym klubie, nagrała przypadkiem. A potem wrzuciła, nie wiedząc, kto to. Ja dopiero po twoim story z zaręczynami skojarzyłam”.

Wczoraj. Czyli tego samego dnia, kiedy mówił, że ma awaryjny dyżur w pracy. Wstałam, podeszłam do lustra. Patrzyłam na siebie długo. Czerwona piżama w serduszka. Rozmazany tusz. Dziewczyna, która dała się nabrać. Wybrałam numer. Odrzucił. Napisałam:

„Możemy pogadać?”.

Cisza. Po chwili tylko jedno słowo od niego:

„Jutro”.

Obróciłam się na pięcie

Następnego dnia czekałam. Od ósmej rano. Siedziałam na kanapie jak idiotka, patrząc w telefon, który milczał jak grób. Michał miał przyjść, miał wszystko wyjaśnić. Nie przyszedł. Nie dzwonił. Nie pisał. O szesnastej nie wytrzymałam. Włożyłam buty, kurtkę i wyszłam. Nie, żeby zrobić scenę. Chciałam tylko spojrzeć mu w oczy. Zobaczyć, czy chociaż się zawaha. Czy w ogóle ma w sobie coś z człowieka, którego pokochałam? Otworzył drzwi w dresie, z rozczochranymi włosami i telefonem w ręku.

– Lena?

A kogo się spodziewałeś? – zapytałam spokojnie, choć serce waliło mi jak szalone.

Zamknął oczy na sekundę, westchnął.

– Miałem napisać… Przepraszam.

– Nie musisz pisać. Już wszystko wiem – powiedziałam i wyciągnęłam telefon. – Chcesz jeszcze raz to zobaczyć?

Spojrzał na ekran, ale nie odebrałam żadnej reakcji. Jakby patrzył na pogodę.

– To nie tak.

– Nie tak? Nie całowałeś jej? Nie byłeś z nią w klubie dzień po tym, jak mi się oświadczyłeś?

– Pokłóciliśmy się wtedy… Pamiętasz? Nie odpisywałaś pół dnia.

– Nie pisałam przez pięć godzin, bo byłam u dentysty. Nie wiedziałam, że to zielone światło na zdradę.

Zamilkł.

– Czyli… co teraz? – zapytał po chwili.

– Nie wiem – powiedziałam. – Ty mi powiedz. Bo ja już chyba przestałam być główną bohaterką w tym twoim filmie.

Obróciłam się na pięcie. Jeszcze nie wiedziałam, że dopiero teraz zacznie się najgorsze.

Uśmiechnęłam się smutno

Kolejne dni były dziwnie ciche. Michał nie pisał. Ja też nie. Zablokowałam go wszędzie – nie z wściekłości, bardziej z potrzeby ciszy. Ludzie mówią, że czas leczy rany. Może i tak, ale nikt nie mówił, co robić, gdy codziennie widzisz pierścionek na palcu i myślisz, że to miał być plan na resztę życia. Chciałam o wszystkim zapomnieć, więc zabrałam się za sprzątanie. Takie gruntowne – jakby zmycie kurzu miało pomóc zmyć z siebie wstyd. W szufladzie znalazłam kartkę. Od niego. Chyba napisał ją przed oświadczynami.

„Jesteś dla mnie domem. W twojej obecności wszystko ma sens. Wiem, że czasem jestem trudny, ale ty jesteś moją kotwicą. Chcę się z tobą budzić do końca życia”.

Chciałam ją podrzeć, ale tylko schowałam ją głębiej.

I co z tym wszystkim zrobisz? – zapytała Magda, kiedy spotkałyśmy się w tej samej kawiarni co tydzień wcześniej.

– Jeszcze nie wiem.

Wybaczysz?

– Nie wiem – powtórzyłam. – Najgorsze, że nie jestem nawet zła. Jestem... zmęczona.

Magda pokiwała głową.

– Może to i dobrze. Złość często zasłania rozczarowanie. A ty masz pełne prawo być rozczarowana. Przecież obie wierzyłyśmy, że to będzie to.

– Wiesz, co najbardziej mnie boli? – spojrzałam na nią. – Nie to, że mnie zdradził. Tylko że zrobił z tego spektakl. Kino. I oświadczył się w miejscu, które powinno kojarzyć się z magią. A ja już nigdy nie spojrzę na ekran tak samo.

Magda wzięła moją dłoń.

– Może po prostu musisz znaleźć swój własny film. Taki, w którym nikt ci nie pisze scenariusza.

Uśmiechnęłam się smutno.

– Tylko tym razem sama wybiorę gatunek. I bohatera.

Zrozumiałam coś ważnego

Minął miesiąc. Pierścionek leżał w szufladzie z rajstopami. Michał przysłał list. Ręcznie napisany. Podobno to miało mieć większe znaczenie.

„Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Wiem tylko, że spieprzyłem coś, co było najprawdziwsze w moim życiu. Jeśli kiedyś jeszcze będziesz chciała się spotkać – będę czekał”.

Nie odpisałam. Nie dlatego, że nie bolało. Ale dlatego, że zrozumiałam coś ważnego. Wieczorem, zupełnie spontanicznie, poszłam do kina. Sama. Film? Jakaś włoska komedia, o kobiecie, która rzuciła faceta przed ołtarzem i pojechała na Sycylię piec pizzę. Śmiałam się głośno, trochę za bardzo, ale nikt się nie obejrzał. Po seansie zauważyłam Magdę, jak czeka na mnie przy wejściu.

Naprawdę poszłaś sama? – zapytała z uznaniem.

– Tak. I wiesz co? To było genialne. Zero kompromisów. Zero dzielenia popcornu.

– Brzmisz… inaczej.

– Może wreszcie gram główną rolę – zażartowałam.

– I kto jest twoim partnerem?

Uśmiechnęłam się.

– Na razie ja sama. I powiem ci, że to najtrudniejszy, ale najciekawszy związek, w jakim byłam.

Magda parsknęła śmiechem.

– No to powodzenia, gwiazdo.

Rozłączyłam się, a potem pomyślałam, że tym razem to ja wybierałam historię. I nie zamierzałam już grać w niczyim scenariuszu poza swoim.

Lena, 23 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama